Mój ogródek zawsze tętnił ptasim życiem, ale ten rok jest wyjątkowy. Zwykle bywało tak, że po zakończeniu okresu lęgowego, wszystkie ptaki znikały z pola mojego widzenia. I tak to trwało aż do późnej jesieni gdy zaczynały się pojawiać te ptaki, które zwykły korzystać z moich karmników: sójki, bogatki, modraszki, kosy, dzwońce, sierpówki, dzięcioły duże. A także (ale nie w każdym roku) kwiczoły, kapturki, sosnówki, zięby, grubodzioby i rudzik. Jak łatwo zauważyć wszystkie wymienione powyżej ptaki występują w liczbie mnogiej z wyjątkiem rudzika, który jest w liczbie pojedynczej. To oczywiście nie jest błąd ani literówka. O ile moje karmniki są odwiedzane zimą przez licznych przedstawicieli wymienionych gatunków, o tyle rudzik – o ile się pojawi – zawsze jest jeden. Ten gatunek tak ma, że nie toleruje konkurenta w swoim rewirze.
Wracam jednak do wyjątkowości tegorocznego lata: otóż po pierwsze miałem u siebie dwa wyjątkowe lęgi: pleszek i dzięciołów białoszyich, a po drugie, po ich zakończeniu ptaki nie wyniosły się gdzieś w nieznane, lecz ciągle są w moim pobliżu. Z dwoma młodymi dzięciołami białoszyimi jestem tak zakolegowany, że pozwalają mi podejść do siebie na odległość kilku metrów. Więcej o dzięciołach napiszę w kolejnym akapicie, bowiem zacząć muszę od mojego największego druha – kosa Białopiórka (Białopiórek to nie jest część nazwy gatunkowej lecz imię przeze mnie nadane). Jest bardzo charakterystyczny, gdyż ma jedno białe piórko w prawym skrzydle. Dlatego wiem, że jest to od lat ten sam osobnik. Zimą posila się w moich karmnikach, wiosną skądś pojawia się u jego boku samica, z którą zakłada lęg. Później widuję przez jakiś czas jego potomstwo, po czym i samica i młode znikają, a mój Białopiórek zostaje i widuję go kilkanaście razy w ciągu dnia. Siada na czubku jarzębiny, która rośnie tuż obok mojego tarasu i daje zachwycające koncerty. Gdy tak śpiewa na jarzębinie, a ja siedzę na tarasie, jest w odległości ode mnie – około 5 – 6 metrów. Muszę jeszcze dodać, że regularnie – każdego dnia – kąpie się w zainstalowanej przeze mnie specjalnej misce.
Najbardziej zachwycającą rzeczą, która w tym roku wydarzyła się w moim ogródku, był lęg dzięciołów białoszyich. Później miałem możliwość obserwować samca karmiącego dwa podloty, a kiedy młode uzyskały samodzielność – nie opuściły mojego ogródka lecz cały czas są obecne i cały czas trzymają się razem. Zdarza się, że znikają na kilka godzin, po czym znów się pojawiają. Nawet jeśli ich nie widzę – skrytych w gęstwinie okolicznych drzew – to słyszę ich głośne nawoływania (głosu dzięcioła białoszyjego można posłuchać tutaj). Od czasu do czasu zjawia się też na krótko ich ojciec, ale zupełnie nie interesuje się młodymi, a głównym celem jego wizyt jest zabranie orzecha ze specjalnego pojemnika zainstalowanego przez mojego sąsiada. Orzechy są tam umieszczane z myślą o wiewiórkach, które często nas odwiedzają, ale są często podbierane przez sójki, sroki, no i dzięcioły. Młode dzięcioły początkowo nie wiedziały do czego orzechy służą, ale ostatnio widziałem jednego z nich jak porwał orzech i gdzieś z nim odleciał. Nie wiem czy go później zgubił, czy udało mu się go umieścić w tzw. kuźni, rozłupać i wyjeść jądro.
Jakby mało było jeszcze obcowania z bardzo rzadkimi dzięciołami białoszymi, to któregoś dnia pojawił się u mnie podlot mieszańca. Czyli potomka mieszanej pary: dzięcioła białoszyjego i dzięcioła dużego. Skąd o się tu wziął? Nie mam pojęcia. Nie mam też stuprocentowej pewności, że był to mieszaniec. Być może był to po prostu dzięcioł duży, jednak wydaje mi się, że zidentyfikowałem cechy typowe dla jednego i drugiego gatunku, co pokazuję w infografice poniżej.
O lęgu pleszek opowiadałem szczegółowo we wpisie Pleszki w moim ogródku. Po opuszczeniu budki przez młode, cała rodzina gdzieś zniknęła. Ale okazało się, że nie całkiem. Bo od czasu do czasu pleszki pojawiały się jednak – i ciągle pojawiają – w moim ogródku. Ostatnio przyleciał samiec z jednym młodym. Zabawili u mnie krótko, ale dały się sfotografować 🙂 Bardzo ciekawe jest zdjęcie młodej pleszki, gdyż jest ona w trakcie pierzenia. Górna część ciała ma upierzenie dziecinne, a dolna – dorosłe. Samce i samice dorosłych pleszek wyraźnie różną się od siebie upierzeniem, natomiast młode są identyczne. W tej fazie pierzenia w jakiej jest sfotografowany przeze mnie ptaszek trudno wyrokować jaka to płeć. Ale sądząc po intensywności pomarańczowego koloru na brzuszku – może to być samiec.
Mój ogródek tętni ptasim życiem; oprócz ptaków pokazanych na zdjęciach powyżej, stałymi gośćmi są piegże, bogatki, modraszki i kapturki, a z większych: sójki, sierpówki i grzywacze. Ale o nich – przy innej okazji.
Cudowny wpis , naprawde wspaniale zdjecia.Duza przyjemnosc na niedzielny wieczor.Zazdroszcze Panu przepieknego ogrodu i podziwiam wspaniala pasje obserwowsnia i fotografowania.Pozdrawiam
Dziękuję za miłe słowa 🙂 Pozdrawiam
Wystarczy przeczytać i życie staje się piękne. 👍🙂
Świetne opisy, wiele się nauczyłam i liczę że się nauczę jeszcze. Analiza różnic w gatunku dzięcioła bardzo pouczająca. Maria
Dziękuję 🙂
Zapraszam do lektury kolejnych wpisów.