Niecały rok temu opublikowałem artykuł o zasadach dobierania zegarka do ubioru. Przedstawiłem w nim zasady ogólne i zaproponowałem infografikę, która te zasady ujmowała w przejrzysty, ale też uproszczony, sposób (patrz poniżej). Dziś jest okazja, żeby wrócić do tematu i spojrzeć na sprawę w sposób bezkompromisowy; sartorialny i dandysowski. Partnerem wpisu jest marka Atlantic, oferująca zegarki charakteryzujące się bardzo dobrym stosunkiem jakości do ceny, a jego bohaterem – zegarek Atlantic Worldmaster Open Heart w trzech różnych wcieleniach. Wcielenia różnią się od siebie kolorem tarczy i skórzanego paska, co stwarza doskonałe możliwości twórczej zabawy w dobieranie elementów stylizacji, które by idealnie współgrały zarówno z charakterem zegarka (klasyczny, mechaniczny, z solidnym mechanizmem z automatycznym naciągiem), jak i jego kolorystyką.
Zanim przejdę do stylizacji, słów kilka o samym zegarku. Atlantic Worldmaster Open Heart Limited Edition – tak brzmi pełna nazwa zegarka – ma bardzo klasyczny wygląd i solidną budowę. W stalowej kopercie o średnicy 42 mm i grubości 10 mm, zamknięto sprawdzony i cieszący się dobrą renomą mechanizm Sellita SW200-1 z automatycznym naciągiem (rezerwa chodu 38 godzin), charakteryzujący się m.in. użyciem aż 26 kamieni łożyskujących (!). Przez szklany dekiel możemy obserwować pracujący wahnik, zaś na godzinie 12 na tarczy znajduje się okrągłe okienko, przez które widać balans i inne elementy mechanizmu. Wygląda to bardzo atrakcyjnie. Szkiełko jest szafirowe – czyli bardzo odporne na zarysowania. Twardszy od szafiru jest tylko diament i tylko diamentem można by go ewentualnie zarysować. Klasa wodoszczelności 50M oznacza, że zegarek jest odporny na przypadkowe zachlapania, ale ulewny deszcz czy nawet krótkotrwałe przebywanie pod prysznicem też nie powinny zrobić na nim wrażenia. Jednak przed zanurzeniem się w basenie lub w morskiej toni – zegarek należy zdjąć. Warto tak zrobić nie tylko dla ochrony mechanizmu zegarka przed wilgocią, ale także dlatego, żeby chronić skórzany pasek, który jest wyjątkowo piękny. Jest tłoczony we wzór przypominający skórę krokodyla i ma wewnętrzny wkład, który czyni go wypukłym. Daje to bardzo dobry efekt. Warto też zwrócić uwagę na zapięcie motylkowe, które jest bardzo wygodne i bezpieczne, a przy tym jest wykonane z wielką precyzją – i tak też działa.
Zasadę, że pasek zegarka powinien być w takim samym kolorze jak pasek do spodni i buty, każdy zna i zapewne stara się stosować. Na ogół nie ma z tym problemu w przypadku pasków czarnych i brązowych, natomiast większe trudności pojawiają się w przypadku innych kolorów. No a jeśli w kolorystycznej koordynacji uwzględnimy jeszcze kolor tarczy zegarka, to trudności rosną.
Na pierwszy ogień w mojej zabawie w bezkompromisowe dopasowywanie zegarka do stylizacji, idzie wersja Wolrldmastera z paskiem i tarczą w kolorze jasnego granatu. Myślę, że granatowy garnitur w niebieskie prążki jest w tej sytuacji strzałem dziesiątkę, a grantowo-niebiesko-szare buty-caponki stawiają kropkę nad „i”. Pasek do spodni jest już po prostu zwyczajnie granatowy 😉 Dodać muszę, że wymienione składniki stylizacji w kolorze granatowym, nie wyczerpują dandysowskiego dążenia do ideału. Zostałby osiągnięty, gdyby w takim kolorze były też inne skórzane elementy: torba, portfel, etui na wizytówki i może coś jeszcze z męskich gadżetów.
Kolejna wersja zegarka Atlantic Worldmaster Open Heart – z białą tarczą i brązowym paskiem – okazała się bardzo wdzięczna do łączenia z innymi elementami stylizacji; właściwie wszystko do niego pasowało. Oczywiście buty i pasek do spodni musiały być brązowe, ale z tym nie było większego kłopotu. Postanowiłem postawić na szary flanelowy garnitur dwurzędowy w prążki. Jest to mój ulubiony garnitur z kolekcji, którą sam projektowałem i dość często go zakładam. Jak wiadomo do koloru szarego pasują właściwie wszystkie kolory, można więc stworzyć na jego bazie zarówno zestaw stonowany, jak i szalony. Tym razem postanowiłem zbytnio nie szaleć, chociaż krawat, poszetkę i skarpetki na pewno nie da się zakwalifikować do kategorii: „nudne”.
Wbrew pozorom stworzenie stylizacji na bazie czarnego garnituru, wcale nie jest łatwe. Z kolei jaki inny garnitur mógłby pasować do zegarka z czarną tarczą, na czarnym pasku? W dodatku trudności nastręcza fotografowanie czarnego garnituru; przecież nie mogę sobie pozwolić na fotografowanie go w plenerze, w ciągu dnia – co byłoby rozwiązaniem najprostszym. Pozostaje wnętrze i sztuczne oświetlenie, a to jest trochę kłopotliwe. Dlatego zdjęć jest mało, ale to co najważniejsze – udało się na nich pokazać. Dodam jeszcze, że krawat jest czarny a to, że na niektórych zdjęciach wygląda na szary – jest tylko kwestią różnego załamania światła. Czarny, żakardowy jedwab, z którego jest uszyty ma wzory florystyczne w kolorze… czarnym (plus oczywiście czerwone – ale to inna sprawa). Cały urok krawata polega na tym, że czarne kwiatki inaczej odbijają światło niż czarne tło. Zdjęcia częściowo gubią ten efekt, ale na zbliżeniu – jest już bardzo blisko rzeczywistości. Krawat kupiłem około 30 lat temu i myślę, że się wcale nie zestarzał; ciągle jeszcze może zachwycić.
Myślę, że ma 5 atm – nie 50 😉
Rzeczywiście, chodzi o 50M – już poprawiłem.
Dzień dobry, szanowny Panie Janie, Wielki Myślicielu Mody i Ubioru, Krwawy Diamencie w Księżnej Lecitii oraz Przyjacielu Dzieci i Młodzieży!
Przeczytawszy pański najnowszy wpis, niespodziewanie urodziły mi się pytania natury wątpiącej, a mianowicie one brzmią:
1.
Jeżeli wiadomo powszechnie, iż smoking nosi się dopiero od godziny osiemnastej-zero-zero, a przyjęcie wiosenne wieczorowo-nocne nie przewiduje wcześniejszego zakończenia tzw. zabawa do białego rana np. do godziny siódmej-zero-zero, to czy istnieje jakaś godzina kończąca dopuszczalność noszenia smokingu?
Czy wówczas, po pojawieniu się wschodu słońca, należy przebrać się w garnitur?
2.
Jeżeli wiadomo powszechnie, iż noszenie smokingu w kościele jest niedopuszczalne z powodu właśnie „imprezowego” charakteru tejże części garderoby, to czy można bagatelizować pojawienie się pana młodego na uroczystość ślubu w ww. kreacji?
Pozdrawiam,
Sługa uniżony
Dzień dobry, dziękuję za żartobliwy ton inwokacji 😉 humoru nigdy za dużo!
W klasycznej męskiej elegancji obowiązuje zasada ciągłości zdarzenia co znaczy, że nie zmienia się stroju w trakcie jego trwania. Przykład smokingu na imprezie, która kończy się po świcie jest może trochę wydumany, ale inny przykład stroju formalnego jest całkiem realny. Mianowicie na ślubach w elitarnych rodzinach w Europie Zachodniej obowiązkowym strojem dla mężczyzn jest żakiet (dopuszczalny jest też garnitur żakietowy). Są to jak wiadomo formalne stroje dzienne, a śluby odbywają się w ciągu dnia, najczęściej przed południem (mowa o Europie Zachodniej). Bezpośrednio po ślubie goście udają się na przyjęcie weselne, które niekiedy przeciąga się do późnej nocy a nierzadko do białego rana. Cały czas obowiązuje wówczas żakiet; nie ma mowy o przebieraniu się w smokingi.
Nie spotkałem się z opinią, że smoking jest niedopuszczalny w kościele. Jeśli taka opinia gdzieś funkcjonuje to jej nie podzielam. Nie jestem też zwolennikiem nowej świeckiej tradycji, która uczyniła ze smokingu strój ślubny/weselny. Jak wspomniałem powyżej, właściwym strojem na ślub jest żakiet. W Polsce zniknął on zupełnie wraz z elitami przetrzebionymi przez wojnę i okres PRL-u i wszystko wskazuje na to, że już się nie odrodzi. Szkoda 🙁 Co ciekawe smoking – w swojej klasycznej postaci – też jest w zaniku, zastępowany przez neo-smoking czyli ubiór smokingopodobny. Gdy ostatnio projektowałem smoking do mojej kolekcji dla eGARNITUR stanąłem przed problemem spodni – bo dowiedziałem się, że gdy spodnie mają lampasy, to smoking jest niesprzedawalny. No a przecież gdy spodnie nie mają lampasów to nie mamy do czynienia ze smokingiem tylko z ubiorem smokingopodobnym właśnie. Nie byłem skłonny iść na kompromis i spodnie będą jednak miały lampasy 🙂 Ale zarówno ja jak i właściciel eGARNITUR przyjmujemy do wiadomości, że mój smoking będzie prawdopodobnie odrzucony przez tzw. masowych klientów.
Drogi Janie nasunęła mi się taka myśl , ze smokingiem powinno nazywać się marynarkę do palenia tytoniu ( uszytą)z tzw pluszu bawełnianego) . Natomiast strój wieczorowy to dinner jacket, lub tuxedo. Chociaż purysci także dostrzegają różnice między tymi wdziankami . Pozdrawiam serdecznie
Przyznam, że nigdy nie zastanawiałem się dlaczego dinner jacket to po polsku smoking 😉 Może rzeczywiście smoking jacket ma z tym coś wspólnego? To jedno z zapożyczeń, które są trochę „od czapy”! Ale wszyscy się przyzwyczaili i raczej nie ma problemów ze zrozumieniem o co chodzi. Te pojawiają się wraz z aksamitną marynarką do palenia, której rola, stopień formalności i ranga są u nas zupełnie niezrozumiałe.
I jeszcze mały komentarz do komentarza Jamnika; otóż na znanej platformie jest dostępny serial o życiu angielskiej rodziny arystokratycznej . Można tam między innymi obejrzeć scenę, gdy pan domu (z jakichś powodów ) nie mógł na kolacje założyć fraka i stwierdził ze ubierze się w black tie. Gdy przebrał się ,z pomocą rzecz jasna służącego , pani matka skomentowała to jakoś tak „ może należało włożyć pidżamę”???
Wynika z tego , ze dinner jacket nie był strojem formalnym.
Dokładnie tak, przyjacielu!
Myślę, że założenie smokingu (dinner jacket) na ślub jest czystym przykładem modowego faux-pas, dlatego jak Pan Jan radzi, idealnie pasowałby frak (za dnia: żakiet).
Ewentualnie: na ślub w kościele założyć stroller, a pod wieczór na wesele przebrać się w smoking.
Dzień dobry, panie Janie.
Na początku chcielibyśmy podziękować panu za ten wpis, który jest mądry i piękny w słowie.
Piszę ten komentarz, ponieważ ja zauważyłam, że pan jest bogaty, ma pan fikuśne garnitury i spotyka się pan z pięknymi kobietami jak James Bond. My jesteśmy biedni, mamy chorego synka Marcinka, który ma 173 cm wzrostu, szerokość w barkach 92 cm, a w talii – 88 cm. Chcemy od pana jakiś garnitur wieczorowy z wełny 120s, płaszcz z kaszmiru (tylko ULSTER), koszulę z mankietami (rozm. 38/39, biała, bawełniana), i krawat z jedwabiu – czarny (ewent. mucha) i na koniec buty wiedenki, ze skóry polerowanej, licowej, rozmiar 40 oczywiście wszystko chcemy za darmo, bo Marcinek ma niedługo studniówkę, a wstyd, by przyszedł w trampkach.
Mój mąż Edward jest tej samej postury, co nasza pociecha, dlatego dla mojego męża chcę od pana jeszcze smoking czarny (kołnierz tylko szalowy), wiedenki takie same jak dla Marcinka, oraz zegarek (dowolna marka, ma być drogi) i dwa garnitury Herkules o dwóch barwach ze strony eGARNITUR.
Ja dla siebie nic nie chcę, poza tym zegarkiem (może być męski), który pan promuje.
Jesteśmy biedni (ale nie roszczeniowi), dlatego potrzebujemy pańskich garniturów
Z poważaniem,
Dżasmina i Edward Troccy, Ciechocinek
Szanowna Pani. Czytając dzisiejszy wpis Pana Jana a następnie komentarze pod nim nie sposób było nie natrafić na ten (komentarz) wystawiony przez Panią. Na początku myślałem, że to co czytam, to jakiś niesmaczny żart. Jednak, gdy po raz kolejny się w niego zagłębiłem doszedłem do wniosku, że Pani pisze go na poważnie. Oczywiście brak zamożności (tak mocno dzisiaj promowanej przez media) czy choroba bliskiej osoby są rzeczami bardzo smutnymi i szczerze Pani współczuję. Nie zmienia to jednak faktu, że ton Pani wypowiedzi był, mówiąc bardzo delikatnie, nieelegancki, żeby nie powiedzieć chamski. Istotnie Pan Jan jest zapewne osobą zamożną i znaną jednak pisanie swoich roszczeń i puentowanie tego „że nie jesteście Państwo roszczeniowi” zaprzecza samo sobie. Kończąc moją wypowiedź proponowałbym Pani zwrócić się do jakieś fundacji spełniającej, po prostu, marzenia. Taka organizacja na pewno chętnie Państwu pomoże, a kto wie może skontaktuje się i samym Panem Janem. Życzę Państwu i Synkowi dużo zdrówka i spełnienia prośby zawartej w komentarzu. Pozdrawiam
Ja jednak skłaniałbym się ku teorii, że to jednak, mniej lub bardziej udany, żart…
Ciężko powiedzieć. Być może to był żart. Jednak pisanie w nim o chorej osobie już żartem nie jest. Jeśli więc postawilibyśmy tezę, że był to żart, to był on wyjątkowo niskich lotów. Pozdrawiam 🙂
To ponad wszelką wątpliwość był żart i dlatego nie reagowałem. A skąd wiem, że to żart? Bo ja widzę m.in. numery IP komputerów, z których są wysyłane komentarze. I odnotowałem, że ten komentarz był wysłany przez czytelnika, który dość często komentuje moje wpisy – oczywiście podpisuje się wtedy inaczej. Dodam jeszcze, że mnie żart rozbawił 🙂 Szczególnie te jego fragmenty, które precyzowały rodzaje tkaniny (kaszmir, wełna 120s).
Natomiast inną sprawą pozostaje to, czy bieda nadaje się na temat do żartów. Myślę, że czytelnik chciał wykpić nie biedę lecz roszczeniowość. Moim zdaniem ten zamiar mu się powiódł, ale to moje subiektywne zdanie i ktoś inny mógł to odebrać inaczej. W żarcie czytelnika można się też doszukać drugiego dna, mianowicie opinii, że rozdawnictwo nie jest dobrą metodą walki z biedą. Dodam od siebie, że rzeczywiście rozdawnictwo tylko biedę potęguje, a skuteczne w walce z nią są: szybki rozwój gospodarczy (generuje popyt na pracę, której cena szybko rośnie) i odpowiedni system podatkowy, który ludzi mało zarabiających zwalnia z podatku lub każe im płacić bardzo niewiele. Polski system podatkowy działa odwrotnie: jest nastawiony na maksymalne łupienie najmniej zarabiających. Pracownik, który otrzymuje najniższą ustawową płacę, oddaje fiskusowi ponad 38%! Wprawdzie większa część tego podatku nie nazywa się podatkiem lecz składką (ZUS, NFZ) ale dla pracownika nie ma to przecież znaczenia.
Dzień Dobry Panie Janie. Bardzo ciekawy artykuł. Sam mam niejednokrotnie problem czy dobrany zegarek pasuje do danej stylizacji. Teraz już nie będę miał wątpliwości. Dziękuję 🙂 Jednak, żeby nie było tak miło chciałbym przyczepić się do jednego zdania. Cytuję: „Twardszy od szafiru jest tylko diament i tylko diamentem można by go ewentualnie zarysować”. Rozumiem, że zamiast „można by” chciał Pan napisać „może go” ? Przepraszam za czepialstwo, jednak to od razu wpadło mi w oko. Serdecznie pozdrawiam i czekam na kolejne wpisy.
Dziękuję za pozytywną ocenę artykułu 🙂
Jeśli chodzi o diament i szafir, to mogłem rzecz jasna napisać …diament może go zarysować. Ale napisałem …diamentem można by go zarysować, co wydaje mi się poprawnym stwierdzeniem.
Rozumiem, zatem źle odczytałem intencję autora 🙂 będę bardziej uważny następnym razem. Pozdrawiam 🙂