Księga zdziwień odc. 70
Zdziwienie, o którym dzisiaj chcę napisać przewijało się przez wiele moich wpisów, jednak Księga Zdziwień odnotowuje je po raz pierwszy. Dziwi mnie mianowicie fakt, że żaden nasz dotychczasowy rząd nie wpadł na pomysł, żeby sprywatyzować górnictwo węgla kamiennego. W górnictwie ogniskują się i ulegają powiększeniu wszystkie problemy charakterystyczne dla firm państwowych; konwulsje kadrowe przy każdej wymianie ekipy rządzącej, wszechwładza związków zawodowych, marnotrawienie środków przy jednoczesnym ich braku na inwestycje itp. Podstawowa prawidłowość funkcjonowania górnictwa jest taka, że w przypadku dobrej koniunktury skutkującej zyskami generowanymi przez spółki górnicze – zyski te są natychmiast przejadane. W przypadku złej koniunktury i strat – górnictwo jest 'ratowane’ przy pomocy środków publicznych. Oczywiście w sposób zakamuflowany, bowiem bezpośrednia pomoc publiczna wymaga zgody Brukseli, a o tę nie jest łatwo. Ale rząd ma narzędzia, żeby pompować pieniądze potrzebne na wypłaty dla górników, omijając unijne przepisy o pomocy publicznej. Podstawowym narzędziem, stosowanym z lubością przez poprzedni rząd PO-PSL i obecny rząd PiS, jest zmuszanie innych spółek państwowych do dotowania górnictwa. Oczywiście jak przystało na porządny socjalizm, podmieniono znaczenie słów: dotowanie nie nazywa się ’dotowaniem’, tylko ’inwestowaniem’. Niby prosty trik, ale nawet Bruksela daje się na niego nabierać.
Problem polega jednak na tym, że o ile stosunkowo łatwo przychodzi rządowi przepompować kilka miliardów złotych zapewniających bieżącą egzystencję spółek górniczych, o tyle zupełnie nie udaje się wygospodarować środków na inwestycje. A te są niezbędne, jeśli poważnie myśli się o uzyskaniu rentowności. Podobnie jak niezbędne są zmiany w organizacji pracy, na które z kolei nie pozwalają związki zawodowe. Ciekawym zjawiskiem jest istnienie wielkiej armii 'ekspertów górniczych’, którzy za niemałe pieniądze pochodzące czy to od rządu, czy to od spółek górniczych, piszą wspaniałe programy 'uzdrowienia’ górnictwa. Podstawowym założeniem każdego takiego programu jest dogmat, że górnictwo musi pozostać państwowe. Gdyby któryś 'ekspert’ lub któraś z firm doradczych zakwestionowali ten dogmat, to po prostu nie zyskaliby zamówienia na ekspertyzy. I w ten sposób błędne koło się zamyka.
Jakie skutki mogłaby mieć prywatyzacja kopalń można prześledzić na przykładzie kopalni Silesia, która pod koniec pierwszej dekady XXI wieku została uznana za trwale nierentowną i niemożliwą do uratowania, zatem została przeznaczona do likwidacji, a cała 800-osobowa załoga miała zostać zwolniona lub przeniesiona do innych kopalń. Było wówczas kilka bardzo poważnych ekspertyz dowodzących czarno na białym, że opłacalne wydobycie węgla w tej kopalni – nie jest możliwe. Ale oto w 2010 roku znalazł się prywatny inwestor skłonny kopalnię kupić, a zdesperowany rząd wyraził na to zgodę. Kopalnię sprywatyzowano. Dziś prywatna kopalnia Silesia przynosi zyski, a zatrudnienie wzrosło do 1785 osób, czyli o 123%. Ta cudowna przemiana była okupiona ogromnymi inwestycjami i zmianami organizacji pracy, ale był to problem inwestora, a nie problem rządu. I o to m.in. chodzi w prywatyzacji. Więcej o aktualnej sytuacji w kopalni Silesia można przeczytać tutaj.
Niestety wszelka prywatyzacja w Polsce zamarła już niemal 10 lat temu, a obecnie mamy do czynienia z odwróceniem kierunku, czyli nacjonalizacją. Ciekawe czy – i kiedy – znacjonalizowana zostanie kopalnia Silesia? Moja Księga zdziwień już czeka na temat.
“zupełnie nie udaje się wygospodarować środków na inwestycje”
Po co komu inwestycje, skoro górnictwo ma być zlikwidowane? Płacić trzeba tyle, by zamieszek nie było, i w Brukseli to wiedzą.
A ponieważ zakończy się to likwidacją, to i kraść (w różnych formach) można swobodnie, i wszyscy zainteresowani to doskonale rozumieją i korzystają.
A Pan się dziwi, że im to odpowiada 🙂
.
“problemy charakterystyczne dla firm państwowych”
Jeżeli zarządzają tym ludzie, którym CIA płaciła za psucie gospodarki – to jak ma to wyglądać? Przecież oni inaczej nie potrafią…
.
Maleńki fragment poradnika CIA do prostego sabotażu:
Wypisywanie biletów ręcznie, kiedy czas odjazdu pociągu jest bliski, żeby dodatkowo spowolnić proces.
Sprawdzanie biletów po północy, żeby budzić pasażerów i ogłaszanie każdej stacji w nocnych pociągach.
Zabieranie głosu często w trakcie spotkań i dodawanie anegdotek do swoich wypowiedzi.
Kłótnie o drobne różnice w używanym w dokumencie języku.
Przydzielanie mało istotnych zadań na początku tak, żeby zabrakło czasu na te ważne.
Chwalenie nieefektywnych pracowników, żeby obniżyć morale tych pracujących dobrze.
Udawaj, że nie rozumiesz poleceń i proś o ich ponowne wytłumaczenie.
.
Prawda, że brzmi znajomo? 🙂