Oszustwa giełdowe
Giełda jest jednym z podstawowych atrybutów kapitalizmu. Dla inwestorów jest miejscem, gdzie można lokować nadwyżki finansowe i na tym zarabiać (czasami też tracić – ale to zupełnie inna kwestia), dla spółek jest miejscem pozyskiwania kapitału, a dla wszystkich jest barometrem rynku i obiektywną wyceną spółek. Ten idealny obraz bywa jednak zakłócany przez spekulacje i oszustwa. Istnieje wprawdzie Komisja Nadzoru Finansowego, której zadaniem jest tropienie oszustw i kierowanie spraw do prokuratury, ale jej skuteczność jest ograniczona. Oszustwa giełdowe, choć się zdarzają, stanowią jednak margines i generalnie giełda spełnia swoją rolę dość dobrze.
Są setki najróżniejszych sposobów oszustw giełdowych, od bardzo prymitywnych, do niezwykle wyrafinowanych. Szczególnie perfidnym rodzajem oszustwa, jest oszustwo dokonywane przez akcjonariusza posiadającego pakiet kontrolny w jakiejś spółce giełdowej, który postanawia wyprowadzić kapitał z tej spółki z pokrzywdzeniem akcjonariuszy mniejszościowych. Wyobraźmy sobie, że Biznesmen X ma 60% akcji w spółce giełdowej Victory S.A. Pozostałe 40% jest rozproszone pomiędzy drobnych inwestorów. Spółka Victory prosperuje bardzo dobrze, osiąga zyski, generuje dodatnie przepływy pieniężne i ma dużą nadpłynność. Biznesmen X postanawia pieniądze zarobione przez Victory zainwestować w inne przedsięwzięcie prowadzone przez należącą do niego spółkę Disaster Sp. z o.o. Potrzebuje na to 100 mln złotych i akurat tyle wolnej gotówki ma spółka Victory. Biznesmen X mógłby zdecydować o wypłaceniu, przez spółkę Victory, dywidendy i wtedy uzyskałby gotówkę całkowicie legalnie. Ale nie całą, a jedynie 60%, czyli 60 mln złotych. Ponieważ pozostałe 40 mln trafiłoby do drobnych inwestorów. Ale Biznesmen X nie chce oddać tych 40 milionów, przeprowadza więc prostą operację. Disaster Sp. z o.o. posiada dzieło sztuki – rzeźbę, którą kupiła kilka lat wcześniej za 100 tysięcy złotych w ramach akcji wspierania młodych talentów. Spółka Disaster sprzedaje tę rzeźbę spółce Victory, za 100 mln zł. Dlaczego tak drogo? Bo posiada wyceny dokonane przez kilku niezależnych i wybitnych ekspertów rynku sztuki, które szacują wartość rynkową dzieła, właśnie na 100 mln. Gotówka z Victory przepływa do Disaster i Biznesmen X może realizować swoje plany. W oczywisty sposób dokonał oszustwa z pokrzywdzeniem drobnych akcjonariuszy, którzy tracą jeszcze dodatkowo na tym, że po ujawnieniu transakcji zakupu rzeźby, akcje Victory spadają na łeb na szyję.
Opisany model jest bardzo uproszczony, ale na podobnej zasadzie działają prawdziwi oszuści. Właśnie ostatnio media obiegła wiadomość o przygotowywanym oszustwie tego typu. Przygotowuje je niejaki Krzysztof Tchórzewski, który nie jest wprawdzie biznesmenem posiadającym pakiet kontrolny w spółce giełdowej, ale jest ministrem w obecnym rządzie i reprezentuje skarb państwa, który posiada takie pakiety w wielu spółkach giełdowych. Minister Tchórzewski wymyślił zupełnie pionierską metodę oszukania mniejszościowych akcjonariuszy tych spółek. Metoda jest niezwykle prosta a jednocześnie skuteczna. Spółki zostaną wydrenowane z gotówki w ten sposób, że zapłacą dodatkowy, nieprzewidziany wcześniej podatek.
Z punktu widzenia budżetu państwa jest zupełnie obojętne, czy pieniądze tam wpływające pochodzą z dywidendy, czy z podatku. Więc minister Tchórzewski wymyślił taki sposób: dokona się przeniesienia kapitału zapasowego, na kapitał akcyjny, a od tego spółka będzie musiała zapłacić podatek. Operacja przeniesienia kapitału będzie miała charakter czysto księgowy (pewne kwoty będą zapisane w innych pozycjach bilansu) i nie miałaby żadnego znaczenia dla spółki, gdyby nie konieczność zapłacenia podatku. Z punktu widzenia spółki, jest odpływem gotówki, czyli pogorszeniem płynności, z punktu widzenia akcjonariuszy mniejszościowych, jest ordynarnym oszustwem akcjonariusza większościowego.
Minister Tchórzewski zapowiedział, że opisany sposób będzie stosowany na szeroką skalę. Wypompowywanie pieniędzy ze spółek giełdowych, z pominięciem akcjonariuszy mniejszościowych, dotyczyć będzie przede wszystkim spółek energetycznych, bo one, jako jedne z nielicznych spółek skarbu państwa, mają zyski i zachowują płynność. Minister Tchórzewski zamierza wypompować w ten sposób 10 miliardów złotych.

Na pierwszy ogień oszustw skarbu państwa, miała pójść spółka PGE. Zwyczajne walne zgromadzenie spółki, głosami skarbu państwa, zmniejszyło zaproponowaną przez zarząd dywidendę, z 1,72 miliarda zł, do zaledwie 467 milionów. Kalkulacja ministra Tchórzewskiego była prosta: gdyby dywidenda wyniosła tyle ile zaproponował zarząd, to do budżetu państwa trafiłby równy miliard, zaś 720 milionów – do drobnych akcjonariuszy. Po zmniejszeniu dywidendy, do budżetu trafi 273 miliony, zaś do drobnych akcjonariuszy – 194 miliony. Ale do budżetu trafi dodatkowo 1,066 miliarda złotych z tytułu podatku, po zastosowaniu oszukańczej metody opisanej powyżej. Czyli ostateczny podział miał być następujący: skarb państwa – 1,339 miliarda, drobni akcjonariusze – 194 miliony.
Minister Tchórzewski, planując swój cudowny deal, nie wziął pod uwagę jednego: drobni akcjonariusze PGE, to w znacznej części pracownicy grupy, w tym (uwaga! uwaga!) górnicy kopalni Bełchatów. Nie muszę wyjaśniać jaką wściekłość owych drobnych akcjonariuszy wywołało zmniejszenie dywidendy połączone z wypompowywaniem kasy przy pomocy inżynierii finansowej. No i minister Tchórzewski zaczął się ze swojego genialnego pomysłu – wycofywać. Żeby mógł zachować twarz, kapitał PGE podniesiono, poprzez przesunięcie kapitału zapasowego na akcyjny, ale nie o 5,6 miliarda, jak początkowo planował, ale o symboliczne 467 milionów. W związku z tym spółka zapłaci podatek 10 razy mniejszy niż to było w planach. Konkretnie: 109,6 mln zł.