Wymyślanie prochu na nowo

wymyślanie prochu

Wymyślanie prochu na nowo to przysłowiowe odkrywanie rzeczy dawno odkrytych. Inaczej: wyważanie otwartych drzwi lub odkrywanie Ameryki. Bo przecież każdy wie, że proch wymyślili Chińczycy już w IX wieku, zaś od XIII wieku, gdy do użytku zaczęła wchodzić broń palna, proch zaczął się stawać podstawowym produktem militarnym. Dziś bez niego nie może funkcjonować żadna armia świata. Chociaż ciągle wymyślane są nowe bronie, to proch pozostał podstawowym materiałem pirotechnicznym miotającym. Tyle tylko, że dzisiaj jest to zupełnie inny proch niż tzw. proch czarny – czyli ten, który wymyślili Chińczycy. Dzisiaj prochu czarnego nie używa się już do produkcji amunicji, a jedynie fajerwerków oraz silniczków do napędu rakiet modelarskich. Ma także zastosowanie w replikach dawnej broni tzw. odprzodowej. Jeśli na jakimś festynie zobaczycie i usłyszycie wystrzał armatni, to możecie być pewni, że został on wywołany przy pomocy prochu czarnego.

Tak więc wymyślanie prochu na nowo jest działaniem wtórnym i pozbawionym sensu, ale tylko w odniesieniu do prochu czarnego. Bowiem proch stosowany we współczesnych pociskach (szczególnie artyleryjskich) to produkt na tyle zaawansowany, że przemysł zbrojeniowy niektórych krajów zacofanych technologicznie, nie potrafi sobie z nim poradzić. W tej materii też mamy zresztą stosowne przysłowie: o kimś mało lotnym czy wręcz mało rozgarniętym zwykliśmy mówić, że prochu to on nie wymyśli.

Wymyślanie prochu okazało się na przykład zadaniem ponad siły dla naszego państwowego przemysłu zbrojeniowego. Tak! Polski przemysł nie jest w stanie wyprodukować prochu niezbędnego dla naszej armii. To znaczy są u nas zakłady, o których się mówi, że produkują proch i to doskonałej jakości (np. zakład w Pionkach), ale tak naprawdę one nie produkują, a jedynie mieszają. Przez analogię do mieszalni pasz dla zwierząt hodowlanych, powinny się nazywać mieszalniami prochu 🙂 Bowiem proch nitrocelulozowy (obecnie dominujący w polskiej armii) składa się z różnych składników, ale najważniejszym z nich jest nitroceluloza, która stanowi od 90% do 97%. A nitroceluloza pochodzi wyłącznie z importu; w Polsce nie jest produkowana. Ale to i tak jeszcze nie koniec perypetii państwowego przemysłu zbrojeniowego z prochem. Bowiem proch pochodzący z polskich mieszalni prochu, jest jednak zbyt niskiej jakości, żeby móc go zastosować do pocisków najbardziej zaawansowanych technicznie (np. pocisków do czołgów Leopard). I wtedy konieczny jest import gotowego prochu. Co to oznacza – na wypadek ewentualnego konfliktu zbrojnego – nie trzeba wyjaśniać. Można co najwyżej dodać, że nie da się zgromadzić zapasu prochu na wiele lat, bowiem ma on ściśle określony (i dość krótki) termin przydatności do użycia.

Logika nakazywałaby, żeby nie próbować wymyślać prochu na nowo, tylko rozpisać przetarg dla firm prywatnych na dostawę prochu dla armii i postawić tylko warunek, że ma on być produkowany w Polsce, z surowców pozyskanych w Polsce i/lub półproduktów wytworzonych w Polsce. Ale przecież obecna strategia rządu jest taka, że wszystko co możliwe powinno być państwowe, a wszystko co związane z przemysłem zbrojeniowym musi być państwowe. Jest to strategia zabójcza dla tego przemysłu (oraz dla całej gospodarki) i kiedyś skończy się tym, czym skończyła się identyczna strategia realizowana w PRL.

Kilka lat temu głośna była sprawa pozyskania przez polski państwowy przemysł, technologii produkcji prochu, co miało mieć miejsce przy okazji kontraktu na zakup Caracali (w ramach tzw. offsetu), ale wiadomo czym to się skończyło (można o tym przeczytać m.in. tutaj). Z podlinkowanego artykułu wynika jednak, że wymyślanie naszego własnego, polskiego prochu, jest na najlepszej drodze. Dziś, po dwóch latach od opublikowania artykułu wiadomo już, że nic z tego nie wyszło.

Jednak plany naszego rządu były bardzo ambitne. Dwa lata temu, z artykułu w Interii, mogliśmy się dowiedzieć, z inicjatywy premiera Mateusza Morawieckiego został opracowany: program rewitalizacji zakładu w Pionkach, jako istotnego sytemu bezpieczeństwa państwa. Wiceminister obrony narodowej Wojciech Skurkiewicz z dumą informował posłów, że to nie są żadne mrzonki tylko twarde konkrety: zostały opracowane założenia programu rewitalizacji produkcji materiałów miotających, wybuchowych, a także ich elementów. I dodawał, że my tym programem otworzymy oczy niedowiarkom. Powiemy: patrzcie, to nasz program, przez nas wymyślony i to nie jest nasze ostatnie słowo!

Niestety – jak większość zapowiedzi Ministerstwa Obrony Narodowej – i ta okazała się dętą propagandą i w najbliższych latach nie zanosi się na jej realizację. Więc wymyślanie prochu przez polski rząd jeszcze trochę potrwa. Chyba, że znów okaże się, że rząd ten jest na tyle mało lotny czy wręcz mało rozgarnięty, że prochu to on jednak nie wymyśli.

Udostępnij wpis

Podobne wpisy

0 0 głosów
Ocena arykułu
guest
2 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze Najczęściej oceniane
Inline Feedbacks
View all comments
Jacek
Jacek
4 lat temu

Nie wiem jak teraz i jaka była jej jakość. Ale dawniej Pronit Pionki produkował nitrocelulozę, prochy nitrocelulozowe i nitroglicerynowe.

giciu
giciu
4 lat temu
Odpowiedz do  Jacek

Tak, robił to. Problemem były odpady – wykorzystywano je do produkcji lakierów i farb. Niestety ktoś wpadł na pomysł „liczenia za odpady drożej” i nabywcy/producenci farb się poddali. Podobnie było w Radomiu 🙂