Co kilka miesięcy publikuję wpis, w którym pokazuję te spośród moich zdjęć umieszczonych na Instagramie, które zebrały największą liczbę polubień (lajków). Jest to bardzo pouczające, gdyż nie zawsze te zdjęcia, które mnie się podobają najbardziej, zyskują uznanie moich obserwatorów. I odwrotnie 🙂 Instagram jest medium społecznościowym, czyli jest tworzony przez rzesze jego użytkowników. Główną przesłanką mediów społecznościowych jest to, że wszyscy użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich tworzonych tam treści. Zatem jeśli ktoś opublikuje coś naprawdę interesującego, nowatorskiego lub zabawnego, to jego post może się rozpełznąć w sposób niekontrolowany. Wskutek przekazywania i udostępniania przez innych użytkowników, może uzyskać ogromne (nierzadko wielomilionowe) zasięgi.
Ale takie działanie mediów społecznościowych, to już przeszłość. Kilka lat temu główni potentaci, czyli Facebook i Instagram, wprowadzili specjalne algorytmy, które blokują rozprzestrzenianie się publikacji użytkowników. W zasadzie nie wiadomo jak one działają ani kogo blokują bardziej, a kogo mniej. Wiadomo, że blokują nierówno, ale kryteria jakie stosują są tajemnicą. Są tacy, którzy twierdzą, że te kryteria rozgryźli i oferują (oczywiście odpłatnie) takie zarządzanie profilami chętnych, że znacząco ma się zwiększyć ruch na ich profilach, a grono ich obserwatorów ma się się gwałtownie powiększać. Czy to rzeczywiście działa? Nie wiem, gdyż nigdy nie próbowałem skorzystać z takiej oferty. Ale jestem raczej sceptyczny i nie wierzę w cudowne recepty na budowanie popularności instagramowych kont. Moim zdaniem działanie algorytmów jest w znacznej mierze losowe, co wnioskuję na podstawie własnych doświadczeń.
Zanim jednak o tym napiszę, odpowiem na pytanie, które zapewne nasuwa się w tej chwili wielu czytelnikom: po co w ogóle zabiegać o maksymalizację zasięgów i wzrost liczby obserwatorów? Otóż obecnie Instagram jest bardzo ważnym kanałem dla kampanii reklamowych zlecanych agencjom reklamowym przez różne marki. Agencje te zwracają się wtedy do Instagramerów z propozycją umieszczenia treści reklamowych na ich kontach/profilach, za co płacą. A wysokość takiego wynagrodzenia zależy w głównej mierze od zasięgów i liczby obserwatorów (followersów). Jest zatem zrozumiałe, że każdy kto marzy o zarabianiu na Instagramie, chciałby mieć jak najwięcej obserwatorów i jak największe zasięgi swoich postów. Ważna – choć nie najważniejsza – jest tematyka konta instagramowego; największe możliwości zarobkowania dają konta lifestylowe, kulinarne, kosmetyczne, podróżnicze itp.
Zapewne każdy się domyśla, że konto o klasycznej męskiej elegancji, w dodatku prowadzone przez 70-latka, nie jest tym wymarzonym przez agencje reklamowe. I tu niespodzianka: liczba ofert reklamowych jakie nieustannie otrzymuję, jest zaskakująco duża. Gdybym chciał z nich korzystać, mogłyby być znaczącym źródłem przychodów. Ale nie korzystam, a właściwie powinienem napisać: korzystam sporadycznie. Po pierwsze uczynienie tablicy ogłoszeń z mojego konta, wydaje mi się nie fair wobec moich obserwatorów. A po drugie denerwuje mnie fakt, że agencje reklamowe przeważnie nie tolerują żadnych niuansów lub subtelności w tworzonych materiałach, domagając się prostej (żeby nie powiedzieć: prymitywnej) dosłowności.
Wracając do działania instagramowych algorytmów blokujących, muszę wspomnieć o tym, że od kilku miesięcy bardzo przychylnie traktują one moje konto. Uchylając nieco furtkę blokującą, pozwalają moim postom docierać do większego grona odbiorców. Ubocznym tego skutkiem jest szybki wzrost liczby obserwatorów – followersów. To mnie rzecz jasna bardzo cieszy, ale ponieważ ani w zawartości postów, ani w częstotliwości ich publikacji, nic nie zmieniałem od lat, taka miła odmiana jest dla mnie dużym zaskoczeniem. I pośrednim potwierdzeniem tezy, że instagramowe algorytmy działają – przynajmniej częściowo – losowo. Moje konto musiało trafić do sekcji mniej blokowanych i być może po jakimś czasie wróci na pozycje, które zajmowało przez lata. Ale równie dobrze może w tej sekcji pozostać dłużej, albo nawet przeskoczyć jeszcze wyżej.
Po tych długich dywagacjach na temat działania algorytmów Instagrama, czas przejść do tytułowego fenomenu rolek. Niewtajemniczonym muszę wyjaśnić, że dość dziwaczna nazwa: rolki, oznacza po prostu krótkie filmy, do których można dołączyć podkład muzyczny spośród propozycji podsuwanych przez aplikację. Anglojęzyczna nazwa: reels – która ma wiele znaczeń, m.in. filmy – została przetłumaczona na polski, po linii najmniejszego oporu. I w ten sposób powstały rolki, która to nazwa jest zupełnie nieadekwatna i wielce myląca. Gdy zacząłem wykorzystywać rolki (a muszę dodać, że jest to funkcja stosunkowo młoda), ze zdziwieniem stwierdziłem, że potrafią one mieć zaskakująco dużą liczbę wyświetleń. Bo skoro liczba wyświetleń moich standardowych postów mieści się zwykle w przedziale 10 – 20 tysięcy, to logiczne wydawało się, że podobnie powinno być w przypadku rolek. A nie jest! Całkiem częste są sytuacje gdy moje rolki ogląda ponad 200 tysięcy użytkowników, a rekordowa rolka odnotowała 665 tysięcy wyświetleń. I to jest właśnie tytułowy fenomen: logicznie rzecz biorąc nie powinno tak być, a jest 🙂
Muszę samokrytycznie przyznać, że moje materiały wideo zwane rolkami, nie są wybitnymi dziełami w dziedzinie miniatur filmowych. Powiedziałbym nawet, że wręcz przeciwnie 😉 Ale może właśnie w tym tkwi tajemnica ich sukcesu? Bo od czasu do czasu publikuję też filmy, które są zrealizowane i zmontowane przez specjalistów i przynajmniej od strony warsztatowej są bez zarzutu. Tyle tylko, że one nie przyciągają uwagi większej liczby użytkowników Instagrama i mają liczbę wyświetleń adekwatną do potencjału mojego konta. Czyli daleką od rekordów.
Na koniec trzy przykładowe rolki, które odnotowały duże liczby wyświetleń. Na początek ta, która miała ich 665 tysięcy. Dwie następne miały kolejno: 421 i 307 tysięcy. Po kliknięciu „Obejrzyj na Instagramie” otworzy się nowe okno. Jeśli po jego otwarciu widać film ale bez podkładu muzycznego, to należy kliknąć ikonkę głośnika w prawym dolnym rogu obrazka.
https://www.instagram.com/p/CfjhNYqgzni/
https://www.instagram.com/p/CcUY361qgSR/
https://www.instagram.com/p/CdFWbI7KW5D/
No cóż, sprawdzają się stare, dobre prawdy życiowe. Po pierwsze, urodę każdego
mężczyzny stanowi kobieta u jego boku. I po drugie, czerwona sukienka działa na każdego mężczyznę (choć piszesz, Janie, że Twój profil śledzą również i kobiety). Serdeczne gratulacje i pozdrowienia.
Dziękuję i pozdrawiam 🙂
Tak. Pierwsza rolka to ta pani w czerwonym ludzi zwabiła ale druga rolka jest ciekawsza. Zwabiła zapewne tych, którzy pomyśleli, że któraś z desek wyrwanych z całości walnie Jana w łeb albo w jakiś inny dramatyczny sposób spowoduje nieszczęście na tym filmie. Taki mamy dzisiaj świat ;). Dobrze , że się nabrali.
Może tajemnica pozycjonowania konta leży właśnie w „rolkach”? Czy przypadkiem nie zaczął ich Pan zamieszczać niedługo przed zmianą nastawienia bogów algorytmu na bardziej przychylne?
Na marginesie, „reel” oznacza właśnie rolkę taśmy filmowej/fotograficznej (gdy urządzenia nie były cyfrowe, ale kto pamięta tamte czasy 😉). Rzeczywiście tłumaczenie w tym aspekcie powinno być zlokalizowane odpowiednio do naszych czasów. Chociaż i tak to tłumaczenie nie pobije jednego z przekładów Władcy pierścieni, gdzie Aragorn (Obieżyświat) został nazwany Łazikiem 😁
To jest bardzo prawdopodobne, że rolki przyczyniły się do wywindowania pozycji mojego konta 🙂 Wydaje mi się, że rolki, jako nowa i wyraźnie promowana usługa Instagrama, nie podlegają blokowaniu, lub podlegają w mniejszym stopniu niż posty. No a jeśli choćby co setny spośród pół miliona oglądających moją rolkę, z ciekawości kliknie „follow”, to moje konto puchnie.
Ma to zresztą swoją uciążliwą stronę, gdyż dostaję obecnie około tysiąca wiadomości dziennie. Już nie to, że odpowiadanie, ale nawet ich przeglądanie zajmuje dużo czasu. I taka ciekawa obserwacja: każdego dnia otrzymuję kilkadziesiąt wiadomości od osób, które prawdopodobnie chcą mnie naciągnąć 😉
Panie Janie,
mam zagwozdkę dotyczącą kompozycji stroju w charakterze gościa na ślubie: białe spodnie z wysokim stanem, beżowa marynarka dwurzędowa, brązowy krawat we wzór floralny i… no własnie, koszula biała bawełniana czy błękitna lniana?
Moje wątpliwości wynikają z faktu czy nie będę zmuszony, ze względu na warunki termiczne, w pewnym momencie jednak zdjąć marynarkę, a wtedy białe spodnie i biała koszula mogą razem dziwnie wyglądać. Jak Pan sądzi?
Ja bym stawiał na białą bawełnianą koszulę z kilku względów. Po pierwsze biała zawsze wygląda najbardziej elegancko. Po drugie lniana, mocno pognieciona, wygląda nie najlepiej w parze z krawatem. A w ciepły dzień, pod marynarką, pogniecie się bardzo. A po trzecie niebieska koszula może mieć pewną poważną wadę (ale nie musi – to trzeba sprawdzić). Mianowicie często się zdarza, że kolorowa tkanina zmienia kolor na ciemniejszy gdy jest mokra. Jeśli tak jest to na koszuli widoczne będą plamy potu, które wyglądać będą bardzo nieestetycznie – wręcz odrażająco (szczególnie pod pachami). Takich koszul należy unikać, a już szczególnie unikać stosowania do stylizacji o podwyższonym stopniu formalności. Czyli takich z marynarką i krawatem.
Serdecznie dziękuję za radę 🙂