Nie trzeba nikogo przekonywać, że tempo rozwoju gospodarczego kraju ma ogromne znaczenie. Po pierwsze wpływa ono bezpośrednio na wzrost poziomu życia i zamożności obywateli, a po drugie stanowi o pozycji kraju na arenie międzynarodowej. Bowiem pozycję tę buduje się nie przy pomocy krzyków, wygrażania wszystkim wkoło i tupania ze złością nogami, lecz przy pomocy siły gospodarczej i (w mniejszym stopniu) militarnej. Ta druga też zresztą jest uzależniona od gospodarki: im większe są przyrosty wpływów budżetowych, tym większa jest możliwość unowocześniania armii.
Tempo rozwoju kraju definiowane jest za pomocą wielu różnych wskaźników, z których żaden nie jest idealny. Najczęściej używa się w tym celu wskaźnika wzrostu PKB (produktu krajowego brutto), który przy różnych swoich wadach ma tę zaletę, że pozwala na bezpośrednie porównania z innymi krajami, które liczą PKB tymi samymi lub bardzo podobnymi metodami. Jeśli rozwój gospodarczy jest na zadowalającym poziomie, to wskaźnik wzrostu PKB jest z lubością używany przez rządy, dla przekonywania obywateli o swoich sukcesach. Jeśli rozwój gospodarczy jest rozczarowujący, to zwykle pojawiają się głosy o niedoskonałości narzędzia jakim jest badanie wzrostu PKB oraz twierdzenia, że liczy się nie nie tylko gospodarka, ale wiele innych aspektów życia społecznego. Zresztą nie chodzi wcale o liczby, które mówią o tempie rozwoju, bowiem obywatele odczuwają to tempo na własnej skórze. Jeśli jest wysokie – przeciętny standard życia się poprawia, maleje bezrobocie, rosną wynagrodzenia, co z kolei wpływa na wzrost optymizmu.
Jednak tempo wzrostu PKB zależy tylko w części od polityki gospodarczej rządu. W większym stopniu zależy od koniunktury jaka panuje w krajach, z którymi gospodarka danego kraju jest najściślej powiązana. Dlatego oceniając politykę gospodarczą rządu należy oceniać nie tyle wskaźnik wzrostu PKB w ujęciu bezwzględnym, ile jego porównanie z wskaźnikami innych krajów powiązanych. Jeśli np. w danym roku wzrost PKB wyniósł 3%, ale w krajach działających w podobnych warunkach wyniósł on średnio 5%, świadczy to o złej polityce gospodarczej. Ale 3-procentowy wzrost może też być dowodem na bardzo dobrą politykę gospodarczą rządu, jeśli w krajach powiązanych gospodarczo wynosi on średnio np. 1%.
W tygodniku Najwyższy czas nr 13/14, datowanym na 19 marca – 1 kwietnia 2018 roku, znalazłem bardzo ciekawy artykuł Marcina Adamczyka analizujący wzrost gospodarczy Polski od roku 1989 na tle dwóch grup krajów: 28 krajów Unii Europejskiej oraz 11 krajów Unii Europejskiej postkomunistycznej. Zamieszczone poniżej wykresy pochodzą z tego artykułu, zaś wnioski z nich płynące są bardzo interesujące.
Pierwszy wykres przedstawia stosunek polskiego PKB per capita (czyli PKB na mieszkańca) do średniego PKB per capita dla dwóch grup krajów zdefiniowanych powyżej. Można z niego odczytać, że (nie licząc krótkiego załamania na początku transformacji) polski PKB na mieszkańca wykazywał równomierny wzrost w stosunku do średniego PKB per capita wszystkich 28 krajów UE. Wzrost ten jest niebywale spektakularny: startowaliśmy z poziomu ok. 40%, by dojść do ponad 70% obecnie. Znacznie ciekawiej prezentuje się wykres stosunku polskiego PKB per capita do średniego dla 11 krajów postkomunistycznych. Tutaj startowaliśmy z poziomu ok. 80% by w ciągu dekady zrównać się ze średnią dla tych krajów. Czyli około roku 2000 średni poziom życia w Polsce zrównał się ze średnim poziomem życia w 11 krajach postkomunistycznych. Ale później przyszło załamanie: inne kraje postkomunistyczne zaczęły rozwijać się szybciej niż Polska, skutkiem czego polski PKB per capita malał w stosunku do średniej dla 11 krajów. Ten regres trwał do roku 2007, po czym znów nastąpił szybki skok do przodu, skutkiem czego w ciągu kilku lat osiągnęliśmy dzisiejszy poziom ok. 105% średniej dla 11 krajów postkomunistycznych.
Kolejny wykres jest jeszcze ciekawszy niż poprzedni. Zanim jednak przejdę do jego omówienia zacytuję fragment artykułu Marcina Adamczyka z Najwyższego Czasu: Co jednak sprawia, że jedne rządy są lepsze od innych? Na czym polega właściwa, zapewniająca wzrost i rozwój polityka gospodarcza? Nie odkryjemy w tym miejscu Ameryki twierdząc, że na stwarzaniu odpowiednich do rozwoju warunków – prawnych, instytucjonalnych i infrastrukturalnych. Na zapewnieniu odpowiedniego poziomu wolności gospodarczej po prostu. Miernikiem, który mierzy poziom takiej wolności i przyjazność danego kraju dla prowadzenia w nim przedsięwzięć biznesowych, jest publikowany co roku przez Fundację Heritage wskaźnik wolności Gospodarczej – Index of Economic Freedom – IEF. I właśnie kolejny wykres pokazuje stosunek polskiego wskaźnika IEF do analogicznego wskaźnika w 28 krajach UE oraz w 11 krajach postkomunistycznych. Do roku 2002 wolność gospodarcza w Polsce była mniej więcej na poziomie średniej krajów postkomunistycznych i wraz z nimi nadrabiała dystans do tzw. starej Unii. Jednak w roku 2002 nastąpiło załamanie, co było skutkiem fatalnych rządów dwóch kolejnych ekip: SLD w latach 2001-2005 i PiS w latach 2005- 2007. W najgorszym, 2007 roku różnica wskaźnika IEF wynosiła już prawie 11 punktów procentowych w stosunku do średniej unijnej i 5,5 punktu procentowego w porównaniu z krajami postkomunistycznymi. Po roku 2007 polski wskaźnik IEF znów poszedł w górę, by w roku 2016 osiągnąć najwyższą wartość w historii naszego kraju i zrównując się ze średnią europejską. Niestety od roku 2016 polski IEF znów spada i to zarówno w wartościach bezwzględnych, jak i w porównaniu z analogicznym wskaźnikiem krajów Unii. Nie wróży to dobrze dla rozwoju gospodarczego Polski w najbliższych latach. Dzięki koniunkturze w krajach Unii Europejskie, tempo rozwoju Polski jest na razie satysfakcjonujące, ale inne kraje zaczynają nas wyprzedzać pod tym względem.
Tempo rozwoju kraju zależy, w dość dużym stopniu, od poziomu korupcji. Im mniejsza korupcja – tym większe tempo rozwoju. Poziom korupcji w różnych krajach jest badany przez organizację Transparency International, która ogłasza coroczne raporty dotyczące wskaźnika CPI (Corruption Perception Index). Ostatni z prezentowanych wykresów pokazuje wskaźnik CPI dla Polski, krajów Unii Europejskiej, oraz krajów postkomunistycznych wchodzących w skład UE, za lata 2003 – 2017. Jak widać, Polska osiągnęła wstydliwe dno po okresie rządów SLD, w roku 2005. Od tego czasu wskaźnik systematycznie rósł (czyli korupcja malała), aż do roku 2015, w którym Polska zbliżyła się do średniej unijnej i wyraźnie przewyższała średnią dla 11 krajów postkomunistycznych. I oto w roku 2015 nastąpiło załamanie i korupcja znów zaczęła rosnąć. Czy to nie dziwne, że tak się dzieje pod rządami partii, która walkę z korupcją uważa za jeden ze swoich priorytetów? Nie, nie jest to dziwne, jeśli rozumie się mechanizmy, które rządzą korupcją. Otóż korupcja jest tym większa im bardziej skomplikowane są przepisy oraz im bardziej życie obywatela i działanie przedsiębiorcy jest zależne od decyzji urzędników. Walka z korupcją przy pomocy organów ścigania daje ograniczone rezultaty. Także surowość kar nie ma waloru odstraszającego. Pamiętajmy, że w czasie niemieckiej okupacji, za szmugiel mięsa obowiązywała kara śmierci. Wykonywana zresztą bez sądu, przez dowolnego niemieckiego funkcjonariusza, który przyłapał kogoś na tym procederze. A jednak szmugiel mięsa ze wsi do miast – kwitł w najlepsze. Więc nie specjalistyczne służby i nie surowość kar mogą zmniejszyć korupcję, a jedynie uproszczenie przepisów i deregulacja. Obecna tendencja do tropienia i karania korupcji przy jednoczesnym komplikowaniu prawa i wprowadzaniu nowych regulacji, daje rezultaty, które widać na wykresie. Co bez wątpienia nie pozostanie bez wpływu na tempo rozwoju.