Wielokrotnie pisałem o szyciu garniturów i marynarek na miarę i byłem przekonany, że czytelnicy dość dokładnie rozumieją o co w tym chodzi i jaka jest różnica pomiędzy garniturami dopasowywanymi do sylwetki klienta ale szytymi w przemysłowych szwalniach, a garniturami szytymi u krawca, który osobiście wykonuje wszystkie operacje od zdjęcia miary do finalnego prasowania gotowego garnituru. I tylko czasami pewne mniej ważne operacje zleca innym (niegdyś uczniom, dziś zatrudnionym pomocnicom/pomocnikom). Ale facebookowe dyskusje pod niektórymi moimi postami przekonały mnie, że ta wiedza jest jednak niewielka i warto podjąć temat raz jeszcze.
Jedną z przyczyn niezrozumienia jest nienadążanie języka polskiego za zmianami jakie w obszarze szycia garniturów zaszły w ciągu kilkudziesięciu ostatnich lat. Pojęcie: szycie na miarę było kiedyś jednoznaczne i nie budziło żadnych wątpliwości. Oznaczało uszycie garnituru u krawca, który najpierw brał miarę, później tworzył wykrój z papieru, następnie przenosił go na tkaninę, wykrawał przy pomocy nożyczek i rozpoczynał proces szycia, a w jego trakcie zapraszał klienta na tzw. przymiarki. I w tej materii nic się nie zmieniło; proces szycia u krawca wygląda dziś tak samo jak wyglądał sto lat temu. Ale w międzyczasie wprowadzono procedurę szycia modyfikowanego (lub pasowanego) czyli wprowadzania do seryjnego garnituru szytego w dużej szwalni, pewnych zmian – celem dopasowania go do indywidualnych potrzeb klienta. I na ten sposób szycia też zaczęto mówić: szycie na miarę, chociaż w rzeczywistości ma on bardzo niewiele wspólnego z szyciem u krawca. I tutaj wracam do zasygnalizowanej kwestii nienadążania językowego. W języku angielskim jest wyraźne rozróżnienie pomiędzy szyciem u krawca a szyciem pasowanym. To pierwsze nazywa się: bespoke, to drugie: Made To Measure czyli w skrócie MTM. I te określenia zostały zaadaptowane wprost do języka polskiego i będę ich używał w dalszej części artykułu. To są właśnie tytułowe dwa oblicza szycia na miarę.
Szycie MTM to – jak wspomniałem – dopasowanie seryjnego garnituru do konkretnego klienta. Dziś są specjalistyczne programy komputerowe do tworzenia wykrojów garniturów. Konstruktor tworzy wykrój w jednym rozmiarze a program rozmnaża go dla innych rozmiarów. Dopasowanie garnituru do klienta w systemie MTM polega na tym, że w pierwszej kolejności klient przymierza gotowy garnitur uszyty w zwykłej serii – w ten sposób dobiera się rozmiar, który najlepiej do niego pasuje. Następnie na wykroju tego rozmiaru w komputerze wprowadza się zmiany specjalnie dla niego: np. skraca rękawy, zwęża i wydłuża marynarkę, poszerza spodnie w udach, zwęża w pasie itp. Ale wszystkie te zmiany można wykonać tylko w określonym zakresie. Bo np. program pozwala skrócić rękawy o maksymalnie 2 cm. Jeśli potrzebne są rękawy jeszcze krótsze to trzeba wziąć jako bazową marynarkę na mniejszy wzrost. Ale wtedy trzeba by ją było wydłużyć np. o 5 cm, na co program już nie pozwala. Tak więc nie można ukształtować marynarki dowolnie a tylko w pewnym zakresie przewidzianym w programie. Na ogół to wystarcza, ale tak powstała marynarka nie jest w pełni marynarką na miarę a jedynie marynarką dopasowaną.
Kolejną sprawą jest konstrukcja wewnętrzna marynarki. Marynarka garniturowa ma usztywnienia wewnętrzne, które mogą powstać przez przyklejenie flizeliny (tak jak w większości garniturów RTW czyli gotowych, kupowanych w sklepach) albo przez wstawienie płótna z włosiem, tzw. włosianki. Usztywnienie przy pomocy płótna może sięgać tylko do talii (poniżej będzie usztywnienie przy pomocy przyklejonej flizeliny) albo do samego dołu marynarki. W pierwszym przypadku konstrukcję nazwiemy half canvas, w drugim przypadku full canvas. Marynarka full canvas będzie droższa od marynarki half canvas a ta z kolei droższa od marynarki klejonej. Marynarka szyta w systemie MTM może być zarówno klejona jak i usztywniana płótnem, a najczęściej jest połączeniem jednego i drugiego.
Drugie wcielenie szycia na miarę to bespoke, czyli szycie u krawca. Choć z pozoru proces szycia u krawca i szycia w systemie MTM w szwalni wydają się podobne, to w rzeczywistości jest między nimi ogromna różnica. Która zresztą przejawia się tyleż w sprawach zasadniczych (u krawca – dopasowanie do sylwetki we wszystkich aspektach, w MTM – tylko w niektórych) ile w niuansach procesu przygotowawczego, procesu krojenia i procesu szycia, o których przeciętny klient nawet nie wie. I wiedzieć nie musi bowiem dla niego ważny jest efekt końcowy a nie to jaką drogą się do niego dochodzi.
Przykładem takiego drobnego niuansu procesu przygotowawczego, który występuje u krawca a nie występuje w szyciu w szwalni, jest obustronne prasowanie tkaniny przed naniesieniem na nią wykroju i krojeniem. Trzeba wiedzieć, że każda tkanina kurczy się pod wpływem pierwszego prasowania i – co ciekawe – jedne tkaniny kurczą się bardziej, inne mniej. W szwalni pierwsze prasowanie ma miejsce po zakończeniu jakiegoś etapu szycia (np. prasuje się rękawy przed ich wszyciem do korpusu) a czasami pierwsze prasowanie jest dopiero wtedy gdy garnitur jest już gotowy. Gdyby przymierzyć garnitur przed prasowaniem to okazałoby się, że jest on luźniejszy od garnituru wyprasowanego – czasami dość znacznie. Prasowanie tkaniny przed krojeniem powoduje, że szyje się garnitur z tkaniny już wykurczonej; jego obszerność po uszyciu a przed finalnym prasowaniem jest taka sama jak po prasowaniu. Podobne znaczenie ma proces wstępnej obróbki płótna usztywniającego. U krawca nowe płótno jest zalewane wrzątkiem, suszone i prasowane. W szwalni po prostu szyje się usztywnienie z nowego płótna, wstawia do garnituru i prasuje uszyty korpus albo wręcz dopiero gotowy garnitur.
Jednak najważniejsza różnica pomiędzy garniturem MTM szytym w szwalni a garniturem bespoke szytym w pracowni krawieckiej przejawia się w przygotowaniu, wykonaniu i wszyciu usztywnienia przodów marynarki i klap. U krawca nosi ono nazwę waterunku, składa się z dwóch warstw łączonych ze sobą przy pomocy ręcznego pikowania i sięga od barków do samego dołu marynarki. W garniturach o największym stopniu formalności stosuje się też waterunek trzywarstwowy, natomiast w marynarkach nieformalnych może to być tylko jedna warstwa. Pojęcia: half canvas i full canvas nie są używane w szyciu bespoke, podobnie jak określenie: waterunek nie jest używane w szyciu MTM. Najważniejszą warstwą waterunku jest płótno krawieckie, czyli płótno lniane z wplecionym włosiem końskim, wielbłądzim lub kozim. Płótno z włosiem końskim jest najbardziej sztywne i stosuje się je rzadko – niemal wyłącznie do marynarek bardzo formalnych. Powszechne zastosowanie znajdują dziś płótna krawieckie z włosiem wielbłądzim lub kozim. Nie bez przyczyny warstwę płótna w waterunku nazywa się camelą. Jest ona pikowana z warstwą zmiękczającą zwaną feltem, a – w waterunku trzywarstwowym – z drugą camelą i feltem.
O tych wszystkich aspektach szycia na miarę warto wiedzieć ale do sprawy należy podchodzić z dystansem. Jeśli uda się dobrać dobrze leżący garnitur RTW (czyli gotowy), z klejoną marynarką, to można czuć się równie usatysfakcjonowanym jak po uszyciu garnituru MTM half canvas albo nawet garnituru bespoke. Z drugiej strony są osoby, które cenią sobie produkty unikalne, stworzone tylko dla nich, tradycyjnymi metodami, z dużym nakładem pracy ręcznej. I godzą się z faktem, że za taki produkt muszą zapłacić kilkakrotnie więcej, niż za podobny produkt stworzony metodą przemysłową.
Warto wspomnieć, że jest jeszcze szycie miarowe na fizelinie – jest to wersja zauważalnie tańsza, ale też szybsza w wykonaniu. Oczywiście, można się spierać czy warto, tudzież „wystarczająco szlachetnie”, ale warto pamiętać, że większość z nas nosi garnitur na specjalne okazje, a wtedy ciężko odczuć ewentualne różnice w noszeniu. Przy sporowej marynarce będzie to chyba jeszcze mnie zauważalne. Wizualnie szycie na klejonce wygląda równie dobrze, szczególnie jeśli się o marynarkę dba 😉
A takie kwestie jak oddychalność marynarki bardziej zależą od podszewki niźli samej konstrukcji (oddychają głównie „plecy”, ważna jest też rękawówka, przynajmniej dla mnie). Pozostaje kwestia trwałości czy „rollu” klap i tu też nie ma tragedii – po praniu chemicznym zanosimy marynarkę do krawca, a ten zadba o odpowiednie „doprasowanie” całości. Dodam, że krawiec ma samej klejonki kilka rodzajów – zanim zacznie „działać” sprawdza na skrawkach po wykroju który rodzaj będzie odpowiedni.
Drugim wątkiem który chciałbym poruszyć to fakt, że obecnie „bespoke” to także sprzedawanie otoczki, a nie tylko produktu – szczególnie w dobie rozkwitu marek sartorialnych i znacznej liczbie miejsc oferujących szycie miarowe (dobrych rzemieślników wcale nie ma tak dużo, często jest to po prostu zlecanie pracy szwalni). Buduje się też wizerunek marki poprzez butikowe salony, spotkania z doradcą klienta, (gdzie materiały wybiera się ze szklaneczką szlachetnego trunku i cygarem, w skórzanym fotelu) – to też jest produkt, który kosztuje i wpływa na cenę końcową, a niekoniecznie determinuje faktyczną jakość odszycia czy wykończenia ubrań. Jeśli ktoś szuka także tej strony „doświadczenia”, w pełni rozumiem. Sam natomiast mam ciut inne podejście – interesuje mnie stricte produkt finalny, jego wygląd i dopasowanie. Stąd kupuję tkaniny (również podszewki i guziki) sam, np. szukam promocji u producenta (ostatnio: wiosenna obniżka w Magee1866), albo „macam” wełny z beli w sklepie, a do krawca idę po usługę (igłę). Wiedząc, że wybieram opcję budżetową w kwestii konstrukcji marynarki, skupiam się na stosunku ceny do wyglądu i chwytu tkaniny, a jeśli trafi się renomowana marka, to idealnie;)
To takie trzy grosze na temat fizeliny i alternatywnego podejścia z mojej strony.
Dziękuję za ciekawe uwagi. Zgadzam się, że negatywna opinia ciągnąca się za klejonką jest niezasłużona a uwielbienie dla half canvas przesadzone. Działa tu głównie psychologia a nie wiedza o technologiach tworzenia garnituru i skutkach ich zastosowania dla jakości produktu i komfortu jego użytkowania.
Znów muszę Panu podziękować za genialny materiał.
Klasyczną męską elegancją zacząłem się interesować dopiero od pół troku i to w dużej mierze dzięki Panu. Jednak w tak krótkim czasie zdążyłem się wiele nauczyć.
Pełen entuzjazmu pojechałem dzisiaj na moje pierwsze w życiu spotkanie w celu rozmowy dotyczącej garnituru BESPOKE (firma ze Śląska chwali się o tym na swojej pięknej stronie www). Rozmowa trwała 50 min. W tej firmie BESPOKE FULL CANVAS polega na tym, że pierwszą warstwą jest podszewka, później mamy coś jakby waterunek: bawełniana flanela (felt) pikowana ręcznie do płótna. Następnie na płótno montowana jest z flizelina na którą przyklejana jest tkanina zewnętrzna. Skoro mamy full canvas to na dole mamy oczywiście camelę z tym, że doklejana jest do niej flizelina i tkanina zewnętrzna. Właściciel mówił, że na cienki materiał zewnętrzny nie dają fastryg i nici bo było by je widać. Natomiast mi się wydaje, że do cameli powinno się przyszyć tkaninę, wyjąć fastrygi, a nici zostawić jedynie w miejscach gdzie będą one niewidoczne. Flizelina byłaby tutaj czymś niedorzecznym. Równie dobrze mogłoby w ogóle nie być cameli.
Jestem załamany gdyż był to mój pierwszy kontakt z firmą zajmującą się szyciem na marę. Przecież taka marynarka nie będzie w ogóle przewiewna przez klej, a na dodatek przez flizelinę będzie w niej gorąco nawet jeśli na zewnątrz byłby tropic.
Pod koniec rozmowy o konstrukcji, właściciel zapytał mnie: „Po co panu to wiedzieć”
Myślę, że w naszym pięknym kraju „bespoke” niestety wygląda właśnie tak. Czyli płaci się za nazwę i całą otoczkę, a nie za produkt.
Zapytam jeszcze o szczegóły konstrukcji w Tiestore. Mam nadzieję, że są tam rzetelni krawcy.
Mam nadzieję, że dzisiejsze spotkanie to był wyjątek potwierdzający regułę BESPOKE, ale moja intuicja mówi mi coś zupełnie innego.
Czy natknął się Pan kiedyś na coś takiego?
Miało być bez „Pan”. Wybacz Janie ????
😉
Jeśli jakaś marka zleca szycie garnituru przemysłowej szwalni to zawsze to wygląda tak jak w Pana przypadku. Używanie określenia bespoke jest oczywiście nadużyciem, ale jest powszechnie stosowane bo pozwala ustalić wyższą cenę. Bespoke polega na tym, że jedna osoba – krawiec – wykonuje wszystkie operacje i tylko przy niektórych i nie zawsze korzysta z pomocy współpracowników (niegdyś uczniów). O flizelinie nie ma wtedy mowy. Ale jeśli szycie trafia do przemysłowej szwalni to – mimo, że konstrukcja nazywa się half/full canvas – flizelina jest przyklejana bo to znacznie ułatwia szycie.
Jednak nie ma też uzasadnienia jakieś skrajnie negatywne podejście do kwestii marynarki usztywnianej flizeliną. Taka marynarka jest OK a jej oddychalność nie spada w jakiś dramatyczny sposób. Jednak bespoke to bespoke i nie ma tu kompromisów. Coś takiego jak marynarka trochę bespoke a trochę MTM – nie istnieje.