Często się zdarza, że poruszając jakiś temat z obszaru mody męskiej zwracam uwagę, że mamy do czynienia ze swoistym paradoksem: oczekiwania i nawyki klientów idą w zupełnie innym kierunku niżby wynikało ze sprawdzonych wzorców prezentowanych w mediach społecznościowych przez znanych trendsetterów i elegantów, obserwowanych przez setki tysięcy fanów. Ale trzeba też zauważyć, że eleganckie stylizacje oparte na klasyce – które najczęściej pojawiają się na profilach wspomnianych elegantów – pozostają w opozycji do najnowszych modowych trendów. Te – są narzucane przez wielkie sieci handlowe, dla których kluczowe znaczenie mają częste zmiany trendów, bo to zapewnia im ruch w interesie.
We wpisie Płaszcze i płaszczyki, opublikowanym nieco ponad miesiąc temu pisałem, że jeśli spojrzymy na materiały udostępniane w mediach społecznościowych czołowych światowych dandysów, sartorialistów – czy jakkolwiek inaczej byśmy ich nazwali – to zauważymy, że noszą oni płaszcze sięgające przynajmniej do kolan, a najczęściej – sporo poniżej. A gdybyśmy chcieli udać się do sklepu celem nabycia takiego płaszcza, to zderzymy się ze ścianą: długich płaszczy po prostu nie ma w sprzedaży. Wielcy producenci narzucili modę na krótkie płaszczyki, bowiem to pozwala im zmniejszyć zużycie tkanin, a tym samym obniżyć koszty. Ale przecież spora część mężczyzn powinna mieć potrzebę nawiązywania do klasyki, chcieć wyglądać poważnie i dostojnie (przykrótki płaszcz tak w żadnym razie nie wygląda), czy choćby wzorować się na znanych postaciach świata mody. I wydawać by się mogło, że ta część mężczyzn powinna wymuszać na producentach rozszerzenie oferty o płaszcze klasycznej długości. Jednak tak się nie dzieje, co właśnie uważam za paradoks.
Innym intrygującym paradoksem jest rozszerzająca się moda na nienoszenie krawata. Z jednej strony nie może to dziwić, wszak od wielu lat obserwujemy postępującą każualizację męskich strojów. Ale z drugiej strony obserwujemy też ogromny postęp w jakości i wyglądzie krawatów dostępnych w sklepach. Kilkadziesiąt lat temu, gdy krawaty były dodatkiem oczywistym (przypomnijmy sobie początki karier Elvisa Presleya, The Beatles, czy nawet The Rolling Stones), były one niezbyt wyrafinowane jakościowo, a wzornictwo pozostawiało wiele do życzenia. Dziś krawaty są piękne i doskonałe; ręcznie szyte z naturalnych, luksusowych materiałów tkanych specjalnie z przeznaczeniem na krawaty, starannie wykończone, ze specjalnymi wkładami wewnętrznymi, które przyczyniają się do tworzenia pięknych węzłów. Biją na głowę te z lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku. Tyle tylko, że dziś mało kto je nosi a wtedy nosili je wszyscy. Czyż to nie paradoks?
Moda męska od dawna (a przynajmniej od 200 lat) miała jeden główny cel: sprawić, żeby mężczyzna prezentował się jak najkorzystniej. Klasyczna elegancja wypracowała przez lata wzorce, które były doskonałe. Wprawdzie to i owo się z czasem zmieniało, ale nie były to zmiany rewolucyjne, a raczej ewolucyjne. Sytuacja była stabilna w czasach, gdy odzież szyta była przez krawców na indywidualne zamówienia. Ale uległa zasadniczej zmianie z chwilą, gdy powstały nowe, syntetyczne tkaniny a odzież zaczęto produkować na skalę przemysłową. Możliwości produkcji przemysłowej znacząco przerastały potrzeby, zatem trzeba było skłonić mężczyzn do częstej wymiany składników garderoby. Choć pozornie wydawało się to zadaniem niewykonalnym, w rzeczywistości okazało się banalnie prostym. Wystarczyło przekonać mężczyzn, że w nowym sezonie nie wypada już nosić rzeczy kupionej w sezonie poprzednim. Trzeba kupić nową bo ubiegłoroczna jest już „niemodna”. Oczywiście ta nowa rzecz musiała wyglądać inaczej, zatem pojawił się zawód projektanta, którego zadaniem było wymyślanie nowych wzorów.
Ale skoro owocem klasycznej męskiej elegancji były ubiory doskonałe, to zmieniać można je było tylko na gorsze. Okazało się jednak, że to żadna przeszkoda: mężczyźni z ochotą zaczęli nosić rzeczy brzydkie, które miały niekorzystny wpływ na ich wygląd, byle tylko gdzieś zasłyszeli, że takie rzeczy są aktualnie modne. Taki stan rzeczy, który w ostatnich latach występuje w szczególnie dużym nasileniu, można by uznać za matkę paradoksów, bowiem z niego wynikają inne – szczegółowe – a jednym z nich jest wspomniany na wstępie paradoks płaszczowy. Jeszcze innym jest paradoks dotyczący spodni garniturowych. Jak wiadomo obecnie „modne” są spodnie o wąskich nogawkach. Jest w tym nawet pewien sens, bowiem ktoś kto ma przysadzistą sylwetkę dobrze wygląda jeśli nogawki nie są nadmiernie szerokie. Ale jest pewna granica tej szerokości (a właściwie wąskości) i jeśli się zejdzie poniżej niej, to wygląda się, już nie to że źle, ale wręcz tragicznie. Tą granicą jest utrzymanie tzw. spadu, czyli takiej szerokości nogawek, żeby mogły one opadać pod własnym ciężarem gdy zmieni się pozycję z siedzącej na stojącą. Jeśli nogawki są za wąskie to zatrzymują się na udach i łydkach, co właśnie wygląda tragicznie a w dodatku jest mało komfortowe. Mimo to wielu mężczyzn – w pogoni za króliczkiem mody – wybiera spodnie ekstremalnie wąskie, które opinają uda i łydki. Brrrr…
Zupełnie innego typu paradoksem jest paradoks męskiego obuwia. Każdy się zapewne ze mną zgodzi, że większość mężczyzn w Polsce nie dba o buty. I to nie dba w dwojaki sposób. Po pierwsze nie dba o właściwy dobór obuwia do reszty stylizacji a także do okazji lub choćby pory dnia. A po drugie nie dba o buty w sensie ich estetyki, czyli mówiąc wprost: chodzi w brudnych butach. No dobrze, ale niechlujstwo samo w sobie – paradoksem nie jest. Ten pojawia się dopiero wtedy gdy sobie uświadomimy, że kobiety przywiązują ponadprzeciętną wagę do męskiego obuwia. I bardzo często – wstępnie oceniają mężczyznę na podstawie jego butów. No a skoro mężczyznom zależy na tym, żeby dobrze wypaść w oczach kobiet – a przecież zależy! – to powinni dbać o buty. A nie dbają.
Na koniec warto jeszcze wspomnieć o paradoksie smokingowym. Jak wiadomo smoking jest ubiorem wyjątkowym, przeznaczonym na szczególne okazje, ale wyłącznie te wieczorowe. Zupełnie nie nadaje się do użycia w ciągu dnia. Jako ubiór o wysokim stopniu formalności, podlega bardzo ścisłym regułom. Jeśli te reguły nie są spełnione, to w zasadzie nie można mówić o smokingu a jedynie o ubiorze smokingopodobnym albo kostiumie specjalnym. I właśnie w tym upatruję modowy paradoks, że tradycyjne smokingi niemal zupełnie zniknęły a mężczyźni pokochali ubiory smokingopodobne, które z upodobaniem zakładają także w ciągu dnia, np. na własny ślub. Jest to zjawisko bardzo ciekawe z punktu widzenia psychologicznego, bo jeśli ktoś uznał, że z jakiejś okazji szczególnie dla niego ważnej, chce wyglądać jak prawdziwy dżentelmen, to dlaczego daje sobie wcisnąć kostium pośledniej klasy artysty disco polo?
Modowych paradoksów jest bardzo wiele a w moim wpisie wspomniałem tylko o niektórych. Jeśli przychodzą Wam do głowy jakieś inne, to podzielcie się nimi w komentarzach.
Mam pełną szafę krawatów i mimo ,iż praca ode mnie tego nie wymaga to praktycznie zawsze jestem pod krawatem. Po prostu właściwie dobrany krawat wnosi dużo do tego jak człowiek wygląda. Rurkospodni również nie znoszę. Mam kolarską łydkę która się nie mieści do tych wynalazków.
Natomiast co do płaszczy to chodzi jednak nie tylko o oszczędność ale i o wygodę. Jeśli ktoś porusza się głównie samochodem to długi płaszcz będzie niezbyt wygodny. Natomiast jak poruszamy się pieszo lub komunikacją publiczną to wtedy zdecydowanie lepszy jest płaszcz długi. I wygląda lepiej i zdecydowanievw nim cieplej.
Trudno to nazwać paradoksem, ale powszechna dostępność różnego rodzaju portali społecznościowych powoduje spore zamieszanie. Teraz każdy tz.celebrta ( znany z tego że jest znany) ma ambicje pisać na każdy temat. Brak autorytetów powoduje że biorąc udział w różnych oficjalnych uroczystościach stroje męskie i coraz częściej kobiece są niedopasowane.
Beau Brummelowi te wąziutkie spodnie pewnie by się spodobały, bo sam takie nosił. Czasem historia zatacza kręgi szersze, niż się spodziewamy.
Panie Janie,
zgadzam się ze wszystkimi opisanymi paradoksami. Większość z nich wynika zapewne z braku wiedzy w zakresie klasycznej męskiej elegancji. Dlatego bardzo dziękuje za każdy Pana wpis i cieszę się, że powstał Pana blog, ponieważ z każdego artykułu można się czegoś wartościowego dowiedzieć 🙂
W ramach wpisu, wspomina Pan o tym, że wszystko się zmieniło gdy powstały syntetyczne tkaniny. Z tym również się zgadzam, natomiast mam pytanie, dotyczące konstrukcji marynarek metodą klejenia. W poprzednich artykułach, pisał Pan, że oczywiście konstrukcje oparte na płótnie są droższe, ale też lepsze jakościowo niż konstrukcje klejone. Natomiast dla przeciętnego użytkownika różnica nie powinna być odczuwalna. Niemniej ciekawi mnie „żywotność” oraz komfort termiczny / przepuszczalność powietrza konstrukcji klejonej w porównaniu do konstrukcji na płótnie. Czy jest to odczuwalne w trakcie noszenia garnituru? Będę bardzo wdzięczny za Pana komentarz w tej sprawie.
Przy okazji chciałbym zapytać czy w Pana kolekcji na eGarnitur, są jakieś garnitury uszyte w oparciu o konstrukcję na płótnie? W poprzednich postach, wspominał Pan, że są takie plany, ale w opisach poszczególnych garniturów nie znalazłem takiej informacji.
Z góry dziękuję za odpowiedź oraz życzę powodzenia i dalszych sukcesów w szerzeniu wiedzy o klasycznej męskiej elegancji 🙂
Pozdrawiam
Dziękuję za miłe słowa 🙂
Teoretycznie marynarka klejona powinna mieć mniejszą oddychalność od tej na płótnie. Piszę „teoretycznie” gdyż nigdy nie udało mi się zaobserwować praktycznej różnicy. Dla przewiewności marynarki kluczowe znaczenie mają plecy, przody odgrywają zdecydowanie mniejszą rolę. Jeśli chodzi o kwestię układania się, to marynarka na płótnie układa się ładniej i to jest zauważalne, szczególnie na przejściu przodów w klapy. Ale z drugiej strony niewiele osób jest w stanie tę różnicę dostrzec. Poza tym bardzo wiele zależy od szycia i prasowania; może się zdarzyć i tak, że marynarka klejona – dobrze uszyta i prasowana na maszynie odpowiedniej klasy – będzie się układała ładniej od marynarki na płótnie – uszytej byle jak. Konstrukcje half canvas i full canvas są moim zdaniem dla koneserów, którzy chcą mieć ubiory wysokiej klasy i są skłonni zapłacić za nie sporo więcej.
W mojej kolekcji nie ma garniturów z marynarkami na płótnie i nie planuję takich wprowadzić. Modowi koneserzy, o których wspomniałem powyżej, mają spore możliwości nabycia garniturów z marynarkami na płótnie, zatem nie widzę uzasadnienia dla rozszerzania mojej kolekcji o ten segment. Przeciętni klienci i tak nie dostrzegą różnicy w jakości uzasadniającej tak znaczny wzrost ceny.
Smoking na zimowym weselu np. w Sylwestra (a takie się zdarzają) nie musi być złym wyborem.
Co do krawatów to nie żaden paradoks. Skoro krawaty przestały być użytkowane masowo, a jedynie ostały się w szafach zapaleńców, którym nie wystarczy, że po prostu coś tam wisi pod szyją, to firmy je produkujące musiały zacząć produkować modele krawatów, które zaspokoją gusta takich wyrobionych klientów. To samo możemy zaobserwować w tym, że każualizacja mody spowodowała, że dużo łatwiej kupić garnitur z sartorialnymi smaczkami takimi jak spalla camicia czy barchetta. Kto kiedyś po prostu potrzebowałby jakikolwiek garnitur do pracy dziś go nie kupi, bo nie ma wymogu przychodzenia do pracy w garniturze. A jak ktoś już kupuje, to robi to, bo lubi garnitury. A jak lubi garnitury, to doceni takie smaczki.