Młode kwiczoły, jak zresztą wszystkie młode ptaki, to widok bardzo rozczulający; mogę je obserwować godzinami. Nieopodal mojego domu znajduje się zbiorowisko drzew rosnących w miejscu gdzie niegdyś przebiegała granica wielkiego zakładu przemysłowego. Drzewa te upodobały sobie kwiczoły i każdego roku kilkanaście par tych ptaków zakłada na nich lęgi. Trzeba wiedzieć, że kwiczoły zwykły gniazdować w koloniach; jeśli drzewo jest duże i rozłożyste to może być na nim nawet kilkadziesiąt gniazd. A kolejne gniazda – na sąsiednich drzewach. Taki sposób gniazdowania znacznie podnosi bezpieczeństwo lęgów, bowiem kwiczoły bronią się grupowo a dysponują bardzo skuteczną, choć nietypową bronią. Tą bronią jest kał, którym kwiczoły precyzyjnie ‘strzelają’ w ewentualnego napastnika. Nawet sroki, które gustują w zjadaniu piskląt wszelkich ptaków mniejszych od siebie – od kwiczołów wolą się trzymać z daleka.
W czasie spacerów lubię obserwować kwiczoły wysiadujące jajka, karmiące pisklaki w gniazdach, a później karmiące podloty (tak nazywają się ptaki, które już opuściły gniazdo, ale nie potrafią jeszcze samodzielnie zdobywać pożywienia i są dokarmiane przez rodziców), kiedy te już opuściły gniazdo. Szczególnie fascynująca jest obserwacja ptaków w chwili opuszczania gniazda. Choć podloty wielkością tylko nieznacznie różną się od dorosłych osobników, to jednak wyglądają bardzo nieporadnie i miny mają trochę przestraszone. Dobrze to widać na zdjęciu powyżej, na którym uchwyciłem dwa maluchy dosłownie w kilka minut po opuszczeniu gniazda. Wszystkie poniższe zdjęcia zrobiłem w ciągu jednego dnia aczkolwiek pokazują one różne kwiczole rodziny w różnych fazach wychowywania potomstwa.
Jeśli ktoś chciałby posłuchać głosu kwiczoła, to znajdzie go tutaj.

Inne gniazdo i inna wysiadująca samica. W tym miejscu gniazdo jest budowane co roku na pozostałościach gniazda z roku poprzedniego.

Dorosły kwiczoł (nie wiadomo czy to samiec czy samica) wypatrujący dżdżownic, które są podstawowym pokarmem dla młodych.

Dobra i jedna dżdżownica. Dzień gdy robiłem zdjęcia był bardzo zimny, więc dostępność dżdżownic była ograniczona.

Zdaje się, że właśnie zapada decyzja o wyjściu z gniazda. Na pierwszym planie dwa młode, z tyłu jedno z rodziców.

Maluch tuż po opuszczeniu gniazda potrafi latać, ale robi to nieporadnie i lata tylko na bardzo krótkich dystansach: z gałęzi na gałąź.
Dzień dobry.
Ładne zdjęcia, a towarzystwo macie interesujące- u nas w mieście też swoimi śpiewami cieszy ucho kos, a w tym roku sójki zrobiły gniazdo na wierzbie. Niestety własnie jedno młode, duże ale jeszcze nielot chyba wypadło. Szukając pomocy, co zrobić trafiłem na ten blog.
Chciałem zapytać o obiektyw i aparat, jakich używasz do zdjęć. Mam lustrzankę Sony niestety z kitowym zestawem i jest słaby, żeby robić zdjęcia ptakom.
A co do muzyki czyli progresywnego rocka, polecam audycję “Czarno-białe klawisze” w sobotni wieczór w radiu internetowym Pro Radio- zorientowana na klasyczną muzykę elektroniczną z naciskiem na Tangerine Dream, ale tematu około prog-rockowe są prowadzącemu nieobce. To w dużej mierze osobowość Jerzego Kapały jest magnesem przyciągającym tam ludzi- może i tobie się spodoba?
Mariusz Glugla
Mam nadzieję, że problem z młodą sójką rozwiązał się pomyślnie. Dziękuję za polecenie audycji “Czarno-białe klawisze”; na pewno posłucham.
Do fotografowania ptaków używam aparatu Canon 60D z obiektywem Canon 400/5,6/L, który jest wystarczający na moje amatorskie potrzeby.
Dziękuję
Obiektyw do najtańszych nie należy, ale efekty przynosi super. Wskazał mi pan drogę to poszukiwań, poczytam też trochę poradniki i podejmę decyzję.
Co do małej sójki- dostałem poradę od punktu zajmującego się przyjmowanie ptaków, że jeśli wokół kręcą się rodzice powinienem zostawić. Wcześniej włożyłem je z powrotem do gniazda, hałasu dorosłe narobiły przy tym dużo nad moją głową, ale ledwo zszedłem z drzewa, już małe było na dole. Ponieważ wysokość duża, a lądowanie twarde ze względu na znikomą ilość trawy, nie podjąłem kolejnej próby wkładania. Zostawiliśmy ją na dole, wkładając nawet do przewróconego, małego kartonika- uciekła po jakimś czasie i zatrzymała się przy krawężniku jezdni. Licząc, że rodzice mają ją cały czas na oku i może dokarmiają (cały czas były w pobliżu), zostawiłem na noc w tym pudełku, bo miało padać. Rano niestety sianko było na zewnątrz, a po młodym ani śladu w pobliżu, nawet szczątków w okolicy- mam nadzieję, że nic jej nie zeżarło.
Został mi i córce żal, bo nie wiemy czy historia się dobrze skończyła.