Wszelkie prace nad nowymi rodzajami broni są okryte głęboką tajemnicą. To jest zrozumiałe, gdyż w działaniach wojennych, oprócz siły i precyzji rażenia, bardzo istotną sprawą jest element zaskoczenia. W zasadzie wszyscy, a na wielką skalę kraje najbogatsze i największe, prowadzą badania nad nowymi rodzajami broni, o których nie wiemy i nigdy się nie dowiemy. Miejmy też nadzieję, że nigdy nie zostaną one użyte.
Dlatego bardzo zdziwiła mnie informacja, na którą natrafiłem w Interii kilka dni temu. Dotyczy ona amerykańskich prac nad bronią hipersoniczną. Chodzi o bezzałogowy statek powietrzny rozwijający prędkość około 6000 km/h. Interia zamieszcza nawet zdjęcia pochodzące od US Air Force, a pod zdjęciami umieszcza podpisy, które są pomylone (powinny być odwrotnie). Z pozoru błaha sprawa pomylenia podpisów czyni rzecz jeszcze bardziej zagadkową. Ze zdjęć można się zorientować, że chodzi o coś pomiędzy samolotem a rakietą. Z samolotu jest wzięte to, że wykorzystuje się siłę nośną powstałą w wyniku odpowiedniego kształtu skrzydeł i kadłuba (tu skrzydła są zupełnie szczątkowe, bowiem przy tak dużej prędkości już sam kształt kadłuba wystarcza do wytworzenia wystarczającej siły nośnej). Z rakiety jest natomiast wzięty napęd: ze zdjęcia wyraźnie wynika, że mamy do czynienia z silnikiem rakietowym, a nie odrzutowym. To wszystko jest bardzo ciekawe, tylko jakim cudem przedostaje się do opinii publicznej? Oczywiście kryje się za tym jakiś zamysł, o którym nie wiem, ale nie zmienia to faktu, że sprawa dziwi mnie niezmiernie.