Dostawa pokarmu dla pisklaków lub podlotów przez dorosłe ptaki to zjawisko, które można zaobserwować późną wiosną i wczesnym latem. W parkach i na innych zadrzewionych terenach, a także na trawnikach a nawet skwerach miejskich, możemy dostrzec różne gatunki ptaków z porcją jedzenia w dziobie. To jedzenie stanowią najczęściej larwy lub owady, czasami pająki lub mięczaki, a czasami też owoce – np. czereśnie. Jednym słowem wszystko to co zawiera dużo białka i może stanowić pożywienie dla młodych ptaków. Po wykluciu, młode ptaki są dokarmiane przez rodziców przez około cztery tygodnie (u różnych gatunków ptaków ten okres jest różny). Przez pierwsze dwa tygodnie młode ptaki pozostają w gnieździe (zwykle nazywamy je wtedy pisklakami), później opuszczają gniazdo, ale nie są jeszcze w stanie same zdobywać pożywienia. Więc rodzice je karmią, co niekiedy udaje się zaobserwować. Młode ptaki w tej fazie rozwoju nazywa się podlotami.
Dostawa pokarmu jest najłatwiejsza do zaobserwowania przy budkach lęgowych, gdyż budki są trudne do przeoczenia. Gniazda ptaków innych niż dziuplaki są przeważnie niemożliwe do wypatrzenia, ale zaobserwowanie ptaka z pokarmem w dziobie jest właśnie sygnałem, że gdzieś w pobliżu może znajdować się gniazdo. Gdy jednak zobaczymy ptaka (np. szpaka lub kwiczoła) zbierającego pokarm na trawniku, to wcale nie znaczy, że gniazdo jest blisko. Wręcz przeciwnie – jest prawdopodobnie w sporej odległości od miejsca wyszukiwania pokarmu. Bo strategia większości ptaków jest taka, że nie szukają pokarmu w bezpośrednim sąsiedztwie gniazda. Prawdopodobnie dlatego, żeby nie naprowadzać na trop ewentualnych drapieżników.
W okolicach mojego ogródka gniazduje zwykle sporo różnych ptaków, mam więc możliwość obserwować, jak wygląda dostawa pokarmu. Często też na mój trawnik przylatują kosy, kwiczoły lub szpaki celem wyszukania smakowitych kąsków dla młodych. Gdy już uzbierają odpowiednią ilość – odlatują w nieznane miejsca. Większość prezentowanych poniżej zdjęć zrobiłem nie opuszczając mojej posesji, ale niektóre pochodzą z okolic mojego domu; w zasadzie nie większej niż kilkaset metrów.