Twarda Premier zdobywa poklask
Prawdą powszechnie znaną jest to, że głównym celem premiera Rządu RP jest powiększanie słupka poparcia, jakim gawiedź obdarza rząd. Więc pierwsze publiczne wystąpienie stremowanej i nienawykłej do swej nowej roli pani premier, było pod tym względem niedobre. Niezbędne było zatarcie złego wrażenia i pokazanie siły, zdecydowania i dbałości o sprawy wagi państwowej. Specjaliści od PR-u zatrudnieni w kancelarii prezesa rady ministrów szybko wymyślili dwupunktowy plan ratunkowy. Punkt pierwszy mówił o tym, że pani premier musi podjąć jakąś ważną decyzję w środku nocy. Chodziło o pokazanie znoju, w jakim pracuje, poświęcając się dla dobra kraju i jego obywateli. Punkt drugi precyzował, jaka to ma być decyzja. Początkowo lista możliwych decyzji liczyła kilkanaście pozycji, ale w wyniku burzy mózgów, została ograniczona do trzech: (1) prywatyzacja kopalń, (2) obniżka podatków, (3) zmuszenie współpracowników do rezygnacji z pieniędzy, które opinia publiczna uznała za nieprzyzwoicie duże. Wybór należał do pani premier, ale nie obyło się bez konsultacji z prezydentem. I tu pojawił się problem, bowiem niespodziewanie prezydent dorzucił nowy pomysł na nocną decyzję: zakup nowoczesnego systemu antyrakietowego dla wojska. Więc wybór nie był łatwy. Trwały gorączkowe konsultacje i narady. Zgłoszony został pomysł ponownego przeanalizowania wstępnej listy, ale został odrzucony ze względu na brak czasu. Stanęło więc na zmuszeniu współpracowników do rezygnacji z pieniędzy. Minister infrastruktury i rozwoju oraz członek zarządu PKN Orlen zostali wezwani na godzinę 1.00 w nocy do gabinetu pani premier, która w ostrych i zdecydowanych słowach, nie szczędząc gróźb, zażądała od pani minister zwrotu kwoty, którą ta otrzymała od swojego byłego pracodawcy w wyniku kontraktu podpisanego kilka lat wcześniej, a od członka zarządu PKN – rezygnacji ze stanowiska. Niestety pojawił się problem prawny. Umowa zawarta przez obecną minister z byłym pracodawcą nie przewidywała takiej opcji, jak zwrot wynagrodzenia. Więc gdyby fizycznie nastąpił przelew z rachunku pani minister na rachunek pracodawcy, to ten nie mógłby go, zgodnie z prawem, przyjąć i zaksięgować; musiałby ponownie przelać na rachunek pani minister. Wobec takiego obrotu sprawy PR-owcy rozłożyli bezradnie ręce, trzeba było ściągnąć prawników. Ale oni też nie wymyślili nic sensownego. Powstał pat. I wtedy z niespodziewanym pomysłem wyszedł oficer CBA, który nadzorował rejestrację spotkania na urządzeniu podsłuchowym. Zaproponował, żeby pani minister przekazała kontrowersyjną kwotę na cele charytatywne. Argumentował, że przecież nie chodzi o to, żeby były pracodawca pani minister otrzymał zwrot, tylko o to żeby pani minister nie posiadała tych pieniędzy. Pomysł się spodobał i został przyjęty, PR-owcy dostali zadanie przygotowania komunikatu i rozesłania do mediów, po czym spotkanie zostało zakończone.
Teraz wszyscy z niecierpliwością czekają na wyniki sondażu. Będzie wzrost słupka?
Powyższy tekst ma charakter satyryczny i nie jest relacją z rzeczywistych zdarzeń.
to nie jest tekst satyryczny, to niestety obłęd, który nam towarzyszy.