Wypad do Monte Carlo
Z okazji okrągłych urodzin mojej żony Małgorzaty, postanowiłem zaprosić ją na kolację w Monte Carlo. Dlaczego akurat tam? Po pierwsze Monte Carlo – bardziej niż inne europejskie miasta – kojarzy mi się z luksusem, przepychem, wytwornością, prestiżem i tym co zwykliśmy nazywać: dolce vita. Jednym słowem to wymarzone miejsce na świętowanie ważnej rocznicy. A po drugie nazwa Monte Carlo wiąże się z miłymi wspomnieniami z początków mojej przygody z projektowaniem klasycznej odzieży męskiej. I to są dwa dobre powody żeby temat omówić na łamach bloga.

Monte Carlo to miasto absolutnie niezwykłe a jednym z tego powodów jest fakt, że położone jest na stromym zboczu góry. W związku z tym nie ma tu w zasadzie tradycyjnego układu ulic z typowymi skrzyżowaniami, bowiem ulice biegną zakosami. A domy wyglądają tak jakby z dachów jednych wyrastały kolejne. Posługiwanie się mapą jest zwodnicze bowiem ulica, która na mapie wydaje się o dwa kroki od tej, na której jesteśmy, w rzeczywistości jest położona kilkadziesiąt metrów wyżej i sposobów dostania się na nią nie ma zbyt dużo. Przekonaliśmy się o tym od razu po przyjeździe pociągiem z Nicei, gdy mieliśmy następnie wsiąść do autobusu, którego przystanek miał się znajdować na wprost wyjścia z dworca. Z peronu zjechaliśmy w dół schodami ruchomymi by następnie znaleźć się na kolejnych schodach ruchomych w dół, a później na jeszcze kolejnych. Wtedy natrafiliśmy na windy, które miały tylko dwa przyciski: „0” i „1”. Zjechaliśmy windą kilkanaście (a może kilkadziesiąt) metrów w dół, czyli na poziom „0”. Tylko po to żeby kolejnymi schodami ruchomymi zjechać znów w dół i wreszcie wyszliśmy z dworca. Rzeczywiście wyszliśmy wprost na przystanek autobusowy, ale naszego autobusu tam nie było. Jak się okazało; jest „z drugiej strony dworca”. Zatem znów: schody ruchome, winda, schody ruchome x2 i jesteśmy na peronie. Stamtąd schodami ruchomymi w górę, kolejnymi schodami w górę i wychodzimy przed dworzec gdzie jest przystanek naszego autobusu. Fascynujące. Ale jeśli spojrzeć na mapę z Google’a to ma się wrażenie, że coś się tu nie zgadza.

Bogactwo Monte Carlo widoczne jest na każdym kroku i sprawia porażające wrażenie. Spacer najbogatszą ulicą – Aleją Księżnej Grace (Avenue Princesse Grace) to niezwykłe przeżycie, jednak nieco zakłócone faktem, że w wielu miejscach trwają budowy. Kolejne apartamentowce powstają w miejscach gdzie – z pozoru – żadną miarą nic się nie da wybudować, bo jest za mało miejsca. A jednak powstają budynki kilkunastopiętrowe. Nie muszę dodawać, że wszystkie apartamenty są wykupione przed startem budowy a ich cena wynosi około 100 tysięcy euro za metr kwadratowy (sic!). Nowe budynki zachwycają architekturą ale ogromne wrażenie robi też stara architektura – głównie w stylu eklektycznym – z imponującą liczbą najróżniejszych zdobień. Przykładem takiej właśnie architektury jest najsłynniejszy budynek: Casino de Monte-Carlo.


Zwiedziliśmy w Monte Carlo wiele interesujących miejsc, nie będę ich oczywiście szczegółowo omawiał. Jednak na trzy zwrócę uwagę bowiem zrobiły na mnie duże wrażenie. To: pałac księcia Monako, kolekcja samochodów księcia i – jakżeby inaczej – przystań jachtowa z wieloma przycumowanymi pałacami na wodzie – bo tak chyba trzeba by nazwać te jachty-statki. Niestety była też zła strona naszego zwiedzania Monte Carlo. Mianowicie byliśmy tam w dwa dni po wyścigu formuły 1 Grand Prix Monaco. Jak wiadomo wyścig odbywa się na ulicach miasta, które są w tym celu odpowiednio przygotowane i ogrodzone a w różnych miejscach są wybudowane trybuny. Podczas naszego pobytu trwał wielki demontaż, panował hałas, wiele przejść było zamkniętych. Ale tak było tylko na najniższym poziomie miasta; gdy weszło się wyżej panował sielski spokój.










Wspomniałem na wstępie o reminiscencjach związanych z nazwą Monte Carlo; to ważny epizod w moim życiu i chciałbym o nim przypomnieć. Otóż w latach 2015 – 2016 święciły triumfy wydarzenia modowe o nazwie Warszawa pod krawatem, które współorganizowałem wraz z moimi kolegami-blogerami: Albertem i Rafałem. Wydarzenia odbijały się szerokim echem w środowisku związanym z modą męską i m.in. nie uszły uwadze szefa cenionej wówczas marki Próchnik, który zaproponował nam – animatorom Warszawy pod krawatem – zaprojektowanie kolekcji ekskluzywnej odzieży. W roku 2016 miała miejsce premiera kolekcji Va Banque a w roku 2017 premiera kolekcji Monte Carlo. Kolekcje, które stworzyliśmy (garnitury, marynarki, płaszcze, koszule, spodnie) były znaczącym wyłomem w schematach powielanych przez większość rodzimych producentów męskiej odzieży, choć z drugiej strony – wyraźnie nawiązywały do klasyki, szczególnie do eleganckiego stylu z okresu międzywojennego. Np. jednym z pomysłów, który wdrożyliśmy były marynarki z półpodszewką. Nie była to oczywiście żadna rewolucja; takie marynarki były znane (a w modzie włoskiej nawet powszechne), ale w Polsce niemal zupełnie nie stosowane w garniturach RTW. Do promocji kolekcji Monte Carlo zaangażowany został grecki aktor i model Manos Pintzis, który przyleciał do Warszawy na sesję zdjęciową i z którym się zaprzyjaźniłem. Miłe kontakty trwają do dziś. Poniżej kilka wybranych produktów kolekcji.
Skoro mowa o kolekcji Monte Carlo to warto też przywołać poprzednią moją kolekcję: Va Banque. Tym bardziej, że jej premiera miała niecodzienną oprawę. Pierwszy, oficjalny pokaz kolekcji miał bowiem miejsce na balu Warszawy pod krawatem, który odbywał się w pałacu Lubomirskich w Warszawie. Na balu obowiązywał kod ubraniowy black tie, do czego większość gości się dostosowała. A to już samo w sobie zakrawało na niemałą sensację. W dodatku okazało się, że premiera kolekcji wywołała furię firm konkurujących z Próchnikiem. Przejawiało się to w różny sposób, m.in. zorganizowanej akcji hejtu w mediach społecznościowych i w komentarzach pod wpisem na moim blogu, w którym prezentowałem kolekcję. Wśród kilkuset komentarzy pod wpisem pojawiło się kilkanaście skrajnie negatywnych. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego gdyby nie fakt, że wszystkie negatywne komentarze zostały wysłane z tego samego komputera. Dla niepoznaki były podpisane różnymi imionami ale organizatorzy akcji nie przewidzieli, że ja – jako administrator strony – widzę także ID komputera. Zatem łatwo wykryłem prowokację, a zabawy było przy tym co niemiara. Bo np. ta sama osoba dyskutowała sama ze sobą, żeby dyskredytacja mojej kolekcji wypadła bardziej wiarygodnie. Byłem dumny jak paw mając świadomość, że zalazłem za skórę wielkiej i renomowanej marce odzieżowej. Bo ścieżki prowokacji wiodły w jednym kierunku, ale były to tylko poszlaki a nie dowody. Zatem nazwę marki przemilczę.







Takie chwali posty to ja rozumiem i o świętowaniu wspaniałego czasu i o modzie.
Janie cudownie wyglądaliście z żoną na tych zdjęciach 😉
Dużo zdrowia i pomyślności oraz siły do propagowania męskiej elegancji (co moim skromnym zdaniem, robisz najlepiej spośród blogerów modowych).
Dziękuję za miłe słowa 🙂
Pozdrawiam i życzę miłego dnia.
Bardzo interesujacy wpis o Monte Carlo.
Dziękuję i pozdrawiam 🙂
Absolutnie fantastyczna kolekcja Pruchnika… Czekam kiedy Bonus wprowadzi garnitury bez podszewki i podtrzymuję, że kupię kilka. Zwłaszcza dwurzędowych.
Pozdrawiam
Dziękuję 🙂
Marynarki z półpodszewką już były w mojej kolekcji dla eGARNITUR i ponownie się pojawią (ale w niektórych garniturach a nie we wszystkich). Będzie też – miła z dandysowskiego punktu widzenia – zmiana w konstrukcji spodni. Oczywiście znów w niektórych, wybranych garniturach. No i będzie pierwszy lniany garnitur. Zatem można się nastawiać na ciekawe zmiany ale zła wiadomość jest taka, że pojawią się w sprzedaży dopiero na wiosnę 2026 roku.
Zmiana w spodniach, tej oczekuję najbardziej. Mimo kupienia spodni większego rozmiaru noszonego przeze mnie normalnie (i zmniejszaniu w pasie) nogawki są za wąskie, a jestem bardzo szczupły.
PS: świetny materiał o Monte Carlo, dziękuję!
Ale zmiana konstrukcji spodni będzie dotyczyć tylko jednego lub dwóch garniturów i będzie to test. Dotychczas klienci odrzucali tego typu rozwiązania; chcą spodni wąskich i niektórzy nawet zwężają te i tak już wąskie. To jakiś amok, który mam nadzieję, wkrótce minie.
Trochę zazdroszczę tej kolacji w Monako, ale w pozytywnym sensie 😉. Marynarka z pierwszego zdjęcia to Atlanta? Mam w najbliższych dniach w planie raut na powietrzu wieczorową porą i zastanawiam się właśnie czy „przejdzie” taka luźna stylizacja z Atlantą właśnie, spodniami koloru off-white i brązowymi butami… Zapowiadają temperatury dochodzące do 36st., więc granatowy garnitur raczej niekoniecznie będzie najlepszą opcją…
Tak, marynarka to Atlanta z eGARNITUR. Lniana, bez podszewki, czyli idealna na lato i wysokie temperatury. W dodatku bezkonkurencyjna cenowo. Zaproponowana przez Pana stylizacja stylizacja wydaje mi się idealna chociaż nie wiem jak duży będzie stopień formalności rautu i czy inni goście nie będą np. w smokingach tropikalnych. Ale znając nasze realia przypuszczam, że będzie Pan jednym z najelegantszych gości.
Niestety nie wiem czy jakiś dress code jest narzucony, nie dane było mnie się tego dowiedzieć, ale smokingów tropikalnych się nie spodziewam, tradycyjnych zresztą rów nież- przewidywana temperatura nie zachęca 😉, także postawię na luz 👍🏻
Jakby to nie zabrzmiało i trochę nie wypada samemu o sobie tak pisać, ale miałeś Janie rację ze stwierdzenie w ostatnim zdaniu – w marynarce Atlanta i zestawie jak opisałem byłem na minionym raucie najlepiej ubranym mężczyzną- stroje były delikatnie pisząc „mocno luźne”, na tyle, że kilku panów pojawiło się w szortach…
🙂