W słynnej powieści Georga Orwella Rok 1984 (pierwsze wydanie 1949), totalitarny system opierał się na ministerstwach, którym nadano nazwy budzące sympatię, ale które w rzeczywistości uprawiały proceder bardzo złowrogi. I tak Ministerstwo Pokoju zajmowało się prowadzeniem wojny i konstruowaniem nowych broni, zadaniem Ministerstwa Prawdy było fałszowanie historii, a Ministerstwo Obfitości zajmowało się produkcją dóbr i żywności. A ponieważ podaż tych dóbr ustawicznie spadała, ministerstwo zajmowało się ciągłym zmniejszaniem przydziałów dla obywateli. Najgroźniejsze dla obywateli było jednak Ministerstwo Miłości, które było połączeniem policji politycznej z sądownictwem i więziennictwem. Zajmowało się wyłapywaniem nieprawomyślnych obywateli i poddawaniem ich torturom i praniu mózgów.
W PRL-u książka Orwella była zakazana, gdyż totalitarny system w niej przedstawiony, bardzo przypominał realny socjalizm ówczesnych krajów bloku sowieckiego zwanych, jakżeby inaczej,: krajami demokracji ludowej (w skrócie: demoludami). To czasy dawno minione i wydawałoby się – minione bezpowrotnie. Dlatego bardzo się zdziwiłem, gdy z artykułu w WNP.pl dowiedziałem się, że propozycjami wprowadzenia nowego podatku, zwanego podatkiem od handlu detalicznego (w kampanii wyborczej PiS nazywanego podatkiem od sklepów wielkopowierzchniowych), zajmuje się parlamentarny zespół o nazwie: Zespół na rzecz Wspierania Przedsiębiorczości i Patriotyzmu Ekonomicznego. Przecież to Orwell w najczystszej postaci! Wspieranie przedsiębiorczości przez podnoszenie podatków to zupełnie tak jak miłość do obywateli okazywana przy pomocy ich torturowania.