Temat oczywisty ale dla niektórych trudny do ogarnięcia
Kwestia prawidłowej długości spodni przewijała się w wielu moich blogowych wpisach i wydawało mi się, że wśród czytelników bloga nie budzi ona już żadnych wątpliwości. W szczególności przypuszczałem, że absolutnie żadnych wątpliwości nie budzi przynajmniej rozumienie zależności długości od szerokości nogawek u dołu: im węższe nogawki tym ich długość powinna być mniejsza. Przy szerokich nogawkach spodnie mogą sięgać poniżej krawędzi cholewki i opadać z tyłu do pięty a nawet do obcasa. Przy wąskich nogawkach to jest natomiast niemożliwe. Tę kluczową zależność dobrze ilustruje zdjęcie powyżej, na którym nogawki po lewej mają szerokość 23 cm a po prawej 18,5 cm. W obu przypadkach długość spodni jest optymalna chociaż w kategoriach bezwzględnych znacznie się różni. Swego czasu przygotowałem nawet stosowną infografikę, którą przypominam poniżej. Dodam tylko, że jest ona w pewnym stopniu uproszczeniem bowiem nie uwzględnia obwodu nogi, która przecież u każdego jest inna. Jednak samą ideę oddaje prawidłowo.
Okazało się jednak, że myliłem się licząc na powszechne zrozumienie idei zależności długości spodni od szerokości nogawek. Oto niedawno, pod jednym z moich wpisów udostępnionym na Facebooku, pojawił się komentarz jednego z czytelników, który uznał, że wszystkie moje spodnie są za krótkie przez co wyglądają komicznie. Dodał, że tak jest zawsze w sytuacji gdy pomiędzy końcem nogawki a krawędzią cholewki buta widoczne są skarpetki (czyli tak jak po prawej na zdjęciu głównym). Zawsze w takiej sytuacji zastanawiam się co takiego niewłaściwego jest w skarpetkach, że za wszelką cenę trzeba je ukryć? Nie pytałem jednak o to w odpowiedzi na komentarz czytelnika lecz starałem się jeszcze raz wytłumaczyć zależność długości od szerokości. Przypomniałem, że przy szerokości nogawki bardzo małej (spodnie-rurki) spełnienie warunku zakrycia skarpetek jest fizycznie niemożliwe do zrealizowania, podczas gdy przy szerokości odpowiednio dużej jest naturalne i oczywiste. Do dyskusji włączył się też inny czytelnik, który wspomagał mnie w tłumaczeniu tej (jak się okazało: skomplikowanej) kwestii, ale natknęliśmy się na mur niezrozumienia. Czytelnik uważał, że skarpetki mają być niewidoczne niezależnie od szerokości nogawek i koniec.
Ta dyskusja przypomniała mi pewną sytuację sprzed lat, gdy pomagałem mojemu znajomemu z pracy w uszyciu garnituru w systemie MTM. Wszystko szło gładko do czasu gdy ów znajomy postawił warunek, że spodnie mają być takiej długości, żeby skarpetki były niewidoczne. Wytłumaczyłem mu, że to jest możliwe ale nogawki spodni nie mogą mieć 18 cm szerokości (jak chciał) lecz 20 – 21 cm. Ale wtedy wyszło na jaw, że on chce, żeby skarpetki były zakryte przez nogawki także wtedy gdy będzie siedział oraz chodził (sic!). Trochę mnie zbił z tropu ale zaryzykowałem opinię, że to także jest możliwe pod warunkiem, że nogawki będą u dołu szerokie na 25 – 26 cm. Na co on rzecz jasna nie przystał. Zdecydował się na nogawki 19 cm, za to o około 10 cm za długie. W tej sytuacji zrezygnowałem z dalszego doradzania mu ale od pań z firmy Norman (która szyła garnitur) wiem, że spodnie wyglądały po założeniu absolutnie koszmarnie i prawdopodobnie on sam (lub ktoś z jego znajomych) to zauważył bo po jakimś czasie wrócił w prośbą o ich skrócenie. Ale bynajmniej nie o 10 cm (jak należało) lecz o 5 cm. Czyli po skróceniu spodnie nadal były dużo za długie i tworzyły nad butem harmonijkę tyle tylko, że nieco mniejszą niż poprzednio. Oto jak obsesje potrafią rządzić modą. Dzieje się tak bardzo często.
A wracając do facebookowej dyskusji z czytelnikiem, od której zacząłem: Podałem mu moją definicję prawidłowej długości spodni, którą tu przytaczam: spodnie powinny mieć maksymalną długość jak to tylko możliwe, ale taką żeby w pozycji stojącej wyprostowanej nie tworzyły się na nogawkach żadne fałdy ani załamania. To jest definicja uproszczona ale zupełnie wystarczająca w czasach gdy modne są wąskie nogawki spodni. Bo definicja pełna ma jeszcze drugą część: Nogawki o szerokości powyżej 22 cm mogą się z przodu opierać na bucie tworząc nad nim pojedyncze załamanie. Warto zwrócić uwagę, że wersja z załamaniem ma wielu zwolenników, do których należy m.in. król Karol III. Nosi on spodnie o nogawkach szerokich na ok. 23 – 24 cm i wówczas takie załamanie wygląda estetycznie. Natomiast nie może się udać próba uzyskania estetycznego pojedynczego załamania przy spodniach o szerokości nogawek mniejszej niż 20 cm. Zamiast tego tworzą się nieestetyczne zmarszczenia na całym obwodzie. Im węższe są nogawki tym mniejsza jest tolerancja na zbyt dużą długość.
Przy okazji nie od rzeczy będzie wspomnieć o błędnym micie pokutującym od lat zarówno wśród użytkowników jak i wśród sprzedawców garniturów. Mit ten mówi, że na nogawkach spodni, nad butem, ma się tworzyć jedno załamanie. Wywodzi się on ze starej zasady, która mówiła, że na nogawkach spodni, nad butem, może się tworzyć co najwyżej jedno załamanie. Ta zasada w dalszym ciągu obowiązuje tyle tylko, że odnosi się do spodni o szerokich nogawkach bowiem przy wąskich utworzenie się pojedynczego załamania nad butem nie jest możliwe – o czym wspominałem powyżej. No a poza tym jest różnica pomiędzy stwierdzeniem: ma się tworzyć a może się tworzyć. Jeśli ktoś bezrefleksyjnie przyjmie, że załamanie ma się tworzyć i będzie się je starał uzyskać na nogawkach 17-centymetrowych, to efekt będzie dramatycznie zły – taki jak na drugim zdjęciu poniżej. Idę o zakład, że znajdą się takie osoby, które uznają, że po prawej stronie na tymże zdjęciu mamy właśnie do czynienia z jednym załamaniem i wszystko jest OK. Czyli znów obsesje przykryją rzeczywistość.


Z powyższych rozważań płynie wniosek, że jeśli ktoś koniecznie chce żeby nogawki spodni zasłaniały skarpetki to droga do tego celu wiedzie nie poprzez wydłużanie wąskich spodni, lecz poprzez zastosowanie spodni o szerszych nogawkach. Problem tylko jak ten cel osiągnąć skoro w typowych sklepach są dziś dostępne wyłącznie wąskie spodnie. Rozwiązaniem jest oczywiście szycie na miarę i precyzyjne określenie oczekiwanego balansu pomiędzy długością spodni a szerokością nogawek. Jednak szycie na miarę jest drogie, wymaga sporo zachodu, no i niemałej dozy cierpliwości, bowiem efekt swoich starań widzi się dopiero po kilku tygodniach. Alternatywą jest pogodzenie się z faktem, że przy wąskich nogawkach spodnie powinny być relatywnie krótkie – takie jak te po lewej stronie zdjęcia powyżej. Tyle tylko, że wtedy można się narazić na różne przytyki ze strony ludzi nie znający się na rzeczy lub takich, którzy tkwią w bańce swoich modowych obsesji. Pojawią się być może jakieś żarty o wodzie w piwnicy, spodniach z młodszego brata lub nawet zarzut komicznego wyglądu. I wtedy staje się przed wyborem: albo wyglądać stylowo i z klasą ale jednocześnie narazić się na głupie uwagi tych co zawsze wszystko wiedzą lepiej, albo machnąć ręką i wyglądać jak wszyscy wkoło: z harmonijką nad butami. Zdecydowanie opowiadam się za tą pierwszą postawą.
Oho.. Już myślałem, że zostałem wywołany do tablicy, ale po dokładnym przeczytaniu tekstu odetchnąłem z ulgą: nie używam facebook’a, a więc to nie ja byłem tym, który skomentował wpis Jana tamże. 🙂
… co nie zmienia faktu, że w istocie uważam tak doktrynalne podejście w kwestii długości spodni za co najmniej lekko przerysowane. Ba, powiem więcej: określanie czegoś stylowym bądź nie jako funkcji długości spodni trąci nieco „besserwiserskim” stylem bycia.
Idąc dalej: długość spodni jako funkcja ich szerokości jest oczywista, bo lniane wąskie (lub nawet nieco szersze) spodnie 8-10cm ponad kostkę również mogą wyglądać dobrze, Zwłaszcza (choć niekoniecznie…) gdy na nogach są espadryle. Dlatego nie wiem czemu w tekście pojawiały się zwroty „bańka modowych obsesji”… Ot, widocznie taki koloryt pisania Autora bloga.
Co do „żelaznych” zasad raz jeszcze: naprawdę sądzisz, że czytelnicy Twojego bloga w kwestii spodni nie widzą różnicy między „muszą mieć”. „mogą mieć” czy „powinny mieć” załamanie?? Zaręczam Ci, że różnica jest widoczna. Dla wszystkich. Więcej wiary w inteligencję ludzi, Janie… 🙂
Na koniec jeszcze kilka uwag: Janie, nie wypada pisać o sobie samym, że wygląda się z klasą (ostatni akapit Twego tekstu), to winno leżeć w gestii innych.
Pozdrawiam – Maciej
PS – ostatnio widziałem wręczanie nagród na jednym z turniejów sportowych przez kilku eleganckich mężczyzn. Wyglądali IMHO naprawdę dobrze, stylowo, rzekłbym bez zarzutu. Z jednym naprawdę niewielkim załamaniem spodni nad butem. Jeden z Panów miał spodnie „zgodne z regułami” – bez załamań. I moim zdaniem, odstawał od reszty – ale w dół…
M
Powiem tak , jeśli JEDYNYM efektem Twojego bloga byłoby to, że mężczyźni zaczęliby nosić prawidłową długość spodni, to byłby to „pomnik trwalszy niż ze spiżu”.
Coś poszło z tymi spodniami zajebiście źle, skoro współczesny rząd wygląda tak:
https://www.gov.pl/photo/format/6fad0d6e-ce3c-4527-a6ff-52dc19fe4348/resolution/1460×616 (prawidłowe nogawki spodni mają, co ciekawe, obie PANIE i tylko one)
a sto lat temu ten problem nie istniał:
?1661087727
Premier Witos z ministrami – niektórzy preferują jedno załamanie z przodu, inni nie, ale wszyscy mają IDEALNE długości spodni.
Pełna zgoda. Długość w sam raz. No, może jedynie w przypadku Witosa i tego faceta trudno o rzetelną ocenę, ale z pewnością lepiej niż rząd A.D. 2025.
I mam wrażenie, że nasz drogi autor bloga nosi spodnie krótsze niż ci dawni ministrowie…
Opis – miało być „tego oficera”, a nie faceta…
Autor bloga nosi krótsze, bo nosi je węższe. Tutaj panowie mają szerokość – zgaduje – 23-24 cm – Jan zazwyczaj preferuje 19-20 cm. Siłą rzeczy wtedy spodnie musza być nieco krótsze, a o powodach tego stanu rzeczy jest cały wpis…
Swoją drogą, zdjęcie rządu 2025 AD idealnie pokazuje (choć akurat na przykładzie kobiecym) dlaczego spodnie wąskie MUSZĄ być krótsze. Tu jest o tyle fajne, że mamy pewne ekstremum – zapewne nogawkę ~16 cm dołem – tym lepiej i jaskrawiej widać:
Wyobraźcie sobie próby zasłonięcia przez tak wąskie spodnie skarpetek!
Nie potrafię sobie tego wyobrazić. Może dlatego, że dla mnie 16cm to niewyobrażalna wartość, a za wąskie spodnie uznam chyba nawet 19cm.
Reasumując, może rzeczywiście mam nieco spaczony ogląd tej kwestii, ale to chyba wynika z tego że nie zwykłem nosić spodni węższych niż 20cm – i to już raczej ekstremum – najwęższe jakie znalazłem u siebie w szafie.
Zatem – dla uspokojenia dyskusji – wykluczę z moich rozważań WSZYSTKO co ma mniej niż 20cm, ok?
… I jeszcze słówko o osobistych upodobaniach. Każdy z nas (jeszcze…) ma prawo do własnego zdania, w tym do wybranej PRZEZ SIEBIE szerokości i długości spodni. A sęk w tym, że MNIE OSOBIŚCIE bardziej razi widok zbyt krótkich niż zbyt długich, ot, co. Autor bloga w istocie nosi spodnie ekstremalnie wąskie, i być może dlatego JA najpierw widzę to że są ZA KRÓTKIE niż to, że ZA WĄSKIE. Idąc dalej: spodnie WĄSKIE trzeba skrócić, a spodnie DŁUGIE poszerzyć. Autor „skraca”, a ja raczej POSZERZAM. To jest po prostu różnica w ocenie estetyki, a nie podważanie reguł. Churchil nosił za mały melonik, niżej podpisany „za długie” (lub: za szerokie) spodnie, a – IMHO – autor bloga – za wąskie/za krótkie. *)
*) niepotrzebne skreślić.
Pozdrawiam – Maciej.
PS – tylko dlaczego tyle napastliwości słownej, że ktoś „nie rozumie”? Może po prostu ma inne zdanie… To chciałem powiedzieć, choć, przyznaję, bez wiary w sens tego wywodu… 🙂
Te 16 cm to oczywiście spodnie kobiece, dwie panie mają zapewne takie nogawki.
Dzień dobry,
Mam dwa Pytania do Szanownego Pana Jana:
Ad 1) Jaki czarny garnitur mógłby Pan zaproponować z swojej kolekcji na bardziej formalne, wieczorowe spotkania?
Ad 2) Czy orientuje się Pan czy egarnitury, mają salony stacjonarne w Polsce, czy tylko on-line? (Jeśli mają to Czy w okolicy Warszawy mają takowy).
Pytam się z tego powodu, że obecnie posiadam głównie garnitury dzienne o mniejszym stopniu formalności nieodpowiednie, na niektóre smutne wydarzenia.
Pozdrawiam,
Michał
Oba czarne garnitury z mojej kolekcji – FRANK i JORDAN – są godne polecenia. Są uszyte według tego samego wzoru a różnią się tylko rodzajem wełny oraz podszewką. eGARNITUR ma niestety tylko dwa salony: w Skórczu i w Łodzi.
Teraz szerokie spodnie wracają do mody, na razie głównie wśród młodzieży i sieciówek na nią nakierowanych, ale gdy ta trochę podrośnie, to producenci garniturowi pewnie się dostosują – może w ten sposób problem za długich rurek samoistnie zniknie 😉
Bez wątpienia po szaleństwie zwężania spodni do granic absurdu nastąpi wychylenie w drugą stronę, czyli modne staną się spodnie garniturowe o szerszych nogawkach. Pytanie tylko kiedy to nastąpi? Na razie tzw. masowi klienci o szerszych nogawkach nie chcą słyszeć i zdarza się, że nawet zwężają spodnie, które i tak są wąskie.
Dzień dobry. Panie Janie, mam pytanie odnośnie pańskiej kolekcji ze strony egarnitur.pl. Mam zamiar kupić spodnie większe w pasie ze względu na dość duży obwód moich ud oraz osobistej sympatii do spodni szerszych. Jaka jest zależność rozmiaru od szerokości nogawki na samym dole?
Ja takich danych nie pamiętam. Najlepiej gdyby Pan zadzwonił do sklepu i zapytał. Ktoś z obsługi zmierzy szerokość u dołu oraz w udach i poda Panu dane dla różnych rozmiarów. Z Pana punktu widzenia szczególnie ważna jest szerokość w udach bo mając te dane będzie Pan mógł porównać ze swoimi spodniami. Trzeba tylko uzgodnić miejsce dokonywania pomiaru; np. w ściśle określonej odległości od paska.
W pełni zgadzam się co do przedstawionych rozważań na temat długości spodni i zależności długości od szerokości. Też uważam, że oklapciałe nogawki przy butach wyglądają marnie i miernie. Ale chciałbym dorzucić tu pewien kamyczek mącąty te reguły, który wg mnie jest bardzo istotny,a wziął się z praktycznego użytkowania. Jest on jednak pomijany jakby nie istniał. A chodzi mi o to, że zawsze (!) opisywane są spodnie w stanie – powiedzmy – „świeżym”, wyprasowane i jeszcze nie używane. Tymczasem po kilku godzianch noszenia, siedzenia każde spodnie łapią drobne fałdy pod kolanami i na wysokości pachwin. Te fałdki zabierają pewną część długości. Oczywiście zależy to od jakości materiału i jego skłonności do gniecenia. Ale tak czy inaczej spodnie idealnie wyprasowane i te, w których siedziało się kilka godzin nie zawsze mają tę samą długość. Wiem to, bo sam sobie skracam spodnie. I zawsze mam dylemat ile je skrócić. Bo wiem, że rano jak mam je wyprasowane są dobrej długości bez fałd, a po siedzeniu w pracy czasem wydają mi się za krótkie. Bo zrobiły się owe fałdki, które zabierają długość. Szczególnie to widoczne jest przy spodniach lnianych. Tak więc dobranie długości wcale nie jest takie proste. Oczywiście można unikać siadania, ale nie zawsze to jest możliwe. I nie mam na uwadze tylko spodni tzw. w kant. Ale każde, także jeansy.
Oczywiście wymienione problemy mają swoje znaczenie. Jednak bledną przy podstawowym: gdy nie nosi się szelek (czyli w przytłaczającej większości przypadków) spodnie prędzej czy później opadają i nie tylko robią się za długie ale także ulegają deformacji (bo z przodu opadają bardziej niż z tyłu). O tych i innych podobnych problemach piszę w różnych wpisach blogowych. Np. we wpisie Jak nosić spodnie garniturowe.
A niektórzy wyśmiewają noszących szelki twierdząc, że to zwyczaj przystający panom w sędziwym wieku i ze sporym, wystającym brzuchem. Ja spotkałem się już kilkukrotnie z zarzutem niestosowności noszenia przeze mnie szelek z racji zbyt niskiego wieku (prawie 50) I zbyt nikczemnej postury. Argumenty o wygodzie szelek, nie wspominając o zalecie utrzymywania spodni na właściwej wysokości, nie były przekonywujące. Nie zrażony tym przerobiłem kolejne (czwarte już) spodnie zgodnie z Pana instrukcją (wyprucie szlufek, guziki wewnątrz gurtu) i muszę już nosić się pod prąd;)- wyłącznie na szelkach.
Do tego dochodzi jeszcze jedna kwestia: spodnie z normalnym stanem po opadnięciu niżej sprawiają, że, excuizes moi, tyłek wygląda na wiszący worek. O ile zasłania go marynarka (przydługa), to jeszcze „pół biedy”. Ale na ogół te extremalnie krótkie marynarki plus wiszący tyłek (zwłaszcza u tej części populacji męskiej z początkami otyłości brzusznej..) plus prawidłowa/przykrótka długość nogawek sprawiają wrażenie znaaacznie bardziej przytłaczające niż tylko za krótkie spodnie.
A jeansy rządzą się w ogóle innym prawami…
Pozdrawiam – Maciej
PS – tak na marginesie, padło tu zdanie, z którym zgadzam się w 100% – dobranie długości wcale nie jest proste i w grę wchodzą różne inne czynniki niż ta idealna reguła ilości załamań. Jednym słowem Hugo zdołał jednym celnym zdaniem napisać to, co ja próbowałem nieudolnie od czasu jakiegoś. 🙂
Panie Janie,
czy jeśli kupię spodnie o szerokości nogawki 19 cm u wylotu, o rozmiar lub dwa za długie i następnie je skrócę do pożądanej długości to otrzymam szersze nogawki, a spodnie będą miały nieco wyższy stan?
Tak; jeśli spodnie będą na większy wzrost to będą też miały większą „głębokość”. Jednak żeby uzyskać wyraźnie wyższy stan, trzeba kupić spodnie na wzrost znacznie większy: nawet cztery rozmiary. Skrócenie spodni samo w sobie spowoduje, że będą one szersze u dołu bowiem nogawki we współczesnych spodniach nie są równoległobokami lecz rombami. Ale jest jeszcze jeden haczyk: otóż spodnie w tym samym rozmiarze ale na większy wzrost, mają z definicji szersze nogawki u dołu. Czyli Kupując spodnie na większy wzrost (a następnie je skracając) zyskuje się na ich szerokości u dołu w dwojaki sposób. To dotyczy oczywiście tylko pełnych rozmiarówek, które mają odrębnie wyznaczone przedziały wzrostowe i rozmiary „objętościowe”. Niestety dzisiaj – w dobie cięcia kosztów do granic absurdu – większość marek ma rozmiarówkę uproszczoną, czyli tylko 46, 48, 50, 52 itd. i w tej rozmiarówce są też ukryte wzrosty. Czyli rozmiar 46 jest na mniejszy wzrost niż rozmiar 52. To się jako tako sprawdza przy standardowych sylwetkach ale grubi/niscy i wysocy/chudzi są bez szans.
Dziękuję za wyczerpującą odpowiedź. 🙂
Pozdrawiam.
Również dziękuję, tym razem jako kobieta, opisuję swoje przygody modowe na https://modnadziewczyna.pl/ 🙂
Mam pytanie natury filozoficznej. Otaczają nas ignoranci. Spodnie prawidłowej długości wyśmiewają jako za krótkie. Spodnie noszone w pasie, a nie pod brzuchem nazywają „dziadkowymi”. Zegarek garniturowy o średnicy 37 mm jest dla nich „jakiś taki malutki, babski”, a Grand Seiko to dla nich „jakieś tam Seiko”, nie to co ich Fossil czy inny Diesel. Czy w sytuacji, gdy w ten sposób myśli absolutna większość, nie lepiej po prostu się dostosować i usłyszeć, że wygląda się „elegancko”, zamiast walczyć z wiatrakami, przestrzegając zasad, których nikt już nie zna i nie rozumie?
Myślę, że ci którzy ubierają się w duchu klasycznej elegancji robią to głównie dla siebie a nie dla innych. A już na pewno nie dla ubraniowych abnegatów. Warto ubierać się dobrze by czuć się dobrze i czerpać z tego radość.
A poza tym postęp w każdej dziedzinie ludzkiego życia (także w kulturze i sztuce) dokonywał się przez wieki, nie dzięki masowym ruchom lecz dzięki wybitnym jednostkom, nierzadko poddawanym infamii. Trzeba po prostu robić swoje nie zwracając uwagi na fakt, że wiele osób wokół nas ma to w d….