Prezentując kolejną porcję najpopularniejszych zdjęć z mojego konta na Instagramie, chcę wrócić do tematu poruszonego we wstępie do poprzedniego zestawienia. Pisałem tam o różnych próbach wyłudzenia, których doświadczam bardzo często za pośrednictwem Instagrama, a jedną z tych prób (cyklicznie się powtarzającą) uważam za niezwykle intrygującą. Napisałem wówczas: najbardziej intrygujący sposób naciągania polega na tym, że otrzymuję wiadomość z jakiegoś konta bardzo seksownej pani, która w zasadzie nic ode mnie nie chce oprócz przyjaźni i wymiany korespondencji. Korci mnie żeby kiedyś wypróbować tę ścieżkę i przekonać się, w którym momencie następuje przejście od przyjaźni i wymiany korespondencji, do przelewów na jakieś konto, ale na razie się na taką próbę nie zdecydowałem. Jeśli to zrobię to nie omieszkam poinformować czytelników jak to się skończyło. No i dzisiaj mam więcej informacji na ten temat.
Muszę jednak zastrzec, że informacje zdobyłem nie dlatego, że poddałem się oszukańczej procedurze, ale dlatego, że trafiłem na artykuł Joanny Sosnowskiej w portalu Wyborcza.biz, w którym autorka szczegółowo procedurę opisuje (poddała się jej niemal do samego końca) a dodatkowo podaje szereg szokujących informacji z tym procederem związanych. Okazuje się, że proceder ma swoją nazwę: Pig-Butchering (zarzynanie świni) i jest prowadzony na ogromną skalę przez wyspecjalizowane gangi (głównie chińskie) operujące z krajów Azji Południowo-Wschodniej, głównie z Tajlandii i Kambodży. Szacuje się, że w samych Stanach Zjednoczonych wyłudzono w ten sposób ponad 2,5 mld dolarów w jednym tylko roku 2022. Ale z tegorocznych badań Johna Griffina z University of Texas wynika, że łączne straty na całym świecie z ostatnich czterech lat mogą wynosić nawet 75 mld dolarów.
A jak to przebiega? Zaczyna się od zawierania przyjaźni na Tinderze, Instagramie, TikToku lub gdziekolwiek indziej. Oczywiście konta osób, które taką przyjaźń usiłują zawierać – są fałszywe i wykorzystują kradzione zdjęcia innych osób. W moim przypadku zawsze zwracają się do mnie bardzo atrakcyjne, seksowne panie, ale to jest zapewne sprawa indywidualna. Np. autorkę wspomnianego powyżej artykułu próbował omotać przystojny, młody mężczyzna o atletycznej budowie (autorka odnalazła nawet oryginalne konto, z którego zdjęcia były kradzione). Oszust zaraz na wstępie deklaruje, że szuka nie tylko przyjaźni ale prawdziwego związku emocjonalnego, natomiast nie interesują go/ją przelotne znajomości. Sprytnie wciąga ofiarę w rodzaj flirtu. Szczegółów nie będę opisywał – możecie je znaleźć w podlinkowanym artykule. Samo oszustwo polega na tym, że oszust proponuje ofierze inwestycje w kryptowaluty, na których on sam jakoby doskonale zarabia (przysyła screeny potwierdzające jego udane transakcje). Dalej jest to dość skomplikowane (rejestracja na giełdzie kryptowalutowej, przerzucanie środków na inne konta itd.), ale wszystko wykonuje ofiara prowadzona precyzyjnie przez oszusta, który cały czas nie ustaje we flirtowaniu. Na koniec wpłacone pieniądze przepadają a oszust znika.
Moim seksownym interlokutorkom przeważnie grzecznie odpowiadam, że nie jestem w stanie korespondować bowiem otrzymuję dziennie kilkaset wiadomości (co jest prawdą) i odpowiadam wyłącznie zdawkowo i kurtuazyjnie. Głębszych znajomości nie nawiązuję. To ich oczywiście nie zniechęca i próbują jeszcze wiele razy, niekiedy załączając zdjęcia, które mają przełamać mój opór. Jeśli to się powtarza zbyt często – blokuję konto, z którego wiadomości są wysyłane. Ale gdy – dzięki artykułowi Joanny Sosnowskiej – poznałem już cały mechanizm oszustwa, to do mojej grzecznej formułki wysyłanej w odpowiedzi na próby wciągnięcia mnie do sprawy dodałem jeszcze jedno zdanie: Ale nie interesują mnie inwestycje w kryptowaluty, jeśli to miałaś w planie mi zaproponować. I okazało się, że to działa: po takim dictum oszust się wyłącza. No ale otrzymuję kolejne propozycje z innych kont – być może obsługiwanych przez tego samego oszusta.
Po tej dawce informacji o mechanizmach jednego z najpopularniejszych oszustw internetowych ostatnich lat, czas przejść do właściwej listy przebojów. Dodam jeszcze tylko, że po kliknięciu na zdjęcie, w lewym dolnym rogu ekranu pojawia się jego sygnatura a na jej końcu można odczytać liczbę lajków oraz pozycję w zestawieniu. Np. poniższe zdjęcie ma na końcu sygnatury kod: 1_1481 co znaczy, że ma pierwszą pozycję w zestawieniu dzięki uzyskanym 1481 lajkom.
A na zdjęcie główne wpisu wybrałem takie, które miało być żartem: rozwiązana muszka smokingu i drink składający się z wody i rozpuszczającej się tabletki Alka-Seltzer. Niespodziewanie znalazło się na 8 miejscu listy przebojów z Instagrama.
Zanim zacznę czytać podlinkowany artykuł w „Wyborczej”, muszę napisać, że każde z tych zdjęć raduje oko. Moje serce podbiło to z białym kwiatkiem w butonierce.
Pozdrawiam serdecznie.
Dziękuję 🙂
Zdjęcie, które się Pani spodobało jest tak naprawdę kadrem z krótkiego filmiku, czyli tzw. rolki. Wcześniej ten kwiatek obrywam z dużej kępy niecierpków w moim ogrodzie i wkładam do butonierki. Pozdrawiam i życzę miłego dnia.
Szanowny Panie Janie,
chciałam Panu gorąco podziękować za tego bloga – jest on wielką skarbnicą wiedzy na temat klasycznej mody męskiej. Piękne, estetyczne zdjęcia i warstwa piśmiennicza Pana wpisów sprawiają wielką przyjemność przy kontakcie – zapewniam, że nie tylko tym pierwszym.
Straszliwie to dla mnie zabawne, bo trafiłam na bloga w zasadzie przypadkiem – zaprowadził mnie tu wpis o wizycie w Muzeum Polskiej Wódki, kiedy zbierałam materiały do mojej pracy licencjackiej. Cóż – zrządzenie losu. Podzielę się na pewno wskazówkami o modzie z wybrankiem i mam nadzieję, że chociaż część wiedzy tu zdobytej wdroży w życie 🙂
Pozdrawiam serdecznie!
Dziękuję za krzepiące słowa, miło mi Panią gościć na mojej stronie.
Blog istnieje już ponad 10 lat i przewinęło się przez niego setki tysięcy czytelników. W czasach gdy wszelkie blogi były popularne, odnotowywałem ponad 400 tysięcy odsłon miesięcznie. Dziś to ledwie połowa rekordowych notowań ale to i tak dużo zważywszy, że zainteresowanie czytelników przeniosło się w inne rejony. Klasyczna męska elegancja budzi dziś niezbyt duże zainteresowanie. I co ciekawe: chyba większe wśród kobiet niż wśród mężczyzn. Pozdrawiam.
Janie,
Piękne kreacje i świetne zdjęcia! Jako zwolennikowi klasycznej elegancji, najbardziej spodobały mi się fotografie nr 2 i 3.
Ciekawie prezentuje się koszula z klubowym kołnierzem, chociaż raczej spodziewałbym się ją zobaczyć w zestawieniach koordynowanych (z marynarką „klubową” nomen omen), a Ty założyłeś ją do garnituru.
Dziękuję 🙂
Wymyśliłem taką koszulę z wymiennymi kołnierzykami i teraz testuję ją w różnych konfiguracjach. Więcej na ten temat we wpisie: Unikalna koszula.
Podoba mi się zestaw kubański. Mam pytanie. Czy orientuje się Pan, gdzie można nabyć koszulę z kołnierzem kubańskim albo porządną polówkę bez żadnych znaczków, bawełnianą w jasnych kolorach? Np. podobną do tej: https://farelaparis.com/collections/drop-n-1/products/polo-raffia
Zna Pan jakieś tańsze alternatywy?
Koszule z kołnierzykiem kubańskim bywają na Miler Menswear.
Panie Janie,
Czy w poważnej firmie, z hierarchiczną strukturą stanowisk wypada ubierać się lepiej niż przełożony/szef czy jednak dostosować ubiór do swojego stanowiska i pozycji?
Słyszałem o takiej tradycji w anglosaskiej kulturze, w której to stażysta np. w funduszu inwestycyjnym powinien mieć garnitur „na swoją miarę”, jednocześnie w żadnym przypadku nie wyglądać lepiej (efektowniej) niż osoby wyżej postawione.
Zupełnie nie rozumiem takiego podejścia, że trzeba się świadomie ubierać źle, żeby nie przebić kogoś-tam (pana młodego, przełożonego w firmie itp.). Tym bardziej, że dotyczy to przypadków gdy styl ubierania się jest taki sam: garnitur, biała koszula, krawat, buty garniturowe. Czyli z tego by wynikało, że jeśli przełożony/pan młody ma tani garnitur z sieciówki, to podwładny/gość weselny powinien założyć jeszcze tańszy – najlepiej poliestrowy z Lidla. Jeśli garnitur przełożonego/pana młodego źle leży to trzeba zadbać o to, żeby nasz leżał jeszcze gorzej – najlepiej kupić od razu niewłaściwy rozmiar. Przecież to jest absurd. Należy zawsze ubierać się z klasą i w swoim stylu, a nie w sztuczny sposób udawać niechlujstwo. Mam zresztą wątpliwości czy takim udawaniem rzeczywiście można zapunktować u przełożonego. Pamiętam gdy przed laty pracowałem na menedżerskim stanowisku w firmie najbogatszego Polaka, prezes tej firmy zwykł był nie nosić krawata (w owym czasie to był ewenement, dziś to chyba standard). Miał zawsze na sobie doskonałej jakości garnitur i białą koszulę, na nogach czarne wiedenki, ale nie miał krawata (to mu zostało do dziś, a jest obecnie właścicielem i prezesem jednego z największych klubów sportowych). I nikt z jego podwładnych nie wpadł na pomysł, żeby przychodzić do pracy bez krawata. A gdy ja zacząłem coraz częściej pojawiać się w pracy w muszce to prezes – przy jakiejś okazji – wyraził mi swoje uznanie.
Carowi Piotrowi I przypisuje się – zapewne niesłusznie – wydanie zarządzenia o treści: „Podwładny powinien przed obliczem przełożonego mieć wygląd lichy i durnowaty, tak by swoim pojmowaniem sprawy nie peszyć przełożonego”.
Podoba mi się ten przepis 🙂