Obecna władza odważnie sięga do rozwiązań sprawdzonych w PRL-u. Właśnie przygotowywane jest kolejne, które znalazło się w oficjalnym programie wyborczym PiS, a które ma uporządkować chaos panujący w środowisku artystów. Według pomysłodawców tego projektu, artystą będzie mogła zostać osoba, która zostanie zweryfikowana przez stosownych urzędników i uzyska kartę artysty zawodowego, wydawaną przez Narodowy Fundusz Artystów. To nie jest żart! Przygotowana została już odpowiednia ustawa (można się z nią zapoznać tutaj), która reguluje status artysty zawodowego oraz powołuje dwie zupełnie nowe struktury urzędnicze: wspomniany już Narodowy Fundusz Artystów – podległy Ministerstwu Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz Fundusz Wsparcia Artystów Zawodowych – podległy temu pierwszemu. W sumie – setki nowych etatów do obsadzenia.
Idea Funduszu Wsparcia Artystów Zawodowych wzięła się z prostej konstatacji, że artyści prawomyślni (a czasami nawet bardzo prawomyślni) nie uzyskują wcale lub uzyskują bardzo małe przychody ze swej artystycznej działalności. Dlatego powinni być wspierani z podatków, aby ich słuszna twórczość docierała do szerokich mas. Bo trzeba wiedzieć, że obydwa fundusze będą finansowane z budżetu (czyli z podatków), a Fundusz Wsparcia Artystów Zawodowych – dodatkowo – z… podatków. Tyle tylko, że już bezpośrednio – z podatków nałożonych na sprzedaż różnych urządzeń elektronicznych (komputerów, telewizorów, tabletów, smartfonów, kserokopiarek, skanerów itp.) oraz nośników umożliwiających zapisywanie m.in. dzieł artystycznych. Przy okazji ustawa podwyższa ten podatek z 3 do 6% – czyli o 100%.
Ustawa, o której piszę ma nazwę żywcem przeniesioną z okresu PRL-u: Ustawa o statusie artysty zawodowego i bardzo szczegółowo określa drogę jaką musi przejść artysta, żeby uzyskać Kartę artysty zawodowego. Przede wszystkim musi złożyć wniosek do rady Narodowego Funduszu Artystów, a ta musi podjąć decyzję. Mówi o tym art. 22 ustawy, który nie dopuszcza żadnej innej drogi uzyskania statusu artysty zawodowego, jak tylko decyzją rady. Artysta składający wniosek musi do niego dołączyć: dyplom ukończenia studiów II stopnia uczelni artystycznej albo dokument potwierdzający dorobek artystyczny, wystawiony przez uprawnione do tego stowarzyszenie.
Ciekawostką prawną jest fakt, że ustawa nie obliguje rady Narodowego Funduszu Artystów do rozpatrzenia wniosku artysty w określonym terminie, oraz pozostawia jej pełną uznaniowość przyznania lub nie przyznania statusu artysty, nawet jeśli składający wniosek wypełnia jedno lub obydwa kryteria określone w ustawie. Mało tego – jeśli artysta dołączy do wniosku dokument potwierdzający jego dorobek artystyczny, wystawiony przez uprawnione stowarzyszenie, to rada ma prawo uchylić taką pozytywną opinię stowarzyszenia i statusu artysty zawodowego – nie przyznać. Czyli sito do odsiewania artystów nieprawomyślnych – jest pomyślane w sposób nie pozostawiający żadnych możliwości niekontrolowanego prześliźnięcia się.
Przy okazji ustawa zawiera też mechanizm odsiewania nieprawomyślnych stowarzyszeń. Jeśli jakieś stowarzyszenie wystawi pozytywną opinię artyście, który nie spodoba się radzie Narodowego Funduszu Artystów, ta może nie tylko uchylić opinię, ale także wystąpić do ministra o wykreślenie stowarzyszenia z listy stowarzyszeń reprezentatywnych. Ustawa mówi o tym w art. 25. Czyli ustawa załatwia za jednym zamachem kilka spraw: porządek wśród artystów, porządek wśród stowarzyszeń twórczych oraz znaczącą podwyżkę podatku. Czy mamy do czynienia z prawnym arcydziełem?
Panie Janie,
Nie wiem jak znajduje Pan czas na wyszukiwanie tych wszystkich rewelacji. To wszystko zaczyna być coraz bardziej przerażające… Trzeba będzie poczekać na wynik wyborów i podjąć decyzję o poszukaniu sobie mniej socjalistycznej ojczyzny!
Myślę, że tendencja do etatyzmu i omnipotencji państwa jest obecna we wszystkich krajach tzw. Zachodu. Nie ma gdzie uciekać 🙁
Półtora wieku temu, gdy demokracja dopiero się rodziła, Alexis de Tocqueville prorokował: „demokracja skończy się wtedy, gdy rząd zrozumie że może przekupić ludzi ich własnymi pieniędzmi”. Właśnie jesteśmy świadkami spełniania się tego proroctwa. Jaka przyszłość nas czeka? Tego nie wiem, ale analizując ścieżki jakimi przeszły najpierw Zimbabwe, a później Wenezuela, nie spodziewam się niczego dobrego.