Wielkie propagandowe humbugi
Każdy rząd, w każdym kraju demokratycznym, jest zainteresowany ciułaniem punktów poparcia w różnych sondażach. Umiejętne podtrzymywanie zainteresowania gawiedzi pomiędzy kolejnymi kampaniami wyborczymi, jest kluczem do sukcesu. Są takie nieliczne rządy i tacy nieliczni politycy, którzy swoją pracę traktują jako misję i stawiają sobie za cel rozwój swojego kraju. W dzisiejszych czasach to już jednak gatunek wymierający, dziś triumfy święci postpolityka, a wraz z nią propagandowe humbugi, które mają zastąpić realne działania. Nasz obecny rząd wyspecjalizował się w tym znacznie lepiej od swoich poprzedników. Ciekawe, że ogłaszane są coraz to nowe humbugi, a o starych się szybko zapomina. I nikomu jakoś nie przeszkadza, że coś, co nie schodziło z czołówek mediów jeszcze kilka miesięcy temu, zostało zapomniane i porzucone. Nie wszystko oczywiście bywa porzucane. Humbug pod nazwą 'ratowanie górnictwa’ trwa nieprzerwanie, dostarczając mi tematów do kolejnych wpisów, m.in. Dywizje, które uratują Polskę, Wartki strumień pieniędzy, Kołnierz sensownego funkcjonowania, Propagandowy majstersztyk, Restrukturyzacja a spokój społeczny i wielu innych. Najnowszym humbugiem, który skłonił mnie do napisania tego artykułu, jest ’komunikacyjne serce Polski, czyli Centralny Port Lotniczy’. Szerzej napiszę o tym w dalszej części, bowiem zacząć wypada od innego wielkiego humbugu zasygnalizowanego już w exposé pani premier, a ogłoszonego z przytupem kilka miesięcy później.
Mam na myśli wielki program wskrzeszenia transportu śródlądowego w Polsce, w tym wybudowania kanału Wisła – Odra. Program miał kosztować 61,5 miliarda złotych, czyli prawie 20% rocznych przychodów budżetu państwa. Oczywiście w założeniach, bo gdyby rzeczywiście postanowiono go zrealizować, realne koszty wyniosłyby dwa, lub trzy razy więcej. Tak bowiem się dzieje ze wszystkimi wielkimi inwestycjami państwowymi – nie tylko w Polsce (patrz: port lotniczy w Berlinie). Ale oczywiście programu nie zaczęto realizować; chodziło tylko o uwiedzenie gawiedzi wielką inwestycją rozwojową, rozpalającą wyobraźnię. Sondaże pokazały, że program słabo się przebił do świadomości obywateli i o żadnym rozpalaniu wyobraźni nie mogło być nawet mowy. Został więc porzucony i dziś pies z kulawą nogą o nim nie pamięta. Gdyby ktoś chciał sobie przypomnieć, to polecam mój wpis: Program Wisła.
Humbugiem, który jeszcze ciągle zipie jest humbug o milionie pojazdów elektrycznych, które będą jeździły po polskich drogach do roku 2025. To oczko w głowie wicepremiera Mateusza Morawieckiego współgrające z jego drugim wielkim marzeniem: żeby wszystko w Polsce było państwowe. Milion samochodów elektrycznych wyprodukuje państwowa spółka o nazwie Electro Mobility Poland (utworzona przez cztery inne państwowe spółki: PGE, Eneę, Energę i Tauron), wspierana przez państwowe struktury biurokratyczne: Polskie Inwestycje Rozwojowe, Narodowe Centrum Badań i Rozwoju, Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, oraz przez rząd a konkretnie ministerstwa: rozwoju, finansów, nauki, infrastruktury, obrony narodowej i energii. Jak każdy dobrze wie, żeby móc cokolwiek produkować (a samochody elektryczne w szczególności) potrzebne są: program rządowy, ustawa i międzyresortowy komitet sterujący. I to wszystko już jest, czyli teraz już 'z górki’ 🙂 Jak wspomniałem wcześniej humbug elektromobilności jeszcze zipie, ale chyba już nawet wicepremier Morawiecki w niego nie wierzy. Przewiduję, że do końca tego roku zostanie całkowicie zapomniany. Więcej na ten temat można przeczytać w moim wpisie: Polska liderem elektromobilności.
Wicepremier Mateusz Morawiecki, porzucając humbug elektromobilności (sondaże pokazały, że gawiedzi to jakoś nie porywa), wykreował zupełnie nowy: Centralny Port Lotniczy. No może nie całkiem nowy, bowiem pomysł wraca co jakiś czas. Każda władza chciałaby pozostawić po sobie coś monumentalnego. Kiedyś budowano piramidy, akwedukty, katedry i pomniki, dziś lepiej temu celowi służą stadiony, wielkie muzea i właśnie porty lotnicze. Porty lotnicze mają w sobie jakąś magię, która powoduje, że każda władza (zarówno regionalna, jak i centralna) chce je budować. Rachunek ekonomiczny i wszelkie analizy idą w kąt, liczą się tylko ambicje i wzniosłe hasła o promocji regionu, wzroście ruchu turystycznego, prestiżu i temu podobne. Przy czym wybudowanie takiego portu to tylko mała część problemów; bo później przynosi on pokaźne straty, które trzeba pokrywać z publicznych pieniędzy. O takich problemach dotyczących Portu Lotniczego Radom, pisałem we wpisie: Polak głupi po szkodzie.
Kilka dni temu Komitet Ekonomiczny Rady Ministrów poparł projekt budowy Centralnego Portu Lotniczego pomiędzy Warszawą a Łodzią, w pobliżu autostrady A2. Na zwołanej z tej okazji konferencji prasowej, wicepremier Morawiecki powiedział: ’Myślę, że to będzie taki wielki cywilizacyjny projekt dla nas, bijące komunikacyjne serce Polski. W tym miejscu, między Warszawą a Łodzią powinno być duże lotnisko międzynarodowe, które ma szanse nie tylko obsługiwać loty nazwijmy to lokalne czy regionalne, ale również być wielkim hubem międzynarodowym’. Na pytanie ile to ma kosztować i skąd wziąć pieniądze, Mateusz Morawiecki odpowiedział: ’Co do finansowania, będziemy w najbliższych miesiącach nad tym pracować. Ale jestem spokojny, że podołamy temu wysiłkowi finansowemu’. Beztroska z jaką wicepremier mówi o wydaniu kilkudziesięciu miliardów złotych pochodzących z podatków, jest wprost porażająca. Ale owe kilkadziesiąt miliardów na budowę portu i infrastruktury towarzyszącej, to tylko część wydatków. Bo później trzeba będzie jeszcze przez kilkanaście lat pokrywać straty generowane przez lotnisko. Skąd wiem, że będą straty?
Otóż w roku 2004, ówczesny rząd Leszka Milera, był bliski podjęcia decyzji o budowie dużego centralnego lotniska. Miało ono powstać w okolicach miejscowości Mszczonów (była wyznaczona konkretna lokalizacja). Przed podjęciem ostatecznej decyzji, zlecono analizy wyspecjalizowanej firmie. Tak się składa, że w owym czasie pracowałem w spółce LOT, gdzie wszystkie sprawy z tym związane były omawiane (LOT dostarczał wielu danych owej firmie analitycznej). Wynik analiz był miażdżący dla projektu. Wynikało z nich bowiem, że w horyzoncie czasowym jaki w nich brano pod uwagę (zdaje się, że było to 20 lat), nie było żadnej szansy na osiągnięcie rentowności przez nowy port lotniczy. W miarę upływy czasu straty wprawdzie miały się zmniejszać, ale w pierwszych latach po oddaniu do użytku, sięgały miliardów złotych. Po prostu nie było możliwości wygenerowania tak dużego ruchu pasażerskiego, żeby lotnisko mogło na siebie zarobić. O zwrocie poniesionych nakładów oczywiście tym bardziej nie było mowy. Projekt okazał się całkowicie oderwany od realiów i został zarzucony. W ciągu 13 lat od tamtych analiz sytuacja zapewne uległa zmianie. Jestem jednak pewien, że nie na tyle, żeby móc mówić o opłacalności projektu.
O zupełnie amatorskim podejściu obecnej ekipy rządowej do sprawy centralnego portu lotniczego świadczy fakt, że jednym z głównych argumentów za, ma być możliwość przekształcenia go w międzynarodowy hub, czyli port przesiadkowy. Istota hubu polega na tym, że oferuje on ogromną liczbę połączeń długodystansowych do najdalszych zakątków świata. Czyli takich połączeń, które są najbardziej zyskowne dla linii lotniczych. Wielkie i potężne linie lotnicze mają swoje huby (np. Lufthansa we Frankfurcie, Air France w Paryżu itp.), z których oferują loty długodystansowe i dowożą do tych hubów pasażerów z dziesiątków innych lotnisk rozsianych w promieniu nawet kilku tysięcy kilometrów. Gdy swego czasu leciałem do Pekinu linią Air France, to najpierw poleciałem z Warszawy do Paryża, a później z Paryża do Pekinu. Na pozór wydaje się to bez sensu, gdyż najpierw leciałem kilka tysięcy kilometrów w odwrotną stronę, ale taka opcja była po prostu najtańsza. Bowiem taka jest logika hubu. Jak łatwo zauważyć hub to w niewielkim stopniu sprawa portu lotniczego; zasadniczą rolę odgrywa linia lotnicza. Jest faktem, że Polska ma pod tym względem doskonałe położenie geograficzne, ale potrzebna jest jeszcze odpowiednia linia lotnicza, która zaoferuje wielką liczbę połączeń długodystansowych, a którą LOT nigdy nie będzie. Rolę hubu mógłby doskonale spełniać port lotniczy Chopina, ale nie spełnia, bo nie ma przewoźnika gotowego zaoferować stąd dziesiątki lub setki połączeń na inne kontynenty. Twierdzenie, że taką rolę będzie spełniał nowy Centralny Port Lotniczy, jest opowiadaniem bajek, bowiem nadal nie będzie odpowiedniego przewoźnika. Gdy pan Morawiecki mówi o możliwości odebrania części pasażerów hubowi w Wiedniu, to się po prostu kompromituje, bowiem jest to całkowicie niemożliwe. Zarówno porty, jak i linie lotnicze bardzo zdecydowanie strzegą swojej przewagi i są skłonne podjąć ostrą walkę konkurencyjną, gdyby miało się pojawić zagrożenie odebrania pasażerów. A nietrudno przewidzieć wynik konfrontacji konkurencyjnej pomiędzy LOT-em a Austrian Airlines (należy do holdingu Lufthansa), Air France czy samą Luftahansą.
Dla polskich obywateli, istnienie wielkiego portu lotniczego pomiędzy Warszawą a Łodzią jest miłą perspektywą; byłoby to coś wielkiego, monumentalnego i nowoczesnego. Coś, z czego można by było być dumnym. Tyle tylko, że musiałoby być utrzymywane z pieniędzy podatników. A nas po prostu nie stać na fundowanie sobie tak drogiej zabawki. Dlatego rząd unika mówienia o finansach a mówi o wielkim, porywającym projekcie. Stwarza piękne miraże, które się dobrze sprzedają propagandowo, ale za które my, nasze dzieci i wnuki, będziemy musieli słono zapłacić. Jest z tym dokładnie tak samo jak ze zdjęciem, które umieściłem na początku wpisu. Każdy kto rzucił na nie okiem pomyślał sobie, że jest to piękny i sprawnie działający port lotniczy. A to nieprawda! Zdjęcie przedstawia modele samolotów ustawione na modelu portu lotniczego. Miraż! Oszustwo! Humbug! Nie dajmy sobie wcisnąć żadnego mirażu!
„Sondaże pokazały, że program słabo się przebił do świadomości obywateli”, „Wicepremier Mateusz Morawiecki, porzucając humbug elektromobilności (sondaże pokazały, że gawiedzi to jakoś nie porywa)” – Janku gdzie można znaleźć bliższe informacje o tych sondażach? Z góry dziękuję i pozdrawiam.
Gdzieś o tym czytałem, ale sobie nie zapisałem i teraz już nie potrafię odtworzyć.
A jeszcze przy okazji, jak z poziomu Twojego bloga udostępnić wpis na swoim facebooku? Pomiędzy tytułem wpisu a pierwszym zdjęciem ilustrującym wpis mam tylko opcję „Tweetnij” i dwukrotnie „Lubię to”, nie ma opcji „udostępnij”, stąd moje pytanie, czy to w ogóle jest możliwe?
Witam,
Można udostępnić z facebookowego fanpage’a. Na fanpage wchodzi się klikając ikonkę facebooka na stronie głównej po prawej „moje profile”. Dalej już udostępnianie standardowe.
Przecież to grupa rekonstrukcyjna Sanacji 🙂
“Oczywiście, Meyer z odpowiednim hałasem reklamuje w prasie zakup licencji i zapowiada rewelacje. Zadziwiające jest, jak ten człowiek lubuje się w reklamie. W 1939 roku posunął się nawet do tego, że napisał do „Polski Zbrojnej“ artykuł w związku z piętnastoleciem PZInż., w którym to artykule nie żałuje sobie samemu najpochlebniejszych słów i pisze, że niedługo „warsztaty CWS będą małym »Fordem«“, nie mówiąc, rzecz jasna, ani krzty prawdy o rzeczywistej działalności zakładów.
W końcu 1930 i z początkiem 1931 roku inspirowana przez Meyera prasa nie ustaje w zachwytach.
W marcu pisze: „Nasza armia wkracza obecnie w etap intensywnej motoryzacji“.
W maju „Kurier Warszawski-4 przytacza opinie zagranicznych gazet (jakby inaczej!), z których wynika, że armia polska podobno przestała być nagle zacofana, a stała się potęgą militarną.
W listopadzie premier zapewnia komisję spraw wojskowych sejmu: „Nie mogę ujawnić szczegółów, lecz zapewniam panów, że motoryzacja naszych sił zbrojnych posuwa się stałe naprzód“.
Owszem, posuwa się. I to tak dalece, że po upływie półtora roku od dnia zawarcia umowy z Saurerem PZInż nie wyprodukowały ani jednego wozu z licencji. Śmigielski żąda zwołania rady nadzorczej, alarmuje Departament Inżynierii, ale Meyer powiada mu z całą otwartością i cynizmem podczas jednej z rozmów: „Panie inżynierze, jak my to rozkręcimy tak, jak Pan tego chce, przyjdą wtedy na nasze miejsce generały i oni będą brali forsę“.”
Jak na grupę rekonstrukcyjną – bardzo marna obsada. Szczególnie w rolach Piłsudskiego, Kwiatkowskiego i Sławka.
Sławek… ten od “Legionu Zasłużonych”?
Istotnie, lepsza obsada 🙂
.
Przypomina się, jak to w wojsku mówią o pewnych oficerach: “nie powinien awansować wyżej pułkownika” 😉
Przypomina mi się komedia Michała Bałuckiego „Pan burmistrz z Pipidówki”.
Burmistrz też dużo budował i marnie skończył…