Zaledwie dwa tygodnie temu, we wpisie ’Doniosłe exposé’, napisałem: ’Wkrótce specjalna komisja wyłoni najbardziej znienawidzonych ludzi i instytucje. Wyłonione jednostki oraz podmioty zostaną obłożone podatkami od 82% do 124%’. To miał być żart, ale dość trafnie charakteryzujący podejście nowych władz, odwołujących się do najniższych instynktów większości obywateli, czyli ludzi niezbyt rozgarniętych i niewiele rozumiejących z otaczającego ich świata, za to lubiących jak innym źle się dzieje. Okazało się jednak, że moje słowa były prorocze. Właśnie wyłoniona została pierwsza grupa znienawidzonych, na których wypróbuje się dowalenie podatkiem. Myliłem się tylko w kwestii wymiaru podatku; na razie jest to 70%. Trochę się obawiam co będzie, gdy władza skorzysta z dalszej części mojego pomysłu, czyli podatku większego niż 100%. Oj będzie się działo!
Przypomnę, że podatkiem 70-procentowym obłożono odprawy i odszkodowania z tytułu zakazu konkurencji, członków zarządów spółek skarbu państwa. Muszę tu wyjaśnić skąd wzięła się ta powszechna dziś praktyka umów o zakazie konkurencji. Otóż 15 lat temu została uchwalona tzw. ustawa kominowa, która ograniczała zarobki członków zarządów w spółkach skarbu państwa. Określono w niej, że zarobki te nie mogą przekraczać sześciokrotności przeciętnego krajowego wynagrodzenia w sektorze przedsiębiorstw. Ponieważ kwota ta była wyraźnie niższa niż zarobki na analogicznych stanowiskach w spółkach prywatnych, zaczęło się kombinowanie, w jaki sposób można ją obejść. Sposobów na obejście ustawy kominowej było sporo i nie zamierzam ich tu omawiać; wspomnę o jednym, który znalazł powszechne zastosowanie. Mianowicie członek zarządu zawierał ze spółką umowę, że po odwołaniu ze stanowiska, powstrzyma się przez jakiś czas przed podjęciem pracy w firmie konkurencyjnej, w zamian za co otrzyma odszkodowanie – zwykle w wysokości rocznego wynagrodzenia. Nie naruszało to ustawy kominowej, bowiem zainteresowany pobierał odszkodowanie, gdy już nie był członkiem zarządu, czyli gdy już wypadł spod skrzydeł ustawy. Takie rozwiązanie nie podwyższało wprawdzie bieżącej pensji, ale dawało gwarancję, że po odwołaniu ze stanowiska otrzyma się coś w rodzaju premii.
Mnie interesuje, w tym całym zamieszaniu, kwestia konstytucyjności podatku nałożonego na wybraną grupę osób. To mniej więcej tak, jakby wprowadzić dodatkowy podatek na wszystkich blondynów płci męskiej mieszkających w powiecie otwockim. Przecież na pierwszy rzut oka widać, że jest to przepis sprzeczny z konstytucją, bowiem wszyscy obywatele muszą być traktowani w taki sam sposób i zasady opodatkowania muszą być ogólnie obowiązujące. Więc takie przepisy muszą zostać zakwestionowane przez Trybunał Konstytucyjny. Czy jednak na pewno? A jeśli Trybunał obsadzi się ludźmi, którzy nie będą sobie zawracać głowy jakąś konstytucją, tylko po prostu będą wykonywać polecenia?
Zresztą ustawa nakładająca specpodatek na wybraną grupę obywateli, oprócz tego, że jest niekonstytucyjna, została dodatkowo spaprana z jeszcze innego powodu. Mianowicie rozstrzygnięto kwestię dodatkowego opodatkowania tych członków zarządów, którzy mają ze swoimi spółkami umowy o pracę. A zupełnie pominięto tych, którzy mają tzw. kontrakty menedżerskie, czyli umowy cywilno-prawne (a te stanowią mniej więcej połowę wszystkich). Podczas prac nad ustawą zwróciło na to uwagę Biuro Legislacyjne Senatu. Ze względu na nadzwyczajny pośpiech zdecydowano się pominąć tę sprawę milczeniem i Senat przyjął ustawę bez poprawek. Wiadomo już, że spółki skarbu państwa dostaną wytyczne potrącania zaliczek na podatek wszystkim, czyli połowie – niezgodnie z prawem. Zaczną się oczywiście różne sądowe korowody, które zapewne skończą się tym, że Urzędy Skarbowe będą zwracać niesłusznie pobrany podatek wraz z odsetkami. Ale to nastąpi po kilku latach, gdy już nikt nie będzie o sprawie pamiętał i się nią interesował. Ważny jest komunikat, który dziś został wysłany do gawiedzi: patrzcie jak ludzie, których nie lubicie zostali dowaleni podatkiem! I to tylko chodzi.