Legislacyjna burza szkodzi polskim firmom
Kilka miesięcy temu, we wpisie Legislacyjne tsunami, pisałem o raporcie firmy Grant Thornton na temat nadmiaru prawa tworzonego w Polsce, którego nikt nie jest w stanie już nie to, że przeanalizować, to nawet przeczytać. Okazało się, że rok 2014 był pod tym względem rekordowy, bowiem weszły w nim w życie 25.634 strony nowych przepisów. Dla porównania: w wielkich i bardzo zbiurokratyzowanych Włoszech, weszło w tym czasie 15.249 stron, a na bliskiej nam kulturowo Słowacji – 3.407 stron nowych przepisów. Jeszcze jedno ciekawe porównanie: w 1980 roku powstał kultowy film Stanisława Barei ’Miś’, w którym m.in. naśmiewał się on z tego, że państwo licznymi aktami prawnymi próbuje regulować każdą dziedzinę naszego życia. W tymże 1980 roku weszło w życie 326 stron nowych przepisów. W 2014 roku weszło ich więcej o… 7.763%! Jak rosła liczba stron nowych przepisów wydawanych w każdym roku, od roku 1918, pokazuje poniższy wykres.
Przypominam o tym dlatego, że właśnie ukazał się raport Grant Thornton na temat nowych aktów prawnych wydanych w III kwartale 2015 roku. Wydano ich 6.548. To o 13,2% więcej niż w tym samym okresie ubiegłego roku. Autorzy raportu zwracają uwagę, że tempo, w jakim w Polsce wydaje się nowe przepisy, silnie przyspiesza. – W I kwartale 2015 r. odnotowaliśmy wzrost o 5,5% w stosunku do analogicznego okresu roku poprzedniego, w II kwartale dynamika ta przyspieszyła do 9,1%, w III sięgnęła 13,2%. Jeśli tempo się utrzyma, to w całym 2015 roku wejdzie w życie 28.018 stron nowego prawa.
Warto podkreślić, że niepewność związana z chwiejnością polskiego prawa jest bardzo dobrze widoczna w decyzjach inwestycyjnych przedsiębiorców. Widocznym skutkiem niepewności jest niska stopa inwestycji w Polsce. Przedsiębiorcy po prostu boją się inwestować długoterminowo; nie wiedzą jakie przepisy będą obowiązywały za rok czy dwa lata. W krajach naszego regionu w ciągu ostatnich 10 lat średnio inwestycje przedsiębiorstw wynosiły ok. 16% PKB, podczas gdy w Polsce było to tylko 10%. I to w sytuacji, gdy tempo rozwoju gospodarczego Polski jest wyższe niż w innych krajach regionu, a inne czynniki decydujące o wielkości inwestycji (np. koszt siły roboczej, infrastruktura, korupcja) są na podobnym poziomie. Zatem jedynym czynnikiem wpływającym na tak małą stopę inwestycji wydaje się skomplikowanie i niestabilność prawa. Nasi władcy wydają się tego nie rozumieć i uprawiają radosną twórczość.
Przypuszczam, że w PRL nie doszło do rozrostu ustawodawstwa bo po prostu Partia nie miała takiej potrzeby, skoro cała władza była w jej rękach i mogła rządzić tylko za pomocą decyzji administracyjnych. Oczywiście nie pamiętam tych czasów i tylko się domyślam. Obecnie władza wykonawcza jest śmiesznie słaba a boom ustawodawczy wynika z chęci kolejnych ekip rządzących do popisania się czymś, szczególnie przed końcem kadencji.
Rzeczywiście w PRL prawo nie było najważniejszym instrumentem rządzenia. Mechanizm podejmowania decyzji i ich wdrażania miał trochę charakter mafijny. Ale dawało się w tamtym systemie znajdować małe enklawy wolności. Ja np. w roku 1982 (pierwsze lata stanu wojennego) otworzyłem prywatną firmę i prowadziłem ją z sukcesami przez 15 lat.
Władza wykonawcza nie jest śmiesznie słaba — podejrzewam, że 80% aktów normatywnych to właśnie akty prawne tworzone przez rząd i ministrów (rozporządzenia, zarządzenia), natomiast spośród pozostałych 20% (ustawy) — jeszcze raz podkreślam, że cyfry wyciągam z kapelusza, nie badałem tego — kolejne 80% to projekty rządowe.
Nieszczęściem naszego systemu prawnego jest względna łatwość w zdawaniu się na prawo rangi podustawowej — oraz przydanie rządowi prawa inicjatywy ustawodawczej (przy czym parlament ma charakter wyłącznie maszynki do głosowania).
PS skoro mamy więcej niż Włosi czy inne europejskie nacje — należy się cieszyć! przodujemy!
Przodujemy! O innych naszych osiągnięciach na skalę europejską a nawet światową pisałem m.in. tutaj i tutaj.
Drogi Panie Janie,
dane dot ilości stanowionego prawa to jedno, a dane dot. jego jakości to drugie. Czy wiedział Pan, że reforma postępowania karnego (rewolucyjna, ale niekompletna) weszła od 01 lipca br., a zmiany do tej reformy będą wchodzić ze styczniem 2016 r. Obawiam się, że to ani nie początek, ani nie koniec. W kuluarach mówi się nawet o powrocie do starego.
W 2013 r., kiedy zdawałem swój egzamin końcowy zawodowy, kodeks postępowania cywilnego był nowelizowany 34 różnymi ustawami.Od tamtej pory przestałem liczyć.
Dramatem naszym jest to, że Ci u sterów władzy narzucają wszystko odgórnie. Często podczas rozmów z doświadczonymi profesorami, którzy są proszeni o napisani opinii do poprawki powtarza się jedno zdanie: Proszę Pana dlaczego oni mnie o to pytają, skoro ja opiniuję, na końcu tłustym wskazuje, że w tym zakresie nie nadaje się to do uchwalenia, po czym oni i tak to wprowadzają. Jaki sens jest tracić pieniądze na moją opinię.
Nie wiem, czy Pan zauważył, ale każdy kolejny sejm stawia sobie za chlubę statystykę ile to posłowie nie pracowali podczas 4 lat. I ta statystyka idzie w ilość, a nie w jakość.
Ostatnio ku swojemu pozytywnemu zaskoczeniu wyczytałem, że w Niemczech, są osobne katedry na uczelniach zajmujące się procesem nowelizacji prawa, u nas niestety nie.
U nast też są środowiska i ludzie, którzy mogliby swym doświadczeniem pomóc, ale nikt ich nie słucha. Sędziowie w ramach Iustitia opiniują projekty ustaw. Często sam z tych opinii korzystam, bo przecież dobrze opierać się na mądrych rozwiązaniach. Pozostałe środowiska, jak Adwokatura również wydaje opinię o projektach. Niestety wątpliwości tam podnoszone nie przekładają się na debatę publiczną. Wielka szkoda, bo świadomość społeczna jest bliska zeru.
Jest jeszcze jedna zła tendencja. Ostatnio posłowie wpadli na pomysł, aby prawo pisać dla ludzi przystępnym językiem. Doprowadza to do takich skutków, że: po pierwsze trzeba szeroko opisywać (próbować opisać wszystko – a tego się nie da), po drugie rozwiązania w danych ustawach krzyżują się (powielają częstokroć sprzecznie ze sobą z innymi uregulowaniami).To do niczego dobrego nie prowadzi.
Z poważaniem
Dziękuję za te cenne spostrzeżenia. Ja nie jestem prawnikiem, więc nie siedzę głęboko w tych sprawach, ale zgroza mnie ogarnia, gdy dowiaduję się o nowych, coraz bardziej skomplikowanych przepisach. Np. niezrozumiała jest dla mnie wiara w to, że złe przepisy można naprawić – bardziej je komplikując. W obszarze gospodarki i podatków nazywa się to „uszczelnianiem systemu” i jest powszechnie akceptowane przez wszystkie siły polityczne. PiS zamierza uzyskać dodatkowe 30 mld złotych rocznie wskutek nowelizacji ustawy o VAT. Przecież niemożliwe, żeby średnio rozgarnięty człowiek wierzył, że da się to uzyskać. O co więc im chodzi?