Nie wiem kto wymyślił słowo śmieciówki, w każdym razie zrobiło ono oszałamiającą karierę. Nazwa jest wybitnie pejoratywna, więc w walce ze śmieciówkami nastąpiło niezwykłe u nas zjednoczenie wszystkich sił politycznych i obywateli. Taka współczesna jedność moralno-polityczna narodu. Młodszym czytelnikom wyjaśnię, że powyższy slogan był jednym z głównych haseł gierkowskiej propagandy sukcesu w pierwszej połowie lat 70-tych ubiegłego wieku. Umarł śmiercią nagłą, choć spodziewaną, w roku 1976. O ile jednak wtedy było to hasło, które nie miało nic wspólnego z rzeczywistością (wręcz było jawnym zaprzeczeniem rzeczywistości), o tyle teraz nie ma hasła ale jest rzeczywista jedność: wszyscy zwalczają wroga publicznego numer 1, czyli śmieciówki. Czy słusznie?
Nie wiem jak w innych regionach kraju, ale w Warszawie powszechna jest pewna praktyka. Otóż gdy pracodawca zatrudnia nowego pracownika przedstawia mu do wyboru różne warianty zatrudnienia. Mówi tak: na twoje stanowisko przeznaczam kwotę 5.000 zł miesięcznie. Mogę cię zatrudnić albo na podstawie umowy o pracę i wtedy otrzymasz 'na rękę’ 2.952 zł miesięcznie (wariant I), albo na podstawie umowy zlecenia i wtedy twoje miesięczne wynagrodzenie netto wyniesie 3.207 zł (wariant II), albo na podstawie umowy o dzieło i wtedy otrzymasz miesięcznie kwotę 4.280 zł (wariant III). W pierwszym i drugim przypadku odprowadzane są składki na ZUS oraz chorobowe i zdrowotne. W trzecim przypadku nie masz nic, ale jeśli chcesz, możesz zadeklarować dobrowolnie odprowadzanie składek chorobowych i zdrowotnych. Jeśli tak zrobisz to będziesz otrzymywał 'na rękę’ 4.115 zł miesięcznie (wariant IV). Wybieraj!
Jeśli myślicie, że młodzi ludzie (bo ich głównie dotyczy taka sytuacja) wybierają wariant I, to jesteście w błędzie. Przeważnie wybierają… wariant V. Nie wymieniłem go powyżej, bo w przeciwieństwie do wariantów I – IV, które są w pełni zgodne z prawem, wariant V jest trochę naciągany. Za to płaca netto wynosi wtedy 4.550 zł miesięcznie (lub 4.378 zł przy odprowadzanych składkach zdrowotnych i chorobowych). Naciąganie polega na tym, że nalicza się 50-procentowe koszty uzyskania przychodu (mówiąc inaczej płaci się podatek nie od całej kwoty tylko od połowy), co czasami jest prawnie uzasadnione, ale w wielu przypadkach – nie jest. Nie chcę roztrząsać szczegółów tego wariantu, bo nie to jest moim celem. Moim celem jest pokazanie, że za całe zamieszanie wokół umów pracowniczych nie są odpowiedzialni wredni i pazerni pracodawcy, tylko zły system podatkowy.
Konia z rzędem temu, kto mi wytłumaczy, dlaczego umowy, które są korzystne z punktu widzenia pracownika (mniejszy podatek) są nazywane pejoratywnym określeniem: śmieciówki. Tylko proszę nie używać argumentu, że pracownik, który nie odprowadza składek emerytalnych będzie miał w przyszłości niską emeryturę, w przeciwieństwie do tego, który ma składki odprowadzane i będzie miał emeryturę wysoką. Odrzucam ten argument, bowiem system emerytalny w obecnej postaci zawali się w niedalekiej przyszłości, a wszystkie emerytury, jeśli w ogóle będą, będą bardzo niskie, wręcz symboliczne. Pracownik, który ma możliwość zarobić dziś o 1000 zł więcej niż jego kolega zatrudniony na podstawie umowy o pracę, jest w szczęśliwym położeniu. Jeśli każdego miesiąca przeznaczy 500 zł na zakup złotej monety bulionowej o wadze 1/10 OZ (500 zł według dzisiejszego kursu), to będzie dysponował na bieżące wydatki większą kwotą niż jego kolega, a w przyszłości będzie miał większą emeryturę (uwzględniając zbywane wówczas monety bulionowe).
Janie
To tylko jeden w z wielu powodów. Innym jest m.in. stałe schodzenie z marż by walczyć ceną (nie tylko przetargi), a tym samym brak możliwości wypłacania wysokiego wynagr. brutto, słaba konkurencyjność wielu małych polskich firm w stosunku do kolegów z Zachodu, czyli albo spadek zamówień, albo zamówienia pod dyktando dużych graczy, wysokie koszty prowadzenia działalności – poza kosztami pracy, itp., itd.
Nie wiem jak w Warszawie, ale w innych regionach kraju powszechna jest pewna praktyka. Otóż gdy pracodawca zatrudnia nowego pracownika przedstawia mu do wyboru dwa warianty. Mówi tak: albo „śmieciówka”za 1500, albo bezrobocie? Co pan/pani wybiera? I jeszcze mam zagadkę: dlaczego przedsiębiorca zatrudniający na czarno płaci takie same grosze, jak ten zatrudniający legalnie? Jak to się ma do dogmatów korwinizmu-balcerowiczyzmu?
Widzę, ze Cię zainspirowałam tymi śmieciówkami. I właściwie mogłabym napisać, to co przedmówca: nie wiem, jak jest w Warszawie, ale na prowincji…
II sprawę znam nie w czystej teorii, ale z autopsji: moje własne dziecko pracuje na umowie o dzieło za 1600 brutto. Nie ma ubezpieczenia zdrowotnego. Owszem, można sobie samemu opłacać NFZ, ale jeżeli się miało dłuższy okres przerwy, to trzeba złodziejom zapłacić ponad 2 tys zł na dzień dobry. (Ciekawe za co?) Oczywiste jest, ze młodego człowieka, zarabiającego takie grosze na ten karny haracz nie stać.
W dodatku są sytuacje takie, gdzie pracownicy na tych umowach na wynagrodzenie czekają, aż pracodawca łaskawie zapłaci. Żyją za pożyczki z providenta, bo żaden bank normalnego kredytu nie da. To jest paranoja. Kto tego nie obserwuje bezpośrednio, ten może się dziwić, że takie negatywne nastawienie do śmieciówek. A ja niestety, mieszkam na prowincji, gdzie pracy nie ma ogólnie, więc ludzie biorą co jest, na warunkach graniczących z wyzyskiem. Firma budowlana, spółka zoo, z kapitałem zakładowym w wysokości 5.000zł ogłosi upadłość. Parku maszynowego własnego nie mieli, budynków nie mieli i można panu prezesowi nagwizdać. A ludzie o poborach niewypłaconych najlepiej, jak szybko zapomną. Będa zdrowsi.
Terminowe regulowanie należności to kwestia, która w ogóle nie ma związku z rodzajem umowy. Można mieć umowę o pracę i też nie dostać wypłaty w terminie jeśli pracodawca jest nierzetelny lub nie ma pieniędzy. Po prostu takie ryzyko jest zawsze.
Druga sprawa to powód nieoferowania umów o pracę tylko śmieciówek. Jest to spowodowane tym, wprowadzeniem czegoś takiego jak „płaca minimalna”. W przyszłym roku będzie ona wynosić ok. 1800 zł. W znacznym uproszczeniu, to znaczy, że pracodawcy nie zatrudnią na umowę o pracę, żadnego pracownika o produktywności wycenionej poniżej tej kwoty.
Ja wiem, że sytuacja jest zła, szczególnie na prowincji. Jedynym sposobem zmiany tego stanu rzeczy, jest szybki rozwój gospodarczy, który doprowadzi do znacznego spadku bezrobocia. Gdy pracodawcy będą zabiegać o to, żeby ktoś przyszedł do nich pracować, to płace wzrosną. A na szybki rozwój gospodarczy jest dość oczywista recepta: niskie podatki, proste i przejrzyste prawo, sprawna i przyjazna biurokracja, jak najmniej regulacji. Nasze kolejne rządy robią od lat coś zupełnie przeciwnego: podnoszą podatki, komplikują prawo, szczują biurokrację na przedsiębiorców i wprowadzają coraz to nowe ograniczenia. A przy okazji kłamią, że robią to wszystko w trosce o najuboższych. Nieprawda! Swoimi decyzjami pogarszają byt obywateli i jeszcze chodzą w glorii ich obrońców. Ponieważ nie wierzę, że cokolwiek może się tutaj zmienić, nie wierzę, że politycy zaczną naprawdę dbać o Polaków i o Polskę, to mam przynajmniej nadzieję, że za krzywdę milionów ludzi będą się kiedyś smażyć w piekle.
Satysfakcja żadna, bo brak potwierdzonych doniesień o istnieniu. Unikam rozmów na tematy polityczne, ale tak czasem ktoś coś do mnie rzeknie. Dziś usłyszałam to, co myśli wielu zwykłych, prostych ludzi, nie oblatanych po ekonomicznych teoriach: kolejne rządy prowadzą nas na dno gospodarcze. A zaczęło się od tzw/”przemian ustrojowych”, kiedy to wszystko co choćby rózowym kolorem zalatywało, zostało obrócone w pył. Np. PGRy, które uważano za relikt „komunizmu” – co się z nimi stało? Ziemię wykupili za psi grosz ci, którzy byli bliżej koryta. Nie oglądają jej nawet i może zbyt dokładnie nie pamiętają w którym miejscu jest. Wystarczy, że odbiorą unijne dopłaty, w kwotach niebagatelnych (w Bieszczadach są i „ptaszki” i „stromizny”) i raz na rok wykoszą. Nawet zbalotuja i zostawią to siano darmo. A popegieerowskie miejscowości? Widział ktoś? Siedlisko beznadzieji, bezperpektywia, przedsionek piekła. A może można było to inaczej, uwłaszczyć ich na tej ziemi z rozłożonymi w czasie spłatami. Niechby jakaś spółka, spóldzielnia, ale nie, bo spółdzielnia brzmi komuną. Przeważyły prywatne interesy nowych ryjów przy starym korycie. I tak jest wciąż.
Janku. Podzielam Twoją opinię. Z piekłem też.
Co do szukania pracowników (pracowitych fachowców – nie pozorantów) – w moim mieście (duże) już to się dzieje. Nie ma to może charakteru masowego, ale jest kilkanaście zawodów, których przedstawiciele przy rozmowie o pracę mogą spokojnie przedstawiać wymagania jak na Polskie warunki b. dobre.
Niestety, w małych miejscowościach jest już znacznie gorzej.
A.
Warianty które Pan opisuje to według mnie również nie są śmieciówki. Jeśli możemy wybrać i mieć pełne składki. Ja bym pewnie wybrał wariant I, ale rozumiem, że młode słoiki w Warszawie wybiorą wariant IV. Ale nie w tym rzecz.
Prawdziwe śmieciówki których na pewno sporo w całym kraju a na pewno Łódź, okolice Poznań wyglądają tak: Na twoje stanowisko mogę przeznaczyć 1750 brutto miesięcznie na umowę agencyjną lub wcale co wybierasz ? Umowa przez agencję daje możliwość przyjmowania pracownika na 7-14 więcej dni i tak można chyba przez trzy lata. Cały myk polega na zatrudnianiu pracownika sezonowego. Co prawda wszystko jest odprowadzane, ale dziś jesteś jutro cię nie ma. Bez okresu wypowiedzenia, bez możliwości kredytu, bez odprawy, bez żadnej pewności posiadania pracy. Będzie mniej roboty przez jakiś czas to nie przychodzisz. Pozostała ekipa zrobi za premię jakąś małą nadwyżkę. Nie będzie płatnego urlopu, postojowego. To są śmieciówki. Wszystkie fabryki w Łodzi i okolicach tak jadą teraz, starzy pracownicy którzy nie chcą się godzić na przejście na taką formę zatrudnienia to wypad, nie ma ludzi nie zastąpionych. I nie tylko mowa o pracownikach fabryk, ale i o innych sektorach tak samo, biurowych administracyjnych i finansowych. Choć w poznaniu czasami można wyrwać te 1600-1700 na rękę.
Niedomówienia we wpisie autora już wyżej wykazano, ja podsumuję i dodam nowe:
1)Proszę o wyliczenie kwot netto podanych w wariantach, mam wrażenie że są one wzięte z sufitu, np. wariant I – umowa o pracę: powinno być ok 70% brutto + const. (=18%*miesięczny koszt uzyskania + miesięczna ulga pomniejszająca podstawę) czyli ponad 3500zł.
Również, jak pisano, dobrowolne ubezpieczenie zdrowotne, jeśli zgłasza osoba prywatna to płaci od podstawy równej średniemu wynagrodzeniu czyli ca 20%*3k=600zł. Na pewno nie 165zł (w. III – w. IV).
2)Na własnej skórze spotkałem się z takimi warunkami: pensja równa minimalnemu wynagrodzeniu (jeśli nie niżej, to było ca 5 lat temu = ok.900zł potem 1000zł) umowa o dzieło (potem zlecenie, a jeszcze część „pod stołem” bo umowa formalnie 1100zł na 2 mies.). Gdyby zatrudnił mnie na umowę o pracę, też dawałby mi netto 1000zł (ówczesne minimalne) ale ponosiłby wyższe koszty składek, zaliczek na dochodowy. Czyli pracodawca kombinuje nie tylko „daję 5k brutto, to jak rozdysponować netto/składki do decyzji pracownika” ale raczej „daję 1300 netto, jak zrobić żeby najmniej było brutto, jak wcisnąć to pracownikowi (np. przez niewiedzę)”.
3)Korzyści z umowy o pracę: okres wypowiedzenia (także „moralny”, tzn. jeśli pracodawca decyduje się na umowę o pracę to z myślą o dłuższym zatrudnieniu i niechętnym zwolnieniu, np. mój kolega nie wyrabiający normy na produkcji dostał … „3 mies. na poprawę potem zobaczymy”), płatne urlopy, nadgodziny płatne +50/+100%, dodatki nocne a także np. karta podarunkowa na święta.
Dopiszę jeszcze.
Kwoty są bardzo precyzyjnie wyliczone. Uwzględniają oczywiście także te składniki opodatkowania pracy, które leżą po stronie pracodawcy, a nie tylko te po stronie pracownika.
ad. 1)Rzeczywiście całkowity koszt to także składki po stronie pracodawcy, w związku z tym wyliczenia dla umowy o pracę (w. I) jest praktycznie dobre. Bliższe spojrzenie:
Brutto*86,29% = podstawa u. zdrowotnego (u. społeczne od brutto pracownika = 13,71%)
Netto = p.u.zdr. – u.zdrowotne. – zaliczka podatku dochodowego
u.zdr. = 9%*p.u.zdr.
z.p.d = 18%*(p.u.zdr. – mies.koszt uzyskania) – u.zdr.odliczane – mies. ulga podatkowa
miesięczny koszt uzyskania = 1335zł/12 = 111,25zł (ryczałt, jedna umowa)
miesięczna ulga podatkowa = 556zł/12 = 46,33zł („pitowskie” odliczenie od podatku)
ubezpieczenie zdrowotne odliczane = 7,75%*p.u.zdr.
Łącznie
Netto = 80,75%*p.u.zdr. + (18%*m.ku.p. + m.u.p.)
Netto = 69,679%*Brutto + 66,355zł
(Brutto pracownika. Możliwa różnica do 1zł z powodu zaokrąglania zaliczki na podatek dochodowy do pełnych zł. Netto może być jeszcze powiększone o dochody nieopodatkowane np. karty podarunkowe, dodatek za pranie.)
Oprócz tego pracodawca płaci składki społeczne w wysokości 20,28%*brutto pracownika (przy ubezpieczeniu wypadkowym 1,47%). Czyli:
Brutto pracodawcy = 120,38%*Brutto
Netto = 69,679%/120,28%*Brutto pracodawcy + 66,355zł
Netto = 57,931%*Brutto pracodawcy + 66,355zł
Przy 5000zł daje to kwotę 2962,91zł.
Wypada mi wierzyć pozostałym wyliczeniom, w szczególności niewielkim różnicom przy płaceniu składki zdrowotnej (w.III – w.IV, w.V – w.Va). gdyż lwia część tej składki jest odliczana od podatku i „znika” w netto.