’Mówimy o kwocie nie wyższej niż 7 mld zł, uznając, że daje nam to pewien kołnierz sensownego funkcjonowania. Co nie znaczy, że jesteśmy skłonni ad hoc stwierdzić, że chcemy wydać całe 7 mld zł’. Te piękne i mądre słowa usłyszeliśmy z ust Grzegorza Tobiszowskiego – wiceministra energii, który w ten sposób skomentował fakt, że sejmowa komisja ds. energii opowiedziała się, kilka dni temu, za zwiększeniem limitu wydatków budżetowych na restrukturyzację górnictwa węgla kamiennego do końca 2018 r., z 3 mld zł do 7 mld zł. Pan minister dodał jeszcze, że: ’dynamika decyzji dotyczących restrukturyzacji sektora węgla kamiennego jest duża. Chcemy mieć zabezpieczenie na cały proces, aby był on wiarygodny, racjonalny, przede wszystkim utrzymując spokój i ład w prowadzeniu tego procesu’, oraz: 'Zwiększamy ofertę, bo mamy duże zainteresowanie, stąd wiemy na pewno, że nie jesteśmy w stanie utrzymać wielkości 3 mld zł, kiedy ponad połowę mamy już wydaną’ (cytaty za: Interia.pl). Przy takiej polszczyźnie, jaką posługuje się minister Tobiszowski, sprawy o jakich mówi schodzą na dalszy plan; liczy się przede wszystkim język: dynamika decyzji tworzy, ad hoc, kołnierz sensownego funkcjonowania. To jest to!
Prawda o tym, co pan minister chowa za kołnierzem sensownego funkcjonowania, jest prozaiczna. Chodzi oczywiście o transfer pieniędzy podatników na podtrzymywanie upadającego górnictwa. Z artykułu w Interii, z którego zaczerpnąłem powyższe cytaty dowiadujemy się jeszcze, że: ’To środki m.in. na osłony dla odchodzących z pracy górników oraz działania związane z finansowaniem kosztów kopalń przekazanych do Spółki Restrukturyzacji Kopalń (SRK)’. W tym zdaniu kryje się cała brutalna prawda: kopalnie przekazane do SRK funkcjonują tam sobie w najlepsze, przynosząc straty, które są pokrywane z budżetu, czyli z naszych podatków. Cała ta Spółka Restrukturyzacji Kopalń jest stworzona po to, żeby można było dotować nierentowne kopalnie, bez narażania się na wkroczenie Brukseli. Oczywiście oficjalnie twierdzi się, że kopalnie przekazane do SRK są albo likwidowane, albo restrukturyzowane. Ale ponieważ ani na jedno, ani na drugie nie wyrażają zgody związki zawodowe, zatem kopalnie sobie trwają, górnicy fedrują, a podatnicy dopłacają. I jest pięknie. I to jest chyba docelowy program rządu: wszystkie kopalnie przekazać do SRK i dokładać do nich z budżetu. Niestety kwotę dopłat należałoby wtedy radykalnie zwiększyć – 7 miliardów już by nie wystarczało. Dziś to wydaje się niemożliwe, ale kiedy zostanie już zmieniona konstytucja i zniesiony określony w niej limit zadłużania państwa (obecnie konstytucyjny limit wynosi 60% PKB, zaś aktualne zadłużenie to około 55% PKB), to nic nie stanie na przeszkodzie temu planowi.
Być może ten plan miał na myśli minister Tobiszowski, mówiąc o kołnierzu sensownego funkcjonowania. Trzeba bowiem mieć na uwadze, że kołnierze leżą na sobie warstwami: najpierw kołnierz koszuli, później kołnierz marynarki, a na zewnątrz kołnierz płaszcza. Więc na początek 7 miliardów, czyli kołnierz koszuli, kolejne kilkanaście miliardów i będziemy mieli kołnierz marynarki. Aż strach myśleć o kołnierzu płaszcza.