Eleganckie i stylowe buty na zimę

Z roku na rok mamy coraz łagodniejsze zimy, zatem wymogi co do zimowego obuwia, ulegają złagodzeniu. Być może kiedyś dojdziemy do takiej sytuacji jaka obecnie jest np. we Włoszech, gdzie loafersy są butami całorocznymi. Ale chyba nieprędko, gdyż nasza zima potrafi jednak pokazać swoje mroźne oblicze. Doświadczyliśmy tego kilka dni temu, gdy już nie to, że loafersy, ale także inne półbuty okazywały się mało przydatne i – przede wszystkim – niepasujące do aury.

Muszę tu jednak zrobić pewne zastrzeżenie. Każdy wie, że eleganckie półbuty (szczególnie te na skórzanej podeszwie) należy chronić przed kontaktem z wodą, śniegiem i śnieżno-solną breją, która jest codziennością na chodnikach miast po opadach śniegu. Przy czym słowo „chronić” można rozumieć dwojako: albo w takich warunkach zakładać inne buty – bardziej do tych warunków przystosowane, albo stosować ochraniacze na buty, czyli kalosze. To drugie rozwiązanie jest idealne gdy udajemy się na jakieś wydarzenie, na którym trzeba wyglądać elegancko, albo po prostu do pracy, w której obowiązuje kod garniturowy. Po zdjęciu okrycia wierzchniego i kaloszy, pozostajemy w eleganckim i spójnym zestawie: garnitur plus eleganckie półbuty.

buty na zimę
Kalosze chronią eleganckie buty przed niekorzystnymi czynnikami zewnętrznymi a jednocześnie stanowią izolację termiczną.

Jednak celem mojego dzisiejszego wywodu nie jest zachwalanie kaloszy, a zwrócenie uwagi na buty, które łączą w sobie odporność na trudne zimowe warunki i niskie temperatury, z pewną dozą elegancji. Czyli takie, które nie stanowią dysonansu w połączeniu z garniturem, a jednocześnie są odpowiednie na zimowy spacer. Nie odkrywam tu zresztą Ameryki, bowiem mam na myśli doskonale wszystkim znane buty z podwyższoną cholewką: trzewiki, sztyblety i botki, oraz mniej znane ale za to bardzo stylowe – dżodhpury.

Warto przy okazji zwrócić uwagę na nazwy wymienionych powyżej typów obuwia, bowiem w ich przypadku nie musimy korzystać z zapożyczeń z języka angielskiego (co w przypadku butów jest częstą praktyką), mając na podorędziu piękne nazwy polskie. Jeśli ktoś ma wątpliwości czy dżodhpur jest rzeczywiście rdzenną polską nazwą to spieszę wyjaśnić, że jak najbardziej. Jest to bowiem nazwa miasta w Indiach, która tak właśnie brzmi po polsku. Można się wprawdzie natknąć na tę nazwę zapisywaną jako Dźodhpur, ale jest to zapis nieprawidłowy. Więcej pisałem na ten temat we wpisie: Buty dżodhpur, czyli dżodhpury. A dlaczego – gdy jest do dyspozycji polska nazwa dżodhpur – powszechnie używa się u nas anglojęzycznej nazwy: jodhpur? Prawdopodobnie wynika to z niedouczenia: to tak jakby ktoś używał nazwy miasta Aachen nie wiedząc, że ma ono polską nazwę: Akwizgran.

Godna szczególnej uwagi jest nazwa: sztyblety, która wywodzi się z gwary lwowskich batiarów (baciarów) i niegdyś występowała także w innej wersji, jako: sztybulety. Podkreślam znaczenie nazwy sztyblety dlatego, że coraz częściej natykam się w różnych polskich tekstach i polskich sklepach internetowych, na nazwę: Chelsea Boots, czyli anglojęzyczną nazwę sztybletów. Nie inaczej zresztą rzecz się ma z botkami, które w zasadzie mało kto nazywa dziś botkami, za to prawie każdy mówi i pisze: Chukka Boots. Na razie trzewiki jeszcze się trzymają 🙂

Od trzewików zaczną mój przegląd, gdyż to najpopularniejszy typ zimowego obuwia. Co ciekawe niemal cała oferta trzewików dostępnych w naszych sklepach, to buty z otwartą przyszwą. Ich dominacja nad trzewikami z zamkniętą przyszwą jest jeszcze wyraźniejsza niż ma to miejsce w przypadku półbutów. To o tyle ciekawe, że tradycyjne trzewiki miały wyłącznie zamkniętą przyszwę i były butami o wysokim stopniu formalności. Jeszcze dzisiaj można je uznać za najwłaściwszy rodzaj obuwia do żakietu. Tyle tylko, że trzewiki do żakietu powinny być zapinane na guziki (sic!) a nie sznurowane.

buty na zimę
Trzewiki z otwartą i zamkniętą przyszwą marki Patine.
buty na zimę
Trzewiki do żakietu marki J.Fitzpatrick.
buty na zimę
Eleganci z Myślenic z lat 30-tych ubiegłego wieku: trzewiki z otwartą przyszwą tylko do stroju sportowego. Fot. Muzeum Etnograficzne w Krakowie.
buty na zimę
Moje trzewiki marki Partenope…
buty na zimę
…mają otwartą przyszwę.

Sztyblety uważam za buty najbardziej eleganckie spośród wszystkich z podwyższoną cholewką. Są to moje podstawowe buty na okres jesienno-zimowy. Cechą charakterystyczną sztybletów jest gumowa wstawka po obu stronach cholewki, co umożliwia wkładanie butów. Sama cholewka najczęściej jest jednolita, ale może też mieć nakładany nosek (prosty lub skrzydełkowy) oraz zdobienia charakterystyczne dla brogsów. Wysokiej klasy sztyblety mają podeszwę przyszywaną metodą blake lub goodyear, z warstwą mielonego korka zmieszanego z mleczkiem kauczukowym, pomiędzy nią a podpodeszwą. Renomowane marki obuwnicze oferują sztyblety z podeszwą zarówno skórzaną jak i gumową – do wyboru. W naszych warunkach klimatycznych, praktyczniejsza jest podeszwa gumowa.

buty na zimę
Sztyblety marki Santoni (po lewej) i Thomas Bird.
buty na zimę
Sztyblety marki Partenope ze zdobieniami i nakładanym noskiem typu wingtip.
buty na zimę
Moje sztyblety marki Kazar: podeszwa klejona a nie szyta.
buty na zimę
Sztyblety to buty bardzo uniwersalne; nadają się do stylizacji oficjalnych…
buty na zimę
…jak i każualowych.

O ile sztyblety nazwałem butami najelegantszymi, o tyle dla dżodhpurów rezerwuję określenie: najbrdziej stylowe. Mówiąc wprost – jestem zauroczony tymi butami i jakiś czas temu poświęciłem im odrębny wpis. Nie będę więc powtarzał zawartych tam treści, tym niemniej muszę przypomnieć, że buty te wywodzą się z gry w polo i zostały wymyślone w Dżodhpurze – mieście, które słynęło niegdyś z najlepszej na świecie drużyny polo. Ale już popularyzacja dżodhpurów jest związana z Anglią i zaczęła się w roku 1897. Wtedy to zachwyciła się nimi królowa Wiktoria gdy zobaczyła je noszone przez hinduskich graczy polo podczas meczu rozgrywanego dla uczczenia jej diamentowego jubileuszu. Dodam jeszcze, że słowo dżodhpur wymawia się z pominięciem środkowego h, podobnie jak inne słowa tego typu: Delhi, Dhaka, Brahmaputra itp.

buty na zimę
Buty dżodhpur marki Beckett Simon (po lewej) i Alexander Noel.
buty na zimę
Dżodhpury marki TLB Mallorca ze sklepu Patine.pl.
buty na zimę
Dżodhpury ze zdjęcia powyżej w konkretnym zastosowaniu:
buty na zimę
1. w stylizacji jesiennej, w towarzystwie dwurzędowego garnituru sztruksowego i
buty na zimę
2. w stylizacji zimowej w towarzystwie płaszcza ulster.

Botki czyli buty do kostki, mają swoich zagorzałych zwolenników. Ja do nich nie należę, więc nie zaprezentuję żadnej mojej stylizacji z ich udziałem. Ale też nie mogę odmówić im stylowości i oryginalności. Jedną z ich cech jest też duża różnorodność form jaką mogą przybierać, jednak najbardziej znaną i najczęściej występującą formą jest forma z otwartą przyszwą. Co ciekawe jest to chyba jedyny rodzaj męskich butów, które częściej można spotkać wykonane z zamszu niż ze skóry licowej. Dodam, że nie mam pojęcia dlaczego tak się dzieje i nawet nie próbuję zgadywać. Jedynym wyjaśnieniem jest chyba znany slogan: ten model tak ma 🙂

buty na zimę
Typowe zamszowe botki z otwartą przyszwą: Crockett & Jones (po lewej) i Loake. Wart odnotowania jest fakt, że kategoria tych butów na stronie Loake Polska, nosi nazwę: botki, a nie żadne: chukka boots 🙂
buty na zimę
Botki ze skóry licowej marki Thomas Bird.

Jak wspomniałem, botki występują przeważnie w takiej formie jak to widać na zdjęciach powyżej. Mnie znacznie bardziej podobają się botki innego typu: lotniki oraz monki. Te z kolei są tak rzadkie, że niemal nieznane. W rodzimych sklepach nie natknąłem się na takie, co jednak nie dziwi: polscy mężczyźni bardzo nieufnie podchodzą do tego co dla nich nowe (mam na myśli odzież i obuwie klasyczne, a nie np. samochody, elektronikę, czy obuwie sportowe). Akceptacja monków – półbutów zajęła im kilkanaście lat, więc na akceptację monków – botków przyjdzie jeszcze poczekać. O ile kiedykolwiek nastąpi.

buty na zimę
Botki – monki marki Crockett & Jones.
buty na zimę
Botki – lotniki marki Santoni.
Udostępnij wpis

Podobne wpisy

29 komentarzy

  1. Botki typu lotniki oraz do żakietu biją na głowę chukka boots. Z mojego doświadczenia, buty z otwartą przyszwą w wersji zimowej, co prawda łatwiej się zakłada, ale nie są one przecież ładniejsze i bardziej eleganckie od tych z zamkniętą przyszwą, są też mniej praktyczne, bo zdarzało mi się, że dostawał się śnieg między język buta i cholewkę. Zapewne są częściej wybierane (te z otwartą), bo większość wybiera łatwość zakładania, co dla ludzi o wysokim podbiciu stopy może być ważne. Na szczęście nie mam tego problemu. Pozdrawiam!

    1. Dylemat, którego nie umiem rozstrzygnąć: czy buty z otwartą przyszwą (zarówno półbuty jak i trzewiki) dominują dlatego, że klienci takie wolą, czy też dlatego, że większość producentów tylko takie produkuje i klienci nie mają wyboru?

  2. Panie Janie, co zaskakujące: widziałem w zimowej wyprzedaży w polskim sklepie botki-monki!
    https://www.wittchen.com/buty-meskie,p7139518#894197
    Nie chcę rozwodzić się nad ich urodą, ale zbyt wielu wymyślnych elementów nawet nie mają o dziwo.

    Zastanawia mnie jednak kwestia: czy trzewiki (nie wspominając o balmoralach) nie będą nieco bardziej eleganckie niż sztyblety o rodowodzie butów do jazdy konnej?

    1. Botki marki Wittchen, które Pan podlinkował mają coś co moim zdaniem, całkowicie je dyskwalifikuje: zamki błyskawiczne po wewnętrznej stronie cholewek. Z tego by wynikało, że zapięcie na dwie klamry jest tylko ozdobą lub nawet atrapą, a przy zakładaniu i zdejmowaniu botków po prostu rozpina się zamek. W mojej opinii takie buty to obciach w najczystszej postaci, niestety bardzo często stosowany przez polskich producentów obuwia. Podobnie jak gumowe wstawki w półbutach.
      Biorąc pod uwagę archetyp, trzewiki z zamkniętą przyszwą stoją oczywiście wyżej w hierarchii formalności od sztybletów. Moja opinia, w której stawiam na piedestale sztyblety, wynika z obecnych realiów: dostępne w sklepach trzewiki to bardzo często nie buty, lecz buciory, natomiast sztyblety w większości zachowują swoją prostą i powściągliwą formę.

      1. Muszę przyznać, że oglądając na telefonie nie zauważyłem w tym modelu zamków błyskawicznych… Oczywiście zgadzam się zatem z Pańska opinią: paskudztwo.
        Również preferuję sztyblety, ponieważ z jednej strony łatwiej znaleźć ładne, a do tego po prostu pozostają wygodniejsze.
        Pozdrawiam serdecznie!

      2. Z tą gumką w butach innych niż sztyblety to jest trochę kwestia „klasyki przez zasiedzenie” 🙂

        Gumka w sztybletach pojawiła się nie z powodów estetycznych, a praktycznych. Łatwo te buty zakładać i ściągać, co przy jeździe konnej ma znaczenie. Potem bardzo ten styl butów się spopularyzował i jest częścią klasyki.

        Za to inne buty z gumowymi wstawkami odrzucamy ze względów estetycznych i niezgody z klasycznymi wzorcami. Może gdyby się przyjęły w jakimś elitarnym sporcie, to za 300 lat były w kanonie klasyki i wersje bez gumy były by odrzucane? 🙂

      3. Wielokrotnie szukając trzewików/botków w sklepach stacjonarnych przemiłe skądinąd ekspedientki proponowały obuwie uzbrojone w suwaki.
        Zwykle odpowiadam, że nie po to spędzałem sen z powiek mojej babci, przez długi czas nie mogąc opanować sztuki wiązania sznurówek, żeby teraz ten wysiłek zaprzepaścić 🙂

  3. Panie Janie trzymając się poprawności językowej i historycznej to te gumowe nakładki na buty należałoby nazywać galoszami.

    1. Chyba jednak nie. Szerzej pisałem o tym we wpisie Łatwe rozwiązanie trudnego problemu, więc przytoczę fragment: Kalosze mają dość długą historię, bowiem pojawiły się pierwszej połowie XIX wieku i aż do drugiej wojny światowej były w powszechnym użyciu. Na tyle powszechnym, że zarówno w domach (w przedpokojach), jak i w lokalach publicznych, przy drzwiach wejściowych były specjalne miejsca na kalosze. Mokre czy zabłocone kalosze zostawiało się tam, wchodząc dalej w czystych butach. Po wojnie kalosze stopniowo wychodziły z użycia, a nazwa została zawłaszczona przez inne buty, początkowo zwane gumiakami, gumowcami lub po prostu butami gumowymi. Ta wymiana nazw miała swoje podłoże psychologiczne. O ile bowiem kalosze były atrybutem eleganckiego mężczyzny, o tyle gumiaki były butami roboczymi (zresztą wyglądały koszmarnie – mówiąc wprost: były ohydne). Sama nazwa gumiaki miała pejoratywny wydźwięk. Więc kiedy gumiaki stawały się coraz powszechniejsze, a przy okazji także ładniejsze – zawłaszczyły nazwę kalosze, razem z jej pozytywnymi konotacjami.
      Nazw: „kaloszki” lub „galosze” zaczęto używać później, gdy nazwa kalosze na dobre przylgnęła do gumiaków.

  4. Z tymi kaloszami Janie, to jest tak jak w latach ’70 z dywanem u mojego wujostwa. Na co dzień ów kobierzec był nakryty folią , która była zdejmowania tylko na niedzielę. Moim zdaniem na naszą aurę najlepsze są buty na gumie , lub innej nieprzesiakajacej podeszwie. Jako że nie jestem w tym względzie Ortodoksyjny; całym rokiem chodzę w obuwiu typu „adidas” ( nienawidzę i tępię używanie nazwy sneakers). Jakis czas temu zabaczylem w podobnym obuwiu sir Paula MacCartneya. Pomyślałem sobie wtedy ” oho, nie jestem sam”.😄😉👍

    1. Co do zasady imion się nie tłumaczy. Tłumaczenia imion zabrania także kodeks tłumaczy przysięgłych, który mówi tylko, że: nazwy własne zapisywane alfabetem niełacińskim, powinny być transkrybowane lub transliterowane zgodnie z zasadami przyjętymi przez powołaną do tego instytucję dla języka docelowego.
      Ale od zasady są oczywiście wyjątki. Np. przyjęło się, że tłumaczy się imiona władców i członków rodów królewskich. Ale i tutaj zdarzają się niekonsekwencje – królową brytyjską jest Elżbieta II, córka Jerzego VI, a następcą tronu jest jej syn; książę Karol. Ale kolejną osobą do sukcesji nie jest książę Wilhelm, tylko książę William 🙂
      Tłumaczenie imion (czy ściślej: stosowanie polskojęzycznych odpowiedników imion) wiedzie często na manowce. Czy np. powinniśmy na obecnego prezydenta Stanów Zjednoczonych mówić: Józio Biden? Na kanclerkę Niemiec: Aniela Merkel? Na słynnego niegdyś tenisistę szwedzkiego: Ursus Borg (Björn Borg)? Na francuskiego ekonomistę, autora prawa rynków: Jan-Chrzciciel Say (Jean-Baptiste Say)? Itd.

      1. To ja może rozwinę, to na co skrótowo zwróciłem uwagę.
        Kiedyś było oczywistym, że imiona (przynajmniej te z naszego kręgu kulturowego) się tłumaczy. Obecnie jest, jak Pan pisze. (Mówimy o papieżu Piusie XII, ale już o Ojcu Pio , jest Jerzy Washington albo i Waszyngton, ale już George Bush). I pewno jakaś część używających tych imion nawet nie wie, że to to samo imię). Myślę, że podobne procesy zachodzą odnośnie nazw miast. Podzielając (a nawet eskalując) Pańskie stanowisko, iż właściwym jest stosowanie polskich nazw, kiedy istnieją, jestem pesymistą, co do ich żywotności. Akwizgran pewno się nie utrzyma. Choć chciałbym się mylić.

      2. Norma normą, a życie życiem.
        Akurat w Akwizgranie mieszkałem 4 lata i nie mówię o nim w zasadzie inaczej niż Aachen. Działa tu to, że polska nazwa jest bardzo inna od niemieckiej i niepraktyczne jest ciągłe wyjaśnianie jak to miasto naprawdę się nazywa, żeby rozmówca mógł je zidentyfikować. Dochodzą wszelkie kwestie formalne – moje dzieci mają go w dokumentach jako miejsce urodzenia, w pisowni przez 'Aa’ oczywiście, mimo że dokumenty polskie. Sytuacja gdy w obiegu formalnym nazwa jest jedna, a w normie literackiej inna, na dłuższą metę jest nieżyciowa i można się domyślić, jak to się skończy.

        A swoją drogą to mocno wyjątkowe miasto jeśli chodzi o rozrzut nazw w różnych językach: Aachen, Akwizgran, Aix-la-Chapelle, Cáchy. Kto by zgadł że to jedno i to samo?

  5. We Francji funkcjonuje przepis prawny nazywany” Prawo do zrozumienia.”. Tam wszystko musi zostać przetłumaczone na język francuski ta sama czcionką. Wszelkie reklamy itp. Wtedy każdy wię o co chodzi. To tak na marginesie dyskusji.

  6. W tym roku zima zaskoczyła.. nie tylko drogowców 🙂 ja jestem zadowolony z gumowych nakładek na buty, bo niestety miejskie chodniki nie są zbyt bezpieczne…

  7. Ale słuchajcie Panowie. Zastanawiam się po co? Rozumiem, że 100 , czy 150 at temu nie było alternatywy dla skórzanych podeszew, lub było to zbyt kosztowne. Ale teraz? Przy takim wyborze wszystkiego?.

    1. Po pierwsze skórzana podeszwa oddycha, w przeciwieństwie do gumowej/plastikowej. Po drugie warstwa mielonego korka zmieszanego z mleczkiem kauczukowym, pomiędzy podeszwą a podpodeszwą powoduje, że but idealnie dopasowuje się do stopy. Komfort noszenia takich butów jest dużo wyższy niż butów z podeszwą gumową. I po trzecie są ludzie, którzy przedkładają produkty wykonane z naturalnych materiałów nawet wtedy, gdy muszą za nie zapłacić wyższą cenę.
      Z drugiej strony nie ma nic niewłaściwego w noszeniu butów na gumowej/plastikowej podeszwie. Czasami jest to nawet praktyczniejsze, o czym pisałem we wpisie.

  8. Świetny wpis, jak zawsze. Ja akurat bardzo lubię typowe desert boots, właśnie z zamszu, mam ich aż 3 pary. To moje ulubione buty.
    Co do monków do kostki i lotników to Klasyczne Buty je mają. Nie jestem wielkim fanem tych butów, tutaj nasze gusta trochę się rozmijają (ale to chyba nic złego) ale te monki naprawdę do mnie przemawiają.
    https://klasycznebuty.pl/pl/p/Carlos-Santos-9106-Wine-Shadow-Monk/7492
    https://klasycznebuty.pl/pl/p/Partigiani-7819-Alameda/6912
    pozdrawiam

    1. Dziękuję 🙂
      Monki Carlos Santos rzeczywiście są super! To jedna z moich ulubionych marek obuwniczych.

    1. Lniano-jedwabny garnitur z przykrótką marynarką trudno nazwać smokingiem nawet jeśli ma kilka innych cech typowych dla smokingów. Ale piękne klapy sprawiają, że pierwsze wrażenie jest pozytywne.

  9. Bardzo pożyteczne zestawienie! Mam tylko jedno zastrzeżenie…moim zdaniem sztyblety, jakkolwiek byłyby gładkie i bez zdobień, ciężko uznać za bardziej eleganckie niż klasyczne trzewiki z zamkniętą przyszwą, które zasłonięte przez opadającą nogawkę wyglądają jak zwykłe oxfordy (nawet w popularnym brązowym kolorze).
    Sztyblety w moim przypadku przegrywają akces do formalnych stylizacji przez mało wyprofilowaną cholewkę. Jest u góry dość szeroka i nie przylega do łydki. Przez to często trzeba poprawiać nogawki, które zaczepiają się o owe cholewki, poczęstokroć doprawione jeszcze z tyłu gumową pętelką do ich zakładania 🙂
    Ale…”de gustibus….” itd.

    1. Dopiero teraz zauważyłem, że już się Pan odniósł do podobnego komentarza, więc…zgadzam się: w obliczu oferty obuwniczej w naszym pięknym kraju, sztyblety wypadają zdecydowanie bardziej elegancko. Prawilne trzewiki z zamkniętą przyszwą stratują od poziomu Patine czy Yanko, czyli od ok. 1200 zł, co czyni je mało popularne 🙂
      Pozdrawiam;)

    2. Potwierdzam, że problem z nogawką zaczepiającą się o ucho z tyłu cholewki – jest irytujący 😉

  10. Panie Janie,

    czy któreś z tych butów https://kh-shoes.com/pl/p/Lord-Trzewiki-Cap-toe-Ciemnobrazowe/366 albo https://kh-shoes.com/pl/p/Lord-Trzewiki-Balmoral-Ciemnobrazowe/375 nadają się według Pana do noszenia do garnituru lub zestawu spodnie wełniane/chino + koszula + marynarka na co dzień do pracy, w okresie zimowym? Wiadomo oczywiście, że w przypadku bardziej dostojnych okazji jedynie oksfordy/lotniki do takiego ubioru wchodzą w grę, ale tutaj akurat chodzi mi o obuwie codzienne. A może: https://kh-shoes.com/pl/p/Lord-Sztyblety-Ciemnobrazowe/364?
    Nie wiem na co się zdecydować, tak żeby zachować styl i odpowiedni poziom elegancji.

    Pozdrawiam i dziękuję :)!

    1. Buty z wysoką cholewką można zakładać do garniturów lub zestawów koordynowanych. Wszystkie podlinkowane modele są OK, jedynie trzewiki stoją nieco niżej w hierarchii formalności ze względu na otwartą przyszwę. Z kolei trzewiki z zamkniętą przyszwą miałyby najlepsze konotacje ze względu na to, że niegdyś były butami zakładanymi do surduta i żakietu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *