Księga zdziwień odc.36

Zaczynając cykl Księga zdziwień nie sądziłem, że będę miał aż tyle powodów do pisania tekstów pod tym hasłem. Tymczasem nie dość, że mam wiele powodów do zdziwień, to jeszcze zastanawiam się, czy nie wprowadzić nowego cyklu, który byłby czymś w rodzaju wyższego stopnia zdziwienia. Np.: ’Księga zdumień’. Bo niektóre informacje, które czytam, rzeczywiście mnie zdumiewają. Ostatnio w portalu Forsa.pl przeczytałem artykuł o planowanej w Polsce inwestycji Mercedesa o wartości 800 mln euro. Pewnie myślicie, że zdziwiło mnie, iż Mercedes inwestuje w Polsce, nie bojąc się podatku od fabryk wielkopowierzchniowych, który niechybnie, prędzej czy później, zostanie wprowadzony. Otóż nie; to mnie nie dziwi. Mercedes to doświadczona firma i wie, że erupcje socjalizmu (takie, z jaką mamy obecnie do czynienia w Polsce), muszą się skończyć katastrofą, spadkiem zamożności obywateli i poziomu ich życia. A to z punktu widzenia inwestora, bardzo pożądana sytuacja, bowiem zwiększy się wtedy bezrobocie, spadną płace, więc firma będzie mogła obniżyć koszty, płacąc mniej pracownikom. Niestety to bardzo źle z punktu widzenia pracobiorców i ogółu obywateli.

Dziwi mnie zupełnie coś innego. Otóż z artykułu dowiedziałem się, że w wyniku inwestycji Mercedesa powstanie 1,5 tys. miejsc pracy. Podzieliłem przez siebie koszt inwestycji i liczbę powstałych miejsc pracy i zbaraniałem: wyszło, że stworzenie jednego miejsca pracy kosztuje 2,3 mln złotych. Niewiarygodnie dużo, jeśli patrzeć wyłącznie pod kątem korzyści dla otoczenia wynikających ze stworzenia miejsc pracy. Inwestor patrzy na to inaczej: nie jest ważna liczba miejsc pracy, lecz zdolność do generowania zysków. Z jego punktu widzenia najlepsza byłaby fabryka w pełni zautomatyzowana, która zatrudniałaby kilkunastu pracowników – nadzorujących automaty. Pytanie tylko dlaczego się tak ekscytujemy z powodu powstania 1,5 tys. miejsc pracy.

To oczywiście dobra informacja, że Mercedes zbuduje w Polsce fabrykę. Korzyści będą wielorakie i te 1,5 tys. miejsc pracy też nie są bez znaczenia. Ale ekscytując się tą inwestycją, nasz rząd zapomina, że stworzenie jednego miejsca pracy w mikroprzedsiębiorstwach (zatrudniających jednego lub kilku pracowników) kosztuje kilka, a co najwyżej, kilkanaście tysięcy złotych. Wystarczyłoby znieść bariery dla przedsiębiorczości Polaków, żeby niemal z dnia na dzień powstało milion (a może więcej) miejsc pracy. To byłby dopiero impuls prorozwojowy! I takiego impulsu nie zapewnią duzi inwestorzy; duże inwestycje, takie jak Mercedesa, są potrzebne i bardzo cenne, ale szybki wzrost PKB, a co za tym idzie, wzrost zamożności Polaków, mogą zapewnić tylko miliony maleńkich firm, bowiem zadziała wtedy efekt skali. Wyzwolenie przedsiębiorczości Polaków jest stosunkowo łatwe do osiągnięcia, bo w zasadzie niewiele trzeba robić. Trzeba się tylko powstrzymać od przeszkadzania, znieść kilka najbardziej uciążliwych barier (np. konieczność płacenia różnych parapodatków nawet wtedy, gdy przedsiębiorca nic nie zarabia, lub zarabia mniej niż wynoszą płacone parapodatki) i przestawić aparat urzędniczy na myślenie pozytywne. Niestety jest to zupełnie przeciwny kierunek do przyjętego przez obecny rząd (ale także przez poprzednie rządy); czyli zwiększania podatków, wprowadzania coraz to nowych narzędzi do tłamszenia przedsiębiorczości (np. klauzula obejścia prawa podatkowego) i umacnianie wiary, że ciężka praca nie popłaca (bo jej owoce pójdą na podatki i składki). A także rozbudowa aparatu urzędniczego i wpajanie mu przekonania, że indywidualny przedsiębiorca jest wrogiem, z którym należy walczyć.

Jest zdumiewające, dlaczego rządzący (obecni i poprzedni) nie chcą tego przyjąć do wiadomości.

Udostępnij wpis

Podobne wpisy

0 0 głosów
Ocena arykułu
guest
1 Komentarz
Najstarsze
Najnowsze Najczęściej oceniane
Inline Feedbacks
View all comments
boor
boor
8 lat temu

100/100! 🙂
Może dlatego, że mikroprzedsiębiorcy nie sfinansują kampanii wyborczej, nie wybudują sieci wod-kan dla gminy – na swój koszt, nie rozbudują drogi, no i na koniec: last, but not least – nie stworzą „pięęęęknych” statystyk dla rządzących.
Myślę, że włodarze to doskonale rozumieją, tylko ważniejsze jest dla nich to, można powiedzieć o KONKRETNYCH miejscach pracy, a nie o idei.
Tym właśnie różnią się politykierzy od prawdziwych mężów stanu.