Tematyka ściśle branżowa – nikogo nie zainteresuje
Na łamach mojego bloga pojawia się często temat kultury ubioru – zarówno w moich rozważaniach jak i w komentarzach czytelników. Wszyscy w zasadzie zgadzamy się z tezą, że kultura ubioru jest obecnie w odwrocie, różne natomiast są opinie co do przyczyn tego zjawiska. Jedni wskazują okres PRL-u, w którym we wszystkich dziedzinach życia następowało równanie w dół i z którego to równania w dół nie zdołaliśmy się dotąd wyzwolić. Inni szukają przyczyn upadku kultury ubioru we współczesnej tendencji do zrywania z tradycyjnymi wartościami i stawiania na pełną swobodę. Dbanie o ubiór – a ogólniej: dbanie o siebie – bywa postrzegane jako niegodne nowoczesnego mężczyzny. Wskazanie na płeć męską jest tu bardzo ważne bowiem wśród kobiet sprawa ta wygląda zdecydowanie inaczej. Ze zrozumiałych względów ja skupiam się na płci męskiej.
Do ponownego podjęcia tego tematu skłoniło mnie niedawne zdarzenie, które w pierwszej chwili mnie zaszokowało, jednak po zastanowieniu się doszedłem do wniosku, że jest dość typowe i doskonale wpisuje się w obecne trendy. Otóż zwróciłem się do redakcji popularnego portalu z propozycją przygotowania cyklu artykułów o kulturze męskich ubiorów. O tym jak strój powinien być dopasowany do okoliczności i okazji a także do rangi wydarzeń, w których się uczestniczy, o wzajemnych antagonizmach klasyki i mody, o typowych błędach jakie popełniają panowie w zestawianiu swoich stylizacji. Błędach, które w dramatyczny sposób wpływają estetykę ich ubiorów. Moje artykuły miały być ilustrowane zdjęciami, które dostarczyłbym wraz z tekstem. Zaproponowałem ponadto, że za artykuły i zdjęcia nie oczekuję wynagrodzenia a jedynie umieszczenia w tekście linku do mojego bloga. Otrzymałem grzeczną odpowiedź od redaktora, że dziękują za propozycję ale z niej nie skorzystają bo proponowana przeze mnie tematyka jest ściśle branżowa i nie zainteresuje czytelników.
O tempora, o mores! Oto człowiek bez wątpienia wykształcony, kulturalny, inteligentny i obyty, w dodatku mający wpływ na kształtowanie opinii milionów czytelników, uznaje tematykę kultury ubioru za ściśle branżową (chodzi chyba o branżę odzieżową) i wyrokuje, że porady o tym jak dobierać ubiór na różne okazje i nie popełniać przy tym błędów, nikogo nie zainteresują. W domyśle: są zupełnie nieprzydatne w życiu. Na zdjęciu głównym wpisu widzimy smoking i garnitur wieczorowy. Kulturalny mężczyzna powinien wiedzieć, że smoking zakłada się obowiązkowo na wieczorowe wydarzenia, gdy ich organizator określi kod ubraniowy jako Black Tie lub Formal Attire, natomiast na inne imprezy o dużej randze – jak np. bal czy gala (gdy nie ma wymogu black tie) – obowiązuje co najmniej garnitur wieczorowy. Niestety znaczna część panów (w tym redaktor wspomnianego portalu) uważa taką wiedzę za ściśle branżową, zupełnie nieprzydatną w codziennym życiu. I ubiera się na formalne imprezy tak jak im w duszy zagra; najczęściej w ubiór codzienny w jakim zwykle chodzi do pracy.

Nie sposób nie zadać sobie pytania dlaczego kultura ubioru, która przez wiele wieków była nie mniej ważna od innych dziedzin kultury, upada akurat w pierwszych dekadach XXI wieku. Odpowiedź na to pytanie wydaje się dość oczywista jeśli przyjmiemy, że kultura ogólnie, a kultura ubioru w szczególności, były w przeszłości domeną dość wąskiego kręgu elit. Elity nadawały ton w życiu społecznym i każdy kto do elit aspirował musiał się podporządkować rygorystycznym wymogom, w tym wymogom dotyczącym ubioru. W okresie międzywojennym, który słusznie uchodzi za złotą epokę klasycznej męskiej elegancji, owa elegancja była w Rzeczpospolitej dostępna stosunkowo nielicznemu gronu. Ale jednocześnie bardzo wiele osób było gotowych do znacznych wyrzeczeń po to, żeby sprostać wymogom elegancji i – przynajmniej w sferze ubiorów – doszlusować do elity. Gdy dziś ogląda się stare zdjęcia lub filmy warszawskiej ulicy z lat trzydziestych – widok jest naprawdę budujący.
Okres wojny i pierwsze dekady po wojnie to tragiczny okres świadomego niszczenia starych elit, co w połączeniu z terrorem i powszechną biedą, cofnęło nas we wszelkich dziedzinach życia. Ten okres szczęśliwie mamy już za sobą i splot różnych wydarzeń spowodował, że świat stanął przed nami otworem. Jednak nowe elity uznały najwyraźniej, że nie szata zdobi człowieka i ubiór jest ostatnią rzeczą, do której należy przywiązywać wagę. Ciekawym przykładem może tu być branża filmowa, w której elegancki ubiór uchodzi wręcz za nietakt, a skutki takiego podejścia możemy m.in. oglądać podczas transmisji telewizyjnych z gali wręczania nagród filmowych na festiwalu w Gdyni. Warto tu zauważyć, że gdy organizowane są uroczyste premiery filmowe to prawie zawsze na zaproszeniach znajdziemy adnotację o tym, że obowiązują stroje wieczorowe (albo przynajmniej, że organizatorzy proszą o takowe). I niemal nikt się do tego nie stosuje, a ci którzy jednak ubiorą się elegancko są przedmiotem kpin stałych bywalców i określani są jako nuworysze, którzy jeszcze nie wiedzą jaki strój jest w tym elitarnym i twórczym środowisku preferowany. No i – last but not least – redaktorami opiniotwórczych mediów zostają osoby, które kulturę ubioru uważają za tematykę ściśle branżową, która nie jest godna przedstawienia jej szerszemu kręgowi czytelników.

Drogi Janie, zgłaszam literówkę: „tak jak im w dyszy zagra”.
I jeszcze jedną: „lats but not least”.
Dziękuję; poprawiłem 🙂
Pogrzeby to temat rzeka. Wspominałem tu kiedyś, że byłem na pogrzebie pewnego szanowanego w mieście mężczyzny. W drodze na pogrzeb wstąpiłem jeszcze do sklepu, by kupić stosowny krawat, gdyż uznałem, że ten, który mam nieco się zużył. Mimo upału (środek lata) miałem czarny garnitur, koszulę z długim rękawem, krawat (dziwak ze mnie, czyż nie?). Co z tego, chciałoby się rzec, skoro nawet najbliższa rodzina denata – majętni i wykształceni ludzie – poprzychodzili w kolorowych discopolowych marynarkach i spodniach rurkach.
Mimo, że zmarły był „tylko” przyjacielem rodziny, a ja stałem w stosownej odległości od grobu, to ludzie składali mi kondolencje, bo myśleli, że bylem jego najbliższym…
Ale przecież jako człowiek, który wielokrotnie był u krawca, jestem z branży.
Można by rzec, że jesteś samym jądrem branży 😉
Nawiasem mówiąc, cóż w ogóle znaczy ta korporacyjna nowomowa, „tematyka [ściśle] branżowa”? Idąc tym tokiem rozumowania, niemal każdy rodzaj artykułu można by tak zaklasyfikować i odrzucić. Czy np. pisanie o samochodach to nie jest 'tematyka [ściśle] branżowa”? Wszak też tyczy się jednej specyficznej branży, tj. branży samochodowej. Pustosłowie (pseudo)uzasadniające ignorancję, ot co.
Jakie pismo, taka redakcja. A może na odwrót…
Klasyczna elegancja jest dziś zepchnięta do wąskiej niszy. Założenie zestawu koordynowanego w dzień powszedni do pracy jest uznawana za ekstrawagancję lub niegroźne szaleństwo. Musi Pan robić swoje, bo taki blog jest obecnie chyba jedynym polskojęzycznym źródłem rzetelnej wiedzy na temat kultury ubioru. To całkiem pokaźna kropla drążącą skałę-nawet tę branżową:)
… O ile ludzie zrozumieją „zlepek” (uwaga: ironia zamierzona) słów: „zestaw koordynowany”, to raz.
Dwa – stanie na straży dobrych obyczajów i dobrego smaku zawsze jest wartością samą w sobie. A że jesteśmy (trochę mej pychy, niestety…) w mniejszości, cóż zrobić.
Oscar Wilde mawiał, że prawdziwy mężczyzna (gentleman) podejmuje się obrony jedynie straconych pozycji. Innych nie warto…
Pozdrawiam, życząc i Tobie, i Janowi, wytrwałości w misji upowszechniania dobrego smaku.
Maciejek.
Szanowny Panie!
Przeczytałem ten Pana pełen dygresji nic nie wnoszący do bloga wywód.Proszę jasno się określić Pan się skarży czy usprawiedliwia?
Jerzy.
Panie Jerzy,
Ani jedno, ani drugie. Ja po prostu podzieliłem się moja prywatną opinia na temat długości spodni, jaką – wg zasad – propaguje Autor bloga. Czytam wpisy systematycznie, z przyjemnością i – jak napisałem – mam duży szacunek do poczucia estetyki Autora.
… Za wyjątkiem długości spodni. Uważam, że gdyby do (prawie) każdych dodał 1 do 1,5, może 2 cm – wyglądałoby to lepiej, w sposób bardziej, hmmm, skończony. (uwaga: nie mylić z „akordeonem”)
O mniejszości pisałem dlatego, że mam wrażenie lekceważenia zasad ubioru przez większość. Ja i czytelnicy bloga (jak sądzę) traktują to nieco poważniej.
Stąd określenie że „jesteśmy w mniejszości”.
Czy teraz Pan zrozumiał?
I doprawdy nie pojmuję gdzie zdołał się Pan dopatrzeć skargi czy usprawiedliwienia? 🙂
Pozdrawiam – Maciej.
Szanowny Panie Macieju!
Uważam,że pora zakończyć tę dysputę.Po prostu jak sądzę każdy z nas ma trochę inną perspektywę na męską elegancję i może to dobrze bo w różnorodności siła.”Pax między chrześcijany”
Życzę dobrej nocy – Jerzy.
Przyznaję, że jest mi trochę żal autora postu. Może on być dotknięty, może nawet poczuł się skrzywdzony, a na pewno oburzony odpowiedzią redaktora popularnego portalu – zresztą się nie dziwię. Wpis zdaje się być napisany w wytykającym, ukąśliwym tonie, zwłaszcza powtarzanie i nawiązywanie do tych pamiętnych słów. Panie Janie, jeśli tak jest to rozumiem Pana doskonale i potrafię wskazać bardzo podobne sytuacje w moim życiu. Mi niestety publikowanie takich postów na dłuższą metę nie przyniosło ulgi ani poczucia sprawiedliwości, nie spotkało się też z dostatecznym dla mnie głosem sprzeciwu wobec niedoceniających mnie osób. Chciałbym żeby w przypadku Pana było inaczej.
W języku angielskim jest takie określenie – petty, albo pettiness – trudno mi znaleźć mi polskie które w pełni odzwierciedlało by znaczenie ale opisuje oni oosbę małostkowo mściwą, taką, którą łatwo urazić a która przez to uchodzi za małego człowieka. Sam mam z tym wielkie problemy, nie chcę żeby kogokolwiek z nas to dopisywało. Nie mówię tego żeby komuś dopiec tylko serio się przejąłem i chciałem żeby miało to możliwość bycia uwzględnionym.
Biję się w piersi: coś musi być nie tak z moim tekstem skoro go Pan nie zrozumiał. Obiecuję, że w przyszłości dołożę większych starań, żeby pisać w sposób prosty i zrozumiały.
Proszę nie zmieniać sposobu pisania, wszak nie każdy musi wszystko rozumieć… Jak mówią w pewnych kręgach: „kto ma wiedzieć ten wie…” lub cytując Stanisława Anioła: „,,Mądremu dwa słowa wystarczą, a głupiemu to i referatu mało, jak powiedział Sofronow”.
🙂
Dobry wieczór Panie Piotrze!
Radzę poćwiczyć czytanie ze zrozumieniem tekstu na pewno zaprocentuje Panu ta umiejętność w życiu.Można także udać się do specjalisty opowiedzieć mu to co zwarł Pan w swoim poście może on coś Panu poradzi.Życzę dużo zdrowia i uśmiechu!
Pozdrawiam – Jerzy.
Chyba coraz częściej na blogu raczej dla „dżentelmenów” pojawiają się nutki złośliwości… Uprzejmie nadmieniam, że nie każdy komentujący musi mieć w 110% takie samo zdanie jak Autor wpisu.
Pozdrawiam,
M
Szanowny Panie!
Zgadzam się,że nie każdy komentujący musi się zgadzać nawet w 120% ze zdaniem Jana ale komentujący powinien przedstawić racjonalne argumenty na zdanie odrębne.W mojej opinii to nie jest blog dla egzaltowanych ,płaczliwych panienek lecz o męskiej podkreślam męskiej elegancji a komentarz Pana Piotra wydał mi się delikatnie mówiąc „dziwny”Jak sądzę temat poruszony przez Jana dla większości czytelników jest „oczywistą oczywistością”a odpowiedź Jana na wpis Pana Piotra uważam za nad wyraz elegancki i wyważony.Proponuję nie karmić „trolla”
Serdecznie pozdrawiam – Jerzy.
„
Drogi Panie Jerzy,
Każdy wpis Autora bloga uchodzi, w mojej opinii za wyważony i stonowany. Nawet gdy nie zgadzam się z Janem – a taka kwestia jest jak na razie tylko jedna: długość spodni. Uważam, że brak załamań za wszelką cenę nie stanowi o ich właściwej długości. Nadmiar również.
– – – – – –
Opinia o złośliwości w tekście dotyczyła PAŃSKIEGO wpisu, tak dla jasności.
Pozdrawiam – Maciej
Panie Macieju!
Tak dla jasności dobrze że to Pan to wyartykułował bo inaczej nigdy bym się nie domyślił.
Dziękuję za trafną opinię .Pozdrawiam – Jerzy.
Będę w mniejszości ale zgodzę się z Panem. Odpowiedź Pana Jana jest również nacechowana tym samym, subtelnym ale wyczuwalnym poczuciem wyższości. Gdzie indziej na tym blogu znalazłem je w ciągłych odwołaniach do „elit”, „gawiedzi” i nadużywaniu ubioru wieczorowego jako sztandarowego przykładu na brak kultury wśród ludzi współcześnie praktykujących tradycyjne sartorialne wzorce.
Wie Pan znakomicie, Panie Janie, że Pański tekst jest „prosty” i „zrozumiały”. To Pańskie intencje można odebrać różnie.
I tak, i nie. Wszystko zależy od punktu odniesienia. Dla kogoś, kto na wspomniany pogrzeb przyjdzie we flanelowej koszuli, jeansach i wydeptanych adidasach człowiek w garniturze i pod krawatem wygląda jak kosmita i vice versa. Dla człowieka w garniturze ktoś we flanelowej koszuli wygląda jak odszczepieniec.
Trudno jednak na blogu o „facetach w garniturach” oczekiwać aprobaty dla lekceważenia zasad elegancji. Zwłaszcza, że nie ma tu mowy o wizycie u króla Wielkiej Brytanii, a o „głupiej” wizycie na festiwalu filmowym.
Problemem jest coś innego. Owszem, nie żyjemy w pierwszej ćwierci XX wieku, tylko za chwilę zaczniemy drugą ćwierć wieku XXI. Książę William na codzień chodzi w adidasach i jeansach, a nie w trzewikach i surducie. Nie przebiera się we frak do kolacji, tylko je hot-doga na BP. Ale na pogrzeb babci wypastował buty, a na spotkanie z Obamą zawiązał krawat (paskudny moim zdaniem, ale jednak). Nawet chłopi w czasach pańszczyzny mieli „strój do kościoła”. Często jeden na całą rodzinę i musieli się wymieniać, ale mieli.
Zdaję sobie sprawę z tego, że czasy się zmieniły. Mamy Instagramy, Facebooki, kontrakty sponsorskie itd. Ale na Allaha, są pewne sytuacje, w których należy wziąć pod uwagę zdrowy rozsądek. Masz umowę z producentem zegarków? Weź od niego czasomierz na kilkumilimetrowej kopercie zamiast „nurka”. Kontrakt z producentem sprzętu sportowego? Załóż subtelne okulary zamiast butów. Garnitur? Śpisz na pieniądzach. Uszyj coś na miarę zamiast brać jakiś szajs z wieszaka. Itp. Itd.
Jakubie, jest nas co najmniej dwóch. Ale to wciąż mniejszość…
Pozdrawiam,
M
Szanowny Panie!
Po przeczytaniu Pana wpisu nasunęła mi się taka refleksja,że pora aby wyjął Pan kijek z tylnej części ciała.Po tym zabiegu od razu zmieni się Panu pogląd na komentarze i intencje Jana.
Życzę więcej dystansu i pozdrawiam -Jerzy.
Żenującego poziomu powyższego i innych Pańskich komentarzy (Panie Męski i Nie płaczliwy) gratuluję, a refleksję skomentuję – burak we fraku to dalej tylko burak, może czas spojrzeć w lustro.
Po odpowiedzi widzę,że kijek jednak dalej uwiera.Jak głosi łacińska sentencja „Volenti non fit iniuria”Chciałem dobrze -mówi się trudno!
Chciałeś dobrze, wyszło jak zwykle – ot, los ludzi, których bezużytecznych rad nikt nie potrzebuje.
Na moje szczęście to Ciebie ten kij będzie dalej uwierał.Twój wybór!
Moim losem się tak nie przejmuj bo w przeciwieństwie do Ciebie umiem przyjąć konstruktywną krytykę.Zapewne należysz do rodzaju ludzi tzw.”niereformowalnych” no cóż nie masz wyjścia – musisz dalej z tym żyć.
Podobają mi się spodnie gurkha. Napisałeś kiedyś, że za nimi nie przepadasz. Dlaczego? Czy mają one jakieś wady?
Nie lubię tych wymyślnych regulacji. Poza tym są mi niepotrzebne bo i tak noszę szelki.
Myślę, że pan redaktor nie orientuje się po prostu w sytuacji. Przecież męskie blogi modowe mają sporo czytelników (najwięcej chyba MrVintage), a książkowe poradniki mają całkiem spore nakłady i niektóre doczekują się nawet kolejnych wydań (nawet tak elitarny i oderwany od życia przeciętnego zjadacza chleba „Gentleman” A. Granville’a).
Osobiście uważam, że redakcja popełniła błąd, a artykuły pana Jana spotkałyby się ze sporym zainteresowaniem, choć z pewnością nie takim, jak te patroszące życie różnorakich pseudocelebrytów.
Podejrzewam, że Pan Redaktor miał na myśli tematykę „niszową” a nie „branżową” i tu niestety trudno nie przyznać mu racji. Liczba osób, które są zainteresowane niuansami elegancji a w szczególności liczba takich znawców tematu, jak Gospodarz niniejszego bloga, jest zdecydowanie mniejsza niż liczba fanów dowolnie wybranego celebryty. Takie czasy niestety, choć podejrzewam, że i dwa tysiące lat temu w Rzymie więcej osób interesowało się walkami gladiatorów niż długością togi w stosunku do tuniki i prawidłowym odcieniem płaszcza zakładanego na posiedzenia Senatu.
A dla Pana Redaktora liczy się „klikalność” tematu i wynikająca z nich oglądalność reklam a nie możliwość nabycia wiedzy. Popularne portale służą zarabianiu pieniędzy a nie realizacji jakiejkolwiek misji edukacyjnej.
Będąc redaktorem wypadałoby umieć wyartykułować to co się ma na myśli… Zakładając, że redaktor takową umiejętność posiada i Jan w odmownej odpowiedzi otrzymał informację o „branżowości” tematyki to chyba jednak nie o niszowość chodziło… Nie zmienia to faktu, że w ostatecznym rozrachunku zapewne chodziło o pieniądze z „kliknięć”.
Hmm… Mam wrażenie, że długość spodni to Twoja „idee fixe”, Janie.
Ale cóż rzec, moja chyba również. Z tą jednak różnicą, że ja – prawdopodobnie błędnie – czuję znaaacznie większa, nazwijmy to – niechęć estetyczną do zbyt krótkich nogawek. Nawet jeśli to odpowiada formalnym wymogom, co robić…
Wciąż mam w uszach słowa zasłyszane w dzieciństwie: „spodnie po młodszym bracie”.
Pozdrawiam.
W sprawie długości spodni staram się tylko upowszechnić zrozumienie wzajemnej zależności długości od szerokości nogawek, niestety dostrzegam powszechną i daleko idącą odporność na moje argumenty. Moje twierdzenie, że nogawki powinny być maksymalnie długie jak to możliwe, ale żeby nie robiły się na nich fałdy i załamania, nie trafia do przekonania i sporo ludzi uważa, że powinny być maksymalnie długie jak to możliwe, plus jeszcze kilka centymetrów. Czy spodnie ze zdjęcia poniżej naprawdę uważasz za przykrótkie?

Ojojoj… Przysłowie o dziecku i kąpieli ciśnie mi się na usta.
Ale wywołany do tablicy odpowiem: Zdecydowanie mam wrażenie, że nosisz za krótkie spodnie. Nie jestem w moim osądzie odosobniony, jak zdążyłem zauważyć po rozmowach z przyjaciółmi, równie chętnie jak jak czytającymi Twój blog. (uwaga: komplement szczery!) W moim mniemaniu arytmetyczne podejście do ilości załamań jako funkcji długości/szerokości – nogawki/mankietu daje więcej szkody niż pożytku. To kwestia oceny i wyczucia. A – poza długością spodni – mam duży szacunek do Twojego poczucia estetyki.
– – – – – – – –
I na koniec jeszcze krótko o zaprezentowanym zdjęciu: nad prawym butem widzę trochę miejsca, więc tuszę, że jakiś centymetr, może półtora, dłuższe mogłyby być, wciąż bez załamania. Co więcej, NIEWIELKIE załamanie nad butem zdecydowanie poprawiłoby wygląd. Choć wrażenia RADYKALNIE zbyt krótkich chyba nie robią, politycznie mówiąc. Chociaż, może mi się tylko zdaje, wszak całej postaci nie widzę…
– – – – – – – –
Ale to tylko moje osobiste zdanie. Nie traktuj tego jako krytykanctwa, tylko jako zdanie odrębne, w jednej kwestii. Bo co do długości np. szortów, skarpet, krawatów czy rękawów myślę, że bylibyśmy zgodni… 🙂
Pozdrawiam,
Maziej
Taka długość też jest zgodna z zasadami. Nie mam nic przeciwko niej chociaż uważam, że na poprzednim zdjęciu spodnie wyglądają po prostu ładniej. Ale jeśli komuś podoba się wersja z załamaniem to może ją stosować. Tyle tylko, że to są rozważania czysto teoretyczne bo dzisiaj spodni o szerokości nogawki u dołu: 23 cm – nikt nie nosi. Są zresztą niemożliwe do kupienia poza secondhandami. Przy typowej dziś szerokości 18 – 19 cm spodnie po prostu muszą być krótsze bo w przeciwnym wypadku tworzy się harmonijka u dołu, która wygląda bardzo nieestetycznie. I to jest właśnie prawda, którą staram się uświadomić, natykając się ciągle na mur niezrozumienia. Zatem pozostaje wersja: tak długie jak to możliwe plus kilka centymetrów 🙂
(…)”Fakty teoriom bowiem przeczą,
A to jest karygodną rzeczą.”
… napisał Szpotański w wierszu.
I niezmiennie widoczne skarpetki, kostki plus krótkie nogawki wprawiają mnie w rozbawienie, nic na to nie poradzę. Bez względu na naukowo-numeryczne wyjaśnienia. Obawiam się, że nie jestem jedyny…
Swoją drogą, każde kupione spodnie skracam, choć zapewne mniej niż Ty, i nie jestem przywiązany do „dodatkowych kilku centymetrów”. Subtelna i dyskretna złośliwość Twego tekstu, lekko „besserwiserski” (trudne słowo!), ton mogły sprawić że dostałeś taką a nie inną odpowiedź z portalu opisywanego w artykule.
Ale, drogi Janie, całe szczęście że możemy się pięknie różnić w poglądach na styl nogawek.
Pozdrawiam,
M
Szanowny Panie!
Rozumiem ,że nic Pana nie przekona jak mawiał klasyk „że białe jest białe a czarne jest czarne” i że noszenie „akordeonów” na nogawkach spodni jest nieeleganckie.Rozumiem ,że to jest ta fobia z dzieciństwa dotycząca spodni po młodszym bracie o której Pan pisał.Na szczęście jak sądzę jest to Pana odosobniona opinia i raczej większości czytelników tego bloga nie przekona Pan do niej.Proszę się nie bać obecnie można kupić wiele skarpet w piękne wzory które śmiało można pokazywać.
Życzę kreatywności – Jerzy.
Szanowny Panie Jerzy,
Dziękuję za przeczytanie moich tekstów i próbę ich zrozumienia. Niemniej odnoszę wrażenie, że jednak nie do końca się to Panu udało. Moja wina, powinienem pisać bardziej przystępnie. Sformułowania „akordeon” użył Pan, nie ja, a przykrótkie spodnie powodują rozbawienie, a nie fobię. To dwa różne pojęcia.
Co do pokazywania skarpet – w sprzedaży są również ładne, excuizes moi, majtki, a jednak ich pokazywanie nie jest w dobrym smaku, również wśród czytelników bloga. No, chyba że w przypadku ładnego wzoru jest Pan innego zdania. Zachęcam zatem do odwagi.
Na marginesie – nie jest moją intencją przekonywanie kogokolwiek do czegokolwiek, mało jest rzeczy na świecie, które obchodzą mnie mniej niż to jakiej długości spodnie Pan zwykł nosić, naprawdę…
Pozdrawiam – Maciej
Dobry wieczór Panie Macieju!
Akordeon to taki instrument muzyczny który składa się między innymi z miecha w kształcie wyraźnych pofałdowań.Porównania tego użyłem aby zobrazować wygląd za długich nogawek spodni.Właśnie długość takich spodni powoduje u mnie w przeciwieństwie do Pana rozbawienie(widocznie mamy inne poczucie humoru). Co do majtek uwielbiam ładną elegancką bieliznę.dobrze się w niej czuję szczególnie podczas rozbieranych randek dodaje mi pewności siebie.Nie wiem czy Pan się już zorientował,że mamy XXI wiek i koszule jak i skarpety przestały być uznawane za bieliznę spodnią w przeciwieństwie do majtek.Nie było moim zamiarem absorbowanie Pana intelektu długością moich spodni.Ciekawe na podstawie jakiego wpisu wyciągnął Pan tak niedorzeczny wniosek?
Życzę owocnych dywagacji!Pozdrawiam – Jerzy.
Dobry wieczór…
Dyskusja robi się coraz ciekawsza… 🙂 Takie wzajemne lekkie „kłucie” się nawzajem stanowić może rozrywkę samą w sobie. Zatem postaram się utrzymać w konwencji i… do rzeczy:
Zapewniam Pana, że wiem jak wygląda akordeon. Wiem również czym różni się od za długich, za krótkich i normalnych spodni. Naprawdę uważa Pan, że nie wiem jak wyglądają za długie spodnie?…
Ale wchodząc w Pańską konwencję – tak, wiem również, że mamy XXI wiek. A poczucie humoru pewnie mamy inne, choć – sądząc po wpisach – nie robi Pan na mnie wrażenia osoby posiadającej to poczucie jakoś szczególnie mocno rozbudowane.
Co do pewności siebie w czasie rozbieranych randek – to od kilkunastu lat jako szczęśliwy małżonek, nie praktykuję. Nie wiem czy trochę Panu nie zazdroszczę stanu kawalerskiego i tak szerokich możliwości, ale cóż, coś za coś… 🙂
Ale gdy praktykowałem, to atrakcyjność mojej bielizny nie była konieczna dla podniesienia pewności siebie, naprawdę. Ale widzę tu możliwości podzielenia się na forum – kup ładne majtki, a będziesz pewien siebie na randce. Paradne, nieprawdaż?
– – – – – – –
Ów „niedorzeczny” jak Pan raczył stwierdzić wniosek, wynikał bezpośrednio z Pańskiego sformułowania, cytuję: ” (…) i raczej większości czytelników tego bloga nie przekona Pan do niej.(…)” Dlatego napisałem, że nie chcę nikogo przekonywać, Pana również. Bo tak naprawdę długość czyichś spodni mam w… No właśnie. Wpisy zamiesciłem tylko dlatego, że nie do końca zgadzam się z poglądem Jana Adamskiego na tę kwestię. Mam prawo.
… Na koniec sam nie wiem, czego Panu życzyć – więc może tylko pozdrowię.
Zatem pozdrawiam – Maciej.
Szanowny Panie Macieju!
Jak widać nasze posty nie prowadzą do żadnego celu.Możemy bezproduktywnie dalej” bić tę pianę”Proponuję 'pax między chrześcijany”Proszę o zajęcie stanowiska wobec mojej propozycji.
Z wyrazami szacunku – Jerzy.
Szanowny Panie Jerzy,
Pełna zgoda. 🙂
Rzeczywiście, w pewnym momencie dyskurs był dla samego dyskursu.
Pozdrawiam, życząc dobrej nocy – Maciej.
Panie Macieju!
Mam nadzieję ,że za bardzo się Pan na mnie nie gniewa ot taka niedzielna intelektualna dysputa.
Życzę miłej i spokojnej nocy.Zpoważaniem – Jerzy.
Ależ skąd, jak napisałem – to może być rozrywka sama w sobie.
Zatem – jeśli kiedyś jeszcze skomentuję coś inaczej niż większość, miło mi będzie ponownie wejść w kreatywną dyskusję dla samej dyskusji. 🙂
Pozdrawiam – Maciej
Janie, mam pytanie w kwestii technicznej: czy komentujący mają możliwość załączania zdjęcia do zilustrowania poruszanej w komentarzu kwestii? Bo mam wrażenie, że czasem to mogłoby ułatwić komunikację i zaoszczędzić niepotrzebnego zaostrzania dyskusji.
Pozdrawiam – Maciej.
Niestety komentujący nie mają możliwości wstawienia zdjęcia.
Janie, czy forma „Pochwal się swoją stylizacją” powróci na twojego bloga? Pozdrawiam
Nie. Nie planuję do tego wracać.
Chyba jednak rozumiem dlaczego wspomniany redaktor uważa taki temat jako ściśle branżowy. Od razu zaznaczam, że nie podzielam jego zdania na ten temat, ale jeśli jako „branżę” uznać m.in. duże marki odzieżowe i różnego rodzaju portale, które z tymi markami współpracują, to świadomy odbiorca zdecydowanie nie jest w ich interesie. To nie klient ma wiedzieć jakie powinny być proporcje garnituru, jakie cechy powinna posiadać dobra koszula, jak dobrać dodatki. Klient ma wejść do salonu jednej z sieciówek i kupić bez marudzenia to, co zaproponuje mu sprzedawca, zgodnie z aktualnie lansowanym położeniem modowego wahadła. I jeszcze ma wiedzieć, że za rok musi wrócić po nowy garnitur, bo ten, który właśnie kupił, będzie już na pewno niemodny. To ludzie „z branży” muszą wiedzieć co i jak się nosi, klient ma polegać na opinii sprzedawcy w sklepie i brać bez marudzenia to co mu branża zaproponuje.
Ale to tylko moje skromne zdanie.
Pozdrawiam serdecznie i życzę wszystkiego co najlepsze z okazji nadchodzących Świąt, a Ty, Janie, trzymaj tak dalej i nie ustępuj w przekazywaniu branżowej wiedzy nam, skromnym klientom 🙂
Coś w tym jest 🙂