Jeszcze kilkanaście lat temu, nasi rodzimi politycy starali się, żeby ich wypowiedzi były logiczne i miały wewnętrzną spójność. A także, żeby nie były sprzeczne z takim postrzeganiem świata, które jest ogólnie przyjęte wśród ludzi myślących. Takie podejście wynikało nie tyle z wysokiego poziomu intelektualnego ówczesnych polityków, ile z faktu, że wypowiedzi głupie i nielogiczne były skrupulatnie wychwytywane i bezlitośnie chłostane, przez media. Polityk, który opowiadał głupoty, był prze media wyśmiewany i szybko tracił popularność.
Ponieważ jednak ludzie myślący stanowią niewielką mniejszość w każdej populacji, zatem niektórzy politycy odkryli, że nie ma sensu zawracać sobie głowy ludźmi myślącymi, lecz należy spróbować otworzyć bezpośredni kanał komunikacji z głupią większością. Bo w końcu przecież ta głupia większość zdecyduje, kto obejmie władzę. Udaną próbę realizacji tej koncepcji podjął swego czasu Janusz Palikot. Po skrupulatnych badaniach oczekiwań przeciętnego polskiego głupka, zaczął głosić idiotyzmy, ale tylko takie, które były miłe dla ucha członków zdefiniowanej przez niego grupy docelowej. Po początkowym sukcesie, poniósł jednak klęskę, a zgubiły go; jego własna inteligencja oraz skrupuły. Uznał bowiem, że o ile opowiadanie głupot w kampanii wyborczej uchodzi nawet intelektualiście, o tyle w normalnej pracy parlamentarnej niezbędna jest logika i myślenie w kategoriach dobra wspólnego. Taka postawa pozostawała w jawnej sprzeczności z oczekiwaniami głupiej większości, więc klęska Palikota była nieuchronna.
Błędu Palikota nie powtórzył Jarosław Kaczyński, który zrozumiał, że grupa docelowa, zwana w jego ugrupowaniu ’ciemnym ludem’, potrzebuje stałej pożywki. I pożywka ta jest mu dostarczana w coraz to większych dawkach. Nie jest to zresztą zadanie trudne, bowiem dla ciemnego luda nie ma żadnego znaczenia, że poglądy głoszone w piątek są sprzeczne z poglądami głoszonymi w poniedziałek. Ba! Nie ma nawet znaczenia, że zdania wygłaszane pod koniec przemówienia, są sprzeczne z tymi na początku przemówienia. Liczą się wyłącznie emocje i wyraźny podział na dobrą i złą część otaczającego świata. Oczywiście podział ten musi być tak zarysowany, żeby adresat przemówienia nie miał wątpliwości, że on przynależy do tej dobrej części. Można powiedzieć, że Jarosław Kaczyński w twórczy sposób rozwinął doktrynę Stalina-Guewary o walce zaostrzającej się w miarę postępu rewolucji. A wiadomo, że zaostrzająca się walka wymaga odpowiednio ostrych narzędzi. Te narzędzia są właśnie tworzone, ku uciesze gawiedzi. Ciekawe kiedy gawiedź się zorientuje, że są tworzone także przeciwko niej samej?
Pora wyjaśnić, co mnie w tym wszystkim dziwi. Idę o zakład, że nikt nie pomyślał nawet, iż mogą mnie dziwić opisane zachowania polityków. W rzeczy samej: zupełnie mnie nie dziwią. Są po prostu normą, przy czym lewicowych polityków można z grubsza podzielić na dwie grupy: cyników i idiotów. Cynicy wiedzą, że swoimi decyzjami szkodzą ogółowi obywateli i Polsce, ale ich celem jest zdobycie władzy bądź utrzymanie się przy niej; reszta nie ma dla nich znaczenia. Idioci zaś naprawdę wierzą w głupoty, które wygadują. Idiotów jest więcej niż cyników i są znacznie groźniejsi. Cynicy potrafią się zdobyć na jakąś racjonalną decyzję, gdy widzą nadciągającą katastrofę, idioci będą pędzić ku przepaści i nic ich nie zatrzyma.
W tym całym procesie postępującego zidiocenia, dziwi mnie postawa mediów, które się tym zidioceniem żywią i go propagują. Kiedyś, polityk wygadujący bzdury, lub zachowujący się po chamsku, był przez media usuwany na margines. Dziś jest wynoszony na piedestał, bowiem debilizm i chamstwo (najlepiej w parze) – doskonale się sprzedają. Wydawało mi się, że ludzie myślący (a dziennikarze i wydawcy powinni do tej grupy należeć) mają wewnętrzną potrzebę przeciwstawiania się głupocie, prymityzmowi, brakowi ogłady. Chyba byłem w błędzie.
Powyższe refleksje naszły mnie po przeczytaniu, w Bankier.pl, relacji z przemówienia Jarosława Kaczyńskiego na kongresie PiS. Wybrałem też kilka cytatów z tego przemówienia. Najbardziej zaintrygował mnie fragment, w którym prezes zapowiedział konfiskatę pieniędzy zgromadzonych w OFE i stwierdził, że odebranie nam tych pieniędzy: ’To będzie taki wielki prezent dla społeczeństwa, a jednocześnie, to będzie zachęta’. Po raz kolejny usłyszeliśmy też słowa, w których pobrzmiewa pogarda dla konstytucji: ’Realia polityczne, społeczne, Polski bardzo różnią się od tego, co jest zapisane w konstytucji’ i zapowiedź nowej konstytucji, która: ’może nam zapewnić wolność wobec tego, co dzieje się wewnątrz Polski, wobec tych różnych praktycznych ograniczeń, które są wprowadzane na różnych poziomach’. Usłyszeliśmy też podsumowanie polskich przemian po roku 1989: ’Musimy odrzucić ostatecznie nieszczęsne koncepcje szkodnika Balcerowicza, postawić na Morawieckiego w gospodarce’.
A ciemny lud to wszystko łyka, jak pelikan rybę.
Zaprawdę przyszło nam żyć w ciekawych czasach. Ciekawe do czego to ogólnoświatowe zidiocenie doprowadzi – pewnie do niczego dobrego, ale cóż historia kołem się toczy. Po wiekach cywilizacji i rozwoju zawsze następowały wieki ciemne i barbarzyńskie, tylko tempo zmian jest inne. Ogólnie trza sobie po prostu znaleźć wyjście awaryjne a najlepiej kilka i robić swoje, czego Panu jak i reszcie współczytelników gorąco życzę.
Czy i co robić? Zająć się własnym życiem? Tu już każdy sam zadecyduje. Może w końcówce rządów będą distęne i wyłuszczone jasne dane typu powiększenie deficytu – większa dziura w budżecie, bezrobocie, czy poziom inflacji i jak już większość odczuje zmianę, to lepsza zmiana nastąpi. Tylko czy po raz kolejny na populistów którzy obiecają więcej? Czy na tych co nie zabiorą?
Zabawne, właśnie Pan udowodnił, że demokracja jest fatalnym systemem. „Ponieważ jednak ludzie myślący stanowią niewielką mniejszość w każdej populacji…” Skoro ludzie myślący stanowią mniejszość, czyż nie oczywistym jest, że każda decyzja podjęta demokratycznie będzie głupia?
Demokracja jest rzeczywiście fatalnym systemem. Na razie nie wymyślono lepszego, ale może kiedyś 🙂
Demokracja nie polega jednak na podejmowaniu decyzji w drodze głosowania, lecz na wyłanianiu przedstawicieli, którzy te decyzje podejmują. Jeśli ci przedstawiciele są rozumni i czują ciężar odpowiedzialności przed narodem (w tym także przed następnymi pokoleniami), to system działa całkiem dobrze. Jeśli przedstawiciele są głupi i myślą w kategoriach krótkoterminowego interesu swojej formacji, to system ulega załamaniu i działa wbrew interesowi narodu (czego głupia większość nie jest w stanie dostrzec).
Ale wyłonieni przedstawiciele również podejmują decyzje w drodze głosowania. No może z wyjątkiem premiera i kilku innych wysokich stanowisk. Niestety ludzie z natury są chciwi i pazerni. Nawet jeśli „niewielka mniejszość”;) w sejmie jest uczciwa i rzeczywiście chciałaby przywrócić normalność, to zawsze zostanie przegłosowana przez głupią lub chciwą większość. Ciekawe jest to, że nie znam chyba dzisiaj, ani jednego państwa, w których demokracja by rzeczywiście działała na korzyść obywateli. Bardzo długo zastanawiałem się czy istnieje jakiś model władzy, który rzeczywiście by się sprawdzał. Jednak nie będę przynudzał swoimi wnioskami teraz. Bardzo ciekawy blog przy okazji. Z przyjemnością będę go śledził;)
Dziękuję.
Model władzy służący obywatelom, to bardzo interesujący temat. Niestety na ogół modele teoretyczne mają się nijak do praktyki rządzenia. Marksizm uwiódł tak wielu intelektualistów (i nadal uwodzi), gdyż teoretycznie trudno mu cokolwiek zarzucić
Chyba bardziej mi chodziło o model władzy nie przeszkadzający obywatelom : ). Z rozbawieniem słucham jak niektórzy „intelektualiści” ciągle próbują udowodnić, że Marksizm w rzeczywistości działa. Dlatego staram się patrzeć na historię i tradycje/przyzwyczajenia różnych państw, żeby ocenić zalety i wady danego systemu w danym kraju. Chociaż, żeby stać się ekspertem trzeba by było zacząć podróżować i zobaczyć na własne oczy jak wygląda dany system z punktu widzenia zwykłego obywatela.