Ruch przy moich karmnikach jest bardzo zmienny. Są dni, gdy przylatuje bardzo dużo różnych ptaków, ale są i takie, gdy jest ich bardzo mało. Nie rozszyfrowałem w pełni od czego to zależy. Z całą pewnością duże opady śniegu powodują, że przylatuje sporo ptaków i to wielu różnych gatunków. Ale tej zimy opadów śniegu było niewiele, a dużych opadów – w zasadzie wcale. A jednak bywały dni dużego zagęszczenia ptasich gości. Więc jest jeszcze jakiś inny kod frekwencyjny. W poprzednim wpisie pokazywałem zdjęcia czyży, które ostatnio są u mnie częstymi gośćmi. Dzisiaj – kolejne zdjęcia zrobione w ciągu kilku ostatnich dni, a na nich stali bywalcy. Ot, taki dzień jak co dzień.
Na zdjęciu powyżej i dwóch poniżej prezentuje się modraszka. To jeden z najmniejszych ptaszków, które mnie odwiedzają. Jest bardzo ruchliwy i nie zdarza się, żeby zagrzał gdzieś miejsca na dłużej niż 2 – 3 sekundy. Przylatuje do mnie po ziarna słonecznika, a od czasu do czasu uzupełnia dietę jabłkami. Krewniaczka modraszki, czyli bogatka jest bohaterem czterech kolejnych zdjęć. Ona z kolei, oprócz ziaren słonecznika, chętnie wydziobuje pokarm z karmnika dla dzięcioła. A pokarmem są tam mielone orzechy zmieszane ze smalcem. Kolejne dwa zdjęcia zajmuje kwiczoł. W tym sezonie odwiedza mnie niewiele kwiczołów. Ten jeden, widoczny na zdjęciach, przylatuje kilka razy dziennie, żeby posilić się jabłkami. Dzwońce to, po bogatkach i modraszkach, najczęściej odwiedzające mnie ptaki. Na kolejnych pięciu zdjęciach widzimy dorodne samce. Samice są skromniej ubarwione; w tonacji szaro-oliwkowej.
Sierpówka to bardzo pospolity ptak z rodziny gołębiowatych. Widzimy ją na trzech zdjęciach poniżej. Sierpówki odwiedzają mnie co roku, od wielu lat, ale nigdy nie były tak liczne jak tej zimy; jest ich ponad dwadzieścia i albo wydziobują ziarna z karmnika lub z trawnika pod nim, albo przesiadują na pobliskich drzewach. Sójka to największy ptak, spośród tych, które mnie regularnie odwiedzają. Ich przysmakiem są orzeszki ziemne, które zabierają z karmnika, po czy lecą gdzieś je ukryć na trudniejsze czasy. Czasami udaje mi się obserwować proces takiego ukrywania. Jest on bardzo zabawny, gdyż sójka utyka orzeszek gdzieś w ziemi, przykrywa go jeszcze dodatkowo jakimiś grudkami ziemi lub liśćmi, po czym odchodzi na bok i przygląda się krytycznie efektowi swojej pracy. Przeważnie coś jej się nie podoba, więc poprawia ułożenie liścia maskującego, albo dokłada jakiś inny element, po czy znowu się przygląda, śmiesznie przekrzywiając główkę. Gdy uzna, że wszystko jest OK, to odlatuje. Ale zdarza się, że dochodzi do wniosku, iż jednak w tym miejscu orzeszek nie będzie dostatecznie bezpieczny. Wówczas zabiera go i odlatuje w poszukiwaniu innej kryjówki. Ostatni zestaw zdjęć okupują kosy; trzy pierwsze – samiec, a dwa pozostałe – samica. Wyraźnie różnią się upierzeniem i kolorem dzioba.
Moim ptakom krzątającym się przy karmnikach zupełnie nie przeszkadzał fakt, że tuż obok, na trawniku, wylegiwała się Czoko. Zresztą Czoko także nie była nimi zainteresowana.