Jednoczenie prawicy
Czy ze zjednoczenia kilku partii lewicowych powstanie jedna – prawicowa?
Specjaliści od robienia wody z mózgu (SORW-y), dwoją się i troją, żeby wmówić „ciemnemu ludowi” różne absurdalne twierdzenia. I przeważnie im się to udaje, tzn. „ciemny lud to kupuje”. Ostatnio z zapartym tchem śledzę proces jednoczenia „prawicy”. Uda się, czy się nie uda? Bukmacherzy przyjmują zakłady, a ja czytam różne enuncjacje na ten temat i nadziwić się nie mogę. W chwili gdy piszę te słowa odtrąbiono już zakończenie pierwszego etapu jednoczenia: PiS zjednoczył się z Jackiem Kurskim. Zapowiadane są kolejne etapy.
Partie uwielbiają przyklejać sobie różne etykietki. Dobra etykietka ma przynieść odpowiednią wysokość słupka w sondażach. I, jeśli za sprawę wezmą się zdolni spin-doktorzy, to przeważnie przynosi. A co z programami? Wolne żarty! W dzisiejszej Polsce partie nie mają żadnych programów! Mają jedynie hasła sprowadzające się do tego, że za ich rządów wszyscy będą szczęśliwi, zdrowi i bogaci. Oczywiście partie wynajmują SORW-ów, którzy piszą im mądre broszury pt. „Program Partii”. Jednak bełkot tam zawarty, wymieszany z dużą dawką demagogii i populizmu, nie pozwala wyciągnąć jakichkolwiek wniosków, co do planów partii po zdobyciu władzy. Jednak z wypowiedzi liderów i innych prominentnych członków partii można wyciągnąć pewne wnioski. Jeśli chodzi o partie jednoczącej się właśnie „prawicy”, wnioski wyciągam następujące:
- Liczy się przede wszystkim silne państwo; interes obywateli ma być podporządkowany interesowi państwa. Czyli, jak mawiał pewien klasyk: „jednostka – niczym, państwo – wszystkim”.
- Obywatele nie muszą troszczyć się o przyszłość swoją i swoich rodzin – zrobi to za nich państwo, czyli urzędnicy. Potrzebne na to środki pozyskuje się z wysokich podatków i zadłużania państwa, czyli jeszcze wyższych podatków od następnych pokoleń.
- Bezpieczeństwo państwa wymaga, żeby jak największa część gospodarki była kontrolowana prze rząd, spółki z przeważającym udziałem państwa mogą liczyć na specjalne traktowanie, czyli dopłaty z podatków obywateli (LOT, kopalnie itp.).
- Walka z korupcją jest absolutnym priorytetem, a przykładne karanie skorumpowanych jest miernikiem skuteczności działania rządu. Gdy nie uda się złapać wystarczająco dużo skorumpowanych, dobiera się z uczciwych.
- Największymi wrogami państwa są przedsiębiorcy prywatni. Walka z nimi, to główny cel aparatu urzędniczego i służb specjalnych. Ideałem jest państwo, w którym nie ma przedsiębiorców.
Nie sposób nie zdawać sobie sprawy, że powyższe tezy, są tezami lewicowymi! Więc partie, które je głoszą są partiami lewicowymi. Z ich zjednoczenia nie może powstać partia prawicowa, lecz kolejna partia lewicowa. Manifestowanie przywiązania do wartości takich, jak religia czy rodzina, nic w tej ocenie nie zmienia. Powoduje tylko, że mamy dwa odłamy partii lewicowych: pobożne i bezbożne. Ale ze zjednoczenia kilku lewicowych partii pobożnych też powstanie partia lewicy pobożnej, bo przecież nie partia prawicowa.
Świetnie napisane! Absolutnie zgadzam się ze wszystkim. Czekam na kolejne komentarze.
To pierwszy komentarz na blogu, więc nie mogę go zostawić bez odpowiedzi. Dziękuję za pochwałę. Ponieważ jestem bardzo zawzięty na absurdy, które nas otaczają, będę o tym często pisał. Jestem pewien, że nie zawiodę się na naszych politykach i że codziennie będą mi dostarczać nowych tematów. Tacy politycy, to po prostu skarb!
Jasiu super, jestem pod wielkim wrażeniem!!!!
Dużo prawdy w tym co pisze Janek. Jakby tego w programach partii nie przestawiać to zawsze wychodzi na kwintesencję „Roku 1984” Blaira/Orwella. Ale nie polecam czytania tej klasyki. Na co dzień mamy równie dużo absurdalnych sytuacji.
Przywołałeś „Rok 1984”. Pamiętam, jak w latach 80-tych ubiegłego wieku czytałem, z wypiekami na twarzy, tę znakomitą powieść, wydaną wtedy w nielegalnym obiegu. Oczywiście sytuacje z książki odnosiłem do polskiej rzeczywistości: stanu wojennego, bankrutującego socjalizmu, powszechnej beznadziei i poczucia zniewolenia. Dziś, 30 lat później, wszystko jest inne, lepsze. Świat nabrał kolorów, a życie jest przyjemniejsze. A jednak mam nieodparte wrażenie, że jesteśmy dziś bliżsi wizji Orwella, niż byliśmy wtedy.