Skórzane podeszwy w eleganckich butach szytych metodą Goodyear lub Blake, mają przeważnie naturalny kolor skóry i są pokryte substancją impregnującą. Już od pierwszych chwil użytkowania podeszwa ulega ścieraniu, którego intensywność jest zależna od szorstkości podłoża po jakim się chodzi, a także – choć w mniejszym stopniu – od jakości skóry z jakiej wykonana jest podeszwa. W każdym razie już po krótkim okresie użytkowania podeszwa staje się po prostu brzydka – i nic na to nie można poradzić.
Tym niemniej niektóre marki obuwnicze nie rezygnują z pewnych zdobień podeszwy. Najczęściej jest to logo marki wytłoczone na skórze, ale czasami zdobienia idą dalej; podeszwy bywają malowane a także – podobnie jak cholewki – nasączane kremami i pastami do skór. I trzeba przyznać, że takie buty wyglądają imponująco, gdy bierze się je do ręki i ogląda z bliska. Oczywiście pod warunkiem, że są nieużywane. Bo już po krótkim spacerze po betonowym chodniku tracą swoją nieskazitelność i zaczynają wyglądać mało estetycznie.
Czy zatem jakieś bardziej wyrafinowane sposoby zdobienia podeszew mają w ogóle sens? Bo przecież nie ulega wątpliwości, że jakakolwiek operacja zdobnicza, podnosi koszty produkcji a zatem także cenę. Na pozór może się więc wydawać bezsensowna. Ale możemy też spojrzeć na tę kwestię jak na jeden z elementów składających się na opakowanie. Producenci eleganckich butów – podobnie jak producenci wszelkich innych dóbr konsumpcyjnych, szczególnie tych z wyższej półki – przykładają sporą wagę do opakowania. Buty dobrych marek są sprzedawane w bardzo gustownych i eleganckich pudełkach, ponadto są zawijane specjalny papier, albo wkładane do płóciennych woreczków. Te elementy opakowania po prostu się wyrzuca – poza płóciennymi woreczkami, które są przydatne przy pakowaniu butów przed podróżą, albo po prostu do ich przechowywania. Pięknie wykończone i ozdobione podeszwy stają się czymś co ma zachęcić do kupna – i czasami rzeczywiście trudno się oprzeć ich urokowi.
W zdobieniu podeszew butów można iść krok dalej niż ma to miejsce w przypadkach pokazanych powyżej. Nic przecież nie stoi na przeszkodzie, żeby podeszwy wykorzystać jako miejsca do namalowania dowolnych obrazów. Przeważnie takie zdobienie podeszew ma miejsce wtedy gdy buty są ręcznie malowane. Na zdjęciu głównym wpisu widać takie właśnie buty, patynowane przez niezrównanego artystę na tym polu – Włocha Ivana Crivellaro. Więcej dzieł Ivana można podziwiać na jego koncie instagramowym, z którego pochodzą też zdjęcia pokazane poniżej. Pytanie tylko czy ktoś kto wejdzie w posiadanie takich butów w ogóle zdecyduje się w nich chodzić? A jeśli już, to czy przy każdym kroku nie będzie doświadczał bólu z powodu niszczenia pięknego obrazu?
Oczywiście Ivan Crivellaro nie jest jedynym artystą tworzącym obrazy na podeszwach butów. Chyba największą sławę na tym polu uzyskał Alexander Nurulaeff – Rosjanin z urodzenia a Włoch z wyboru, który w wieku 27 lat zmienił miejsce zamieszkania z Syberii na Parmę. Poniższe zdjęcia pochodzą z jego konta instagramowego.
Myślę, że przeciętni użytkownicy butów odpowiedzą przecząco na pytanie postawione w tytule wpisu. Ale też zapewne znajdzie się niemała grupa osób, które uznają wyrafinowane zdobienie podeszew za coś co podnosi atrakcyjność butów i ma charakter zdecydowanie dandysowski. A co z kwestią ścierania się podeszew i niszczenia zdobienia? Widzę tu dwa skrajne podejścia: nie zwracać na to uwagi i normalnie użytkować buty, albo w ogóle nie zakładać takich butów ograniczając się do kontemplowania ich piękna. Ale wtedy wraca tytułowe pytanie: czy to ma sens?
te buty są chyba przeznaczone do postawienia w witrynie obok zastawy porcelanowej i kryształów lub do chodzenia po perskich dywanach w gabinecie prezesa korpo. wdepnięcie taką podeszwą w tzw klocka(nie sprzątniętego po pusi przez żonę powyższego prezesa) na chodniku to tragedia.
Widzę jeden scenariusz w którym takie podeszwy stają się wręcz gorsze niż „zwykłe”. Po kilku spacerach ściera nam się część zelówki i obcas, za to na środku pozostaje skóra która nie miała kontaktu z podłożem i ta część zdobienia pozostaje bez zmian. Ona może już nie mieć sensu bez reszty rysunku na podeszwie, a wręcz może wyglądać źle, niosąc za sobą jakiś kawałek treści czy kolorów które nie pasują do reszty buta.
Dlatego dobrym pomysłem są zdobienia jak te wykonane przez Nurulaeffa – jedynie na tej części podeszwy, która nie styka się z podłożem. Z pewnością takie było założenie ich powstania (by nie zniknęły podczas użytkowania).
Moim skromnym zdaniem zdobiony spód można przyrównać do eleganckiej kobiety! Oddziaływującej na zmysły mężczyzn. Nieskazitelny ubiór, zapach skóry połączony z wyszukanymi perfumami, w połączeniu z eleganckim i wyzywającym obuwiem wyzwala u facetów nieodpartą chęć pożądania i posiadania właśnie tej kobiety! Która nomen omen po konsumpcji stanie się „szarą muszką” I właśnie dlatego buty wykonane na tym poziomie mają wyzwalać chęć ich posiadania wyzwalając duże ilości endorfiny gwarantującej odczucie zadowolenia i spełnienia.
Niewątpliwie tak: efektowna podeszwa stanowi dodatkowy element zachęcający do kupna.
Da się podzelować takie buty przezroczystym kawałkiem gumy 🙂 nazywa się to zelowanie lustrzane (wielki shoe ma je pod taką nazwą w ofercie). Oczywiście, obraz straci na ostrości (choć w przypadku jednolitego intensywnego koloru nie ma to znaczenia), podeszwa będzie się brudzić, nie wiem też jak z wytrzymałością takiego rozwiązania, ale dla butów rzadko używanych, na wyjątkowe okazje może się nadać. Pozdrawiam 🙂
Moja opinia: tak, ma to sens.
Taki sam jak malowanie przez baristów serduszek z mlecznej pianki na kawie. Miłe dla oka, szybko znika, prawdopodobnie wpływa na cenę produktu.
Ja uważam, że to fajna sprawa, oczywiście podeszwa szybko się zetrze ale cieszy oko przy zakupie. To trochę jak z dekoracją tortu – przecież przy ukrojeniu kilku kawałków już jej nie ma, a mimo wszystko cieszy nas i lubimy torty z ciekawym przybraniem.
Panie Janie, mam pytanie. Myślę nad zakupem garnituru Herkules z Pańskiej kolekcji dla egarnituru. Nie do końca jednak jestem w stanie ocenić gamę jego zastosowań. Czy zgodnie z klasyczną elegancją, jest on garniturem tylko dziennym i to na niezbyt formalne okazje, czy też oceniłby go Pan, jako dość uniwersalny? Pozdrawiam
Uważam garnitur za dość uniwersalny; nie nadaje się tylko na wieczorne wydarzenia o dużym stopniu formalności (bale, gale itp.). Ale na wieczorne wyjście do restauracji, klubu czy na spotkanie towarzyskie lub rodzinne – będzie OK. Musi Pan jednak brać pod uwagę, że nikt nie przejdzie obok niego obojętnie; on przykuwa uwagę swoim krojem (dwurzędowa marynarka), kolorem i mieniącą się tkaniną. Nawet guziki zwracają uwagę. Piszę o tym ponieważ są ludzie, których krępuje takie koncentrowanie na sobie uwagi i jeśli Pan do takich należy – to odradzam zakup. Ale jeśli lubi Pan zaimponować innym, to Herkules będzie strzałem w dziesiątkę.
Gdyby się Pan zdecydował na zakup to sugeruję zamianę spodni na takie na większy wzrost, a następnie dorobienie mankietów o szerokości 5-6 cm.
Bardzo Panu dziękuję za odpowiedź i poradę