Jak wyprasować koszulę? A mówiąc bardziej precyzyjnie: jak ją prasować, żeby była wyprasowana nieskazitelnie? Wszak elegancki mężczyzna nie może się pokazać w koszuli źle wyprasowanej! A czy przystoi czynność prasowania męskiej koszuli cedować na kobietę? I wreszcie jak tę czynność poprawnie nazwać: czy koszulę należy wyprasować, czy uprasować? Czy po prasowaniu jest wyprasowana czy uprasowana? A wcześniej czy była wyprana czy uprana? Na wszystkie te pytania odpowiadam w moim wpisie, ilustrując tekst szczegółowymi zdjęciami. Zapraszam do lektury.
Zacznę od kwestii językowej. Jak powinno się poprawnie powiedzieć: uprasować czy wyprasować? Zapewne każdy zgodzi się ze mną, że częściej formę dokonaną czasownika „prasować” słyszymy i czytamy w wersji: „uprasować” niż w wersji: „wyprasować”. Która jest poprawna? Otóż poprawne są obie, ale – z czego mało kto zdaje sobie sprawę – mają nieco inne znaczenie. Uprasowanie koszuli to po prostu wykonanie na niej czynności prasowania. Gdy kończymy prasowanie – koszula jest uprasowana. Ale czy jest wyprasowana? I właśnie tutaj jest pies pogrzebany! Bo czasownik „wyprasować” wnosi dodatkowy odcień znaczeniowy. Wyprasować – to znaczy wykonać czynność prasowania porządnie, dokładnie i – przede wszystkim – skutecznie. Elegancki mężczyzna nie zadowoli się koszulą uprasowaną, ona musi być wyprasowana! Dlatego tytuł wpisu brzmi: Jak wyprasować koszulę, a nie – Jak uprasować koszulę. Dodam jeszcze, że podobne wątpliwości językowe można mieć już wcześniej – przy wyjmowaniu koszuli z pralki: jest uprana czy wyprana? Jednak ich rozstrzygnięcie jest analogiczne jak w przypadku prasowania, więc nie będę powtarzał argumentacji.
Moich wskazówek jak wyprasować koszulę, nie należy traktować jako prawdy objawionej. Ja tylko opisuję sposób który stosuję od wielu lat i który dobrze się sprawdza. Ale nie twierdzę, że nie można inaczej. Przede wszystkim kolejność prasowania poszczególnych elementów koszuli może być różna; wiele osób uważa, że prasowanie zaczyna się od kołnierzyka, natomiast ja na kołnierzyku kończę. To w gruncie rzeczy nie ma znaczenia. Znacznie większe znaczenie ma to, jakiego użyjemy żelazka. Dziś nie ma już w zasadzie innych żelazek niż na parę, ale poszczególne modele dość znacznie różnią się od siebie. Zasada jest taka, że żelazko o bardziej skomplikowanej budowie, wytwarzające więcej pary pod większym ciśnieniem – jest lepsze od tego prostego, dającego mniej pary. Jednak skuteczność prasowania takimi żelazkami jest podobna, natomiast różny jest komfort prasowania. Żelazkami wyższej jakości prasuje się łatwiej i szybciej. Jakościowy przeskok następuje dopiero w chwili zastąpienia zwykłego żelazka, żelazkiem z zewnętrznym generatorem pary.
Żelazka z generatorem pary są zdecydowanie bardziej skuteczne od zwykłych żelazek, zaś operowanie nimi jest łatwiejsze (mniejszy ciężar) i przyjemniejsze. Sprawiają też, że proces prasowania ulega wydatnemu skróceniu. Co oczywiście nie zmienia faktu, że zwykłym żelazkiem na parę, można dobrze i skutecznie wyprasować koszulę, a nie tylko ją uprasować. Jednak od czasu, gdy ja sam zacząłem używać żelazka z generatorem pary, to nie wyobrażam sobie powrotu do zwykłego żelazka. Nasuwa mi się tutaj analogia do jeżdżenia samochodem z manualną i automatyczną skrzynią biegów. Przez kilkadziesiąt lat jeździłem samochodem z manualną skrzynią biegów i czułem się z tym całkowicie komfortowo. Ale gdy pierwszy raz przesiadłem się do samochodu z automatem, komfort prowadzenia zmienił się skokowo. Już nigdy nie wróciłem do tradycyjnej skrzyni.
Zanim przejdę do opisu procesu prasowania, muszę jeszcze wspomnieć o sprawie, która jest bardzo ważna, mianowicie o wodzie do żelazka. Jak wiadomo woda z kranu zawiera spore ilości minerałów, w tym wapnia, który wytrąca się w postaci kamienia, gdy woda jest podgrzewana do stanu wrzenia (a tak jest w żelazkach i generatorach pary). Kamień jest wrogiem nr 1 żelazka i bardzo wydatnie skraca jego żywot. Jednak zanim całkowicie wyeliminuje żelazko z użycia, czyni nieprzyjemne psikusy w postaci „plucia” na prasowaną tkaninę. Takie plucie zostawia plamy, które powodują, że koszuli nie można już na siebie włożyć i trzeba ją ponownie wyprać. Są oczywiście sposoby walki z tym zjawiskiem w postaci regularnego stosowania środka odkamieniającego, ale takie odkamienianie jest bardzo praco- i czasochłonne i nigdy nie daje 100-procentowej gwarancji skuteczności. Jedynym pewnym sposobem zabezpieczenia się przed kamieniem w żelazkach, jest stosowanie wody demineralizowanej. Taką wodę (nazywaną czasami wodą do akumulatorów lub wodą do żelazka) można kupić w każdym supermarkecie i na każdej stacji benzynowej. Bardzo polecam stosowanie takiej wody zamiast zwykłej wody z kranu. Jeśli będzie się jej używać, to żelazko nie będzie sprawiało najmniejszych problemów przez wiele lat.
W żelazkach z generatorem pary problem kamienia jest znacznie mniejszy, gdyż para transportowana rurką do żelazka jest już wolna od wapnia. Kamień osadza się w części bazowej, skąd usunąć go znacznie łatwiej niż z dysz w stopie żelazka. Zjawisko „plucia”, o którym wspomniałem powyżej, nie pojawi się w żelazku z generatorem pary (kolejna jego zaleta). W dodatku w moim generatorze marki TEFAL jest specjalny system – tzw. Calc Colector – który pozwala na łatwe usuwanie kamienia bez stosowania środków chemicznych. Producent zaleca wręcz stosowanie wody z kranu, a jedynie w przypadku gdy woda w sieci wodociągowej jest bardzo twarda, proponuje mieszenie jej z wodą demineralizowaną. Jak wygląda w całości generator pary, widać na infografice poniżej.
Jeśli ktoś kiedykolwiek czytał już jakiś poradnik o tym jak wyprasować koszulę, to zapewne zauważył, że każdy zaczyna się od przygotowania koszuli, polegającego na jej zwilżeniu. Koszulę zwilża się rozpylając na nią wodę, po czym ciasno się ją zwija i wkłada na kilka minut do torebki foliowej. Wersja hard zaleca jeszcze włożenie takiej torebki z koszulą do… zamrażalnika. To wszystko oczywiście pomaga uzyskać efekt większej gładkości w procesie prasowania, jednak znacząco wydłuża cały proces i czyni go dość skomplikowanym. Jeśli prasuje się koszulę uszytą z dobrej jakości bawełny, to taki etap przygotowawczy uważam za zbędny. Zbędny jest także wtedy, gdy używa się żelazka z generatorem pary, bowiem sama para pod ciśnieniem doskonale sobie poradzi z wszelkimi zagnieceniami. Jednak zdarzają się czasami koszule bardzo opornie poddające się procesowi prasowania. Jeśli irytuje nas fakt, że tkanina koszuli nie jest idealnie gładka po wielokrotnym przejechaniu po niej stopą żelazka, to proces zwilżania przed prasowaniem, warto jednak wziąć pod uwagę.

…i prasuję w ten sposób, że zaprasowuję dolny szew, ale nie zaprasowuję kantu na górnej części rękawa. Nie wolno dopuścić, do tego, żeby rękaw koszuli miał zaprasowany kant u góry.

Tak złożony rękaw prasuję z obydwu stron, a następnie rozkładam rękaw na desce w ten sposób, żeby nie zaprasowany fragment znalazł się pośrodku. I prasuję tę część uważając, żeby stopa żelazka nie wyszła na zewnątrz rękawa zaprasowując niechciane kanty.

Prasowanie rękawa kończę zaprasowaniem zewnętrznej części mankietów i listw guzikowych przy nich. Robię to na zaokrąglonym krańcu deski, podczas gdy drugą ręką przytrzymuję koszulę.

Kolejny etap to prasowanie przodów i pleców. Jest to na tyle prosta operacja, że nie wymaga szczegółowych wyjaśnień.

Okolice łączenia przodu z rękawem i karczkiem, prasuję na zaokrąglonym końcu deski. Naciągnięcie szwów drugą ręką umożliwia ich gładkie wyprasowanie.

Prasowanie drugiej część przodów z guzikami; konstrukcja stopy żelazka umożliwia dokładną penetrację przestrzeni pomiędzy guzikami.
Przy kołnierzyku chciałbym się na chwilę zatrzymać, żeby zwrócić uwagę na dwie sprawy. Pierwsza z nich dotyczy tych koszul, które mają wyjmowane fiszbiny. Nie wolno prasować koszul z takimi fiszbinami tkwiącymi w swoich kieszonkach po wewnętrznej stronie kołnierzyka! Należy je wyjmować przed praniem i wkładać dopiero po wyprasowaniu koszuli. Druga sprawa dotyczy kołnierzyków nieklejonych. Chociaż dziś koszule z takimi kołnierzykami to wielka rzadkość, tym niemniej warto wiedzieć, że kołnierzyk nieklejony prasuje się nieco inaczej i proces prasowania wymaga nieco większej uwagi. Gdybyśmy przeciągnęli stopę żelazka z jednej strony takiego kołnierzyka na drugi, to utworzyłaby bardzo nieestetyczna fałda widoczna na zdjęciu poniżej. W żadnym wypadku nie można dopuścić do powstania takiej fałdy. Taki kołnierzyk prasuje się w ten sposób, że przeciąga się stopę żelazka od krawędzi do środka, a następnie z drugiej strony – także od krawędzi do środka. Przy czym należy drugą ręką rozciągać kołnierzyk i uważać, żeby fałdki nie powstały także przy szwie idącym wzdłuż długiej krawędzi.

Prasowanie kołnierzyka nieklejonego wymaga nieco większej uwagi niż ma to miejsce w przypadku kołnierzyka klejonego. Ale taki kołnierzyk – gdy przyjmie swój kształt okalający szyję – wygląda ładniej od klejonego.
Ostatnia moja rada dotyczy sytuacji, gdy niechcący zaprasujemy jakąś fałdę lub kant w niechcianym miejscu (np. na rękawie). Problem w tym, że próba ponownego rozprasowywania takiej fałdy nie daje zadowalających rezultatów; fałda jest nadal widoczna, mimo wielokrotnego przeciągania po niej żelazka. Trzeba wtedy zastosować prosty trik: zwilżyć fałdę wodą i przeciągać żelazko aż do wyparowania wody. Fałda zniknie wtedy definitywnie, co pokazują poniższe zdjęcia.
W pierwszym akapicie tego wpisu zadałem pytanie, czy dżentelmenowi przystoi czynność prasowania koszuli cedować na kobietę? I w ostatnim akapicie odpowiadam: w żadnym wypadku nie przystoi! Mężczyzna powinien decydować o swoim ubiorze, dobierać i przygotowywać poszczególne jego elementy, wiązać krawat itp. Ciekawe, że w przypadku pastowania butów, większość mężczyzn jednak poczuwa się do obowiązku i samodzielnie podejmuje się wykonania tej czynności. A jeśli chodzi o prasowanie koszul – przeważnie się uchyla. Więc apeluję do panów: weźcie sprawy w swoje ręce. Starannie wyprasowana koszula to dowód Waszej dbałości o ubiór. Starannie i samodzielnie wyprasowana koszula, to dowód Waszej kultury.
Czynność tę osobiście wykonuję codziennie wieczorem aby na rano do pracy mieć nienagannie wyprasowaną koszulę i nie wyobrazam sobie aby to robiła małżonka. Z tym że ja od kołnierzyka zaczynam, reszta procesu wyglada bardzo podobnie. Ponieważ na codzień chodzę w chinosach to je rownież zawsze przeciągam żelazkiem aby rozprasować zagniecenia na nogawkach.
Takich elementarnych porad nigdy za dużo. Pozdrawiam
Warto dodać, że różne sploty różnie dają się prasować. Mam kilka drogich koszul, ktorych nie lubię, bo prasuje się je ciężko, a po przełożeniu natychmiast dostają zagnieceń.
Druga sprawa, uważam, że prasuję koszule lepiej niż żona więc robię to sam. Nie wyobrażam sobie żeby facet nie prasował swoich koszul, no chyba że korzysta tylko z pralni.
Odnośnie żelazek, ja akurat preferuję nieco cięższe gdyż lepiej idzie po tkaninie. Przerobiłem w ciągu ostatnich lat około 20-25 żelazek najróżniejszych marek, głównie najwyższe modele, i przy i tensywnym,zawodowym użytkowaniu te z zewnelętrznym generatorem pary nie sprawdziły się najlepiej. Zresztą mimo korzystania z wody zdemineralizowanej każde dostawało kamienia, mimo korzystania z opcji automatycznego czyszczenia. Przypalają się też nawet nieprzypalalne stopy 🙂 Natomiast moją ulubioną maszyną była stojąca parownica, świetna do odświeżania i prasowania garniturów. Domowa parownica to nie jest wielki wydatek a jest wspaniałym ułatwieniem.
Mam steamer od Philipsa taki reczny i nie jestem z niego zadowoloby. Takie glaskanie tkaniny para nic wiecej. Jak jest porzadnie pognieciona to tylo żelazko. Jego zabieram w podroż bo jest niewielkich rozmiarów do odświeżenia wyciagnietych z walizki ubrań. Na codzień w domu dla mnie nieużyteczny.
Mi chodzilo o taki stacjonarny,z duza baza grzewcza i pretem na ktorym wieszasz sobie odziez, z rura doprowadzajaca pare i koncowka parujaca. Taki maly reczny to jest faktycznie zabawka, uzywalem ich do rozprasowywania zagniecen bokow obrusow i ledwo ledwo dawaly rade.
Zapomniałem dodać we wpisie, że żelazek z generatorem pary można używać tak jak parownicy. Bardzo dobrze się sprawdzają przy odświeżaniu marynarek. Jednak nie mam skali porównawczej, gdyż z typowej parownicy nigdy nie korzystałem.
Mi chodzilo o taki stacjonarny,z duza baza grzewcza i pretem na ktorym wieszasz sobie odziez, z rura doprowadzajaca pare i koncowka parujaca. Taki maly reczny to jest faktycznie zabawka, uzywalem ich do rozprasowywania zagniecen bokow obrusow i ledwo ledwo dawaly rade.
Ręczna parownica służy raczej do odświeżenia uprzednio uprasowanej koszuli, marynarki itp. Bardzo dobrze sprawdza się w podróży.
Ciekawi mnie kwestia kołnierza. Jak poznać czy kołnierz jest klejony czy nie? Co jest w środku kołnierza co się przykleja (lub mocuje w inny sposób – jaki?) ?
Obecnie kołnierzyki koszul są usztywniane fizeliną i ona jest zawsze klejona. Natomiast wierzchnia tkanina pokrywająca kołnierzyk może być też przyklejona do wewnętrznego usztywnienia (tak jest najczęściej), albo tylko przyszyta. Dotykając tej wierzchniej warstwy wyczujemy palcem czy jest ona zespolona z całą resztą, czy nie. Zaś najłatwiej to stwierdzić gdy wygnie się kołnierzyk w łuk odwrotny do tego jaki się tworzy po założeniu koszuli. Albo gdy założy się koszulę i zapnie pod szyją – z wyłogami kołnierzyka postawionymi do góry (jak przy wiązaniu krawata). Kołnierzyk w pełni klejony jest wtedy całkiem gładki i tak samo gładki pozostanie, gdy przywrócimy go do właściwego mu położenia. Natomiast kołnierzyk nieklejony będzie w takim położeniu na sztorc – brzydko pofałdowany. Dopiero gdy wyłogi odchylimy z powrotem do normalnego położenia, wierzchnia tkanina się napnie i wygładzi.
Nie wiem czy dziś jakaś firma szyje jeszcze koszule z nieklejonymi kołnierzykami. Kilka lat temu takie koszule oferowała marka James Button.
Czy to samo tyczy się mankietów?
Tak, ale z nieklejonymi mankietami dawno się już nie zetknąłem.
T.M. Lewin ma nieklejone kołnierze i mankiety.
Warto też poruszyć kwestię korzystania z krochmalu, czy to w formie moczenia czy też sprayów ułatwiających i utrwalających prasowanie. W przypadku niektorych splotów bardzo ułatwia to uzyskanie dobrego rezultatu.
Nie uważam też, że kant na rękawie jest czymś złym. Natomiast tajemnicą zawodową w niektórych branżach jest prasowanie tylko frontu, kołnierzyka i mankietów, bo więcej spod marynarki nie widać 😉
Kiedyś krochmalenie koszul miało znaczenie kluczowe. Kołnierzyki nie były usztywniane fizeliną i żeby ładnie wyglądać, musiały być wykrochmalone. Krochmalone musiały też być odpinane torsy stosowane do ubiorów wieczorowych i formalnych (a czasem też do dziennych garniturów). Mówiło się, że musiały być wykrochmalone „na blachę”. Jeśli ktoś oglądał transmisję z gali wręczania nagród Nobla, to wie o czym piszę. Jeśli tors był źle wykrochmalony to mógł zrobić takiego psikusa, jak zrobił Peterowi Handkemu. Dziś krochmalenie nie ma już takiego znaczenia, ale racji bytu nie straciło.
…
Kant zaprasowany na rękawie koszuli to mniej więcej odpowiednik noszenia muszki gotowej, zaś rękaw zaprasowany na gładko to odpowiednik muszki wiązanej. To oczywiście żadna zbrodnia nosić muszkę gotową i prasować rękawy koszul w kant. Ludzie ze starszego pokolenia, którzy przeszli przez tzw. czynną służbę wojskową wiedzą, że w wojsku uczono poborowych różnych rzeczy przydatnych w życiu, o których niektórzy z nich nie mieli wcześniej pojęcia. Np. utrzymywania higieny przez codzienne mycie, co dla wielu poborowych było zaskakującą nowością jeszcze w latach 70-tych i 80-tych ubiegłego wieku. Jedną z czynności, których uczono było prasowanie koszul. Kontrola jakości prasowania dokonywana przez kaprala polegała na tym, że sprawdzał on ostrość kantu na rękawie. Jeśli uznał, że kant nie jest dostatecznie ostry, to poborowy musiał ponownie prasować 🙂
Osobiscie codziennie zaprasowuję na kant. Mnie sie to zyczajnie podoba. Jak gdzies wychodzę i mam wiecej czasu wówczas pracuje na gładko. Rzecz gustu, o ktorym nie powinno sie rozprawiać. Nie uwazam tego absolutnie za jakieś faux pas.
Generalnie z koszulami jest tak.
Trza je podzielić na takie, na które zakłada się marynarkę oraz na takie, w których chodzi się bez dodatkowego okrycia (chodzi mi tu o przeznaczenie danej koszuli po konkretnym praniu).
Jeżeli np. dana koszula pójdzie na spotkanie biznesowe (na które idę w marynarce), albo do stroju wieczorowego, to prasowanie wygląda tak:
– uprasowuję rękawy (czyli bez zbędnej celebry przelecę)
– prasuję starannie mankiety
– uprasowuję plecy i karczek oraz między guzikami (przecież to będzie zakryte)
– prasuję starannie przody i kołnierz.
To jest racjonalne podejście, z poszanowanie czasu i samej koszuli, żeby jej nie katować tym bardziej, że kupuję tylko porządne z egipskiej bawełny, więc drogie i bardzo je lubię.
Jeżeli jest lato, albo idzie się do znajomych na obiad czy do knajpy itp. bez okrycia koszuli to trzeba niestety się postarać i wypracować całość.
Krótko mówiąc takie „prasowanie” to „wiocha”, nie wyobrażam sobie mieć pod marynarką niedoprasowaną koszulę. Nie ma czegoś takiego jak katowanie koszuli żelazkiem, mam 40 lat i od ponad dwudziestu prasuję koszule, właściwie nie mam żadnych rzeczy których nie trzeba prasować. Swetry, spodnie, koszule, natomiast katowaniem koszuli jest jej nieumiejętne pranie, mam koszule x-lat, piorę – prasuję, piorę – prasuję i nic, delikatne swetry tak samo…
czemu nie udaje się zamieścić komentarza
Jeśli ktoś zamieszcza komentarz pierwszy raz, to musi on być przeze mnie zatwierdzony.
Zamieściłeś kilka komentarzy, ale każdy z innym podpisem i z innym adresem mailowym. Więc ewentualny kolejny Twój komentarz też będzie zidentyfikowany jako nowy i będzie musiał czekać na moje zatwierdzenie. Natomiast gdy system wykryje, że komentarz zamieszcza osoba, która już uprzednio miała jakiś zatwierdzony komentarz, to on się pojawia natychmiast.
Kołnierzyki to moja zmora! A post świetny i mega wyczerpujący temat – nawet w kwestii językowej 🙂 jak zwykle podziękowania, przyda się przed świątecznymi wizytami 🙂
Dziękuję i życzę wesołych Świąt 🙂
Dobry i przydatny artykuł. Od lat prasuję koszule sam, jednak na detal z zaprasowaniem rękawów na gładko nie zwracałem uwagi.
Mam prośbę o potwierdzenie, czy dobrze rozumiem fragment, gdzie pisze że „rozkładam rękaw na desce w ten sposób, żeby niezaprasowany fragment znalazł się na środku”. Chodzi oto, że przesuwam materiał w taki sposób, że to co było górnym szwem, teraz znajduje się w połowie rękawa? Serdeczne dzięki za pomoc. Pozdrawiam
Dziękuję za słowa uznania.
Tak, o to mi chodziło w cytowanym fragmencie. Miałem nadzieję, że będzie to dobrze widoczne na zdjęciu, ale niestety nie jest.
Kolejność i chwyty stosuję identyczne.
Prasowanie kolnierzyka i stójki natomiast wykonuję zawsze z dwóch stron.
Pozdrawiam.
Pamiętam jak jeszcze kiedyś jako nastolatka prasowałam tacie koszule zwykłym żelazkiem, które nawet nie miało funkcji wypuszczania pary. To były czasy. Trzeba się było pomęczyć trochę. A teraz mogę sobie w kilka minut uprasować koszulę, bo mam naprawdę dobre żelazko z generatorem pary. Odkąd używam żelazka braun carestyle mogę powiedzieć, że nawet polubiłam prasowanie. Nie jest już takie uciążliwe jak dawniej.
Po długim czasie powróciłem do tego wpisu inspirowany moim nowym zakupem. Jest to koszula Suitsupply z bawełny „Traveller”: https://suitsupply.com/pl-pl/men/shirts/koszula-pinpoint-oxford-slim-fit–biala/H9217.html
Jest to wygodna, bardzo miła w dotyku koszula, łatwa w prasowaniu. I właśnie podczas prasowania zwróciłem uwagę na pewien detal: jest to coś w rodzaju kantu na zewnętrznej stronie rękawów. Jest on też widoczny na zdjęciu. Nie da się tego zaprasować, więc wygląda na to, że jest to fabryczna cecha tego produktu. Czy ten detal podnosi lub obniża formalność koszuli? A może jest to po prostu błąd formalny?
pozdrawiam Autora i Czytelników
Nie należy przykładać do tego wagi. Z jakichś powodów producent uznał, że tak będzie cool. Może był w wojsku i stamtąd wyniósł przekonanie, że elegancka koszula musi mieć kancik na rękawie?
Ciekawi mnie czy ten kant utrzymuje się także po praniu?
Utrzymuje się dosyć dobrze. I chyba to może być jakimś wyjaśnieniem sytuacji. Szybciej się prasuje koszulę bez zwracania uwagi na dodatkowe wygładzenie kantu, bo on tam ma być na stałe 🙂
Ja prasuje koszule w okolicach guzików po lewej stronie. Na pewno jest to wygodniejsze i w mojej ocenie koszule w tym miejscu po takim zabiegu są wyprasowane.
Jesli ktos ma stare zelazko (tj. bez wytwarzacza pary), to proponuje zeby go w zadnym wypadku nie wyrzucac, tylko zaczac uzywac do smarowania nart-biegowek na goraco, bo nadaje sie do tego idealnie. 🙂
Jest czymś zupełnie niezwykłym, jeśli małe zbiory posiadaczy starych żelazek i posiadaczy nart biegowych, zazębiają się ze sobą 🙂