Wiele razy miałem okazję wyrażać swój entuzjastyczny stosunek do atmosfery, która panuje na Pitti Uomo. Jest to atmosfera naładowana pozytywną energią i wzajemną życzliwością uczestników. Mam na myśli część towarzyską całego wydarzenia, bowiem część handlowa jest dość typowa i toczy się trochę obok, a trochę niezależnie od części towarzyskiej. Zaś część towarzyska ma charakter snobistycznego festynu, na którym każdy chce się zaprezentować jak najlepiej i przykuć uwagę licznych fotografów. Wiele osób przyjeżdża tu od lat, niejednokrotnie z bardzo odległych rejonów świata. Na jednym z przyjęć miałem okazję poznać miłego dżentelmena, który przyjechał z RPA. Tryskał energią i chęcią poznania jak największej liczby osób; poznanie ludzi z egzotycznej (z jego punktu widzenia) Polski, być może uzna za jedno z ciekawszych doświadczeń.
Skoro wspomniałem o przyjęciach, to muszę dodać, że jest ogromna mnogość różnego rodzaju wieczornych eventów i pokazów, które mają charakter imprez towarzyszących Pitti. Przeważnie są to imprezy zamknięte, tylko za zaproszeniami, ale zdobycie zaproszeń nie jest trudne; wystarczy wysłać mail na odpowiedni adres. Jednak pokazy organizowane dla kilkuset osób, zwykle z głośną muzyką uniemożliwiającą rozmowy, nie wydają mi się szczególnie atrakcyjne. Mimo to cieszą się dużym powodzeniem, prawdopodobnie z uwagi na darmowe jedzenie i alkohol, które są tam serwowane. Ja najbardziej cenię elitarne przyjęcia, gdzie można poznać wiele osób i spokojnie porozmawiać. Jeśli w dodatku takie przyjęcie odbywa się w pięknej, starej kamienicy w zabytkowym centrum Florencji, to satysfakcja jest pełna.
Cenię sobie także spotkania i rozmowy podczas głównej imprezy w Fortezza Da Basso. Najbardziej fascynuje mnie to, że nie ma tam nieznajomych! To oczywiście tylko pewien skrót myślowy, bowiem nieznajomi są i to w gigantycznej liczbie kilkudziesięciu tysięcy osób, ale nieznajomymi przestają być w jednej chwili, gdy tylko zdecydujemy się nawiązać z nimi rozmowę. Bo każdy z uczestników jest bardzo otwarty i chętny do zawierania znajomości. Zresztą przejście z kategorii 'znajomy’, do kategorii ’stary znajomy’ lub ’bliski znajomy’ następuje w tempie bardzo przyśpieszonym.
Muszę też wspomnieć o mojej akcji popularyzowania kwiatków wkładanych do butonierek. Mówiąc szczerze straciłem do niej zapał, gdy kilka osób otwarcie stwierdziło, że jest przeciwne noszeniu świeżych kwiatków wetkniętych do butonierek. Zadziwił mnie też mój przyjaciel z Rumunii; gdy na tydzień przed Pitti przypomniałem mu, żeby nie zapomniał o rozcięciu swoich butonierek – odpowiedział, że nie ma krawca, który mógłby mu to zrobić. Hmm… Na pociechę zostaje mi fakt, że bardzo charyzmatyczna postać, jedna z ikon Pitti Uomo – Ignatius Joseph – podobnie jak ja, jest zwolennikiem kwiatków i zawsze ma je w butonierce. Nawet w płaszczach zimowych.
Moje Pitti, to przede wszystkim moje stylizacje tam zaprezentowane; czas zatem, żeby je nieco przybliżyć. Ponieważ sponsorem mojego wyjazdu do Florencji była firma Adam Feliks Próchnik, więc wypada zacząć od stylizacji opartej na marynarce z Próchnika. Marynarka jest dość nietypowa, bowiem jest na jeden guzik. Rzadkość występowania takich marynarek w sklepach wynika z faktu, że trudniej w niej 'zgubić’ różne niedoskonałości i brak dopasowania, niż w marynarce na dwa guziki. Ma ona bowiem nieco inną konstrukcję, a guzik jest położony niżej, niż ten górny w marynarce dwuguzikowej. Moja marynarka wymagała niewielkich przeróbek krawieckich: zwężenia ramion i skrócenia rękawów. Obie te operacje – bardzo fachowo – zostały wykonane w salonie Próchnika w centrum Factory Ursus w Warszawie. Przy okazji, wszywane na nowo rękawy, zostały wszyte nieco inaczej, w sposób nawiązujący do stylu neapolitańskiego. Mnie się to bardzo podoba i uważam, że nadało marynarce jeszcze ciekawszego wyglądu.
Tkanina marynarki wygląda na czysty len, w rzeczywistości jest to mieszanka, w której len stanowi zaledwie 30%. Dzięki temu trochę mniej się gniecie, jednak charakterystyczne zagniecenia na zgięciu rąk, tworzą się niemal natychmiast po włożeniu marynarki. Pozostałe elementy mojej stylizacji to chinosy marki Gardeur, koszula Lavard, buty Yanko. Tym pięknym butom poświęcę wkrótce odrębny wpis, na razie dodam tylko, że były one ręcznie patynowane przez Andrzeja Olendera. Można je obejrzeć na Instagramie Theshine. Ciekawym dodatkiem jest kapelusz kupiony u Szarmanta i sygnowany jego marką (obecnie nie ma go już w ofercie, więc nie mogę podać linku). Kapelusz jest pleciony w taki sam sposób, jak wyplata się panamy, jednak użyte włókna nie są włóknami łyczkowca dłoniastego (zwanego palmą ekwadorską), lecz włóknami agawy sizalowej. Jego charakterystyczną cechą jest lekkość; gdy bierze się go do ręki, ma się wrażenie jakiejś nienaturalności, bo aż trudno uwierzyć, że taki przedmiot może ważyć tak mało. Muszka, poszetka i skarpetki pochodzą ze sklepu EM Men’s Accesories. Okulary są marki Persol i są to moje okulary optyczne.
Pierwszego dnia na Pitti postawiłem na stylizację wypróbowaną już na WPK04: Zestaw marynarka plus spodnie był szyty w firmie Norman. Zarówno marynarka, jak i spodnie są bawełniane. Marynarka ma nakładane kieszenie, łącznie z brustaszą. Ciekawym akcentem jest kołnierz, który jest pokryty tą samą tkaniną, z której uszyte są spodnie. Zestaw jest bardzo efektowny, szczególnie, że postawiłem na dodatki w kolorze jaskrawej czerwieni: krawat, poszetka i skarpetki pochodzą ze sklepu EM Men’s Accesories. Koszula pin collar jest marki Miler, zaś szelki marki Profuomo pochodzą ze sklepu Elegancki Pan. Kapelusz jest w typie zbliżonym do kanotiera, ma jednak miękkie rondo. To nie jest ani wada, ani zaleta; po prostu jest trochę inny. Postanowiłem w tym roku nieco inaczej podejść do sprawy kapeluszy i zdecydowałem, że rezygnuję z najpopularniejszej na Pitti, panamy. Mój kanotier pochodzi ze sklepu pani Aliny Cieszkowskiej. Opisaną stylizację uzupełniały lotniki Yanko, te same, których użyłem w poprzednio omawianym zestawie.
Ponieważ Pitti Uomo to nie tylko dzienne wydarzenia w Fortezza Da Basso, ale także wieczorne eventy, niezbędne było zabranie ze sobą garnituru wieczorowego. Jak się później miało okazać, mojego poglądu na wieczorowy strój, nie podzielała zdecydowana większość uczestników wieczornych imprez, na których pojawiali się w swoich dziennych stylizacjach. Jednak zarówno ja, jak i Albert widoczny na zdjęciu poniżej, postawiliśmy na granatowe, dwurzędowe garnitury. Garnitur Alberta pochodzi z Próchnika, zaś mój był szyty na miarę w firmie Bytom. Moją stylizację uzupełnia koszula od Milera oraz czarne lotniki marki Carlos Santos.
Na koniec chcę przywołać kilka spojrzeń z zewnątrz na mój udział w Pitti Umo. Nie ma ich dużo, ale są dla mnie bardzo satysfakcjonujące. Wyjaśnienia w podpisach pod zdjęciami.
Super stylizacje
Dzięki
bardzo mi sie podoba Pana blog i oczywiscie stylizcje, ktore beda dla mnie inspiracja.
pozdrawiam
Ryszard Kaczmarek
Bardzo mi miło. Pozdrawiam.
Ja się nigdy nie przekonam do szelek na guziki u kogokolwiek, kto ma więcej, niż 12 lat. Ani do tych para-kanotierów. Może jestem staroświecki, ale dla mnie nie mają one żadnych zalet w porównaniu do szelek na guziki i normalnych kanotierów, a są wyrazem niejakiego pójścia na łatwiznę, bo to łatwiej dostać. Ale po co zadowalać się półśrodkami? Zwłaszcza, że szelki przerobić na guziki może każdy dobry kaletnik, albo dedykowany rzemieślnik od szelek, a jest w Polsce co najmniej jeden takowy.
Zestaw z zielonym kapeluszem moim zdaniem nieudany, nie współgra to ze sobą. Reszta za to wyśmienita.
Większość stylizacj świetna, gratulacje! Podziwiam. Ale zgadzam się tez z przedmówca- w zestawie z zielonym kapeluszem odczuwa się zgrzyt. Zieleń kapelusza gryzie się z zielenią spodni i przede wszystkim muszki.
Stylizacja z czerwonymi dodatkami wspaniała. Robotę robi kosula pin collar, marynarka i Janki.
Dziękuję
Na „oko” te niebieskie spodnie wydają się byc źle skrojone. Czy wygodne sa w uzyciu? Bo mam wrażenie, ze nie.
Poza tym: zestawienie kilku odcieni tego samego koloru często jest ryzykowne. Niestety.
Panie Janie, bardzo przyjemny wpis. Miło się ogląda zdjęcia z Pitti :). Mam tylko zastrzeżenie do zdjęcia, na którym jest pan w marynarce Próchnika koło fontanny przy Fortezza da Basso. Jest pan złapany w wyjątkowo koślawej pozie i do tego jeszcze tak przechylony jakby się miał zaraz przewrócić!
A co do samej marynarki Próchnika, to IMHO nowe wszycie rękawów bardzie przypomina spalla con rollino niż spalla napoletana. Rolowanie jest, ale marszczeń nie widać.
Najbardziej przypadła mi do gustu stylizacja z czerwonymi dodatkami! Jednak pozostałe także bardzo trafione, gratuluję gustu i zmysłu estetycznego