Kwestia prawidłowej długości spodni jest źródłem wielu nieporozumień, głównie ze względu na fakt, że obrosła szeregiem mylących lub błędnych stereotypów, wyjątkowo trwale zakorzenionych w świadomości. Stereotypy te są – bez głębszej refleksji, ale za to z wielkim uporem – powielane w licznych poradnikach, publikacjach książkowych, artykułach w magazynach dla mężczyzn i wpisach blogowych. Powstały kilkadziesiąt lat temu – gdy nosiło się zupełnie inne spodnie niż dziś – i wówczas miały jądro racjonalności. Próba przeniesienia ich na siłę do dzisiejszych realiów, kończy się tym co obserwujemy na co dzień u niemal wszystkich mężczyzn; nieestetycznymi harmonijkami nad butami, czyli spodniami dużo za długimi. O sprawie długości spodni pisałem już wielokrotnie, ale postanowiłem podjąć temat po raz kolejny, mając nadzieję dotarcia do kolejnej grupy odbiorców. Bo uniknięcie kompromitujących wpadek jest bardzo łatwe; trzeba tylko zrozumieć o co w tym wszystkim chodzi. No i oczywiście mieć wolę zastosowania w praktyce, zdobytej wiedzy.
Gdy ponad 50 lat temu szyłem u krawca swój drugi w życiu garnitur (pierwszym był garnitur komunijny – ale szczegółów dotyczących jego powstawania nie pamiętam), usłyszałem od niego maksymę, że spodnie powinny mieć taką długość, żeby miały jednolitą linię bez fałd i załamań, albo żeby nad butem tworzyło się co najwyżej jedno załamanie. Nogawki spodni garniturowych mierzyły wówczas 23 – 25 cm u dołu i takie jedno niewielkie załamanie wyglądało bardzo estetycznie – tak jak to widać na zdjęciu poniżej.
Tę maksymę (która przybrała postać zasady, czy raczej stereotypu) słyszałem później wielokrotnie – i słyszę do dzisiaj – chociaż z czasem nieco zmieniła ona swoje brzmienie. Zamiast mówić, że nad butem może się tworzyć na spodniach co najwyżej jedno załamanie zaczęto mówić, że nad butem ma się tworzyć na spodniach jedno załamanie. I w takiej postaci znajdziecie ją w wielu publikacjach – także tych, które pojawiają się współcześnie. Ktoś kto dziś tak twierdzi, zupełnie chyba nie zdaje sobie sprawy, że o ile na nogawkach o szerokości 25 cm mogło powstać jedno załamanie z przodu i wyglądało ono estetycznie, o tyle na nogawkach o szerokości 19 cm nie może być mowy o takim jednym załamaniu; po prostu tworzą się nieestetyczne zmarszczenia na całym obwodzie. A przecież 19 cm szerokości to dziś raczej górna niż dolna granica – można spotkać spodnie garniturowe o nogawkach szerokości 17 cm i mniej. Rzecz jasna są dziś ludzie którzy noszą spodnie posiadające nogawki o szerokości 22 – 25 cm (np. książę Karol – światowa ikona stylu) i takie spodnie mogą być dłuższe i tworzyć załamanie nad butem. Zatem rozważany stereotyp nie jest błędny – on tylko zupełnie nie przystaje do naszych czasów.
Spójrzmy raz jeszcze na zdjęcie główne. Chyba nikt nie ma wątpliwości, że spodnie po prawej wyglądają fatalnie – są wyraźnie za długie, a powstałe fałdy są wyjątkowo nieestetyczne. Ale gdyby trzymać się kurczowo przytoczonej powyżej maksymy można by się dopatrzyć jednego załamania i wyciągnąć wniosek, że wszystko jest OK. Nie jest! Spodnie są wąskie (czyli takie jakie obecnie spotyka się w większości garniturów RTW) i wyglądają źle nawet wtedy, gdy ich długość bardzo nieznacznie przekracza optymalną. Czy dacie wiarę, że różnica w długości spodni po lewej i po prawej wynosi zaledwie 3 cm?
Mityczne jedno załamanie to niejedyny mylący stereotyp dotyczący długości spodni, jaki jest bezmyślnie powielany przez różnych stylistów i speców od mody. A także – niestety – przez personel wielu sklepów z męską odzieżą. Innym – chyba nawet jeszcze gorszym – jest twierdzenie jakoby spodnie powinny sięgać z tyłu do obcasa buta (lub do podłogi gdy przymiarki dokonuje się bez butów). Nawet w czasach bardzo szerokich spodni ta zasada miała rację bytu tylko wtedy, gdy nogawki były wykończone po skosie. Czyli z tyłu były o ok. 1,5 cm dłuższe niż z przodu. Co zresztą w tamtych czasach było normą. Ale niech ktoś spróbuje naciągnąć nogawki spodni o szerokości 17-18 cm tak, żeby sięgały z tyłu do obcasa. Przecież to jest fizycznie niemożliwe! I to niezależnie od tego jak długie będą spodnie!
Ponieważ w tytule wpisu pojawia się fraza o zakrytych skarpetkach, więc jeszcze do tego stereotypu muszę się odnieść. Otóż są tacy, którzy twierdzą, że tak właśnie ocenia się prawidłową długość spodni. Gdy się stoi w pozycji wyprostowanej spodnie powinny mieć taką długość, żeby skarpetki były niewidoczne. To nie jest jednak dobre kryterium. Jeśli nogawki będą miały szerokość większą niż 20 cm, to rzeczywiście może tak być, że będą zakrywać skarpetki. Ale jeśli będą miały szerokość 18 cm lub mniej, to żadną miarą skarpetek nie da się zakryć. Zresztą niby dlaczego koniecznie trzeba je zakrywać? Przecież i tak się będą odsłaniać podczas chodzenia oraz gdy się usiądzie. I tu dochodzimy do największego kuriozum w poglądach na długość spodni. Otóż są tacy, którzy uważają, że skarpetki mają być zakryte także wtedy gdy się siedzi 🙂 Jaki ma to skutek jeśli chodzi o długość spodni – nie muszę chyba tłumaczyć.
Cały mój dotychczasowy wywód miał charakter negacji; czyli mówił jak nie powinno być. Czas zatem przejść do części pozytywnej i powiedzieć; jak być powinno. Moja definicja prawidłowej długości spodni jest taka: powinny być maksymalnie długie jak tylko się da, żeby nie tworzyły się na nich żadne fałdy ani załamania, gdy się stoi w pozycji wyprostowanej. Stąd wniosek, że długość spodni jest bezpośrednio związana z szerokością nogawek u dołu: im nogawki są węższe, tym spodnie powinny być krótsze. Nie da się tego bardziej uściślić, gdyż dodatkowym parametrem, który trzeba brać pod uwagę jest budowa anatomiczna nóg, w szczególności miejsc połączenia łydek ze stopami. Tym niemniej na poniższej infografice starałem się pokazać istotę problemu.
Przy okazji omawiania kwestii długości spodni, nie mogę nie wspomnieć o bardzo ważnej sprawie z nią związanej. Otóż jeśli spodnie są przytrzymywane przy pomocy paska, to zawsze istnieje możliwość ich niekontrolowanego obsunięcia. I choćbyśmy nie wiem ile wysiłku włożyli w ustalenie ich prawidłowej długości, to w końcu okażą się za długie. Jedynym pewnym rozwiązaniem pozwalającym uniknąć efektu za długich spodni – jest używanie szelek. Gdy się nosi szelki, to spodnie zawsze pozostają w optymalnym położeniu wyznaczonym poprzez wyregulowanie długości szelek. Takiej regulacji dokonuje się stojąc przed lustrem, obserwując położenie nogawek względem butów i odpowiednio zmieniając położenie regulatorów znajdujących się z przodu. Gdy uchwyci się właściwe położenie – można zapomnieć o problemie długości nogawek: niezależnie od wykonywanych przez nas ruchów (a nawet różnych wygibasów), zawsze będą wracały do optymalnego położenia. A gdy zmienimy półbuty na sztyblety lub trzewiki i zechcemy mieć spodnie o 2 cm krótsze – drobna zmiana położenia regulatorów, załatwi sprawę.
Na koniec prezentuję kilka zestawów zdjęć pokazujących jak w praktyce wyglądają stylizacje ze spodniami poprawnej długości. Spodnie ze zdjęć mają różną szerokość nogawek; podaję ją pod zdjęciami.
No nie chcę Panu słodzić choć kusi mnie bo niestety mój wiek wskazuje na to, że mógłby Pan być moim dziadkiem, swojego dziadka już niestety nie mam… na każdym, nie na jednym, na każdym zdjęciu tak fenomenalnie dobiera Pan kolory i zestawy, że oprócz przytoczonego księcia Karola również oficjalnie jest Pan ikoną stylu, także dobrego smaku i eleganckiej skromności. Życzę wiele zdrowia i energii do tego czym zajmuje się Pan na codzień! Wnuk Karol
Dziękuję za te bardzo miłe słowa 🙂
Klasyczna męska elegancja to oczywiście tylko jedna z możliwości ubierania się, w dodatku dziś niezbyt popularna. Jednak wychodzę z założenia, że każdy mężczyzna przynajmniej kilka razy w życiu, musi się ubrać elegancko. I jeśli wówczas sam wie coś na ten temat, to już połowa sukcesu. Bo jeśli musi się zdać na doradztwo personelu sklepu z odzieżą lub jakichś modowych stylistów, to na ogół źle na tym wychodzi.
Kolejny wspaniały wpis. Niezwykle jasno wykłada Pan wiedzę na temat wokół którego narosło tyle szkodliwych mitów.
Pozdrawiam
Dziękuję 🙂
Przytoczę jeden z komentarzy, który pojawił się na Instagramie pod infografiką z nogawkami różnej szerokości: Pozwolę sobie się nie zgodzić! Jedno, a nawet dwa załamania są jak najbardziej dopuszczalne.
Jedno, dwa… albo od razu cały akordeon, jak u połowy polskich parlamentarzystów 🙂 Niegdyś słyszałem, że istnieją cztery szkoły noszenia spodni garniturowych – brytyjska, włoska, amerykańska i polska 🙂 Ta ostatnia była oczywiście żartobliwym przytykiem 🙂
Pozdrawiam
Drogi Janie, porzuciłem całkowicie styl ( nie wiem jak go nazwać) czyli bluza z kapturem , dziurawe jeansy , adidasowate buty. itp Dopiero córka wzkazala mi , ze wyglądam w tym wszystkim ochydnie, a do tej pory żyłem w. przeświadczeniu, ze taka odzież to szcztyt elegancji, no bo przecież ubiera się tak cześć naszego Kraju i to wcale nie ta najbiedniejsza czesc . Zacząłem wiec mała rewolucje, za same buty Vassa wywaliłem kwotę dziesięcioletniego samochodu. Koszul mam 15 scie- tu głównie TKM. Ale to koszule dość kosztowne, mino to nie żałowałem na nie .. 3 garnitury nabyłem z krajowych sieci. I tu niestety wtopa, tkaniny są przepiękne, głównie z dobrych włoskich tkalni, natomiast wymagają jeszcze dużo pracy i zmian. Dla mnie niespłacalnych. Niestety nie okazało się dla mnie w tym przypadku, ze nasze to dobre . Tu wiec pieniądze zostały zamrozone. Postawiłem wiec na marynarki Zegna, a spodnie Pewien Pan. Łodzi. I w tej chwili bawię się kolorami i stylizacja itp . Ale do Pańskich imiejetnosci dzieli mnie odchłań . W każdym razie to dzięki Panu , z chłopca w dresie i jeansami stałem się mężczyzną. Dziękuje za inspiracje. Ale jeszcze dużo drog przede mną do znalezienia i i wyrobienia tego zmysłu, który Pan posiada. Chce nadmienić jeszcze , ze niestety dobre ubrania są pdrogie. Tu nie ma kompromisów . Pzdr
Bardzo się cieszę, że miałem wpływ na Pana stylistyczną przemianę 🙂 Wypracowując swój własny styl nie należy starać się kogokolwiek kopiować, lecz zdać się na własną intuicję i własne poczucie estetyki. Co oczywiście nie znaczy, że nie należy czerpać inspiracji z różnych źródeł. Owszem należy, ale trzeba je przetwarzać po swojemu. Zdawanie się na własną intuicję może być trudne gdy nie ma się jeszcze wystarczającego doświadczenia. Ale gdy ma się podstawową wiedzę o zasadach, to prawdopodobieństwo popełnienia błędu nie jest duże. A jeśli zdarzy się jakieś błędy popełnić to też przecież nie tragedia; wszak człowiek uczy się na własnych błędach.
Zgadzam się, że garnitury z naszych sieciówek w większości nie nadają się do noszenia, ale też bez trudu można znaleźć takie marki, które oferują dobrej klasy garnitury uszyte zgodnie z kanonami męskiej elegancji. Przy czym odradzam celowanie w słynne marki o światowej renomie. Wprawdzie bywają tam też rzeczy udane, ale jednak większość oferty to jest pogoń za „modnymi trendami”, które niewiele mają wspólnego z elegancją. No a ceny potrafią zwalać z nóg.
Jeśli chodzi o ceny to przed nami okres cenowego chaosu. Bo po pierwsze wzrosły koszty (podrożały tkaniny, wzrosły koszty ogólne, a ceny szycia wystrzeliły w kosmos) co się przełoży na znaczny wzrost cen produktów. A po drugie jest obecnie wiele firm w różnej fazie upadku. I one będą wyprzedawać towar po absurdalnie niskich cenach po to, żeby utrzymać płynność i przedłużyć swoją agonię choćby o kilka miesięcy. Powstanie więc zasadne pytanie: po co kupować w firmie X garnitur za 1800 zł, skoro bardzo podobny można kupić w firmie Y za 600 zł?
Ja również dzięki Panu (choć nie tylko, bo pierwsza była moja wewnętrzna potrzeba) zacząłem się ubierać bardziej elegancko i uświadomiłem sobie jakie błędy popełniam, często po prostu powielając to co widziałem wokół.
Jeśli miałbym coś podpowiedzieć w temacie zakupów w sieciówkach i przez internet to po prostu trzeba unikać sklepów, które już w materiałach promocyjnych pokazują modeli ubranych w przykrótkie marynarki.
Cytując ,,dobre ubrania są drogie. Tu nie ma kompromisów” – śmiem się nie zgodzić, można tanio (względnie) ubrać się dobrze, ale to wymaga poświecenia czasu na poszukiwania, trafienie ostatnich sztuk w swoim rozmiarze itp.
Panie Franku, dobrych ładnie leżących i wykończonych butow nie kupi się w cenie regularnej za ok 1200zl. Bardzo dobre koszule kupowałem w TKM, ale wiadomo to outlet .Sprawdziły się metki Drykorn, , Michaelis, Pronto Uomo( to bardzo drogi wyrób w cenie regularnej , )ponadto Hansen and Jacob ( tez w granicach kilkuset euro linia która posiadam ) i pewna droższa linia Tomiego Hilfingera) Natomiast jestem zdumiony popularnością i kultowoscia tak czczonych na pewnym męskim forum koszul na literę E. Moim zdaniem to jakość sieciówek i nie wiem dlaczego tak popularnych . Mam ich najdroższa koszule w cenie regularnej 820 zł i jestem zniesmaczony . Marynarki Zegna jako jedyne, które przewertowałem idealnie na mnie leżą , no ale w cenie outlet kosztowały po ok. 2000 zł Ktoś mógłby powiedzieć, ze w tej cenie można uszyć na miarę , niby tak, ale pierwszy Bispoke często wychodzi źle, lub fatalnie. Wolałem nie ryzykować . Płaszcze tez są drogie , niestety wszystko jest droższe i ubędzie jeszce
Kosztowniejsze. I jeszcze coś o butach. Wprost alergicznie nie cierpię brytyjskich. Ani to ładne, ani wytworne, a mierzyłem większość kultowych tu marek.Pzdr
Najwidoczniej mam dużo mniejsze wymagania, niemniej dalej sądzę, że można nie wydawać fortuny by wyglądać i czuć się dobrze.
Dokładnie, wystarczą chęci, samozaparcie, wiedza i umiejętności. Elegancja nie polega na byciu snobem z „workiem pieniędzy”.
Bez przesady, za 1200 zł można znaleźć już naprawdę sporo dobrych butów, głównie hiszpańskich (Crownhill, Meermin, Yanko i Patine). A pierwsze szycie miarowe wychodzi źle lub fatalnie jeśli się jest do niego źle przygotowanym, co jest niezwykle częste i stąd taki stereotyp. Jeśli jednak poświęci się te kilka godzin na przestudiowanie różnych szczegółów i różnic między nimi to nie ma powodu by miało wyjść źle (oczywiście wymaga to nieco zachodu, ale to zdecydowanie lepsza opcja niż wtopić kilka tysięcy w nieudane ubranie).
Panie Janie zbliża się wiosna i wymarzyłem sobie brązowe wałkońki. Jestem studentem więc na Yanko mnie nie stać… Chciałbym wydać maksymalnie 600 zł za dobre loafersy na skórzanej podeszwie. Co by Pan proponował w takiej cenie? Jako że będzie to moja pierwsza para loafersów to proponowałby Pan zamszowe czy ze skóry licowej? Pozdrawiam
Zapomniałem dodać, że chodzi o wałkońki z frendzlami. Notabene bardzo spodobało mi się słowo „wałkońki” 🙂 Może kiedyś się przyjmie…
Myślę, że trzeba szukać na wyprzedażach (może w Zalando coś w tej cenie się znajdzie). Ja znalazłem jedyną parę w Klasycznych butach.
Czy zamszowe, czy ze skóry licowej – to rzecz gustu. Ja wolę ze skóry licowej, ale dziwnym trafem akurat wałkońki z chwostami mam zamszowe 🙂
Jeżeli chodzi o Gordony, to akurat taniej regularnie co 2-3 tygodnie pojawiają się na Zalando Longue 😉
Panie Piotrze, zapewniam Pana, ze nie mam worka pieniędzy . Przez trzy miesiące ( 20 lat temu) byłem w bezdomności , ale powróciłem i cieszę się tym co kiedyś było dla mnie niedostępne . Piękny przedmiot czy ubranie, aż chce się wziasc do ręki . To jest po prostu magia . Nie palę ,nie piję, nie chodzę po barach, ani nie gram w bukmacherkę. Wiec bawię się w inny sposób . A czy uważacie, ze Gospodarz tego Bloga ubiera się po taniości ? Jasne ze można fajnie ubrać się za nieduże pieniądze . Ale „ magia” ( nie znajduje w tej chwili lepszego słowa ) niestety nie jest tania.
Dzieki za interesujacy wpis.
Domyslam sie, ze styl ubiorow ksiecia Karola zmienia sie z sezonu na sezon. Czy wiadome jest jak wyglada proces ewolucji jego ubiorow? Czy jest to wynik jakichs negocjacji z krawcami?
Jestem nadworną skracaczką nogawek w mojej rodzinie i bardzo dziękuję za porady! Dotąd przestrzegałam zasady obsasa, o której usłyszałam od sprzedawczyni ślubnego garnituru. Cały czas miałam wątpliwości, jeśli chodzi o łamanie się nogawek. Czas na korektę 🙂 Dziękuję!