Hasło: styl i moda męska kojarzy się nam najczęściej z Włochami lub Wielką Brytanią, nieco rzadziej z innymi krajami europejskimi. Bowiem nasz europocentryzm powoduje, że rzadko kierujemy swoją uwagę na inne rejony świata. Jeśli już, to przede wszystkim na Stany Zjednoczone, które są światowym epicentrum w wielu dziedzinach życia. Ale tak się składa, że w dziedzinie stylu i mody męskiej muszą ustąpić pierwszeństwa innym. Warto więc rozejrzeć się trochę szerzej, gdyż wszędzie można natrafić na niepowtarzalne ikony męskiego stylu, które mogą stać się dla nas ciekawą inspiracją. Media społecznościowe znacznie ułatwiają wędrówkę po najdalszych zakątkach globu w poszukiwaniu stylistycznych perełek. Postanowiłem od czasu do czasu przedstawiać efekty takich wędrówek. Czyli pokazywać osoby, których styl lubię i podziwiam i które są dla mnie źródłem inspiracji. Zaczynam od Japonii, która – tak mi się wydaje – na naszych oczach staje się światowym mocarstwem w dziedzinie mody męskiej. Zatem w dzisiejszym wpisie: styl made in Japan.
Dostrzegam pewną analogię w tym jaką drogę przeszła Japonia w dziedzinie produkcji samochodów, z tym jaką przechodzi obecnie w dziedzinie mody męskiej. Czy dzisiaj ktoś uwierzy, że kilkadziesiąt lat temu japońskie samochody były synonimem złej jakości i awaryjności? A tak właśnie było, gdy Japończycy stawiali pierwsze kroki w przemyśle samochodowym starając się wiernie powtórzyć amerykańskie wzorce, zarówno w konstrukcjach mechanicznych jak i organizacji pracy. Pan Kiichirō Toyoda osobiście podpatrywał je u Amerykanów, by później wdrażać w Japonii, gdzie przestawił rodzinną firmę z produkcji krosien tkackich na produkcję samochodów. Przy okazji zmieniając jedną literę w jej nazwie: Toyota zamiast Toyoda. Dziś japońskie samochody cieszą się zasłużoną sławą najdoskonalszych na świecie.
Gdy w roku 1976 byłem na praktyce studenckiej w Japonii, powszechnym strojem pracowników wszelkich instytucji, biur i urzędów był szary garnitur, biała koszula z krótkimi rękawami i wąski czarny krawat. Przy czym marynarka była w użyciu jedynie w czasie przemieszczania się poza biurem. Najczęściej wisiała sobie spokojnie na oparciu krzesła – coś jak u nas na weselach 🙂 Muszę zresztą oddać sprawiedliwość, że opisany powyżej strój biurowy był tylko czymś w rodzaju służbowego uniformu. Czterdzieści lat temu, nawet w dużych miastach, w powszechnym użyciu były stroje tradycyjne. Panie w kimonach spotykało się na każdym kroku, zaś panowie w yukatach też byli częstym widokiem. Z czasem wpływy amerykańskie i europejskie wzięły górę i wyparły stroje tradycyjne.
Ważną rolę w tworzeniu japońskiego stylu miała fascynacja Japończyków Włochami: historią, kulturą, architekturą, muzyką, modą. Tu właśnie widzę analogię do podążania tropem amerykańskiego przemysłu samochodowego z tą różnicą, że w modzie męskiej baza amerykańska została zastąpiona bazą włoską. Ta męska moda w wydaniu japońskim, wykorzystując włoskie inspiracje, zaczęła stopniowo ewoluować w kierunku własnego niepowtarzalnego stylu. Powstały styl japoński to przede wszystkim eklektyzm, ale przetwarzany na dziesiątki różnorodnych sposobów. Czego doskonałym przykładem jest dżentelmen, którego dzisiaj przedstawiam: Kenichiro Urakawa.
Kenichiro ma 35 lat, mieszka w Osace i pracuje w firmie zajmującej się handlem nieruchomościami. Nie ma nic wspólnego z branżą modową, zaś stylowe ubiory to jedynie jego hobby. Wszystkie przedstawione zdjęcia pochodzą z jego konta na Instagramie. W stylu Kenichiro widać włoskie wpływy (jasne kolory, krótkie nogawki, loafersy), ale szerokość nogawek jego spodni, ich obszerność oraz wysoki stan, raczej nie nasuwają skojarzeń ze sprezzaturą. Właśnie spodnie są charakterystycznym wyróżnikiem stylu Kenichiro. Zawsze z zakładkami (nawet dżinsy), zawsze z mankietami, zawsze kończące się na wysokości kostek lub powyżej i prawdopodobnie zawsze szyte na miarę.
Spośród 29 zaprezentowanych poniżej zdjęć, tylko na 14 widzimy Kenichiro w marynarce, w tym tylko na 6 w garniturze. To nie przypadek; nasz bohater preferuje styl luźny, ale zawsze z pewną dozą elegancji. Elementy ubioru, które pojawiają się najczęściej, to kamizelki, kapelusze i szelki. Te ostatnie awansowały do roli jednego z najważniejszych elementów, nadających specyficzny klimat. Nie muszę dodawać, że szelki zapinane na żabki – u Kenichiro nie występują.
Kolory na jakie stawia Kenichiro są zdecydowane (można powiedzieć: odważne), zaś ich koordynacja jest doprowadzona do perfekcji. Raczej unika zestawów monochromatycznych, ale ich całkiem nie wyklucza, o czym m.in. świadczy pierwsze zdjęcie poniżej. Elementem obowiązkowym stylizacji są też okulary przeciwsłoneczne, ale tu ważna obserwacja: nie nosi ich we wnętrzach, co – moim zdaniem – świadczy o jego klasie. Uważam bowiem, że używanie okularów przeciwsłonecznych we wnętrzach jest obciachowe, a niestety często spotykane w wykonaniu facetów, którzy uważają się za stylowych. Podobnie rzecz się ma z kapeluszami (ogólniej: z nakryciami głowy), których noszenie we wnętrzach jest oznaką braku kultury noszącego. Nie zobaczymy Kenichiro w takiej sytuacji. Są wprawdzie zdjęcia zrobione na korytarzach jakichś biurowców lub hoteli, na których ma on na głowie kapelusz, ale zgodnie z kapeluszową etykietą korytarzy, klatek schodowych i wind budynków publicznych – nie uważa się za wnętrza.
Bardzo charakterystyczną cechą tworzącą styl Kenichiro, a właściwie pewien klimat okołostylowy, jest sposób jego pozowania: bez uśmiechu, z opuszczoną głową. To jest w zasadzie sprzeczne z zasadami pozowania i powinno przynieść negatywny efekt. Ale nie przynosi – a wręcz przeciwnie: tworzy pewien koloryt, który dobrze wpisuje się w całość. Z drugiej strony zdjęcie poniżej, gdzie głowa jest uniesiona, lub to za kierownicą jego białego Lexusa, gdzie na jego twarzy błąka się jakby cień uśmiechu – należą do jednych z najbardziej udanych.
Tak w dużym skrócie można opisać styl człowieka, którego poznałem dzięki Instagramowi i którego profil śledzę z zainteresowaniem. Czy Wam też przypadł do gustu?
Mam nieodparte wrażenie, że w 99% przypadków prezentowanych na łamach tego forum (… i nie tylko tego…) panuje wszechobecna apoteoza i powszechne zamiłowanie do przykrótkich spodni. Tylko tym razem występuje to w mega-skali – model IMHO wygląda dobrze na tych zdjęciach, gdzie nie widać butów (tzw plan amerykański, sylwetka do kolan lub krócej).
Spodnie model ma ewidentnie za krótkie. Na zdjęciach, gdzie buty widać, wygląda jak ktoś przebrany, a nie ubrany. Kojarzy mi się z konferansjerem w podrzędnym teatrzyku z wodewilem lub kabaretem, ale z cała pewnością nie z elegancją par excellence.
Nie wiem czemu, ale jestem chyba w zdecydowanej mniejszości twierdzącej, że nosząc zbyt krótkie spodnie wygląda się jak klaun, lub ktoś pożyczający garderobę od młodszego brata, w tym przypadku – brata z lekką nadwagą…
… ale zdjęcia ciekawe, a spodnie z podwójnym zapięciem bez paska – pierwsza klasa.
Pozdrawiam,
Maciej.
Zastanawiam się, w jakim stopniu te krótkie i stosunkowo szerokie nogawki spodni są podświadomo-kulturowym nawiązaniem do tradycyjnego stroju japońskiego. Kiedy o tym myślę – a zaznaczam, że nie jestem zwolennikiem zbyt krótkich spodni – obiektywnie przykrótkie nogawki zaczynają mi się jawić może nie jako coś naturalnego, ale „własnego”, właśnie japońskiego. A właśnie dlatego Europejczykom naśladownictwa w tej kwestii bym nie zalecał 🙂
Ciekawy punkt widzenia, z tej strony na to nie spojrzałem.
Ale co do konkluzji – 100/100. Problem w tym, że na Starym Kontynencie niepodzelnie panuja krótkie spodnie, żeby nie powiedzieć – porcięta…
To bardzo trafne spostrzeżenie.
Szczególnie, że relatywnie krótkie nogawki idą w parze z ich dość znaczną szerokością. Co pozostaje w sprzeczności z włoskim wzorcem, gdzie spodnie powyżej kostki to obowiązkowo spodnie bardzo wąskie. Ten aspekt sprawy będzie jeszcze wyraźniej widoczny u innych dżentelmenów z kraju kwitnącej wiśni, których mam zamiar przedstawić w moim cyklu. Zobaczymy u nich jeszcze inne podejście do tematu, mianowicie podwijanie nogawek do wysokości kilku centymetrów ponad kostkę. To bez wątpienia ma podłoże kulturowe.
U mnie się sprawdza poprawianie długości nogawek u krawca. Nie ma na świecie ludzi o takiej samej długości nóg, nawet każdy z nas ma jedną dłuższą. Dlatego poprawka u krawca, lub szycie na miarę wydaje się jedynym słusznym rozwiązaniem.
Pozdrawian
Absolutnie zgadzam się z Tobą. Styl Pana URAKAWA generalnie podoba mi się ale jego przykusych nogawek nie da się obronić choćby nie wiem jaką „włoską” ideologię chcieć dorabiać.
Od razu wyjaśnię, że nienawidzę widoku za długich nogawek spodni, harmonijek albo
o zgrozo przydeptywanych przez obcas buta spodni sic.
Problem z dobraniem odpowiedniej długości nogawek jest niestety dosyć trudny. Musi to być dobrane w tzw. punkt z bardzo niewielkim marginesem tolerancji, w przeciwnym razie wygląda źle. Urakawa wygląda jak klown bo właśnie jego nogawki spodni są zdecydowanie za krótkie /oceniam, że dobre 5 centymetrów/. Natomiast same fason spodni, gurt, zaszewki, mankiety – genialne z zastrzeżeniem, że są pokazane tak do linii łydki.
Pozdrawiam serdecznie
U mnie się sprawdza poprawianie długości nogawek u krawca. Nie ma na świecie ludzi o takiej samej długości nóg, nawet każdy z nas ma jedną dłuższą. Dlatego poprawka u krawca, lub szycie na miarę wydaje się jedynym słusznym rozwiązaniem.
Pozdrawian
Witam Janie , oddałem ostatnio zimowy płaszcz( kupiony w jednej z polskich firm odzieżowych) do krawca celem zwężenia w ramionach fajnie to wyszło widać jednak różnice w szyciu ramion są jakby nieco podniesione wiem szycie ręczne jest to różnica ale ta różnica mi się podoba ramiona są mocniej zaznaczone ,pozdr
Różnice pomiędzy dobrym krawiectwem a masową produkcją są wyraźne. Jest tylko warunek, że trzeba chcieć je dostrzegać.
Tego typu spodnie widoczne są również w Gi (potocznie nazywane kimonem) oraz w japońskiej Hakamie ; )
Wg mnie długość spodni jest tutaj dobrana absolutnie perfekcyjnie! Szerokość i długość spodni w pełni harmonizuje z proporcjami innych elementów – np szerokimi krawatami z wystającą wąską końcówką. Te krótkie spodnie – pomijając konotacje kulturowe – wprowadzają pewną asymetrię – co koresponduje z sylwetką Urakawy oraz jego mową ciała, a także w pewnymi subtelnymi – i na pewno świadomymi – zgrzytami kolorystycznymi.
Wszystko to tworzy dysharmonię, tym bardziej budującą harmonię – taką metaharmonię, można by rzec. Do tego dochodzi swoista gra kulturami, wszak schematycznie (po włosku) oczekujemy, że krótkie spodnie będą wąskie i bez zakładek. W moim odczuciu mamy tu do czynienia ze sztuką, odrobinę ironiczną – jak przystało na prawdziwą sztukę. Urakawa jest niewątpliwie bystrym człowiekiem i ma talent. A to lekkie wrażenie przebrania, nie ubrania wg mnie też jest zamierzone i może też wynikać z japońskiej tradycji teatralnej, która operuje ekspresją, a jednocześnie maskami oraz dystansem.
Warto też zauważyć perfekcyjne kroje, zawsze prawie takie same – wszystkie (prawie) spodnie wyglądają jak szyte wg jednego szablonu, co do milimetra, długość krawatów tak samo jak wg suwmiarki.
Mnie się ten perfekcjonistyczny styl kojarzy z japońskim podejściem doskonalenia jednego elementu przez całe życie.
Jestem pod wrażeniem.
Dziękuję Mirku za bardzo ciekawe uwagi. Jeśli pozwolisz to wykorzystam fragmenty Twojego komentarza we wpisie poświęconym kolejnemu mistrzowi stylu z Japonii: Isao Kato. W jego stylizacjach jest chyba jeszcze więcej prowokacji niż u Kenichiro. Wpis opublikuję za jakiś czas, a na razie polecam konto instagramowe Isao.
Pozwalam z radością 🙂