Spodnie za krótkie lub spodnie za długie to pojęcia, których używamy na co dzień nie zastanawiając się nad ich subiektywizmem. Bowiem dla osoby wypowiadającej opinię o długości spodni jest oczywiste, że odnosi ją do własnego wyobrażenia o tym, jaka powinna być ich prawidłowa długość. I w zasadzie nie dopuszcza myśli, że to wyobrażenie może być błędne. Czyli dla takiej osoby powiedzenie komuś, że jego spodnie są za krótkie (lub za długie) ma walor pełnego obiektywizmu, w rzeczywistości jest całkowicie subiektywne. Są jednak pewne przesłanki, które pozwalają nieco zobiektywizować ocenę długości spodni. I bynajmniej nie mam tu na myśli jakichś niewzruszalnych zasad, lecz całkiem przyziemne aspekty – głównie estetykę i tradycję kulturową.
I choć estetyka znów ma w sobie duży ładunek subiektywizmu to chyba wszyscy się zgodzą, że nieestetyczne są zarówno spodnie zwinięte nad butami w wielomiechową harmonijkę, jak i spodnie kończące się kilka centymetrów nad kostką. Te pierwsze, to typowy obrazek z naszej ulicy, a także obowiązkowy element stroju polityków z całego świata. Tak właśnie – z całego świata, a nie tylko z Polski. Z jakiegoś tajemniczego powodu, politycy noszą spodnie, które zwijają im się nieestetycznie nad butami. Nawet ci, którzy poza tym jednym elementem, ubierają się bez rzucających się w oczy błędów, jak np. były prezydent USA – Barack Obama, prezydent Francji – Emanuel Macron, czy premier Kanady – Justin Trudeau.
Tradycja kulturowa ma niebagatelne znaczenie dla postrzegania kwestii długości spodni. Ciekawe pod tym względem jest podejście Europejczyków, które zmienia się na skos kontynentu. W jego części południowo-zachodniej panuje duża tolerancja dla spodni relatywnie krótkich (do kostki i powyżej) i wąskich. W miarę posuwania się w kierunku północno-wschodnim ta tolerancja maleje i uznanie zyskują coraz dłuższe nogawki. Nasz kraj plasuje się na pozycji skrajnej – podobają się nogawki przynajmniej załamujące się nad butami, a najlepiej zrolowane w harmonijkę. Nie jesteśmy osamotnieni w takim podejściu – podobne prezentują mieszkańcy Ameryki Północnej. Warto jeszcze zwrócić uwagę na Japonię, gdzie od wielu wieków istnieje tradycja nogawek relatywnie krótkich i szerokich, wyraźnie dziś dostrzegalna u japońskich sartorialistów.
Na temat długości spodni funkcjonuje u nas wiele mitów; niektóre z nich mają ziarno racjonalności ale są i takie które uznać trzeba za całkowicie irracjonalne. Np. „zasada”, że spodnie powinny mieć taką długość, żeby nie było widać skarpetek. Zupełnie nie rozumiem dlaczego skarpetki są takim wstydliwym elementem i mit ten uznaję za nieracjonalny. Ale trzeba wiedzieć, że spotyka się go niekiedy w formie całkiem wynaturzonej i przez to zupełnie absurdalnej. Mianowicie są tacy, którzy uważają, że owo nieodsłanianie skarpetek ma mieć miejsce także wtedy gdy się idzie, a nawet gdy się siedzi (sic!). Nie muszę tłumaczyć, że w pozycji stojącej takie spodnie muszą wyglądać okropnie.
Kolejnym mitem jest „zasada”, ze nogawki spodni garniturowych mają mieć taką długość, żeby nad butem tworzyła się jedna fałda. Czyli: dwie fałdy – źle, ale brak fałd – też źle. Jest to jeden z najgłupszych mitów, który wyrządza wiele zła w czasach gdy nosi się wąskie spodnie (a tak jest dzisiaj). Bo 20 – 30 lat temu, gdy nosiło się spodnie o szerokości nogawek 22 – 25 cm, ta mityczna fałda rzeczywiście mogła powstać i nie budziła estetycznego sprzeciwu. Tyle tylko, że wówczas wspomniana „zasada” brzmiała nieco inaczej; mianowicie, że długość nogawek ma być taka, żeby nad butem tworzyła się co najwyżej jedna fałda. Czyli gdy się nie tworzyła, to długość spodni była jak najbardziej właściwa. Często też nogawki były wykańczane po skosie, czyli z tyłu były o 1 – 1,5 cm dłuższe niż z przodu. Takie spodnie mogły z przodu opierać się lekko na bucie, sięgając z tyłu do połowy cholewki. Wyglądało to dobrze i nawet skarpetek nie było widać 🙂 Gdy jednak nogawki spodni uległy radykalnemu zwężeniu (dziś standardem jest 18 – 19 cm, ale dość często zdarzają się węższe), mówienie o tworzeniu się jednej czy dwóch fałd nie ma najmniejszego sensu. Bo nic takiego się nie tworzy przy wąskich spodniach, za to pojawiają się zmarszczenia na całym obwodzie, gdy spodnie są za długie. I te zmarszczenia wyglądają właśnie nieestetycznie.
Zatem czy da się sformułować jakąś receptę, której należy się trzymać, żeby spodnie wyglądały jak najlepiej i nie były ani za długie, ani za krótkie? Oczywiście! Taką receptą jest zasada, że w pozycji stojącej wyprostowanej, spodnie powinny tworzyć jednolitą linię – bez żadnych fałd i załamań. Jeśli są to spodnie o szerokości nogawki co najmniej 18 cm, to te nogawki powinny z przodu dotykać butów, ale się na nich nie opierać, z boku sięgać do górnej krawędzi cholewki buta, zaś z tyłu około 1 cm poniżej tej krawędzi. Jeśli są węższe – to powinny się kończyć wyżej. Ważne jest też, żeby się nie opierały na łuku nogi w miejscu, gdzie łydka przechodzi w stopę. Ponieważ ten łuk zaczyna się mniej więcej na wysokości kostki stąd wniosek, że spodnie bardzo wąskie powinny sięgać do kostki – nie niżej.
Obserwacja uczestników Pitti Uomo, którzy zjechali na targi z różnych zakątków świata, potwierdza moją teorię o zależności długości spodni od szerokości i długości geograficznej kraju pochodzenia. Choć oczywiście zdarzają się wyjątki, czego przykładem Włosi. Wąskie nogawki kończące się powyżej kostek zdarzają się u nich równie często jak nieco szersze, kończące się na wysokości górnej krawędzi cholewki buta. Natomiast przypadki ekstremalne można uznać za wybryk, który mojej teorii ani nie potwierdza, ani jej nie zaprzecza. Przy czym pod pojęciem przypadków ekstremalnych rozumiem nogawki ekstremalnie krótkie, bowiem ekstremalnie długie jednak na Pitti Uomo nie występują. Ale wystarczy z Florencji przemieścić się 1.188 km na północny wschód (czyli do Warszawy), żeby zobaczyć je w dużej koncentracji 🙂
A może spodnie powinny po prostu dobrze wyglądać. Osobiście nie cierpię modnych obecnie wąskich spodni (właśnie takich o szerokości 17-19 cm) bo przy bardzo wysokim wzroście i dużej stopie wyglądam w nich fatalnie. Ponieważ nie pracuję jako klaun w cyrku, tylko na nieco bardziej wymagającym wizerunkowo stanowisku, to zawsze zamawiam spodnie o szerokości 24-26 cm, bo właśnie w takich wyglądam najlepiej. A to że jest to szerokość „niemodna” i że takich spodni się rzekomo „nie nosi” niewiele mnie obchodzi. Podobnie zresztą nigdy nie założę „modnych” obecnie przykrótkich marynarek, które wylansowano (podobnie jak wąskie spodnie) chyba tylko dlatego by producenci odzieży zaoszczędzili na materiale. Bo nie widzę innego powodu na wylansowanie takiej mody, która sprawia, że większość mężczyzn wygląda niekorzystnie, lub znacznie mniej korzystnie niż wyglądaliby, gdyby odrzucili na bok dyktat mody i spojrzeli na estetykę sylwetki w sposób całościowy.
Mam pytanie. Mam ciemnobrązowe spodnie o wąskich nogawkach 17cm i akurat w sklepie powiedzieli mi, że są teraz w modzie spodnie, żeby nie sięgały do kostek.
Obliczyłem, że od końca buta widać 5cm mojego gołej nogi i czuję się niekomfortowo, bo są to pierwsze takie spodnie i nie wiem jak ich użyć, żeby wyglądało dobrze.
Czy pasują do nich brak skarpetek? Czy krótkie skarpetki, ale jest widoczna skóra? Czy długie skarpetki, które zasłaniają całkowicie skórę?
A może to kwestia butów?
Dziękuję za odpowiedź!
Taki sposób noszenia spodni: wąskie, kończące się powyżej kostki, łączone z butami bez skarpetek, jest charakterystyczny dla Włochów. U nas – jest negatywnie postrzegany przez większość osób. Ja uważam, że spodnie powinny być tak długie jak to możliwe, żeby nie robiły się na nich fałdy ani załamania nad butami. Zatem im węższe nogawki – tym krótsze spodnie. Przy szerokości nogawki 17 cm, powinny sięgać do kostki. Jeśli kończą się powyżej kostki, to nie jest oczywiście błąd, tylko taki styl – u nas wymagający odwagi i dużej dozy pewności siebie (odporności na ewentualne uszczypliwe uwagi).
Czy nosić skarpetki czy nie? Nie nosić latem do niektórych typów obuwia: sandałów i espadryli (w żadnym wypadku), mokasynów i butów żeglarskich (raczej nie), loafersów (obie opcje równoprawne). Zdecydowanie odradzam krótkie skarpetki, które wystają ponad cholewkę buta, ale nie sięgają do linii końca nogawki. Zalecam tzw. stópki, które nie wystają ponad krawędź cholewki. Jeśli już wkłada się skarpetki, to powinny ona zasłaniać przestrzeń pomiędzy butem a spodniami – nawet wtedy gdy się siedzi i zakłada nogę na nogę.