Po pierwszej w tym sezonie prezentacji płaszczy (Płaszcze wkraczają do akcji), którą opublikowałem nieco ponad dwa tygodnie temu, dziś czas na część drugą. Podobnie jak poprzednio zaprezentuję dwa płaszcze: jednorzędowy i dwurzędowy. Oba pochodzą z sartorialnych butików; pierwszy z 4Gentleman, drugi z Zack Roman. O ile jednak pierwszy znajduje się w bieżącej ofercie, o tyle drugi jest modelem sprzed kilku lat – dziś już niedostępnym. Różnicą między nimi, która wyraźnie rzuca się w oczy (pomijając oczywistą różnicę w liczbie rzędów guzików) – jest długość płaszczy. Ten z 4Gentleman jest nieco powyżej kolan, ten z Zack Roman – nieco poniżej. Podkreślam tę różnicę bo jest ona swoistym znakiem czasu. Płaszcze do kolan lub dłuższe – choć bardziej klasyczne i zwyczajnie ładniejsze od krótkich płaszczy wyraźnie powyżej kolan – dziś już praktycznie nie występują. Wszechobecna moda na kusość wymiotła je z oferty nawet takich marek, które celują w wyrobionego klienta nastawionego na klasykę. Na szczęście skuteczność tej modowej miotły nie okazała się stuprocentowa i płaszcze klasycznej długości można ciągle jeszcze znaleźć. Ale trzeba zadać sobie trochę trudu.
Moje krytyczne zdanie o kusych płaszczykach do połowy uda nie znaczy jednak, że odrzucam wszystkie, które nie sięgają do kolan. Czego przykładem płaszcz prezentowany jako pierwszy w dzisiejszym wpisie, który uważam za bardzo udany, żeby nie powiedzieć: piękny. Nazwałbym go hybrydowym gdyż jest zmodyfikowaną dyplomatką; ma klapy ostre zamiast otwartych oraz dragon na plecach. Ale te zmiany nie tylko nie psują płaszcza ale wręcz go uatrakcyjniają. Szczególnie szerokie klapy biegnące łukowato, prezentują się bardzo efektownie.
Płaszcz jest uszyty z wełny z niewielką domieszką poliamidu i ma bardzo ciekawy kolor – takie melanżowe połączenie brązu z beżem. Wśród pozostałych składników stylizacji dominującym kolorem jest butelkowa zieleń. W takim kolorze są sztruksowe spodnie od Tiestore, kapelusz od Witleather, wełniany krawat od eGARNITUR oraz bezimienny szalik. Ciekawym akcentem kolorystycznym jest kamizelka w kolorze pomarańczowym, która – podobnie jak płaszcz i koszula – pochodzi od 4Gentleman. Rękawiczki (marki Ochnik) i buty są w kolorze ciemnego brązu. Buty – to mój ulubiony model butów zimowych: dżodhpur – pochodzą od Meka.
Ten sam płaszcz 4Gentleman pełni główną rolę także w drugiej stylizacji, która ma charakter bardziej każualowy. W jej skład wchodzą: sweter domowej produkcji, spodnie moleskin z Benevento i bardzo nietypowy kapelusz w pepitkę. Nietypowy dlatego, że jest wykonany z filcu wełnianego – co jest typowe – ale ma wzór pepitki jakby wprasowany w ten filc. W dodatku nie na całej powierzchni a jedynie na części korony. Nie umiem wytłumaczyć technologii użytej dla osiągnięcia tego efektu. Kapelusz nie jest sygnowany żadną marką i ma jedynie wszywkę „made in Italy”. Rękawiczki i buty są te same co w stylizacji pierwszej.
W kolejnej stylizacji w roli głównej występuje płaszcz ulster. Jak wspomniałem na wstępie pochodzi on z butiku Zack Roman, z czasów gdy wszystkie oferowane tam płaszcze miały klasyczną długość za kolana. Płaszcz jest typowym przedstawicielem swojego gatunku: jest dwurzędowy, ma wielkie naszywane kieszenie, mankiety na rękawach, sztormowy kołnierz i brustaszę, a z tyłu dragon, kontrafałdę na plecach i głęboki szlic zapinany na guziki. Do towarzystwa płaszcza wybrałem: koszulę i szalik Emanuel Berg, tweedowy krawat Munrospun, kapelusz Polkap, spodnie-moleskiny Benevento, poszetkę Poszetka, skarpetki Wola, rękawiczki Ochnik. Buty to ponownie dżodhpury ale innej marki niż w poprzednich stylizacjach. Tym razem buty pochodzą z Hiszpanii a zostały uszyte przez firmę TLB Mallorca.
Jeżeli chodzi o płaszcze zimowe to mogę się pochwalić ostatnim zakupem używanego polskiego płaszcza marki Lantier, zapewne sprzed co najmniej kilku lat. Płaszcz jest w kolorze szarym (jaśniejszym) z kontrastowym czarnym, aksamitnym kołnierzem (w stylu covert coat). Płaszcz jest do kolana. Materiał to mieszanka wełny z kaszmirem. Jedyne to klapy otwarte mogłyby być trochę szersze, ale jest to moim zdaniem naprawdę udany płaszcz. Materiał nie jest zbyt gruby, nawet przy +5 można nosić, choć raczej rozpięty.
Z długością płaszczy zawsze mam problem. Lubię długie, ale w praktyce (czy to w sklepie, czy u krawca) wybieram takie, co kończą się tuż nad kolanami — praktyczność wygrywa z klasyką. Niestety, ale długie płaszcze przegrywają z autem, czy komunikacją zbiorową. Wbrew pozorom, łatwiej jest na rowerze miejskim (trzeba jedynie pamiętać o pasku, jeśli się go ma, no i unikać czystej wełny, aby sie nie wycierała w jednym miejscu), choć tutaj wygrywa bosmanka (zima) i marynarka safari (wiosna/lato).
Po Twoim poście coraz bardziej chodzi mi po głowie Ulster. Tylko czy mi szafa go pomieści. 🙂
Długie płaszcze rzeczywiście słabo się sprawdzają w samochodzie. Na rowerze nie próbowałem 😉
Zaskakujące z tym rowerem, ale mam płaszcz, który (trochę jak jeden płaszcz ulster z Poszetki, czy z tego co widzę także z tego wpisu), z tyłu ma ukryte rozcięcie na guziki: z jednej strony przód chroni przed przewianiem, a nie grozi wycieranie się wełny na styku z siodełkiem. W sumie wiele płaszczy wywodzi się z czasów, kiedy jazda konno była codziennością, a pozycja na miejskim rowerze niczym się nie różni. No i oddychalność wełny nie do przecenienia na rowerze.
Interesujacy jest brak logiki u marketingowcow (albo po polsku: u badaczy rynku).
Jesli czegos nie ma na rynku (dlugich plaszczy) a zapotrzebowanie jest, to w te pedy rozpoczalbym produkcje tych dlugich plaszczy. Zarobek, jako na towarze bardziej luksusowym („dlugi i cieplejszy”), mieliby wytworcy wiekszy,
Z wlasnego doswiadczenia wiem, ze zimowy plaszcz dlugosci ponizej polowy lydki (jak w starych westernach), jest ogromnie cieply i do chodzenia na zewnatrz i do jazdy samochodem (na rowerze, ani na koniu nie probowalem), bo nie ma niczego lepszego niz cos cieplego na kolanach w zimnym samochodzie. A wiemy, ze zanim sie samochod rozgrzeje, to dojechalismy do sklepu, do pracy, czy nawet do kosciola.
Długie płaszcze są cool 😎
Tak.
Coś pięknego i uniwersalnego – można w nich iść i na pasterkę i po choinkę do lasu. Wszystkiego dobrego w Nowym Roku 2024 i oby był bogaty w klasyczną męską elegancję!
Dziękuję 🙂
Także życzę pomyślności w nowym roku.
Szanowny Panie Adamski,
Kazdorazowo, kiedy wpisuje wlasny komentarz do Panskiego blogu (po staremu: „pamietnika”), WordPress, ktory jest jego „nosicielem”, wymaga jakiejs (nieznanej mi) autentyfikacji (po staremu „uwierzytelnienia”) i potwierdzenia subskrybcji (po staremu: „prenumeraty”). Moje klikania w rozne miejsca na portalu WordPress prowadza do zupelnie niczego!
Czy nie daloby sie jakos uproscic tej calej biurokracji? Nigdy nie wiem, czy moje klikanie prowadzi do akceptacji (po staremu: „do akceptacji”), czy tez do odrzucenia mojego komentarza i do mojego obejrzenia kolejnych.
Nie wiem, czy inni subskrybenci („prenumeratorzy”) Pana blogu (po staremu — j.w. — „pamietnika”) sa rowniez narazeni na podobne szykany ze strony WordPress.
Dziek ju wery macz! (po staremu: „Dziekuje serdecznie”)
Generalnie jest coraz więcej problemów z funkcjonowaniem WordPressa. Ponadto szablon, którego używam nie jest już wspierany (jest na wymarciu). To rodzi kolejne problemy a ja się na tym nie znam i wszystkie prace muszę zlecać firmie zewnętrznej. Niedawno wynająłem taką firmę do uporządkowania sprawy komentarzy i po ich ingerencji (dość drogiej) miało być OK. Najwyraźniej nie jest, aczkolwiek gdy ja robię testy z różnych komputerów i urządzeń mobilnych – jest w porządku.
Bardzo dziekuje za odpowiedz!
Moze jakos nie mam szczescia, bo jesli idzie o moje kontakt z WordPress (i ich ciagle potrzeby „uwierzytelnienia”) — zupelnie nic sie w ciagu kilku ostatnich lat (!) nie zmienilo.
Wspolczuje Panu koniecznosci kontaktow z firma, ktora nie powoduje polepszenia sytuacji.
W międzyczasie przeprowadziłem kolejny test z „obcego” komputera. Nie było żadnych problemów. Nie należy tylko klikać żadnej z tych opcji, które pojawiają się u dołu.