Wpis o nowych garniturach z mojej kolekcji wywołał żywe reakcje czytelników; na blogu, Facebooku i Instagramie pojawiło się łącznie ponad 150 komentarzy. W większości pozytywnych (lub nawet entuzjastycznych), ale były też komentarze krytyczne. Myślę, że warto się do nich odnieść ponieważ w większości wynikają z niezrozumienia tematu albo mylenie jednych aspektów związanych z konstrukcją garnituru, z innymi.
Zacznę jednak od komentarzy, które choć krytyczne, są jak najbardziej słuszne. Otóż część czytelników ma do mnie pretensje, że nie projektuję garniturów dla znawców i koneserów klasycznej elegancji, a w szczególności dla miłośników stylu włoskiego. Czyli, że marynarki w mojej kolekcji nie mają konstrukcji na płótnie (full canvas lub przynajmniej half canvas), miękkich ramion, wszycia rękawów w stylu neapolitańskim czy półpodszewki, a spodnie nie mają wysokiego stanu, zakładek przy gurcie, bocznych regulatorów, guzików do szelek. Rzeczywiście nie projektuję garniturów odpowiadających dandysowskim wymaganiom – choć sam takie bardzo lubię – a przyczyna jest bardzo prozaiczna. Takie garnitury są niesprzedawalne w skali, która jest wymagana przez markę eGARNITUR. Tu muszę dodać, że marka obrała strategię niskich marż, ale żeby mogła ją realizować zachowując jednocześnie satysfakcjonującą rentowność, musi mieć dużą sprzedaż i szybką rotację towaru. Garnitury dla koneserów są fajne, ale ten pogląd nie znajduje niestety zrozumienia u masowych klientów, którzy ich po prostu nie chcą kupować. I tak uważam za rzecz nadzwyczajną, że udało się przekonać masowych klientów do klasycznych proporcji (dłuższa marynarka, niżej położony guzik, szerokie klapy, szersze nogawki spodni) oraz do nietypowych a stylowych detali: brustaszy w kształcie łódeczki, rogowych guzików, kolorowej podszewki, naturalnych tkanin ponadprzeciętnej jakości, rozpinanych guzików przy rękawach. Tym bardziej, że wymienione detale (w szczególności tkaniny od renomowanych producentów) skutkowały wyższymi cenami garniturów.
Wspomniałem powyżej o myleniu jednych aspektów związanych z konstrukcją garnituru, z innymi. Jest to tak nagminne, że warto poświęcić temu trochę uwagi. Wprawdzie pisałem już o tym w artykułach: Ramiona miękkie czy wypełnione? oraz Linia barków i ramion w marynarce – trzy podstawowe typy, które warto znać, ale nie od rzeczy będzie przypomnieć niektóre informacje. Jeden z czytelników napisał w komentarzu, że marynarki wyglądają pancernie i kanciasto oraz, że linia ramion [jest] jakby wypchana deską, co jego zdaniem jest skutkiem zbyt masywnych wkładów barkowych. Czytelnik popełnia właśnie bardzo typowy błąd: wygląd linii barków i ramion, który zależy w głównej mierze od sposobu wszycia rękawów, łączy z wkładami barkowymi. Wkłady – jeśli są grube – mają rzeczywiście znaczący wpływ na przebieg tej linii, ale po pierwsze dziś nie stosuje się już potężnych wkładów jakie były stosowane choćby w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku, a po drugie, w marynarkach mojej kolekcji wkłady są wręcz symboliczne, mierzą sobie ok. 0,8 mm grubości i nie mają praktycznego wpływu na ułożenie linii barków. Natomiast sposób wszycia rękawów (tradycyjny lub koszulowy) decyduje o tym czy przejście od barków do ramion ma wygląd łagodnego łuku, czy też wyraźnego uskoku. Są osoby, które uważają, że takie przejście łagodnym łukiem jest ładniejsze i bardziej sartorialne od wyraźnego uskoku i pogardliwie nazywają marynarki z rękawami wszywanymi metodą tradycyjną – kanciastymi lub kwadratowymi. Ja twierdzę, że obydwa sposoby są równoprawne i równie sartorialne. Zaś za najbardziej sartorialny uważam trzeci sposób wszycia rękawów, zwany angielskim. Ten sposób występuje jednak bardzo rzadko i w zasadzie wyłącznie w garniturach bespoke.
Prawdę mówiąc fascynacja miękkimi ramionami trochę mnie dziwi, bo o ile w letnich blezerach są one rzeczywiście bardzo pożądane, w garniturach dziennych z lnu, bawełny lub wełny fresco – są uzasadnione, o tyle w garniturach biznesowych lub wieczorowych (o smokingach nawet nie wspominając) właściwsze wydają mi się ramiona nieznacznie wypełnione. Takie wypełnienia nie mają zauważalnego wpływu na formę marynarki i wygląd linii barków i ramion, natomiast powodują, że ładniej się ona układa w górnej części, a rękawy nie marszczą się przy wszyciach. Taka marynarka sprawia wrażenie bardziej dostojnej i uroczystej. Zaś podejście do sprawy ze strony przeciętnych klientów jest dość jednoznaczne: nie akceptują marynarek bez wkładów! To podejście bardzo dobrze ilustruje wypowiedź pewnego młodego człowieka, któremu przed laty doradzałem w wyborze garnituru ślubnego. Przymierzał on sporo różnych garniturów a gdy przyszło przymierzyć marynarkę bez wypełnień barków to wziął ją do ręki, obejrzał, obmacał i oświadczył, że nie chce takiej „szmatławej” marynarki, tylko chce „prawdziwą”. Nie należy zatem tracić z pola widzenia faktu, że dla jednej części klientów (mniejszości) brak wkładów barkowych jest zaletą, a dla innej części (większości) jest wadą.
W komentarzach pod wpisem o nowych garniturach z mojej kolekcji, sporo osób pisało o zbyt wąskich – ich zdaniem – nogawkach spodni. Rozumiem problem mężczyzn, którzy mają masywnie zbudowane uda i łydki i co za tym idzie – trudności z zakupem spodni. Ale przecież w mojej kolekcji można dowolnie konfigurować marynarkę i spodnie z różnych rozmiarów. A im większy rozmiar tym większa jest szerokość nogawek spodni, ale także obwód w pasie. Zatem prawie na pewno ktoś o masywnej budowie ud i łydek, kto wybierze spodnie o kilka rozmiarów większe niż marynarka, będzie musiał je zwężać w pasie, ale za to będą one prawidłowo układać się na udach i łydkach. A zwężanie w pasie jest operacją bardzo prostą i każda krawcowa sobie z nią poradzi. Wspomniał o tym zresztą jeden z czytelników, który kupił spodnie o 4 rozmiary większe od marynarki (sic!) i następnie zwężał je w pasie – ze skutkiem zadowalającym. Dodam, że czytelnik ów przyznał, że budowa i umięśnienie jego nóg, znacząco odbiega od przeciętnej.
Jako ciekawostkę mogę podać fakt, że z opcji wybrania spodni w innym rozmiarze korzysta wielu klientów, ale znaczna ich część wybiera spodnie z mniejszego rozmiaru. I nie są to bynajmniej jacyś wyjątkowi chudzielcy, tylko osoby zafascynowane super-slimem, który obserwują u swoich idoli publikujących zdjęcia na platformie Pinterest. Chcą mieć spodnie przylegające ściśle do ud i łydek (coś w rodzaju damskich legginsów), bo takie wydają im się najmodniejsze. Garnitur z takimi spodniami wygląda później dramatycznie źle, ale to przecież klient decyduje jak chce wyglądać. Są klienci, którzy chętnie słuchają fachowych porad personelu sklepu i pod ich wpływem wybierają spodnie zapewniające tzw. spad, ale są też tacy, którzy nie mają żadnych wątpliwości, że chcą wyglądać tak jak pinterestowi super-slimowcy. A skąd wiem, że wzorują się na zdjęciach z Pinterestu? Bo pokazują je personelowi sklepów w Skórczu lub w Łodzi, gdy słyszą delikatne sugestie, że powinni jednak sprawę przemyśleć, bowiem spodnie typu legginsy nie bardzo pasują do garnituru. Tak więc zamiana spodni może przynieść zarówno pozytywne jak i negatywne efekty; wszystko w rękach klientów. Natomiast zarzut, że spodnie w mojej kolekcji są za wąskie, wydaje mi się nie do końca przemyślany i chyba sprzeczny z możliwością indywidualnego ich doboru.
W dyskusji o garniturach z mojej kolekcji pojawiły się też wątki nieco oderwane od życia. Np. jeden z czytelników zapytał, czy garnitury mają konstrukcję full canvas czy może tylko half canvas? Gdy się dowiedział, że są klejone to nie tylko się zdziwił ale też uznał, że ktoś tu chyba: chce zrobić właśnie dobre wrażenie a nie bronić się jakością. Na przytomne pytanie innego czytelnika: full canvas za 1500 zł? odpowiedział, że zna firmę, która oferuje takie garnitury: wprawdzie nie full canvas lecz half canvas i nie za 1500 zł a za 1800 zł, ale jednak udowadnia ona, że można – jeśli się nie jest zbyt pazernym.
Nie będę szczegółowo wyjaśniał czy da się uszyć garnitur half canvas i sprzedać go z zyskiem za 1463 zł (bo od ceny 1800 zł – 337 zł zabiera fiskus w postaci VAT-u zatem handlowiec sprzedaje go klientowi za 1463 zł). Zwrócę natomiast uwagę na bardzo ciekawą sprawę, z której przeciętni klienci kupujący garnitury (i oczywiście inne produkty) nie zdają sobie sprawy. Wyobraźmy sobie, że jakaś firma odzieżowa wypuszcza na rynek partię 1000 szt. garniturów. Z kalkulacji wyszło jej, że uzyska satysfakcjonującą marżę sprzedając garnitury w cenie detalicznej 2000 zł za sztukę. Czyli zainkasuje 2 miliony złotych, z czego 374 tysiące natychmiast odda fiskusowi. Czy kieruje je do salonów z ceną 2000 zł? Absolutnie nie! Cenę ustala na podstawie algorytmu, który jest pilnie strzeżoną tajemnicą każdej firmy, ale z wielkim prawdopodobieństwem może wyglądać tak: Przyjmuje następujący plan sprzedaży: 110 garniturów po 3000 zł, 280 po 2500 zł, 280 po 2000 zł, 240 po 1500 zł i 50 po 1000 zł. 40 garniturów nie uda się sprzedać – zostaną zutylizowane. W ten sposób firma realizuje swój cel czyli sprzedaje 960 garniturów inkasując 2 miliony złotych, zatem uzyskuje średnio 2000 zła za każdą sztukę z wyprodukowanego tysiąca (mimo nie sprzedania 40 garniturów). Raporty sprzedaży każdego dnia trafiają z salonów i sklepu online do centrali i gdy tylko liczba sprzedanych garniturów przekroczy ustaloną w algorytmie wartość – cena jest obniżana (być może dzieje się to automatycznie – bez ingerencji człowieka). Newralgicznym aspektem takiej strategii jest złowienie klientów-jeleni, którzy zapłacą po 3 i 2,5 tys. złotych. To – wbrew pozorom – nie jest trudne gdyż jest spora grupa klientów, dla których kilkaset złotych więcej nie stanowi bariery, jeśli znajdą garnitur, który spełnia ich wymagania a jest im akurat pilnie potrzebny.
Kolejne obniżki cen są przez różne firmy komunikowane w różny sposób. Najczęściej firma ogłasza promocję, wielką obniżkę, wyjątkową okazję itp. Ale czasami obniża cenę bez rozgłosu; po prostu garnitur ma nową cenę i koniec – do starej się nie wraca, żeby nie drażnić klientów, którzy kilka dni wcześniej kupili garnitur po wyższej cenie. Ale zdarzają się też takie firmy, które nie zmieniają ceny, tylko wprowadzają garnitur jako nowy produkt, z nową ceną. A jak to wygląda od strony klienta? Na ogół nikt nie śledzi ofert firm odzieżowych na bieżąco. Wchodzi na stronę firmy A i widzi, że określony garnitur kosztuje 1000. Uważa, że to jest dobra cena tym bardziej, że bardzo podobny garnitur w firmie B kosztuje 2000. Postrzega więc firmę A za uczciwą (…można – jeśli się nie jest zbyt pazernym…), a firmę B za taką, która próbuje naciągnąć klienta (…ktoś chce zrobić właśnie dobre wrażenie a nie bronić się jakością…). Do głowy mu nie przychodzi, że może być odwrotnie. Poza tym nabiera przekonania, że garnitur half canvas z wysokiej klasy wełny za 1800 zł to jest normalna cena i pomstuje na firmy, które podobny produkt próbują wcisnąć za za 3000 zł lub więcej.
Kończąc te cenowe rozważania muszę jeszcze dodać, że są też firmy odzieżowe, które nie stosują algorytmów lecz kierują garnitury do sprzedaży po takiej cenie jaka wynika z kalkulacji – w tym przypadku 2000 zł. Takich firm jest niewiele gdyż dziś powszechnie się uważa, że klienta trzeba wabić ciągłymi promocjami, obniżkami czy okazjami. A jeśli firma ma od początku uczciwą cenę z niską marżą, to żadnych przecen nie jest w stanie oferować. Ale za to nie musi łowić klientów-jeleni bo wszystkich taktuje tak samo.
A wracając do nowych garniturów z mojej kolekcji, chciałbym dziś zaprezentować garnitur w kolorze beżowym. Jeszcze całkiem niedawno dodałbym, że jest to kolor nietypowy jak na garnitur. Ale sytuacja się zmieniła tak bardzo, że beżowe garnitury można uznać za hit tego sezonu (tak jak zielone królowały w poprzednim); zainteresowanie klientów takimi garniturami jest ogromne. Co ciekawe – bardzo często się zdarza, że są one kupowane jako garnitury ślubne – dla pana młodego. A przecież zaledwie dwa i pół roku temu – gdy publikowałem wpis Cały w beżach – pisałem w nim, że polscy mężczyźni nie są beżami zainteresowani – no może poza chinosami w kolorze piaskowym. Ale też przewidywałem, że to się prawdopodobnie zmieni po premierze filmu Nie czas umierać – z bondowskiej serii. Przypomnę, że w scenach wprowadzających, Bond wystąpił tam w beżowym, sztruksowym garniturze. Nie wiem czy i na ile, agent 007 przyczynił się rzeczywiście do popularyzacji tego koloru ale faktem jest, że polscy mężczyźni zapałali do niego (koloru, a nie Bonda) nagłą ale za to niepohamowaną miłością. A ponieważ to przewidziałem, zatem wśród siedmiu nowych garniturów z mojej kolekcji aż trzy są w kolorze beżowym.
Garnitur GIORGIO jest w ciemnym odcieniu beżu, a tym co najbardziej rzuca się w nim w oczy są ostre klapy, zwane też zamkniętymi, frakowymi lub w szpic. Jest uszyty z wełny Vitale Barberis Canonico i ma wiskozową podszewkę pochodzącą od włoskiego producenta TMR Cederna. Rogowe guziki są firmowane przez markę Union Knopf. Pozostałe elementy stylizacji to: koszula Van Thorn, krawat Fusaro, poszetka Bonus, buty Meka, okulary Fielmann, zegarek Citizen. Skarpetki są bezimienne.
Ciekawy artykuł do porannej kawy, bardzo merytoryczny. Klasyka w męskim stroju zawsze dobrze wygląda.
Dziękuję 🙂
Panie Janie-bardzo ciekawa kolekcja. Rzuca się w oczy (wbrew twierdzeniom malkontentów) więcej niż korzystny stosunek jakości do ceny. Już zacząłem zbierać na dwa garnitury (właśnie dzięki racjonalnemu podejściu do projektu). Dla niezadowolonych może jakaś linia premium, z dopłatami za ekstrawaganckie dodatki lub wymagającą konstrukcję. Życzę dalszej udanej współpracy z producentem, no i 100% sprzedaży(może obniżka się trafi:))
Dziękuję 🙂
Marka Bonus oferuje też szycie MTM a w nim m.in. marynarki full canvas, miękkie ramiona itp.
Czy praktykuje sie sprzedaz jednej marynarki i dwoch par spodni (bo, podobno, spodnie zuzywaja sie szybciej niz marynarka)? W takiej sytuacji klient moglby zakupic jedna pare spodni „leggins” i druga pare spodni o normalnym kroju; i w ten sposob podazac za moda.
Można zamieniać rozmiary spodni, ale nie można kupić dwóch par do jednej marynarki.
Ciekawe, że nie można już kupić garniturów przez stronę BonusMG, a dodatkowo widnieje na niej informacja, że płatności tylko gotówką. Wiem, Janie, że to decyzja firmy, na którą nie masz wpływu, ale to wydaje się być co najmniej dziwne. Nie ma też informacji o rozmiarówce i tego już naprawdę nie rozumiem.
Przez stronę Bonus MG nigdy nie można było nic kupić. Jest to tylko strona informacyjna sklepu stacjonarnego. Dlatego powstał sklep online eGARNITUR, żeby można w nim było kupować produkty Bonusa przez Internet.
Myślałem, że ten beż z garnituru jest ciemniejszy (a przynajmniej taki wydawał się na stronie). Teraz się obawiam, że Luca jest za jasny i będę bal się go kupić 😛
Co do wkładów barkowych to są gusta i guściki. W zestawach koordynowanych i mniej formalnych garniturach wolę ich nie mieć, natomiast w garniturach formalnych i power suitach (używam garnituru Mark w tej roli i sprawdza się doskonale) takie delikatne wypełnienie musi być.
Nogawki, owszem, są wąskie, ale moja krawcowa poszerza do oporu i nie muszę kupować większych spodni (choć na następny raz chyba wybiorę jednak większe i po prostu zwężę w pasie, skoro zwężanie o cztery rozmiary okazuje się bezpieczne).
Janie, potrzebny mi garnitur, który będzie możliwie najbardziej uniwersalny. Taki, który będę mógł zakładać (choć raczej sporadycznie) i latem, i zimą. I rano, i wieczorem. Zarówno na uroczystości rodzinne (np. na komunię mojego dziecka), jak i do pracy. Który garnitur ze swojej kolekcji polecasz?
Jak mawiała „ciocia z Ameryki”Jak coś jest do wszystkiego to jest do niczego!Z garniturem na wszystkie okazje mimo podeszłego wieku jeszcze się nie spotkałem ale chętnie poczytam o takich propozycjach.
Pozdrawiam – Jerzy.
Oczywiście: jest tak, jak piszesz. Wydaje mi się jednak, że wielu mężczyzn ma tylko jeden garnitur i dobrze, żeby był on „możliwie najbardziej uniwersalny”. Właśnie zastanawiam się nad kupnem takiego garnituru. Stąd moje pytanie do Jana.
Jest w ofercie kilka garniturów granatowych.
Garniturem, który będzie dość dobrze spełniał Twoje wymagania będzie garnitur granatowy z gładkiej wełny (nie z flaneli bo wtedy nie będzie pasował do letniej aury). Z mojej kolekcji nadadzą się: GUILLAUME, BRUCE, VIVE. Nie bardzo nada się BARNEY, gdyż ma trochę za ciemny odcień jak na garnitur dzienny.
Także podobną rolę spełni garnitur szary, ale nie może być ani za jasny ani za ciemny. W mojej kolekcji takim garniturem jest KEVIN tyle tylko, że chwilowo jest niedostępny. Powinien wrócić do oferty za około miesiąc.
Garnitur „uniwersalny” będzie zbiorem daleko idących kompromisów.Pytanie – jak daleko twoje poczucie estetyki i elegancji pozwoli na te kompromisy?
Pozdrawiam – Jerzy.
Bardzo dobry artykuł
Dziękuję 🙂
Panie Janie, czy jest szansa by garnitury z Pana kolekcji pojawiły się w rozmiarze 42? Dla osób bardzo szczupłych, o drobnej budowie to praktycznie jedyna możliwość poza szyciem na miarę by stać się posiadaczem klasycznego, wełnianego garnituru z sartorialnymi smaczkami. Przy wzroście 175 cm ważę 55kg i znalezienie garnituru (czy nawet samej marynarki) graniczy z cudem. Kilka lat temu udało mi się w rozmiarze 42 kupić 100% wełniany garnitur od Albione. Leży naprawdę dobrze, ma klasyczne szerokie klapy, ale przyznam się szczerze , że nie jestem przekonany co do jego jakości (brak informacji z jakiej wełny uszyty). Choć teraz, po regularnej lekturze Pana bloga, dochodzę do wniosku, że marynarka mogłaby być 2cm dłuższa a guzik odrobinę niżej położny. A w Pana kolekcji o takie rzeczy nie musiałbym się martwić 🙂 Pozostaje mi chyba jedynie suitsupply, który ma w swojej ofercie rozmiar 42.
Rozmiaru 42 raczej nie będzie. Marka eGARNITUR i tak oferuje garnitury w 78 rozmiarach (a niektóre nawet w 90) i jest pod tym względem rekordzistą na rynku. Dziś większość firm – ze względu na niższe koszty – stosuje zawężoną rozmiarówkę bez podziału na przedziały wzrostowe. Wspomniany przez Pana Suit Supply oferuje standardowo 15 rozmiarów a wyjątkowo do 27. Jeśli ktoś ma taką sylwetkę, że się „wstrzeli” w dany rozmiar (czyli jego relacja wzrostu do wagi mieści się w standardzie przyjętym przez markę) to znajdzie rozmiar dla siebie. Jednak spora grupa (np. niskich i korpulentnych oraz wysokich i chudych) odejdzie z kwitkiem i musi się ratować w takich firmach jak eGARNITUR albo szyć na miarę.
Dziękuje za wyjaśnienie. No właśnie dlatego, że egarnitur ma tak szeroką rozmiarówkę pomyślałem, że jest może i szansa na rozmiar 42. Bo on generalnie jest dostępny, tylko nie dla kolekcji Jan Adamski ani dla kolekcji 100% wełna. Ale rozumiem, że koszty będą duże, a może się on sprzedać w bardzo znikomej ilości sztuk. Nietopowe rozmiary duże i bardzo duże, na pewno sprzedadzą się lepiej niż rozmiar XXS i w nie warto zainwestować. Nie pozostaje mi więc nic innego jak próba przerobienia u krawca rozmiaru 44.
Pozdrawiam!
Dodam jeszcze, że strategia niskich marż stosowana przez eGARNITUR jest możliwa dlatego, że jest duża sprzedaż i duża rotacja towaru. Gdyby te parametry zmalały, marże musiałyby wzrosnąć.
Czy w sprzedaży online pojawi się uzupełnię uzupełnienie linii sharkskin o model Kevin średnio-szara tonacja?
Tak, Kevin wkrótce wróci do oferty sklepu online.