Zima w końcu pokazała nam swoje śnieżne i mroźne oblicze. Śnieg, szczególnie ten świeżo spadły, dodaje kolorytu krajobrazowi, ale w miastach jest niemałym utrapieniem. Walka z nim polega na sypaniu znacznych ilości soli, co jest rozwiązaniem wybitnie nieekologicznym oraz stanowi śmiertelne zagrożenie dla naszego obuwia. W sieci można przeczytać o wielu „niezawodnych” sposobach zabezpieczenia butów przed solno-śnieżną breją, ale prawdę mówiąc żadnego sposobu na to nie ma. Oczywiście stosowanie tłuszczów do skór, kremów i past woskowych potrafi spowolnić proces niszczenia butów, ale mu nie zapobiegnie. Podobnie między bajki można włożyć wszelkie „niezawodne” sposoby usuwania solnych nacieków. Owszem, różnymi sposobami można wydatnie zmniejszyć widoczność takich uszkodzeń, ale powrotu do stanu sprzed zasolenia – już nigdy nie będzie.
Nie należy jednak załamywać rąk, bowiem wcale nie jesteśmy skazani na porażkę w walce o nieskazitelność naszego obuwia w starciu z tzw. błotem pośniegowym. Ja rekomenduję kalosze, które zapewniają pełne zwycięstwo na tym polu. A stylowość i niemała doza hipsterstwa są ekstra bonusem dla noszących kalosze 🙂
No właśnie! Czy określenie „kalosze” jako nazwa gumowych ochraniaczy/nakładek na buty jest prawidłowa? Przecież każdy wie, że kalosze to gumowe buty z wysokimi cholewkami, mające chronić przed wodą lub błotem. Stosowane z powodzeniem zarówno przez pracowników sektora budowlanego i rolników, jak i grzybiarzy, wędkarzy, amatorów leśnych wędrówek, no i oczywiście przez dzieci. Żeby wyrobić sobie zdanie na temat zasadności użycia nazwy „kalosze”, trzeba się nieco cofnąć w czasie. Gumowe nakładki na buty pojawiły się pierwszej połowie XIX wieku i aż do drugiej wojny światowej były w powszechnym użyciu. Nazywały się wówczas kaloszami i nikomu nie przychodziło do głowy szukać dla nich innej nazwy. Kalosze były na tyle powszechne, że zarówno w domach (w przedpokojach), jak i w lokalach publicznych, przy drzwiach wejściowych były specjalne miejsca na nie przeznaczone. Mokre czy zabłocone kalosze zostawiało się tam, wchodząc dalej w czystych butach. Po wojnie kalosze stopniowo wychodziły z użycia, a nazwa została zawłaszczona przez inne buty, początkowo zwane gumiakami, gumowcami lub po prostu butami gumowymi. Ta migracja nazwy miała swoje podłoże psychologiczne. O ile bowiem kalosze były atrybutem eleganckiego mężczyzny, o tyle gumiaki były butami roboczymi – zresztą w pierwszym okresie swojego istnienia były po prostu ohydne. Sama nazwa „gumiaki” miała pejoratywny wydźwięk. Więc kiedy gumiaki stawały się coraz popularniejsze, a przy okazji także ładniejsze – zawłaszczyły nazwę „kalosze”, razem z jej pozytywnymi konotacjami. I dziś nikt nie ma negatywnych skojarzeń np. z gumiakami Hunter.
Gdy w naszym kraju coraz większą popularność zaczęły zdobywać klasyczne męskie półbuty na skórzanej podeszwie, wraz z nimi do głównego nurtu mody męskiej, zaczęły wracać też kalosze (te pierwotne). Ale w międzyczasie nazwa „kalosze” zdołała już trwale zrosnąć się z gumiakami, zatem trzeba było wymyślić coś nowego. Zaczęto używać nazwy „kaloszki” i znam wiele osób, które są przekonane, że to jedyna poprawna nazwa dla gumowych ochraniaczy na buty. Ale znów się okazało, że nowa nazwa powędrowała w inne rejony. Bo dziś kaloszki to rzeczywiście ochraniacze (chociaż częściej z innych materiałów niż guma), ale nie na buty, tylko na kopyta 🙂
Właściwie od początku zamieszania językowego wokół kaloszy można było przewidzieć jak to się skończy: sięgnięciem do języka angielskiego. I gumowe ochraniacze zostały nazwane galoszami (ang. galoshes). Wart odnotowania jest fakt, że używanie nazw: kalosze – kaloszki – galosze jest uwarunkowane pokoleniowo. Najstarsze pokolenie używa nazwy kalosze, średnie – kaloszki, a najmłodsze – galosze. Nazwa galosze w zasadzie już się przyjęła i nie budzi dziś żadnych wątpliwości do tego stopnia, że jeden z czytelników wytknął mi kiedyś, że: trzymając się poprawności językowej i historycznej to gumowe nakładki na buty należałoby nazywać galoszami. Czytelnik miał trochę racji, ale tylko trochę 😉 Bowiem nazwa „galosze” funkcjonowała w języku polskim od dość dawna, ale równolegle z nazwą „kalosze”, która była powszechniejsza. Hasło galosz znajdziemy już w Słowniku Wileńskim z roku 1861 oraz w monumentalnym słowniku Doroszewskiego (1958-1969), gdzie możemy przeczytać: galosz – dawniej kalosz. Ale sam kalosz też ma swoje miejsce w słowniku Doroszewskiego zdefiniowany jako: gumowe obuwie nakładane na zwykłe dla ochrony przed błotem i wilgocią. Mam nadzieję, że czytelnicy mi wybaczą jeśli zlekceważę galosze i pozostanę przy nazwie kalosze. Bo to i baśń Andersena Kalosze szczęścia, i film o tym samym tytule w reżyserii Antoniego Bohdziewicza, i sędzia kalosz (nieudolny bądź tendencyjny sędzia na meczu) oraz inna para kaloszy (zupełnie inna sprawa, całkiem co innego), a nade wszystko wiersz Adama Asnyka: Więc i ty, kiedy schodzisz w towarzystwo ludzi,/ Nie bierz ze sobą gromu, który postrach budzi,/ Nie przynoś orlich spojrzeń, tytanicznych postaw,/ Lecz wielkość z kaloszami w przedpokoju zostaw! Za dużo tych kulturowych odniesień, żeby tak łatwo rezygnować z tradycyjnej nazwy.

Plakat filmu Kalosze szczęścia (1958) w reżyserii Antoniego Bohdziewicza. Warto zwrócić uwagę na nazwiska współtwórców: dialogi – Sławomir Mrożek, muzyka – Stefan Kisielewski.
Po tych wszystkich rozważaniach językowych, wiadomo na czym stoimy, więc możemy się skoncentrować na użytkowych własnościach kaloszy. A te są po prostu rewelacyjne! Bo nie dość, że chronią obuwie przez błotem, wilgocią i solą, nie dość, że dają użytkownikowi dodatkową warstwę chroniącą przed chłodem, to jeszcze zapewniają szacunek i podziw otoczenia. Słowo daję – a wiem coś o tym 😉 Noszenie kaloszy ma same zalety, ale jest też pewien kłopot: co z nimi zrobić po zdjęciu? Pamiętam w jakie osłupienie wprawiłem kiedyś obsługę szatni w filharmonii, gdy oddałem na przechowanie płaszcz, kapelusz i kalosze. Ale wszystko zostało przyjęte, a pani szatniarka natychmiast znalazła foliową torebkę i włożyła w nią kalosze (które zresztą zdołały już nieco obeschnąć zanim dotarłem do szatni). Od tamtej pory noszę ze sobą taką torebkę, gdy mam w planie oddanie kaloszy do szatni.
Każdy kto się przekona do kaloszy i zechce je nabyć musi wiedzieć, że rozmiar kaloszy odpowiada rozmiarowi obuwia jakie nosimy. Czyli jeśli nosimy buty rozmiaru 42, to i kalosze kupujemy w takim rozmiarze, a nie np. 43 lub 44 (żeby się buty zmieściły). Trzeba też pamiętać, że poszukując kaloszy nie powinniśmy wpisywać do wyszukiwarki frazy: „kalosze”, lecz albo: „galosze”, albo „ochraniacze na buty” (ang. galoshes, overshoes). Niedrogie kalosze (w tym także damskie, na buty na wysokich obcasach) znajdziemy w sklepie Klasyczne buty, droższe – bo słynnej marki Swims – w sklepie Shoepassion.
Dzień dobry, a czy osobiście nosił Pan te kaloszki?
Te dla konia – nie. Natomiast kalosze noszę od lat i nie bardzo wyobrażam sobie funkcjonowanie bez nich 😉
🙂
Dzień dobry Panie Janie,
pytanie nie będzie dotyczyło co prawda kaloszy, ale zaciekawił mnie widok skórzanych pasków, okręconych wokół końców sznurówek Pańskich butów (na zdjęciu tytułowym). Spotkałem się z czymś takim w lotnikach firmy Nord, ale myśląc że jest to pewien element zabezpieczenia (nie miałem pojęcia przed czym:)), po prostu to wyrzuciłem … Czy te skórzane paski, okręcone wokół sznurówek, pełnią jakąś funkcję?
Pozdrawiam serdecznie,
Robert Morawski
Nie pełnią żadnej funkcji użytkowej a jedynie ozdobną. Stosuje je chyba tylko Nord. Można je usunąć jeśli ktoś chce. Mnie się podobają więc je zostawiam.
Jakoś w czarnych, smukłych lotnikach wydały mi się niepotrzebne nawet optycznie, ale w brogsach jakie Pan nosi na zdjęciu wyglądają całkiem dobrze i intrygująco. Kolejnych nie wyrzucę 🙂
Mnie to się trochę kojarzy z frędzlami w tassel loafers

Jesli sznurowki nie sa zawiazane mocno, to takie „dzindzibalki” po jakims czasie spowoduja rozwiazanie.
Janie, ale o tych kaloszach to już chyba kiedyś pisałeś.???
Masz dobrą pamięć: 6 lat temu opublikowałem wpis o kaloszach. Jest to temat raczej niszowy, więc nie poświęcam mu zbyt wiele uwagi. Jak np. garniturom lub zegarkom, do których wracam znacznie częściej.
Panie Janie
A czy myślał Pan o napisaniu o męskich piżamach ?
Pozdrawiam
Maciej
Nie, nie przyszło mi to do głowy 😉
Panie Janie,
w zakresie rozmiarów kaloszy, myślę, że trzeba brać pod uwagę nie tylko zasadniczy rozmiar obuwia, ale także długość nosków. O ile zgodzę się, że normalne buty wymagają tego samego rozmiaru kaloszy, o tyle buty z wydłużonymi noskami (nawet nieznacznie) niestety wypychają kalosze, co powoduje, że cholewka obciera się przy dłuższym noszeniu (np. wyjściu na spacer). Z tego względu kupuję kalosze tylko większych rozmiarów niż mam buty (mam niemalże wyłącznie buty z dłuższymi noskami :D).
Ponadto, mam pytanie odnośnie rzeczonego obcierania. Nawet dobrze dobrane kalosze potrafią obetrzeć cholewkę przy dłuższym noszeniu, przede wszystkim w okolicach, w których but dużo się zgina. Czy ma Pan jakieś sposoby na przeciwdziałanie temu przykremu zjawisku, inne niż częstsze pastowanie tych miejsc? Może jakaś forma miękkiej, delikatnej wkładki rozwiązałaby problem?
Pozdrawiam,
Leszczyna
Nigdy nie zdarzyło mi się, żebym jednorazowo miał założone kalosze przez dłużej niż godzinę – półtorej. Więc z problemem obcierania nie miałem do czynienia. W dodatku moje kalosze mają jakąś powłokę od wewnętrznej strony, więc skóra buta nie ma bezpośredniego kontaktu z gumą.
Ale problem obcierania jest ciekawy i spróbuję go zbadać nieco dokładniej.
Niestety tańsze kalosze są w 100% z gumy (nie mają w środku żadnej dodatkowej powłoki/wyściółki z innego materiału). Gdy je kupowałem w Klasycznych butach ekspedient informował mnie nawet o możliwości obtarcia butów przy długotrwałym noszeniu.
Z tego co widzę na Shoepassion, kalosze marki Swims mają welurową wyściółkę, zapewne właśnie ze względu na obcieranie. Cóż, będzie trzeba na przyszły sezon poczynić pewne wydatki. Czego nie robi się dla butów 🙂
Pozdrawiam,
Leszczyna
Co jednak zrobić gdy śnieg sięga wyżej niż po kostki?
I skąd w sumie wzięło się powiedzenie „sędzia kalosz”?
Kalosze nie są przewidziane do chodzenia po głębokim śniegu. Ale też gdy przychodzi poruszać się w takich warunkach to raczej nie zakłada się eleganckich butów na skórzanej podeszwie i kaloszy dla ich ochrony. Wtedy przydatne okazują się gumofilce, albo nawet walonki.
.
Okrzyk/obelga „sędzia kalosz” narodził się w Krynicy, na meczu hokejowym KTH Krynica, w latach trzydziestych ubiegłego wieku. Gospodarze przegrywali ten mecz, głównie wskutek stronniczych i niesprawiedliwych decyzji sędziego. Publiczność nie szczędziła mu gwizdów i wyzwisk, a jeden z krewkich kibiców zdjął kalosz i rzucił nim w sędziego. Nie trafił, a kalosz wylądował na lodowisku. I wtedy publiczność zaczęła skandować: sędzia kalosz! sędzia kalosz! Było to tak niezwykłe, że w następnych dniach o incydencie szeroko pisała cała prasa, nie tylko lokalna. I się przyjęło, przy czym z czasem okrzyk przeniósł się na boiska piłkarskie, gdzie obecnie najczęściej można go usłyszeć.
Cieszę się, że mój komentarz o galoszach zainspirował pana do tego artykułu.
🙂
Jednym znamiennym faktem, o ktorym Sz. Grono Korespondentow zapewne nie wie jest niebagatelna ochrona przed wszelkim sniegowo-lodowym poslizgiem. Kalosze zwykle zrobione sa z miekkiej gumy, ktora dobrze dopasowywuje sie do lodu i w ten sposob zapobiega poslizgom, w przeciwienstwie do butow na gladkiej podeszwie,
Ponadto (ja) zwykle kupuje kalosze o jeden numer wieksze, bo kalosze pasujace zbyt ciasno moga byc nadzwyczaj uciazliwe w zakladaniu, czy zdejmowaniu.
Długo opierałem się galoszom, ale w tym roku wymiękłem. Mam w remoncie wszystkie drogi wokół swojego osiedla. Wyjście nawet do pobliskiego sklepu to brodzenie w błocie (bo śniegu wyjątkowo mało w tym sezonie). Gdyby nie ten wpis, nie wiedziałbym, że takie galosze istnieją 🙂 Dziękuję 🙂
🙂
Nie wiem, czy sa dostepne w Polsce, ale istnieja rowniez tzw. Ice cleats, czyli polaczone lancuszkiem gumowe podkladki, ktore zaklada sie pod wszelkie buty w razie niebezpieczenstwa oblodzenia chodnikow. Na poczatku swojej egzystencji byly uzywane przez wedkarzy, ktorzy operowali na lodzie jezior. Zupelnie nie niszcza butow, bo sa zrobione z gumy, latwo je mozna zalozyc i zdjac.
Jest to rzecz doskonala, i chodzac po miescie i w czasie wycieczek gorskich po jakimkolwiek sniegu/lodzie.
(Niestety, komentowanie nie sprzyja dolaczaniu fotografii, w przeciwnym wypadku dolaczylbym zdjecie takich podkladek)
Super. Dziękuję za informacje 🙂 To z kolei może być dobre, jeśli wrócą porządne zimy 🙂