W czasach PRL-u władza miała w ręku wszystkie instrumenty, które pozwalały jej na kontrolę obywateli oraz bezpośrednie lub pośrednie wpływanie na ich życie. W różnych okresach PRL-u korzystano z tych instrumentów z różnym nasileniem. Najtragiczniejszy w skutkach był tzw. okres stalinowski, czyli lata 1948 – 1956. Władza, korzystając z instrumentów w postaci służb specjalnych, milicji, prokuratury i sądów, po prostu wymordowała część społeczeństwa. Po roku 1956 nastąpiła tzw. odwilż, co oznaczało, że represje wobec obywateli nieco zmalały. Był to jednak ciągle stan daleki od tego, co moglibyśmy nazwać wolnością. Szczególnie perfidne było wykorzystywanie prokuratury i sądów do walki z własnymi obywatelami. Są to bowiem organy, które powinny były stać na straży prawa, a były elementami bezprawia. Może nieco dziwić fakt, że znajdowali się prokuratorzy i sędziowie, którzy dopuszczali się ohydnych czynów, szykanując a nawet mordując niewinnych ludzi. Jednak w każdej populacji znajduje się pewien odsetek zwyrodnialców i kanalii, które z różnych pobudek, są w stanie dopuszczać się najgorszych czynów, jeśli czują się bezkarni. A co dopiero, gdy poczują poparcie władzy i są za swoje czyny nagradzani. W okresie stalinowskim i późniejszym, władze PRL wykazywały duży talent w wyłuskiwaniu takich zwyrodnialców i kanalii, i obsadzaniu ich w roli funkcjonariuszy służb, prokuratorów i sędziów. Na szczęście ten etap mamy już za sobą; przemiany zapoczątkowane 27 lat temu, stopniowo przybliżają nas do standardów cywilizacji zachodniej. Czy jednak możemy już spać spokojnie? Czy na pewno nie ma już prokuratorów wykonujący polityczne zadania? Każdy wie, że to pytania retoryczne. Niestety daleko nam jeszcze do standardów państwa prawa, za to coraz bliżej do PRL.
Opiszę tu jeden przypadek, który nie jest może wielkiej wagi, ale który wydaje się dość symptomatyczny.
16 kwietnia 2008 roku ABW, działając na zlecenie prokuratury w Łodzi, zatrzymała Jarosława Pinkasa – byłego zastępcę dyrektora Instytutu Kardiologii w Warszawie. Prokurator postawił mu zarzuty przyjęcia i żądania łapówek oraz skierował do sądu wniosek o tymczasowe aresztowanie. Sąd Rejonowy Łódź-Śródmieście przychylił się do wniosku i Jarosław Pinkas trafił do aresztu na 3 miesiące. Po miesiącu, na wniosek obrońcy podejrzanego, Sąd Okręgowy w Łodzi, zamienił areszt na poręczenie majątkowe. Po wpłaceniu kaucji w wysokości 200 tys. złotych, podejrzany wyszedł na wolność. W 2010 roku rozpoczął się proces przed Sądem Rejonowym Miasta Stołecznego Warszawy, który zakończył się po 5 latach, uniewinnieniem Jarosława Pinkasa. Jednak prokuratura wniosła apelację, którą uwzględnił Sąd Okręgowy w Warszawie, uchylił wyrok uniewinniający i skierował sprawę do ponownego rozpatrzenia przez sąd pierwszej instancji. Sąd ten wyznaczył rozpoczęcie sprawy na połowę lipca 2016 roku. Ale Jarosław Pinkas przestał być, w międzyczasie, szeregowym obywatelem, bowiem został sekretarzem stanu w ministerstwie zdrowia. Czy można sobie wyobrazić, żeby członek rządu był sądzony jak zwykły przestępca? Sprawie postanowiono ukręcić łeb, co znakomicie ułatwił fakt, że obecnie prokuratorem generalnym jest polityk, czyli minister sprawiedliwości. Kolega z rządu Jarosława Pinkasa. Więc podległa mu prokuratura, złożyła do Sądu Rejonowego Łódź-Śródmieście, wniosek o umorzenie sprawy, czyli mówiąc innymi słowami, wycofała akt oskarżenia Jarosława Pinkasa. Sąd umorzył sprawę. Przed Jarosławem Pinkasem otwarta droga do dochodzenia odszkodowania za bezpodstawne aresztowanie. Ciekawe, czy z niej skorzysta?