Emerson, Lake and Palmer to dla mnie jeden z najważniejszych zespołów. Jego dokonania były kwintesencją tego co najbardziej lubiłem w rocku progresywnym: rozbudowane, wielowątkowe utwory z długimi fragmentami instrumentalnymi, skomplikowane – często nieparzyste – metra, staranne aranżacje z eksponowaniem różnych instrumentów, w różnych fazach, nawiązywanie do muzyki poważnej z cytatami z klasycznych utworów, lub wręcz rockowe adaptacje klasyki, wirtuozeria wykonawcza. A w to wszystko wplecione od czasu do czasu, proste piosenki lub nawet pastisze.
W 1997 roku ELP wystąpił w katowickim Spodku. Oczywiście byłem na tym koncercie i było to dla mnie wielkie przeżycie, chociaż zespół nie był chyba wtedy w najlepszej formie. Ale występ musiał wypaść nieźle, skoro wydana wkrótce później płyta ’Emerson Lake & Palmer Live in Poland’, pomyślana jako niskonakładowe wydawnictwo na polski rynek, zrobiła ogromną międzynarodową karierę.
Poniżej prezentuję film z tego koncertu, z fragmentem wykonanego na bis, utworu Fanfare for the Common Man.
Film urywa się w chwili, gdy rozpoczęły się zwariowane improwizacje Keitha Emersona. Grał na bardzo wysłużonych organach Hammonda, które traktował niezwykle brutalnie: przewracał, wbijał sztylet w klawiaturę itp. Na te jego brutalne zabiegi organy reagowały niesamowitym wyciem i rzężeniem, zaś Keith wplatał te dźwięki w to, co wygrywał na klawiaturze. W pewnym momencie zrobił rzecz niebywałą: leżał na scenie przygnieciony organami i grał mając przed sobą odwróconą klawiaturę.
Widok Keitha grającego z odwrotnej strony klawiatury był dla mnie szokiem, bowiem nie sądziłem, że coś takiego jest w ogóle możliwe. Jakiś czas później zobaczyłem podobny numer ponownie. Było to na występie Waldemara Malickiego w ramach cyklu ’Filharmonia dowcipu’. Jednym z trików zademonstrowanych przez pana Waldemara była gra na fortepianie, gdy nie siedział on przed klawiaturą, ale leżał na fortepianie. Czyli klawiaturę miał odwróconą, tak jak Keith Emerson. Zbiegiem okoliczności wkrótce potem miałem okazję rozmawiać z panem Waldemarem Malickim i nie omieszkałem go o to zapytać. Dowiedziałem się, że istotnie nie jest to rzecz łatwa i dla większości pianistów niemożliwa do wykonania. Ale są ludzie którzy mają różne dziwne i nietypowe zdolności (np. czytanie tekstu odbitego w lustrze). I właśnie zarówno Keith Emerson, jak i Waldemar Malicki mają zdolność gry na odwróconej klawiaturze. Z tym, że zdolności zdolnościami, ale trzeba jeszcze trochę ćwiczeń.
Załączam jeszcze jeden film z występu ELP w Katowicach. Jest to wykonanie piosenki ’Lucky Man’ – najpopularniejszego utworu zespołu. Jest paradoksem, że choć ELP wykonywał muzykę niezwykle skomplikowaną i trudną w odbiorze, to największą popularność zdobyła piosnka banalna (żeby nie powiedzieć prymitywna) z prościutką linią melodyczną i grafomańskim tekstem. Ale z tą prostotą to nie do końca prawda, o czym można się przekonać oglądając poniższy filmik. Po pierwsze, pomiędzy zwrotkami piosenki jest wstawiona interesująca solówka Keitha na klawiszach, a po drugie – i najważniejsze – piosenkę wieńczy imponująca, syntezatorowa coda. A trzeba pamiętać, że w roku 1970, gdy ’Lucky Man’ znalazł się na pierwszej płycie ELP (trochę na zasadzie zapchajdziury), syntezator dźwięku (oczywiście analogowy) był absolutną nowinką techniczną. Wprawdzie brytyjski konstruktor Robert Moog skonstruował swój syntezator już w 1963 roku, ale było to urządzenie o ogromnej wadze i kubaturze, więc nie do zastosowania na koncertach, a nawet w studiu. Ale właśnie w roku 1970 Robert Moog stworzył instrument w pełnym tego słowa znaczeniu: niewielki, z krótką klawiaturą. Na tym instrumencie Keith Emerson wykonał swoją słynną codę. Mini Moog jest używany do dzisiaj. Widziałem go i słuchałem jego dźwięków m.in. na koncertach Ricka Wakemana, Jona Lorda czy zespołu Banco del Mutuo Soccorso.
Trio rockowe Emerson Lake and Palmer powstało w 1970 roku przy olbrzymim zainteresowaniu brytyjskiej prasy muzycznej. Okrzyknięte zostało supergrupą, gdyż wszyscy jego członkowie zdobyli wcześniej sławę grając w innych zespołach. Klawiszowiec Keith Emerson był liderem progresywnej grupy The Nice, gitarzysta basowy Greg Lake występował z King Crimson i miał za sobą nagranie kultowego albumu In the Court of the Crimson King, perkusista Carl Palmer występował w zespołach Crazy World of Arthur Brown i Atomic Rooster. Zespół rockowy, w którym nie było gitary, był czymś niewyobrażalnym i być może dlatego tak duże było zainteresowanie prasy i publiczności. Podobno trwały rozmowy z Jimim Hendrixem, który miał zasilić skład, ale nic z tego nie wyszło. Grupa zadebiutowała w sierpniu 1970 roku na festiwalu rockowym na wyspie White i od razu zdobyła ogromną popularność, jakby na przekór ambitnej muzyce, którą prezentowała. Pomysłodawcą ambitnego repertuaru był Keith Emerson, który musiał pokonywać opory Grega Laka, ciążącego raczej ku piosenkom. Z kolei Carl Palmer miał ciągoty jazzowe i doskonale radził sobie z trudnymi rytmami. Jednak jak się później okazało, także on wolał lżejsze odmiany rocka. Z tej mieszanki zrodziła się wyjątkowa i niepowtarzalna muzyka, której wartość artystyczna była na wysokim poziomie, a która mimo to znalazła akceptację milionów słuchaczy.
Trzeba tu jeszcze wspomnieć o pewnym fenomenie, bez którego nie byłoby sukcesu Emerson, Lake and Palmer. Tym fenomenem była atmosfera przełomu lat 60-tych i 70-tych na europejskich i amerykańskich uniwersytetach. Ferment intelektualny tamtych lat miał wprawdzie podłoże lewicowe, ale ideologia była sprawą drugorzędną. Najważniejsze było dążenie do doskonalenia własnego umysłu poprzez medytacje, czytanie prac filozofów (znane hasło: 3xM – Marx, Mao, Marcuse), dyskusje i słuchanie ambitnej muzyki właśnie. Czy dziś można sobie wyobrazić, że masową popularność zdobywa utwór muzyczny, który trwa 20 minut?
W listopadzie 1970 roku światło dzienne ujrzała debiutancka płyta ELP zatytułowana po prostu Emerson Lake & Palmer. Częściowo była kontynuacją tego, co Keith Emerson robił w zespole The Nice. Ale była też zapowiedzią zupełnie nowego podejścia do rocka progresywnego, które z niezwykłą siłą objawiło się na następnej płycie. Na płytę zaplanowano pięć utworów: The Barbarian, Take a Pebble, Knife-Edge, The Three Fates, Tank. Gdy były już nagrane i zmiksowane okazało się, że na płycie zostało jeszcze trochę miejsca; akurat na jeden niezbyt długi utwór. Wtedy Greg Lake przyznał się, że będąc jeszcze uczniem, napisał krótką piosenkę, ale jest ona marna. Zespół zaczął jednak nad nią pracować i tak powstał Lucky Man – największy przebój ELP, o czym wspominałem już wcześniej.
Album Tarkus, który ukazał się w czerwcu 1971 roku jest najwybitniejszym dziełem ELP i jedną z najważniejszych płyt w historii rocka. Całą pierwszą stronę winyla zajmuje 20-minutowa, tytułowa suita. To niewątpliwe arcydzieło progresywnego rocka ma zwartą i przemyślaną konstrukcję, perfekcyjną aranżację i żywiołowe wykonanie. Z mojego punktu widzenia doskonałe są proporcje pomiędzy fragmentami instrumentalnymi i śpiewanymi (nie lubię, gdy wokal dominuje w utworze): z siedmiu części wchodzących w skład suity – cztery są instrumentalne. Pomiędzy nimi znajdują się trzy części piosenkowe.
Suita Tarkus zaczyna się zbliżającym się jakby z oddali przeciągłym dźwiękiem elektroniki wspomaganym talerzami perkusji, by około 30 sekundy, wybuchnąć dynamicznym wejściem gitary basowej i organów Hammonda. Wirtuozerskie solówki Keitha Emersona na tle perfekcyjnej sekcji rytmicznej to znak rozpoznawczy pierwszej części suity: Eruption, rozdzielonej na dwie składowe potężnym uderzeniem w gong wykonanym przez Carla Palmera. Druga część: Stones of Years, przynosi uspokojenie i melodyjny śpiew Grega Lake’a. W jej środkowym fragmencie znów słyszymy porywającą solówkę Keitha na organach Hammonda. Iconoclast – część trzecia – to brawurowa sekcja rytmiczna, do której dołączają klawisze. W części Mass wraca wokal Grega oraz, jakżeby inaczej, popisy Keitha na organach. Część piąta: Manticore to szalona gonitwa dźwięków – niezwykle dynamiczna i zwieńczona krótką solówką perkusyjną. Battlefield ma charakter monumentalny. Pojawia się (uwaga, uwaga – to jeden z nielicznych przypadków w nagraniach ELP) gitara elektryczna, na której gra Greg. Solówka w jego wykonaniu brzmi świeżo i interesująco. Część siódma: Aquatarkus, utrzymana jest w rytmie marszowym i stanowi podsumowanie całej suity. Na koncertach zdarzało się, że zespół wzbogacał ją licznymi improwizacjami, co rozciągało czas trwania nawet do kilkunastu minut. Pod koniec Aquatarkusa pojawia się znów uderzenie w gong i powtórzone tematy z Eruption – klamry spinające całość. Od strony tekstowej suita jest epicką opowieścią o konflikcie Tarkusa, uosabiającego stechnicyzowaną nowoczesność i Mantykory – uosobienia duchowości i tradycji. W części Battlefield, Tarkus zostaje pokonany.
Kolejne płyty zespołu: Pictures at an Exhibition (1971), Trilogy (1972), Brain Salad Surgery (1973), potrójny koncertowy album Welcome Back My Friends to the Show that Never Ends (1974), Works Vol.1 i Works Vol.2 (1977) trzymały dobry poziom, chociaż żadna nie wzniosła się już na wyżyny Tarkusa. Może poza jedną: Pictures at an Exhibition. Była to płyta dość niezwykła; koncertowa i w przeważającej części instrumentalna, oparta na zestawie miniatur fortepianowych Modesta Musorgskiego, a właściwie na orkiestrowej adaptacji tych miniatur dokonanej przez Maurice’a Ravela (jednak na płycie ELP przywołane jest jedynie nazwisko Musorgskiego, o Ravelu nie ma słowa). Dla mnie była to płyta bardzo ważna, bowiem od tego czasu datują się moje zainteresowania muzyką poważną. Pierwszą płytą z muzyką poważną jaką kupiłem były Obrazki z wystawy Musorgskiego/Ravela w wykonaniu orkiestry symfonicznej Polskiego Radia pod batutą Witolda Rowickiego. Mam ją do dzisiaj.
Pominę milczeniem płytę Love Beach z 1977 roku, za to wspomnę o Emerson, Lake & Powell z 1986. Po nagraniu Love Beach, która była wymuszona kontraktem z wytwórnią płytową, zespół ELP przestał działać, a muzycy zajęli się własnymi projektami. W 1986 roku Keith Emerson postanowił reaktywować grupę, jednak okazało się to niemożliwe, gdyż Carl Palmer nie chciał porzucać grupy Asia, z którą odnosił wtedy znaczne sukcesy. A poza tym Asia grała muzykę lekką, łatwą i przyjemną, co zdaje się Carlowi bardzo odpowiadało. Keith pozyskał do współpracy znanego perkusistę Cozy’ego Powella i wspólnie stworzyli płytę, która przeszła zupełnie bez echa. Moim zdaniem niezasłużenie, bo znaleźć na niej można ciekawe kawałki, aczkolwiek mało odkrywcze, wręcz powielające wypróbowane pomysły sprzed kilku lat. Tym niemniej słucha się tego z przyjemnością.
Kolejna reaktywacja zespołu ELP, tym razem już z udziałem Palmera, miała miejsce w roku 1992 i zespół działał przez kolejne 5 lat. Zawitał w tym czasie do Polski, o czym pisałem na wstępie. Jednak nagrane w tym czasie dwie płyty studyjne: Black Moon (1992) i In the Hot Seat (1994) nie należały do udanych. Natomiast podwójny album koncertowy King Bisquit Flower Hour (1997) udowadnia, że mamy jednak do czynienia z zespołem wielkim. Ciekawostką jest jeszcze to, że na płycie In the Hot Seat umieszczono studyjne nagranie Pictures at an Exhibition, znane z nagrania koncertowego z 1971 roku. I chociaż technicznie jest to nagranie dużo lepsze od tego sprzed 23 lat, to nie ma jednak w sobie takiej siły wyrazu, spontaniczności i radości grania. Po prostu brak mu tamtej magii.
Ostatni akapit adresuję do młodych czytelników, którzy nie znają zespołu ELP, a chcieliby go poznać. Najlepszą drogą do tego celu jest nabycie pięciopłytowego boxu, który oprócz płyt (znalazło się na nich wszystko co najlepsze z twórczości ELP) zawiera także 60-stronicową, bogato ilustrowaną książeczkę z mnóstwem informacji o zespole. Zaskakująco niska jest cena tego zestawu: na Ebayu można go kupić za… 80 zł. Są też dostępne inne wersje tego boxu, zawierające dodatkowo płytę DVD z filmem dokumentalnym o zespole.
Wszedłem i co widzę ,jeden z ostatnich wpisów dotyczy mojej ukochanej od lat kapeli.
Pozdrawiam
Szkoda że dopiero dzisiaj odkryłem ten wpis. ELP przedstawiałem 8-klasistom na lekcjach muzyki w niemieckim liceum w rejonie alpejskim. Oprócz wizerunku zewnętrznego zaskoczeni byli faktem braku jednolitego i spójnego podłoża rytmicznego przez dłuższy obszar czasowy. Ktoś podsumował: Tej muzyki trzeba na prawdę słuchać ze skupieniem. inaczej nie ma ona sensu. Pozdrawiam