Zasady klasycznej męskiej elegancji są ponadczasowe. Każdy kto ich przestrzega może być pewny, że w każdej sytuacji będzie wyglądał z klasą. Niestety dzisiaj znacznie więcej od tych, którym zależy na klasie i stylu, jest tych którym zależy na wyróżnieniu się. A najłatwiejszym sposobem na wyróżnienie się – jest zaszokowanie. Także, a może przede wszystkim, przy pomocy ubioru. Wprawdzie teoretycznie, można wyobrazić sobie próbę zaszokowania nienagannym stylem i wyróżniającą się elegancją. To jednak wymaga wysiłku i wiedzy. Znacznie łatwiej jest zaszokować jakąś idiotyczną fanaberią. Np. podwinąć nogawki spodni w smokingu, a na nogi włożyć trampki. Przyjść na bal w dresie, albo w podartych dżinsach. Do czarnego garnituru włożyć czarną koszulę i czarny krawat. Włożyć klapki lub sandały do garnituru. I tak dalej, i tak dalej. Czy takie postępowanie to łamanie zasad? Niezupełnie. Bo, żeby można było łamać zasady, trzeba najpierw je znać. Jeśli ktoś wybiera się na bal, na którym obowiązuje black tie i zakłada brązowy garnitur, a do niego czarny krawat (ang. black tie), to on nie łamie zasad; on ich po prostu nie zna. Robi z siebie pośmiewisko, ale sam jest zapewne bardzo z siebie zadowolony. Hasło łamanie zasad jest czasem wygodnym pretekstem do bylejakości, albo nawet niechlujstwa. Rzeczą zastanawiającą jest skala tej bylejakości lub niechlujstwa wśród osób znanych, określanych często mianem celebrytów. Dzisiaj niewiedza nie może być usprawiedliwieniem, bowiem wystarczy, używając np. telefonu komórkowego, wpisać odpowiednią frazę do Googla – i już wszystko staje się jasne.
Łamanie zasad ubraniowego kodu nie jest złem samym w sobie. Zawsze w historii zdarzali się tacy, którzy łamali przyjęte zasady. Dzięki nim moda się zmieniała i rozwijała. Niektóre z zasad z czasem traciły rację bytu. Tak było np. z zasadą no brown in town. Angielski dżentelmen nosił się na czarno, a jedynym kontrastowym elementem jego ubioru, była biała koszula. Natomiast garnitur, płaszcz, buty, krawat czy melonik musiały być czarne. Ale ten sam dżentelmen, wyjeżdżając np. na polowanie, zakładał tweedową marynarkę w kolorze ziemi i brązowe buty. I to był strój odpowiedni na wieś. Ale twardo trzymał się zasady, że wracając do miasta, musi znów przyoblec się w czerń. Zasady no brown in town nikt nigdy nie odwoływał, ale dzisiaj nie ma ona racji bytu, gdy formalne ubiory zostały zastąpione przez dzienne garnitury, zestawy koordynowane lub każualowe. Podobnie z zasadą dotyczącą butów: no brown after six. Czy rzeczywiście po zmroku nie wypada dziś zakładać butów innych niż czarne? Ależ skąd. Z tej zasady pozostało tylko jej jądro, z którego wynika, że do wieczorowych, formalnych ubiorów buty muszą być czarne. Ale gdy wybieramy się na nocną imprezę do klubu, to do dżinsów, sportowej marynarki, kolorowej koszuli i krawata, brązowe buty będą poprawne.
Czy w ogóle łamanie zasad jest dopuszczalne? Tak, tylko trzeba wiedzieć jak i kiedy to robić. Weźmy przykład marynarki dwurzędowej. Zgodnie z zasadami powinna ona pozostawać zawsze zapięta. Jeśli poszukamy w sieci zdjęć osób, które kojarzą się z dwurzędowymi garniturami i marynarkami. np. księcia Karola czy Lina Ieluzziego, to na przytłaczającej większości z nich, będą mieli marynarki zapięte. Ale znajdziemy też takie, na których marynarki będą rozpięte (np. tutaj). Różne okoliczności (doskwierający upał, wykonywanie jakiejś czynności itp.) doprowadziły do świadomego złamania zasady. Podobnie bywa czasami ze zdejmowaniem – przez polityków – krawatów lub marynarek. I nie ma prostej odpowiedzi na pytanie, czy jest to dopuszczalne, czy nie. Jednych będzie to razić, inni przejdą nad tym do porządku.
Jest zasada, która mówi, że nie wolno łączyć ze sobą kilku wyrazistych wzorów. Np. marynarka w kratę w połączeniu z kraciastą koszulą i kraciastym krawatem, prawie na pewno da fatalny efekt. Ale ’prawie’ robi różnicę! I złamanie powyższej zasady może przynieść ciekawy efekt, ale pod warunkiem, że osoba łamiąca, potrafi lawirować pomiędzy kolorami, fakturami materiałów, gęstością i intensywnością wzorów itp.
Łamanie zasad może mieć miejsce przy dobieraniu składników ubioru lub przy różnych sposobach ich noszenia. Ale bardzo często zasady są łamane przez firmy odzieżowe szyjące ubrania, lub nawet krawców szyjących na miarę. W tym drugim przypadku, decyzja należy do zamawiającego, ale sugestia (a niekiedy nawet namowa) krawca, bardzo często przesądza. Typowym przykładem łamania zasad przez firmy odzieżowe, jest szycie zbyt krótkich marynarek. Kilka lat temu modę taką wylansowały sieciówki i moda ta ciągle trwa. Mało tego: jest podchwytywana przez renomowane firmy i gdzieniegdzie zaczyna nawet dominować w kolekcjach. Garnitur ze zbyt krótką marynarką wygląda źle, niestety niektórzy klienci nie zdają sobie z tego sprawy i kupują takie garnitury z przekonaniem, że mają do czynienia z klasyką. Tymczasem firma szyjąca garnitur łamie w takim przypadku jedną z ważnych zasad klasycznej elegancji i w efekcie ubiera swoich klientów nieelegancko, czy wręcz nieestetycznie.
Czuję się w obowiązku dokładniej wyjaśnić o co chodzi z tym łamaniem zasady oraz za krótkimi marynarkami. Otóż istnieje dość ścisła zasada regulująca wzajemne proporcje dwóch części garnituru. Mówi ona, że dolna krawędź marynarki powinna dzielić sylwetkę (liczoną od kołnierza marynarki do nogawek) na pół. Na poniższej grafice zestawiłem dwa garnitury: w lewym, proporcje są bliskie ideałowi, zaś w prawym – są wyraźnie zachwiane. Zresztą gdyby nie było zaznaczonych linii i wyliczonych proporcji, to jeden rzut oka na obydwa garnitury wystarczyłby, żeby stwierdzić, że ten po lewej wygląda bardziej elegancko.
Wielokrotnie pisałem o dość powszechnym zjawisku łamania zasad smokingowych. Przy czym łamanie to ma dwa wymiary: pierwszy wyznaczają użytkownicy, którzy nagminnie nie używają pasów smokingowych ani szelek, wkładają buty z otwartą przyszwą albo czarne koszule. Drugi wymiar łamania smokingowych zasad wyznaczają firmy szyjące smokingi: marynarki mają dwa guziki zamiast jednego, dwa szlice zamiast żadnego, czy patki na kieszeniach (w smokingu obowiązkowe są kieszenie bez patek). Mało tego: coraz częściej widuje się smokingi ze zwykłymi plastykowymi guzikami, zamiast eleganckich, obciągniętych jedwabiem. Gdzie jak gdzie, ale w obszarze ubiorów formalnych, trzymanie się klasycznych zasad powinno być niewzruszalną regułą. W dodatku to łamanie zasad jest zupełnie niezrozumiałe. Bowiem po co upodabniać smoking do zwykłego garnituru? Przecież istota smokingu polega właśnie na jego wyjątkowości!
Jest jedna okoliczność, w której łamanie zasad kodu ubraniowego jest szczególnie naganne, a przy tym całkowicie niezrozumiałe. Tą okolicznością jest pogrzeb. Na pogrzebie obowiązują ciemne kolory (najlepiej czarne) połączone z białą koszulą i jednolitym ciemnym/czarnym krawatem. Z moich obserwacji wynika, że zasada ta jest bardzo często łamana, czego nie mogę zrozumieć. Bo na pogrzeb przychodzi się po to, żeby oddać hołd zmarłej osobie. Jednym z elementów tego hołdu i szacunku jest elegancki, formalny ubiór w kolorze, który w naszym kręgu kulturowym oznacza żałobę. Po co w ogóle przychodzić na pogrzeb, jeśli przy pomocy niewłaściwego ubioru, okazuje się lekceważenie zmarłej/zmarłemu? Pisałem o tym we wpisie: Jak się ubrać na pogrzeb.
Świadome łamanie zasad w celu osiągnięcia określonego efektu, często kończy się porażką, ale niekiedy może przynieść skutek pozytywny. Łamanie zasad, którego wyłącznym celem jest zaszokowanie otoczenia – zawsze jest porażką, a jego autor ośmiesza się. Natomiast nieprzestrzeganie zasad wynikające z niewiedzy, nie da się niczym usprawiedliwić w czasach tak łatwego dostępu do informacji. Popularne powiedzenie, że zasady są po to, żeby je łamać, nie jest zbyt mądre, za to jest wygodnym usprawiedliwieniem dla zwolenników niechlujstwa i bylejakości. Nie należy iść w ich ślady!
To jest właśnie największy problem: brak wiedzy na temat zasad ubioru. Wydaje mi się jednak, że to się zmienia na korzyść. Dobrze by było, gdyby się zmieniało szybciej, ale cieszmy się z tego co jest. Otuchą napawa też fakt, że bardzo wielu młodych ludzi (studentów, a także uczniów) przywiązuje wagę do ubioru. To też dobrze wróży na przyszłość.
Panie Janie, to prawda. Nie można łamać czegoś, czego się nie zna. Łamanie zasad jest znacznie większą sztuka niż ich przestrzeganie.
Bardzo trafny podpis pod zdjęciem panów w granatowych garniturach… 😉
Kupić proporcjonalny garnitur i nie zbankrutować to obecnie wyczyn nie lada.
Pozdrawiam.
Czy Lino na jednym ze zdjęć założył dwa krawaty?
To jest krawat uszyty z dwóch różnych materiałów. Lino lansował takie krawaty ok. 3 lata temu, chyba jednak w końcu z nich zrezygnował 🙂
Odnośnie drugiego zdjęcia, z trójką panów i podpisu pod zdjęciem, że panowie zasad nie znają – swego czasu Janie pisałeś o środkowej postaci, że w czasach młodości wykazywała się dbałością o ubiór, więc w tym przypadku to chyba nie nieznajomość a swego rodzaju „amnezja”…
Obserwuję w internecie, w szczególności na facebooku, „wysyp dandysów”. Panowie mienią się „dandysami” i ich cechą charakterystyczną jest krawat zawiązany tak, że albo sięga, za przeproszeniem, do kroku, albo cienka końcówka obowiązkowo znacznie wystaje spod szerszej. Osobiście takie wymuszone „łamanie zasad” uważam za śmieszne…
Boleję nad tym, że w naszym rodzimym środowisku artystycznym – a w szczególności filmowym – panuje moda na maksymalny luz, żeby nie powiedzieć niechlujstwo, w ubiorze. Znany reżyser operowy, o niekwestionowanej międzynarodowej renomie, ubiera się jak menel, dyrektor sceny operowej podobnie, ubiory niektórych znanych reżyserów filmowych czy producentów – wołają o pomstę do nieba. Dla mnie jest to żenujące i przygnębiające, bowiem na nich wzorują się inni i tak to się pogłębia. Pociesza mnie to, że coraz więcej młodych ludzi zaczyna rozumieć, że kultura osobista przejawia się m.in. w poprawnym ubiorze. A klasa i styl są kolejnym etapem kulturowego rozwoju. Więc może potrzebna jest po prostu wymiana pokoleniowa?
Miejmy nadzieję, że będzie lepiej, ale może być ciężko… Niestety, ale widzę, że wielu młodych, aspirujących do miana wspomnianych „dandysów” ( przy czym oni za takowych się uważają) owszem posiada marynarki z klapami na „całą klatę” i spodnie na szelkach z wysokim stanem i zakładkami, ale z klasą i kulturą to różnie bywa…
No nic, bądźmy dobrej myśli.
Pozdrawiam.
Jeżeli mówimy o Trelińskim (nie wiem jak się ubiera) to przynajmniej jest spójny, bo ja nie cierpię również jego „nowoczesnych” wizji operowych, np. Halka jako prostytutka, Janusz jako mafioso (dobra, nie widziałem więc nie mogę krytykować)…. i nie rozumiem czemu tak wiele osób się Trelińskim zachwyca. Wiele nie rozumiem:)
Konkretny wpis zawierający merytoryczną wiedzę. Bardzo trafny.
Dziękuję 🙂
Strój od zawsze służył do demonstrowania swojego statusu. Sądzę, że w wielu wypadkach świadome łamanie zasad też dokładnie z tego wynika. To deklaracja „jestem tak ważny że mogę sobie pozwolić na (lekkie) ignorowanie reguł obowiązujących wszystkich innych. (Oczywiście łamanie zasad wskutek ignorancji to co innego.)
Pamiętam dawny wpis o Lino Ieluzzim odpinającym klamerki przy swoich monkach. Gdy to przeczytałem miałem natychmiastowe skojarzenie z falą w wojsku czasów PRL, gdy tzw. „dziadkowie” demonstrowali swój status nosząc opinacze z maksymalnie poluźnionymi sprzączkami. Ciekawe czy Lino zdaje sobie sprawę z takiej konotacji?
Zresztą te zasady pewnie też powstawały jako demonstracje statusu. Świetnie mogę sobie wyobrazić, że „no brown in town” ma dokładnie takie pochodzenie. Szalchcic-ziemianin w Londynie czy innym mieście demonstrował czarnym strojem że jest tu tylko w oficjalnych interesach, żeby nikt nie pomyślał że mieszka w mieście i jest urzędnikiem albo innym plebejuszem.
OK, to są przykłady zasad odformalizujących ubiór. Co jednak z łamaniem zasad w sposób zwiększający formalność? Np. eskarpiny lub biała kamizelka do smokingu?
PS, chodziło mi oczywiście o przykłady ŁAMANIA zasad, które odformalizuje ubiór.
To ciekawy problem, ale praktycznie trudny do wyobrażenia. Akurat zarówno eskarpiny, jak i biała kamizelka są właściwe do smokingu, choć ta ostatnia wyszła całkowicie z użycia. Można sobie wyobrazić założenie do smokingu białej muszki i to byłby po prostu błąd, który mógłby być brzemienny w skutki – gość w takiej muszce mógłby być wzięty za kelnera 🙂
Janie
a co sądzisz o ubiorach jakie przedstawiła nasza rodzima branża filmowa podczas wręczania nagród Orły
Jedni wypadli nieźle, inni gorzej, a jeszcze inni fatalnie – trudno mówić o jakiejś średniej.
Podobno w polskim środowisku filmowym, brak dbałości o ubiór uchodzi za cnotę (wśród panów). Nie wiem czy to prawda, ale obserwacje z zewnątrz nie przeczą tej hipotezie.