Pod pojęciem sukces lęgowy ptaków rozumie się zwykle sytuację gdy przynajmniej jeden młody ptak z lęgu opuszcza gniazdo. Trzeba bowiem wiedzieć, że lęgi ptaków są narażone na liczne niebezpieczeństwa; głównie ze strony drapieżców (wyjadających jaja lub pisklęta), ale także z uwagi na warunki pogodowe, dostęp do pokarmu, a nawet presję pasożytów, które są nieodłączną częścią ptasiego życia od chwili wyklucia.
Przed ptakami zakładającymi lęg jest kilka etapów: budowa gniazda, składanie jaj, inkubacja czyli wysiadywanie, karmienie piskląt w gnieździe, karmienie młodych po opuszczeniu gniazda. Później młode się usamodzielniają i najczęściej opuszczają rewir rodziców. W każdym z wymienionych etapów pojawiają się niebezpieczeństwa, które mogą doprowadzić do utraty lęgu. W miastach największym zagrożeniem są sroki, które wyjadają jaja lub pisklęta po wykluciu a na kolejnym etapie tę niechlubną rolę przejmują koty; polujące na młode, niedoświadczone ptaki. Jednak niszczycielska działalność kotów jest przynajmniej o rząd wielkości mniejsza niż takowa działalność srok.
Kilka tygodni temu opublikowałem wpis Kosy budują gniazdo, w którym opisałem zabiegi pary kosów, które założyły lęg w bezpośrednim sąsiedztwie mojego ogródka. Moją opowieść kontynuowałem we wpisie Co słychać u moich kosów? a dziś wracam do tematu bowiem udało mi się zaobserwować i sfotografować młode kosy. Albo młodego kosa – bo tak naprawdę nie wiem ile młodych opuściło gniazdo. Nigdy nie widziałem dwóch młodych na raz ale też nie wiem czy obserwowany młody to był za każdym razem ten sam osobnik, czy może widziałem kilka różnych. W każdym razie sukces lęgowy kosów wydawał się oczywisty. Skąd zatem w tytule zasugerowanie możliwości porażki?
Otóż przez dwa dni młody kos pojawiał się co chwilę w moim ogródku robiąc przy okazji dużo hałasu, a rodzice z zapałem zbierali pożywienie dla niego. I nagle młody przestał się pojawiać a dorosłe kosy, które ciągle w moim ogródku się pojawiały, przestały zbierać zapasy jedzenia. Stąd moje przypuszczenie, że młodego spotkało jakieś nieszczęście i dorosłe nie mają już kogo karmić. Gdyby tak było, byłaby to jednak porażka, chociaż warunek opuszczenia gniazda przez młodego był niewątpliwie spełniony. Pozostaje mi tylko nadzieja, że może moja interpretacja jest błędna i młody gdzieś się przeniósł, a jego rodzice wraz z nim. A te dorosłe kosy, które u mnie bywają obecnie, to są zupełnie inne osobniki nie mające nic wspólnego z lęgiem, który opisywałem. Może tak być ponieważ liczba kosów jakie przewijają się przez mój ogródek jest znaczna.