"Krzywa Laffera to bzdura"

Tytuł wpisu to cytat z wywiadu, jakiego Polityce udzielił wybitny polski polityk i ekonomista, profesor Uniwersytetu Łódzkiego, doktor honoris causa Uniwersytetu Ekonomicznego we Wrocławiu, były sekretarz Komitetu Uczelnianego PZPR na Uniwersytecie Łódzkim, były minister finansów, były premier, były szef Rady Koordynacji Międzynarodowej w Iraku, prezes Narodowego Banku Polskiego – Marek Belka. Gdy taki autorytet objawia jakąś prawdę, wypada tylko paść na kolana i przyjąć do wierzenia. Ale ponieważ jednym z założeń mojego bloga, jest tropienie i obnażanie absurdów, więc nie mogę tego nie skomentować.

Krzywa Laffera, to koncepcja teoretyczna sformułowana w latach 70-tych ubiegłego wieku przez amerykańskiego ekonomistę Arthura Laffera. Celowo użyłem sformułowania: koncepcja teoretyczna, gdyż tak naprawdę nie jest to żadna teoria, a jedynie graficzne opisanie pewnej obserwacji, skądinąd dość oczywistej. Obserwacja sprowadza się do tego, że gdy stawka podatkowa wynosi 0%, to wpływy do budżetu państwa z tytułu tego podatku – wynoszą 0. Gdyby stawka podatkowa wyniosła 100%, to wpływy z tego podatku wyniosłyby również 0. Bowiem nie mając motywacji do pracy i prowadzenia działalności gospodarczej, podmioty zaprzestałyby działalności i żadne dochody nie byłyby wytwarzane (ewentualnie przeniosłyby się do szarej strefy, czyli poza zasięg fiskusa). A jednak pomiędzy stawką 0% a 100% jakieś podatki są pobierane i jakieś wpływy do budżetu mają miejsce. Więc wykres musi wyglądać jak poniżej.

olimpiada.edu.pl

Foto: olimpiada.edu.pl

Problem w tym, że nikt nie wie, gdzie, na osi stopy podatkowej, leży rzut punktu A (punktu przegięcia). A osiągnięcie tego puntu oznacza, że dalsze zwiększanie stopy podatkowej nie tylko nie przyniesie wzrostu wpływów do budżetu, ale wręcz przeciwnie: spowoduje ich spadek. Setki praktycznych przykładów potwierdzających taki przebieg krzywej, dostarczają analizy prowadzone przez ekonomistów na całym świecie. Świetnie i obszernie opisał to Robert Gwiazdowski tutaj, a skrótowo i przystępnie omówił tutaj. Nie trzeba być jednak ekonomistą, żeby wyciągnąć wnioski z poniżej opisanych faktów, które miały miejsce w Polsce, w niedalekiej przeszłości.

  1. W 1999 roku miała miejsce podwyżka akcyzy na wyroby spirytusowe. Po podwyżce, wpływy z tego tytułu nie tylko nie wzrosły, ale zdecydowanie zmalały w porównaniu z rokiem 1998. W związku z tym już w roku 2000 zdecydowano się na obniżkę stawek akcyzy. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki – wpływy natychmiast wzrosły.
  2. Ponieważ w roku 2013 nikt już nie pamiętał o tych doświadczeniach, zatem od początku roku 2014 podwyższono akcyzę na wódkę. Przez pierwsze 5 miesięcy tego roku odnotowano drastyczny spadek wpływów podatkowych z tego tytułu. Ale to tylko część negatywnych skutków podatkowych tej idiotycznej decyzji. Bowiem właśnie masowo plajtują małe sklepiki, które egzystowały głównie dzięki sprzedaży wódki. Ludzie tracą pracę, właściciele sklepików przestają płacić podatki i idą na bezrobocie.
  3. Podwyżka ceł i podatków na samochody osobowe sprowadzane z zagranicy, z lat 1990 – 1991 zaowocowała zmniejszeniem wpływów z tego tytułu.
  4. Manewr powtórzono w roku 2000, zwiększając cło na samochody z 4% do 6%. W kolejnym roku ich sprzedaż zmniejszyła się o 26%, a wpływy podatkowe (łącznie akcyza+VAT) zmalały o 13 mln złotych.
  5. Od wielu lat systematycznie podwyższa się stawki akcyzy na wyroby tytoniowe. Doprowadziło to do załamania legalnego rynku papierosów, przy jednoczesnym wzroście przemytu. W roku 2013 straty budżetu z tego tytułu wyniosły 5 mld złotych.
  6. W roku 2004, rząd Leszka Millera obniżył stawkę podatku dochodowego dla podmiotów gospodarczych (CIT) z 26% do 19%. W roku 2005, wpływy z tytułu CIT nie tylko nie zmniejszyły się, jak można by przypuszczać, ale zwiększyły się o prawie 1,7 mld złotych. I to pomimo zmniejszenia się dynamiki PKB.

Przecież nie potrzeba jakiejś przenikliwej inteligencji, żeby wyciągnąć prawidłowe wnioski z powyższych przykładów. Wychodzi więc na to, że rządzą nami albo kretyni, albo dywersanci. Nie wiadomo co gorsze!

A wracając do wywiadu w Polityce, od którego zacząłem. Zarówno pytający (Jacek Żakowski), jak i udzielający wywiadu, posługują się błędną nazwą: „krzywa Leffera”, zamiast prawidłowej: „krzywa Laffera”. Niech to będzie swoistym podsumowaniem tego, co napisałem powyżej.

4 komentarze

  1. Arek 02/08/2014
    • Jan Adamski 06/08/2014
  2. Heniek 11/09/2015
    • Jan Adamski 11/09/2015

Dodaj komentarz