Ostatnio moje zdziwienie wzbudziło uświadomienie sobie, jak łatwo przegapiamy różne nowe podatki, które nakłada na nas rząd. Wydawałoby się, że nie sposób przegapić półtora miliarda złotych nowego podatku, a jednak miało to miejsce całkiem niedawno, przy okazji nowelizacji ustawy o OZE (odnawialnych źródłach energii). Oczywiście podatek nie ma nic wspólnego z odnawialnymi źródłami energii, ale właśnie w tej ustawie został sprytnie przemycony. Tak sprytnie, że prawie nikt nie zwrócił na to uwagi. Wpływy z tego podatku wyniosą właśnie 1,5 mld złotych rocznie.
Sprawa dotyczy tzw. ’opłaty przejściowej’, która figuruje na naszych rachunkach za prąd i wynosiła ostatnio 3,78 zł miesięcznie od każdego licznika. Piszę: ’wynosiła ostatnio’, bowiem opłata ta malała według pewnego skomplikowanego algorytmu. Została wprowadzona na początku lat 90-tych ubiegłego wieku i miała nieść pomoc przedsiębiorstwom energetycznym, w spłacie ich pożyczek zaciągniętych na modernizację. Nazwa: ’opłata przejściowa’ miała sugerować, że jest to opłata wprowadzona na jakiś czas, po którym zniknie. Jak się okazało ten czas wyniósł około 25 lat i oto nadszedł czas na zniknięcie opłaty. Jednak nasz wspaniały rząd oświadczył: ’nie z nami takie numery!’ i przyjął zmienioną interpretację przejściowości opłaty. Według rządu w nazwie nie chodziło o to, że została ona ustanowiona na okres przejściowy, ale o to, że przechodzi z ojca na syna. Zatem postanowiono opłatę nie tylko utrzymać, ale także znacząco ją podnieść – do 8 zł miesięcznie od licznika. Ponieważ mamy w Polsce nieco ponad 15,5 mln liczników, to wpływy z opłaty wyniosą około 125 milionów złotych miesięcznie, czyli 1,5 miliarda złotych rocznie. Jednocześnie beneficjentem opłaty staje się budżet państwa, a tym samym opłata staje się parapodatkiem – czyli podatkiem, ale nałożonym bez zachowania procedury obowiązującej przy wprowadzaniu nowego podatku.
Wspomniana nowelizacja ustawy o OZE wprowadziła jeszcze jeden nowy parapodatek, który został nazwany ’opłata OZE’. Jak napisano w uzasadnieniu do nowelizacji ustawy, ma on służyć: ’zapewnieniu dostępności energii ze źródeł odnawialnych w krajowym systemie energetycznym’. Podatek ten płacimy już od połowy tego roku, a wynosi on 3,08 zł od każdej zużytej megawatogodziny (MWh) energii elektrycznej. Ponieważ w Polsce zużywa się około 160 milionów MWh energii elektrycznej rocznie, zatem wpływy z tego podatku wyniosą pół miliarda złotych.
Mamy więc dwa nowe podatki, łącznie 2 miliardy złotych rocznie, czyli mniej więcej tyle ile miały wynieść wpływy z tzw. podatku od handlu, zwanego wcześniej podatkiem od sklepów wielkopowierzchniowych. Podatek od handlu wywoływał wielkie emocje (łącznie z ulicznymi protestami drobnych handlowców), interwencję Komisji Europejskiej i był jedną z przyczyn dymisji ministra finansów. Dwa podatki, które tu opisałem, zostały wprowadzone tylnymi drzwiami, cichutko i niezauważalnie. Po prostu zostały przegapione. Czy to może nie dziwić?