Potęga cywilizacji zachodniej została zbudowana na poszanowaniu podstawowych aksjomatów prawa rzymskiego. Owszem, zdarzały się totalitarne systemy, które łamały prawo, ale odbudowa po zniszczeniach dokonanych przez te systemy opierała się zawsze na prawie. Przez wieki nie zdarzało się, żeby kwestionowane były zasady; iż prawo nie działa wstecz, chcącemu nie dzieje się krzywda, nie sądzi się dwa razy za to samo, wątpliwości rozstrzyga się na korzyść oskarżonego, oskarżony ma prawo do obrony zaś podstawą jego skazania może być wyłącznie udowodnienie mu winy. Tak było przez wieki, ale w ostatnich latach się to zmienia, co budzi moje wielkie zdziwienie. Jako pierwsza padła zasada, że chcącemu nie dzieje się krzywda (volenti non fit iniuria) i dziś dla wszystkich jest oczywiste, że państwo ma obowiązek chronić obywatela przed nim samym – np. karząc go za nie zapięte pasy bezpieczeństwa w samochodzie. Na naszych oczach pada zasada, że oskarżonemu/podejrzanemu należy udowodnić winę, zastępowana zasadą, że oskarżony/podejrzany musi udowodnić swoją niewinność.
Te refleksje naszły mnie po przeczytaniu artykułu w Interii na temat zarzutów postawionych we Francji pani Penelopie Fillon, żonie kandydata na prezydenta – Francoisa Fillona. Chodzi o domniemanie, że była ona zatrudniona przez męża – ówczesnego parlamentarzystę – jako jego asystentka i pobierała wysokie wynagrodzenie z publicznej kasy, nie świadcząc pracy. Czyli jej zatrudnienie było fikcyjne. Takie postępowanie (ponoć powszechne we Francji) jest oczywiście naganne, wręcz skandaliczne i jego piętnowanie jest jak najbardziej słuszne. Chodzi mi jednak o coś zupełnie innego. Ze wspomnianego artykułu dowiadujemy się, że: ’małżeństwo Fillonów dopuściło się fałszerstwa, by uzasadnić wynagrodzenie wypłacane Penelope Fillon z kasy francuskiego parlamentu, gdzie była zatrudniona jako asystentka. Na rzeczywiste świadczenie tej pracy nie ma dowodów’. Czyli prokuratura nawet nie próbuje dowodzić, że pani Fillon nie świadczyła pracy, tylko żąda od niej dowodów, że tę pracę świadczyła. W przeciwnym wypadku napisano by bowiem: ’są dowody na nieświadczenie pracy’.
Przed laty odczułem na własnej skórze podobne podejście do prawa. Zostałem bezpodstawnie oskarżony o narażenie na wielkie straty spółki Totalizator Sportowy, w której pełniłem wówczas funkcję wiceprezesa. Prokuratura w najmniejszym nawet stopniu nie próbowała dowieść mojej winy, żądając ode mnie udowodnienia niewinności. I ja swoją niewinność udowodniłem w obszernych wyjaśnieniach, które złożyłem zarówno w czasie przesłuchań, jak i na piśmie – w szczegółowym memoriale. To nie przeszkodziło prokuraturze wnieść przeciwko mnie aktu oskarżenia do sądu. W akcie tym, ogólnikowym i pełnym sprzeczności, znów nie podjęto próby udowodnienia mi winy, natomiast napisano, że w śledztwie odmówiłem składania wyjaśnień – co było bezczelnym kłamstwem. Rozprawa toczyła się przez kilka lat (prokuratura zgłosiła bardzo wielu świadków) i zakończyła się moim uniewinnieniem. Smaczku całej sprawie dodaje fakt, że sąd uznał, że za fakt, iż byłem poddany długotrwałej procedurze śledztwa a następnie sądzenia, winien jestem wpłacić na rzecz skarbu państwa kwotę 7 tys. zł. Co też uczyniłem.
W zupełności się z Panem zgadzam. Około pięciu lat temu zostałem także niesłusznie oskarżony. Moje odczucia podczas trwającej ponad rok rozprawy są dokładnie takie same. Stawiano mi zarzuty bez pokrycia w dowodach. To na mnie spadał obowiązek udowodnienia niewinności. Oczywiście koszty sądowe i odszkodowanie (na szczęście nie tak duże jak chciała powódka) i tak musiałem zapłacić. Od tej pory nie mieszkam już w Polsce. Ta sytuacja oraz szereg innych gdzie w majestacie prawa zostałem naciągnięty przez różne osoby i banki pozbawiły mnie całkowicie zaufania do naszego kraju i rodaków. Muszę zaznaczyć, że całe życie starałem się i staram nadal żyć zgodnie z prawem pisanym ale także ludzkim.