I komu to służy?
W czasach mojej młodości – w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku – wszystkie środki masowego przekazu były pod kontrolą partii, która sprawowała wówczas niepodzielną władzę. Do obywateli mógł docierać tylko taki przekaz, który uzyskał akceptację Wydziału Propagandy komitetu partyjnego odpowiedniego szczebla. Na straży poprawności przekazu stał groźny Urząd Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk, czyli państwowo-partyjna cenzura. Akceptację tego urzędu musiał mieć nie tylko każdy tekst publikowany w prasie, wygłaszany w radiu czy w telewizji, ale także wygłaszany publicznie na wydarzeniach kulturalnych i rozrywkowych.
Mimo tej wszechobecnej cenzury zdarzały się niekiedy publikacje, które najwyraźniej przemknęły się niepostrzeżenie przez oka sieci. Publikacje, które albo delikatnie krytykowały PRL-owską rzeczywistość (ostrzejsza krytyka nie miała jednak szans się przemknąć), albo ukazywały pozytywne aspekty życia czy to w Polsce przedwojennej, czy to w krajach Zachodu. Jeśli tak się stało to natychmiast ukazywały się liczne kontrpublikacje, które dyskredytowały pierwotną publikację i w podsumowaniu zawsze stawiały pytanie, które jest tytułem mojego dzisiejszego wpisu: i komu to służy? Chodziło o to komu może służyć upublicznianie informacji o jakichś drobnych potknięciach socjalizmu – wszak bez wątpienia najlepszego ustroju – albo gloryfikowanie życia w społeczeństwach, które są podzielone na wrogie klasy: wyzyskiwaczy i wyzyskiwanych. I zawsze się okazywało, że służy to wrogom Polski a szczególnie „niemieckim odwetowcom”. Woda na młyn niemieckich odwetowców – to była ulubiona fraza Władysława Gomułki – ówczesnego władcy Polski. Nie od rzeczy będzie przypomnieć, że Władysław Gomułka – chociaż był władcą Polski niemal absolutnym – był tylko szefem partii rządzącej i szeregowym posłem. Nie piastował żadnych stanowisk państwowych.
Do tych historycznych wspominek skłonił mnie komentarz jednego z czytelników bloga, do wpisu: Czy garnitury są dziś drogie czy tanie? Komentarz jest właśnie w duchu: i komu to służy?, chociaż nie przywołuje niemieckich odwetowców a i główny zarzut formułuje łagodniej, mianowicie: jaki to ma cel? Przypomnę, że we wpisie o cenach garniturów analizowałem ceny tychże w roku 2004 i 2024 w kontekście zamożności społeczeństwa wtedy i dziś. I w konkluzji stwierdzałem, że dziś garnitury są znacznie tańsze niż były 20 lat wcześniej. Autor komentarza – podpisujący się: Paweł – nie przyjmuje do wiadomości, że porównanie cen dzisiejszych garniturów z tymi sprzed 20 lat, jest ciekawe samo w sobie. Zakłada, że musi to mieć jakiś ukryty cel. Podejrzewa zresztą, że tym celem jest przygotowanie czytelników na podwyżki cen garniturów z mojej kolekcji. Przy okazji krytykuje też metodologię jaką zastosowałem do porównania, mianowicie uważa, że odnoszenie cen garniturów do średnich wynagrodzeń nie ma sensu gdyż (tu cytat): 2/3 Polek i Polaków zarabia mniej niż średnia krajowa i to znacznie mniej. A przecież to nie ma znaczenia dla analizy, bowiem średnie wynagrodzenie jest tylko środkiem do uchwycenia różnicy w zamożności Polek i Polaków w roku 2004 i 2024. Myślę, że dla wszystkich jest oczywiste, że dzisiejsza średnia zamożność jest większa od średniej zamożności 20 lat temu i jeśli cena produktu wzrosła w ciągu 20 lat w stopniu mniejszym niż wzrosła zamożność to znaczy, że produkt ten jest dostępniejszy. Mówiąc szczerze bardzo mnie dziwi, że ten sposób myślenia może budzić sprzeciw bowiem wydaje mi się oczywisty.
Ale atak Pawła na średnie wynagrodzenie jako niemiarodajną podstawę do analizy, nasunął mi pomysł jej powtórzenia z przyjęciem jako bazy: ustawowej płacy minimalnej. To też tylko jeden ze sposobów na porównanie ogólnej zamożności, zresztą – jak wszystkie inne – obarczony wadami. W roku 2004 płaca minimalna brutto wynosiła 824 zł czyli ok. 603 zł netto. W roku 2024 płaca minimalna to 4.242 zł brutto czyli ok. 3.222 zł netto. Osoba pobierająca 20 lat temu minimalne wynagrodzenie musiała wydać na garnitur (kosztujący wówczas 1.000 zł) 166% swojej pensji netto. Dziś kupi garnitur (2.200 zł) za 68% swojej pensji netto. Czyli dziś garnitur jest dla takiej osoby znacznie dostępniejszy, można powiedzieć: tańszy. Gdyby relacja ceny garnituru do płacy minimalnej miała być dziś taka sama jaka była 20 lat temu, to garnitur musiałby kosztować nie 2.200 zł, lecz 5.349 zł!
Okazuje się, że jeśli bazować w analizie na płacy minimalnej, to dzisiejsza cena garnituru wychodzi znacznie bardziej przystępna niż cena wyliczona na bazie płacy średniej. Tak więc argumenty Pawła dyskredytujące moją analizę w związku z przyjęciem średniej płacy jako bazy, ostatecznie obróciły się przeciwko niemu. A najbardziej zaskakujący jest fakt, że przeliczenie ceny garnituru na bazie płacy minimalnej jest bardzo zbliżone do przeliczenia na bazie ceny złota. Przypomnę, że według parytetu złota cena garnituru powinna dziś wynosić 5.857 zł. No a warto jeszcze dodać, że Paweł w swoim komentarzu, przeliczanie ceny garnituru według parytetu złota uznał za jeszcze bardziej bezsensowne niż przeliczanie według średnich wynagrodzeń.
No dobrze: analiza analizą, ale tak naprawdę komu to służy? I jaki jest ukryty cel tego co tu piszę? Czy Paweł miał rację, że przygotowuję czytelników na radykalny wzrost cen nowych garniturów z mojej kolekcji dla eGARNITUR? O tym przekonamy się już za nieco ponad tydzień – 18 marca, gdy opublikuję wpis o nowościach mojej kolekcji. Już dziś zapraszam do lektury: będzie ciekawie. A dla zachęty publikuję jedno zdjęcie z tego wpisu.
Ciekawe zestawienie, mocne argumenty, humor i dystans. Dodam tylko, że nawet jeśli poprzedni wpis miał czemuś lub komuś służyć, to nie ma w tym nic niewłaściwego. Klasyczna męska elegancja to spory kawałek wiedzy, który prezentowany jest w tym miejscu za darmo. Prowadzenie cyfrowych kanałów (blog, instagram, youtube itp), to jednak praca. Oczywiście można wykonywać ją za darmo. Nie wypada jednak narzekać, gdy twórca internetowy słusznie zamierza zebrać owoce swojej pracy mierzone nie tylko popularnością. Życzę finansowego sukcesu Pana nowej kolekcji.
Dziękuję 🙂
Drogi Janie,
każdy kto zna jakość garniturów z Twojej kolekcji wie, że stosunek jakości do ceny jest w tym przypadku bardzo rozsądnie wyważony. Garnitury mają ciekawy, klasyczny design z bardzo odważnymi połączeniami w postaci designu podszewki. Powiem nawet, że wielokrotnie zastanawiałem się jak na tle rosnących cen i inflacji dajecie radę utrzymać ceny na rozsądnym poziomie. Konkludując proszę kontynuować tę politykę i jeśli ekonomia jest nieubłagana ceny trzeba podnieść. Nikt nikogo nie przymusza do zakupu garnituru, więc komentarze w stylu Pawła były są i bedą. Z pozdrowieniami Ryszard
Dziękuję za pozytywną ocenę kolekcji 🙂
Janie, stylizacja z nowej kolekcji wygląda naprawdę niesamowicie! Bardzo się cieszę, że znowu będą dostępne marynarki dwurzędowe, zwłaszcza tak ładne jak ta na opublikowanym zdjęciu 🙂 W mojej szafie mam kilka garniturów od różnych producentów, jednak ostatnio kupuję garnitury tylko z Twojej kolekcji, bo moim zdaniem mają najlepszy na rynku stosunek jakości do ceny. Czekam na premierę nowej kolekcji i życzę kolejnych sukcesów!
Dziękuję i pozdrawiam 🙂
Mysle, ze w „zarysie historycznym”, porownanie cen garniturow do sily nabywczej klienta moznaby ujac jeszcze inaczej (i moze najbardziej realistycznie), mianowicie porownujac ceny garniturow do calkowitej wartosci „standardowego koszyka dobr i uslug” (basket of goods and services) wedlug ktorej ekonomisci szacuja stope inflacyjna. Jest to tym bardziej wskazane, ze — jak powszechnie wiadomo — zarobki zwykle pozostaja w tyle za inflacja.
Ale, moze dzielimy wlos na czworo.
Każdy sposób ma swoje zalety i wady. Gdybym pisał doktorat na ten temat to niewątpliwie uwzględniłbym różne inne metody i uśrednił wnioski. Ale w końcu to tylko zabawa. Jednak mimo wszystko wniosek o większej dostępności garniturów dzisiaj niż to miało miejsce 20 lat temu wydaje się oczywisty.
Szanowny Panie Janie,
Bardzo lubię Pański blog. To dla mnie nieocenione źródło wiedzy o klasycznej modzie męskiej, a Pan jest dla mnie w tych sprawach niekwestionowanym autorytetem. Przykro mi, że swoim komentarzem sprawiłem Panu przykrość, nie było to absolutnie moją intencją i bardzo za to, jak źle się Pan poczuł przepraszam.
Pewne sprawy wymagają jednak wyjaśnienia. Prowadzi Pan publiczny blog. Rozumiem to tak, że jest to Pański dom. Po każdym wpisie zaprasza Pan do niego komentujących, którzy w moim rozumieniu są wtedy Pańskimi gośćmi. To dom otwarty. Każdy może zamieścić komentarz, wyrazić swoje zdanie. Taką formułę Pan wybrał. Przypuszczam, że jak inni blogerzy wybrał Pan taką formułę, aby otrzymać od komentujących informację zwrotną: czy wpis się podobał, czy temat jest dla komentujących ciekawy itp. Taka informacja jest cenna, bo pozwala rozwijać blog w pożądanym przez odbiorców kierunku, zwiększać zasięgi, docierać blogerowi ze swoim przekazem coraz dalej i dalej. W moim rozumieniu swoim komentarzem pod Pańskim wpisem nie zrobiłem nic złego czy niestosownego. Skorzystałem z Pańskiego zaproszenia i wyraziłem swoją opinię. Jeżeli odebrał Pan mój komentarz jako próbę dyskredytacji Pana w oczach internautów, próbę podważenia pańskiego autorytetu, atak na Pańską osobę lub jego poglądy to nie takie absolutnie były moje zamiary. Rozumiem jednak, że skoro mój komentarz wywołał u Pana tak daleko idący dyskomfort, że aż poświęcił mu Pan osobny wpis na swoim blogu i choć nie czuję się ani trochę winny, to moim obowiązkiem jest ogromnie Pana za to przeprosić. To kwestia manier.
Po ludzku dziwi mnie jednak Pańska reakcja. Wydaje się, że autor dostępnego dla wszystkich bloga powinien mieć świadomość, że nie wszystkie komentarze będą dla niego przychylne. Zwykle te nieprzychylne autorzy albo pomijają milczeniem, czasami prostują, czasem polemizują, innym razem informują, że się z komentującym nie zgadzają i zostają przy swoim zdaniu. Ale bardzo rzadko komentującego obrażają. To działanie przeciw skuteczne idei blogowania. Przecież taki opluty komentujący nie wróci, inni obserwujący zmienią zdanie o klasie autora, mając inne poglądy powstrzymają się od komentowania bojąc się oplucia, autor nie otrzyma realnego feedbacku, na blogu zostaną tylko akolici i bałwochwalcy. Nikt nie zyska. Dlatego uprzejma prośba Panie Janie: niech Pana rozumowanie nie idzie tą drogą. Naprawdę, jeżeli ktoś nie zgadza się z treścią Pańskiego wpisu nie oznacza to, że chce zrobić Panu krzywdę. Może komentujący nie zrozumiał myśli autora, wtedy więcej wysiłku w prostotę przekazu. Może to autor nie zrozumiał komentującego, wtedy prośba o uszczegółowienie. Czasami, jeżeli komentujący ma obiektywnie rację – po prostu mu ją przyznać. Żaden dyshonor. Ale na pewno nie można zapraszać do domu gości, a kiedy ci mają odmienny pogląd na sprawy ich poobrażać. Tak nie robią dżentelmeni. Paralelę, którą Pan zastosował w swoim wpisie jest dla mnie wyjątkowo obraźliwa. Zrównanie Pańskiej obecnej sytuacji do sytuacji wszystkich tych, którzy w PRL-u z narażeniem często swojego życia, czy to zawodowego czy nawet fizycznego byli przez usłużne jednostki tamtego systemu brutalnie tępieni uważam za co najmniej nieuprawnione. Pan prowadząc swojego bloga nie walczy z systemem, niczym Pan nie ryzykuje, chyba że utratą własnego autorytetu. Ludzie walczący z systemem w tamtym okresie ryzykowali naprawdę wiele. Natomiast zrównanie mnie z usłużnym siepaczem PRL-owskiej propagandy zadającym pytanie „i komu to służy?” uważam za zwykłe świństwo. Fakt, nie zna mnie Pan i nie wie co robiłem w tamtym czasie, ale ponieważ nie wie Pan do kogo mówi tym bardziej powinien Pan uważać na słowa. Aby mnie Pan lepiej zrozumiał powiem tylko że w stanie wojennym miałem siedemnaście lat, rozwieszałem ulotki, chodziłem na demonstracje. Kilka razy przyjąłem zomowską pałę na swoje plecy. Nie robiłem nic szczególnego. Wielu moich kolegów z blokowiska robiło to samo. Ale wiem, że stałem wtedy po dobrej stronie mocy i w jakimś mikroskopijnym stopniu przyczyniłem się do tego, że może Pan dzisiaj w sposób nieskrępowany wyrażać swoje myśli. Porównanie mnie do usłużnych siepaczy tamtego systemu, stawianie w jednym kontekście z Gomułką uważam za wyjątkowo dla mnie obraźliwe. Nie chcę jednak chować urazy, wolę patrzeć w przyszłość. Rozpoczęte sprawy trzeba jednak zawsze kończyć, dlatego ponieważ publicznie mnie Pan obraził przyjmę publicznie wypowiedziane słowo przepraszam i dla mnie będzie po sprawie.
Jeżeli będzie chciał Pan podyskutować na tematy ekonomiczne nie uchylam się, chętnie służę. Rozważania jednak na temat cen garniturów sprzed 20 lat są dla mnie i przypuszczam dla wielu innych obserwatorów Pańskiego bloga mało ciekawe. Naprawdę bardziej mnie interesuje kwestia poruszona przeze mnie w drugiej części komentarza, który wywołał taką moim zdaniem zupełnie niepotrzebną burzę tj. MTM w kontekście czekającej nas rewolucji w dziedzinie AI. Czy będzie można w najbliższej przyszłości zeskanować swoje ciało w zaciszu domowym, zaprojektować idealnie pasujący do swojej sylwetki garnitur czy inną odzież, wirtualnie przymierzyć, zdalnie zlecić wykonanie i otrzymać gotowy produkt dostarczony po kilku dniach kurierem do domu? Jeżeli tak to, kiedy byłoby to możliwe. Czy wpłynie to pozytywnie na koszty wytworzenia odzieży, a więc również cenę? Czy można się spodziewać pozytywnego wpływu na ślad węglowy? Co w tym kontekście z RTW? Co Pan jako autor modowego bloga obserwujący temat z różnych stron, zarówno klienta jak i producenta, o tym sądzi? Dla mnie jako czytelnika Pańskiego bloga taki temat byłby niezmiernie ciekawy, a Pan jako autor zrobi z tą informacją, co zechce.
Pozdrawiam
Autor komentarza – podpisujący się: Paweł – czyli po prostu Paweł Ptasiński
Jeśli poczuł się Pan dotknięty moim wpisem to oczywiście przepraszam, ale – na miłość boską – jakim cudem cudem uznał się Pan za obrażonego czy wręcz „oplutego”. Na bazie Pana komentarza napisałem żartobliwy wpis i tyle. To fakt, że wykazałem w nim jak dalece nie miał Pan racji, ale to przecież żadna obraza tylko merytoryczna polemika. Od czasu do czasu komentarze czytelników są dla mnie pretekstem do napisania wpisu polemicznego (prawie zawsze o charakterze żartobliwym) i nie widzę w tym nic niewłaściwego. Tym bardziej, że nigdy nikogo nie obrażam, nie używam epitetów wartościujących, ale czasami sobie żartuję. Tak było np. z wpisem, który był polemiką z falą hejtu jaka wylała się na mnie na Facebooku, w związku z opublikowaniem artykułu o… garniturach z bawełny seersucker. Jedno ze zdjęć pokazywało garnitur z takiej bawełny w biało-szare paski. I okazało się, że ten garnitur skojarzył się komuś z obozowym pasiakiem i ten ktoś zamieścił link do niego na jakiejś grupie turbopatriotów. No i członkowie tej grupy zamieścili kilkadziesiąt komentarzy do mojego wpisu w tonie od łagodnej dezaprobaty do chamskich bluzgów. Sytuacja była dla mnie zaskakująca, ale i bardzo zabawna dlatego postanowiłem stworzyć wpis, w którym cytowałem co bardziej absurdalne komentarze i je komentowałem. Ale nikogo nie obrażałem; wyciągnięcie wniosków pozostawiłem czytelnikom.
Pana komentarzem do wpisu o cenach garniturów nie poczułem się w najmniejszym stopniu dotknięty a tym bardziej obrażony. Jedyną moją reakcją było zdziwienie i było ono na tyle duże, że postanowiłem dać mu wyraz w odrębnym wpisie. Przy okazji zrobiłem jeszcze jedną analizę cen, której nie zrobiłem w pierwotnym wpisie, a która wydała mi się interesująca. Oczywiście ma Pan prawo uważać, że takie analizy nie mają sensu, ale ja jestem innego zdania. Pana przypuszczenie, że ukrytym celem mojego wpisu jest przygotowanie czytelników na drastyczny wzrost cen garniturów mojej kolekcji, też okazało się nietrafione. Wystarczy wejść na stronę eGARNITUR żeby się przekonać, iż ceny wprawdzie nieco wzrosły ale w stopniu mniejszym niż inflacja.
Szanowny Panie Janie,
Przeprosiny oczywiście przyjmuję. Niejednakowo definiujemy pojęcie żartu. To fakt. Uważam jednak, że już wyjaśniliśmy sobie wszystko i temat uważam za zamknięty. Teraz czas na Pańską nową kolekcję i to jest obecnie temat najbardziej oczekiwany przez internautów i najbardziej godny komentowania. Chociaż byłem przed chwilą na stronie eGarnitur i jej tam chyba jeszcze nie ma? Kiedy się pojawi, coś Pan wie?
Pozdrawiam
Paweł
Nowe garnitury powinny pojawić się na stronie sklepu eGARNITUR w piątek (15.03) po południu. Wpis blogowy na ten temat opublikuję w poniedziałek (18.03) rano.