Golfy należą do klasyki męskich ubiorów; nigdy nie były ani 'modne’, ani 'niemodne’, ale ich popularność była różna w różnych okresach. Pamiętam, że jako uczeń szkoły średniej marzyłem o białym golfie, który mógłby stanowić podstawę eleganckiej stylizacji z granatową marynarką, jaka była wtedy w moim posiadaniu. Działo się to w drugiej połowie lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku i jak łatwo się domyślić, białe golfy nie były produkowane przez socjalistyczny przemysł dziewiarski. Ale, jak w wielu takich sytuacjach, pomocny okazał się ciuchowy bazar, gdzie można było kupić używane ubrania, które trafiały do Polski w paczkach przysyłanych przez rodziny mieszkające w Stanach Zjednoczonych. W moim rodzinnym Sanoku wiele osób miało krewnych w USA, zatem ciuchowy bazar kwitł w najlepsze. Właśnie tam udało mi się wypatrzyć piękny biały golf z cienkiej dzianiny – idealny do zastosowania o jakim myślałem. Przez wiele lat był przedmiotem mojej dumy, którą wzmagała metka z dwoma magicznymi napisami: made in USA oraz 100% orlon. Wprawdzie wówczas nie miałem pojęcia co to jest orlon, ale skoro pochodził z USA to musiał być czymś absolutnie nadzwyczajnym. Dziś już wiem, że to ówczesna handlowa nazwa włókna poliakrylonitrylowego, jednego z pierwszych włókien syntetycznych jakie stworzono. Włókno to stosowane jest z powodzeniem do dzisiaj, ale znane jest pod skróconą nazwą: akryl. Mój golf, przy wielu swoich zaletach miał i taką, że strzelał i sypał iskrami przy zdejmowaniu. Wprawdzie te mikrowyładowania szczypały trochę w nos i policzki, ale nie było to szczególnie uciążliwe. Trochę bardziej ambarasujący był fakt, że gdy podawałem komuś rękę, to zanim dłonie się zetknęły, przeskakiwała między nimi iskra. Zaś towarzyszące temu ukłucie nie należało do przyjemnych. Ale poza tym golf był wspaniały.
Wspominam tamte czasy dlatego, że lata sześćdziesiąte i siedemdziesiąte były okresem, gdy męskie golfy były szczególnie popularne. Przy czym mam na myśli golfy jako elementy eleganckich stylizacji. Bo oprócz tego, zawsze istniały jeszcze ciepłe swetry wywijane pod szyją, które były bardzo praktyczne w czasie dużych chłodów. Jednak przełom lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych ubiegłego wieku to okres największych triumfów golfów w jasnych kolorach (w tym w szczególności białych), z delikatnej dzianiny, noszonych pod marynarką. Później białe golfy skryły się trochę w cieniu, za to coraz więcej było golfów ciemnych, w tym także czarnych. Wzrost popularności golfów w ostatnich latach przebiega właśnie pod dyktando ciemnych barw. To mnie bardzo dziwi, ponieważ twarz podkreślona czernią golfu, bardzo dużo traci – nabiera wyglądu poszarzałej i zmęczonej. To samo dotyczy zresztą czarnych koszul, które też ostatnio zyskują wielką popularność, szczególnie w wersji eleganckiej – z czarnym krawatem lub muszką. Z drugiej strony spora część mężczyzn wydaje się uważać, że czerń jest kolorem najwłaściwszym dla twardego macho, zaś im kolor jest jaśniejszy – tym bardziej 'babski’ lub 'gejowski’. A biel i róż – to już w ogóle; szkoda gadać. Ja takie rozumowanie uważam za błędne, a warto też zwrócić uwagę, że w czasach gdy eleganccy mężczyźni rzeczywiście nosili się na czarno (no brown in town), bezwzględnie obowiązywała biała koszula. Właśnie po to, żeby rozświetlić twarz i uczynić ją pogodniejszą.
A wracając do golfów – uważam, że te w jasnych kolorach, zakładane pod marynarki i współgrające z nimi kolorystycznie, są znacznie bardziej eleganckie od golfów ciemnych, nie mówiąc już o czarnych. Mam nadzieję, że będzie to jasno wynikać ze zdjęć, które poniżej przedstawiam. Ja sam zrobiłem kiedyś eksperyment z golfem w kolorze ciemnego brązu i uważam, że nie był to eksperyment udany.
Na tegorocznym Pitti Uomo można było zaobserwować istny wysyp golfów. A to znaczy, że staną się one jeszcze bardziej popularne, gdyż w dużej liczbie trafią do popularnych sieciówek. Bardzo mnie to cieszy, gdyż od czasu mojego pierwszego, białego golfu, jestem ich gorącym zwolennikiem. Przewidywałem wzrost ich popularności już dwa lata temu, czego przejawem była jedna z moich stylizacji na Pitti Uomo w styczniu 2016 roku. Zdaje się, że trochę się pospieszyłem, ale w końcu moje przewidywania się spełniają. Boleję tylko nad tym, że zbyt mało osób sięga po golfy w jasnych, żywych kolorach. Z drugiej strony jeśli spojrzeć na ofertę czołowych firm odzieżowych to znajdziemy tam głównie golfy czarne oraz, w mniejszej liczbie; ciemno szare, granatowe czy bordowe. Więc skąd klienci mieliby brać kolorowe wersje golfów? Na szczęście są wyjątki, o czym dalej.
Przejrzałem ofertę czołowych polskich producentów męskiej odzieży i stwierdzam, że najbardziej szaroburą ofertę golfów mają: Vistula, Recman i Próchnik. Ciekawiej kolorystycznie przedstawia się oferta Bytomia, Pawo i Lancerto. Niebieski golf z oferty Lancerto zachwycił mnie tak bardzo, że postanowiłem wejść w jego posiadanie. Jest wykonany z dzianiny bawełnianej bardzo dobrej jakości; jest niezwykle miękki i przyjemny w dotyku. No i ma bardzo ciekawy kolor: niebieski, ale lekko złamany szarością. Uznałem, że będzie idealnie pasował do mojej tweedowej marynarki, którą niedawno uszyłem na miarę w firmie Van Thorn. Poniżej relacja z sesji zdjęciowej z użyciem wspomnianego golfu Lancerto. Sesja odbyła się w ciekawym miejscu, które znajduje się blisko mojego domu: delikatesach Bottega del Gusto. Pozostałe składniki mojej stylizacji to: flanelowe spodnie szyte na miarę w firmie Norman, buty Meka, skarpetki noname, zegarek Buran, okulary Persol, poszetka Silk & Linen. Rekwizytem jest biografia Stanisława Lema autorstwa Wojciecha Orlińskiego.
Korzystając z gościny Bottega del Gusto postanowiliśmy z Małgorzatą zaliczyć jeszcze jedną sesję. Myślę, że znów udało mi się stworzyć ciekawą parę golf/marynarka. Ich wspólną cechą jest kaszmir, który w golfie stanowi 100%, zaś w marynarce 20%. Golf to produkt Tommy Hilfiger, zaś marynarka AC Tailor. Pozostałe składniki zestawu: flanelowe spodnie Próchnik (kolekcja Va Banque), buty Partenope, skarpetki noname, zegarek Junghans, okulary Tom Ford, poszetka EM. Rekwizytem jest pióro wieczne marki Waterman. A czy, zgodnie z tytułem, golfy rzeczywiście rządzą? Oceńcie sami.
Witam serdecznie
Bardzo ciekawy wpis o golfach, sam ostatnio zastanawiałem się czy nie kupić jakiegoś. Problem jaki widzę, jest taki, że golf wygląda (w moim mniemaniu) ładnie, tylko i wyłącznie z marynarką, a takie połączenie nie jest komfortowe do pracy
Pozdrawiam
Jak zwykle ciekawy i pouczający artykuł. Nie uważam stylizacji z czarnym golfem (ew. z bardzo ciemno brązowym) za nieudaną. Po prostu jest inna, może bardziej wieczorowa, może nieco bardziej „formalna” i asertywna. Samo założenie golfu, który zamyka sylwetkę aż do końca szyi, tym bardziej w czarnym kolorze, może tworzyć niewidzialną barierę psychologiczną z otoczeniem. Poza tym czarny golf jest w pop kulturze często powiązany z czarnymi charakterami:) Ja przyzwyczaiłem się, że Jan Adamski jest raczej kolorową postacią – jeśli się tak mogę wyrazić.
Czarny golf jest także atrybutem kojarzonym powszechnie z artystami, pisarzami, poetami, osobami kreatywnymi, ale także pozerstwem. Bardziej znane przykłady:
Andy Warhol
https://www.invaluable.com/blog/wp-content/uploads/2017/07/warhol-hero.jpg
Steve Jobs
https://assets.entrepreneur.com/content/3×2/1300/steve-jobs-an-extraordinary-career1.jpg
Pozdrawiam
Świetne stylizacje. Subiektywnie i osobiście wolę tą drugą.
A jak jest z rekawami? Czy też mają wystawać, podobnie jak koszulowe?
Zawsze dobrze wygląda jeśli spod rękawów marynarki wystają mankiety lub ściągacze czegoś dzianinowego.
Dodam jeszcze, że to dobry pomysł na zdjecia w sklepie.
Udana aranżacja, kadrowanie no i światełko.
A Ja mam niestety złe wspomnienia z golfami. Lubiłem nosić golfy lecz dwa elementy mnie drażniły i odszedłem od nich;
1. wałkowanie się przy szyi , już po pierwszym założeniu,
2. podrażnianie szyi.
Fajny wpis i zdjęcia, jak zwykle .
Pozdrawiam
Spokojny
Dziękuję i pozdrawiam
Janku bardzo udane stylizacje.
Najbardziej spodobała mi się ta z żółtym golfem, tweedową marynarką i musztardowymi sztruksami. Delicje. Kiedyś nosiłem częściej golfy i to raczej szare lub czarne, obecnie pod marynarkę zakładam swetry typu v-neck. Z golfów ostatnio podobają mi się te ze znaczkiem VW.
Pozdrawiam ciepło.
Dziękuję i pozdrawiam
Panie Janie, co Pan sądzi o połączeniu jasnobrązowego cienkiego golfu z beżowymi chinosami i granatową marynarką ?
Pozdrawiam i podziwiam stylizacje.
Doskonałe połączenie. Zawsze twierdzę, że granat połączony z brązem daje świetne efekty.
Dziękuje za szybką odpowiedź! Pozdrawiam i czekam na kolejne inspiracje!
Jakoś nie potrafię się przekonać do golfów. Za bardzo mi się chyba kojarzą ze Steve Jobsem, ponadto mam bardzo twardy zarost który nie ma litości dla golfów, szalików i wszelkich innych dzianin zakładanych na szyję.
Ja też mam problem z mechaceniem się golfów (szczególnie kaszmirowych) wskutek ocierania o zarost. Ale trzeba z tym jakoś żyć 😉
Panowie mam to samo. Szaliki zmechacone przez zarost – masakra.
Pana historia o białym golfie to moja historia o zielonym, w którym zadawałem szyku w liceum, pod koniec lat 60 tych. Artykuł zachęcił mnie do ponownego noszenia golfów, które do tej pory leżały w szafie, kupione kiedyś i nie używane. Dziękuję za ciekawy wpis i pozdrawiam. Krzysztof – rówieśnik :).
Pozdrawiam 🙂
Super wpis! Ciekawa opowieść o białym golfie z Ameryki. Pozdrawiam!
Dziękuję i wzajemnie pozdrawiam 🙂
Chciałbym spytać, jak Pana zdaniem należy nosić golf w sytuacji raczej swobodnej i bez marynarki. Mam tu na myśli cienką wersję – nosić ją w spodniach jak koszulę, czy na wierzchu? O ile grube golfy, jak myślę, zdecydowanie powinno się nosić na wierzchu, z cienkim sprawa nie jest tak oczywista. A nawet jeśli nie istnieją żadne powszechnie przyjęte niewzruszone reguły, które wydanie Pana zdaniem prezentuje się lepiej i do jakich okazji bardziej pasuje? Cały czas mam tu na myśli cienki golf noszony bez marynarki.
Można i tak, i tak. Ja preferuję noszenie na wierzchu spodni ale pod warunkiem, że golf nie jest zbyt długi. Bo jeśli jest, to źle wtedy wygląda.