Za mleko płacimy dwa razy

111a

Jak wiadomo Unia Europejska dba o swoich obywateli wprowadzając różnego rodzaju nakazy i zakazy. Pod szczególnym nadzorem jest produkcja żywności, gdyż nadmiar żywności na rynku jest jak wiadomo niepożądany lub wręcz szkodliwy. Nie dość, że spadają wtedy ceny, to jeszcze część żywności się marnuje. Więc unijni urzędnicy wymyślają coraz to nowe sposoby, żeby nie dopuścić do spadku cen żywności. Największe sukcesy odnotowali na rynku cukru. Obecnie ceny cukru w UE są prawie dwukrotnie wyższe niż na rynkach światowych, a w niektórych krajach występują ’przejściowe zakłócenia w rytmiczności dostaw’. Podobne problemy występują na rynku innych produktów żywnościowych, aczkolwiek cukier jest najjaskrawszym przykładem fiaska polityki regulacyjnej.

Właśnie dowiedzieliśmy się, że polscy rolnicy będą musieli zapłacić gigantyczne kary za nadprodukcję mleka. Można o tym przeczytać m.in. tutaj. Trzeba tu wyjaśnić, że rynek mleka podlegał ścisłym regulacjom od 1985 roku. Poszczególne kraje otrzymywały limity produkcyjne (tzw. kwoty mleczne), których nie mogły przekroczyć. Administracje poszczególnych krajów dzieliły kwoty pomiędzy producentów mleka (przypuszczam, że było przy tym łapówkowe Eldorado). Piszę o tym w czasie przeszłym, bowiem od kwietnia 2015 roku regulacje rynku mleka zostały zniesione i nie ma już ograniczeń. Ale nadszedł czas rozliczeń za rok 2014.  Spośród 142 tys. producentów mleka w Polsce aż 63,5 tys. przekroczyło limity. To oni zapłacą kary, które będą bardzo zróżnicowane. W przypadku 1/3 producentów wyniosą poniżej 1 tys. złotych, dla kolejnej 1/3 zmieszczą się w przedziale 1 – 5 tys. Ale 11 producentów zapłaci kary powyżej 1 mln złotych. Przypuszczam, że drobni producenci żadnych kar nie zapłacą. Wsiądą w traktory, zablokują dwie drogi i przestraszony rząd szybko wyasygnuje środki z rezerwy budżetowej. Będą to oczywiście środki pochodzące z naszych podatków. I w ten sposób zapłacimy za mleko dwukrotnie: raz kupując produkt w sklepie, a drugi raz – dokładając się do kar.

Zniesienie limitów produkcji mleka będzie z całą pewnością oznaczać spadek cen – gdyż tak działa rynek. Zaś spadek cen jest korzystny dla konsumentów, ale niekorzystny dla producentów. Działanie rynku prowadzi do konkurencji pomiędzy producentami, której najsłabsi i najgorzej zorganizowani nie wytrzymują. Problem pojawia się wtedy, gdy owi słabi producenci są zorganizowani i stanowią silne lobby. Potrafią wtedy wymusić na Rządzie rozwiązania korzystne dla nich, ale niekorzystne dla ogółu konsumentów. Czy tak będzie w przypadku producentów mleka? Prawie na pewno tak. Gdy ceny mleka spadną (a to jest pewne) zaczną się protesty i żądania 'uregulowania’ rynku. Temat ochoczo podchwyci opozycja lansując tezę o nieudolności Rządu, który nie potrafi zapewnić godziwego zarobku biednym rolnikom. I zapewne zostanie utworzony jakiś fundusz, z którego mali producenci mleka będą otrzymywać dopłaty. Dodatkową zaletą funduszu będzie powstanie nowych etatów, bowiem sprawiedliwy podział pieniędzy będzie wymagał wprowadzenia skomplikowanej procedury z wnioskami, ich rozpatrywaniem, decyzjami, procesem odwoławczym itp. Jednym słowem kwota, którą Rząd przeznaczy na dopłaty do mleka będzie pokaźna. Część tej kwoty trafi do rolników, a część do urzędników. Tak czy inaczej, będą to środki pochodzące z naszych podatków, więc znów zapłacimy za mleko dwukrotnie: raz kupując produkt w sklepie, a drugi raz – dokładając się do dopłat.

Udostępnij wpis

Podobne wpisy

3 komentarze

  1. Producent mleka nie ma takiej politycznej siły przebicia, jak producent cukru, bo to po prostu rolnik. Nasza władza, a zwłaszcza III władza stosuje starą zasadę „dziel i rządź”, czyli napuszcza się jednych na drugich, bo łatwiej rządzić skłóconym narodem. Napuszcza się urzędników na nauczycieli, chorych na pielęgniarki, mieszczuchów na rolników. Bo dopłaty z unii biorą, na dupie siedzą, w polu im samo rośnie, a mleko drogie. A nabywcy białej cieczy ze sklepu jakoś nie kumają, że ta biała ciecz z produktem rolniczym wspólną ma chyba tylko nazwę, a z nazwą niewiele ma wspólnego.. Że to całe przetworzone papu, które leży na sklepowych półkach, przeszło cudowną metamorfozę w fabrykach, ale jednak najpierw wyszło z ziemi. I nabywca tego chemicznego produktu nie wie, że rolnik sprzedaje swoje płody poniżej kosztów produkcji, bo sklepowa cena nigdy nie spada i o niczym nie świadczy.
    Głupi przykład:
    młode ziemniaki na początku były w sklepach po 2,50. Producent, czyli rolnik dostawał 50gr. Potem 30gr, a w sklepie po 1,50. Marża handlowa cały czas 500%!!! A chłopaki zastanawiali się, czy w ogóle jechać te ziemniaki kopać, bo to co dostaną nie pokryje kosztu paliwa do traktora, a także paliwa do dostawczaka, bo przecież produkt musi być dowieziony do sklepu, hurtowni itp.
    W momencie, gdy się zrobiła wielka wrzawa na temat afrykańskiego pomoru świń (bo na granicy z Białorusią znaleziono padłego dzika) wieprzowinę skupowano po 2,60. Czy kotlet w sklepie potaniał choć o 2zł?
    Rolnicy na ścianie wschodniej likwidowali hodowle, bo hobby stało się zbyt kosztowne. Kto zarobił na tym podrzuconym dziku?
    Może by wielko- i mało- miejscy konsumenci nastawili się bardziej na kupno żywności bezpośrednio u producenta (czyt. rolnika)? Wszyscy by na tym zyskali (oprócz handlu i przemysłu spoż) – rolnik zarobiłby odrobinę więcej, bo za te ziemniaki np. wziąłby złotówkę (Tym samym ich pożeracz zaoszczędziłby 1,50 i miałby ziemniaki z tego samego źródła, wiedziałby, co kupuje, bo w sklepie kupuje co chwilę innego kota w worku).
    Jest wielkie aj-waj, że jak mleko od chłopa kupione to pewnie bakcyle w nim szaleją, więc trujące jest. Natomiast to w kartonie jest wysterylizowane, więc cudne. Tylko – czym w takim razie Mlekowita z Trzebowniska struła Wisłok?
    Turek skupuje kozie mleko po 2zł/litr. Półlitrowy karton białej cieczy mlekopodobnej kosztuje ok 6zł. Turek i handel zrabiają na przetworzeniu wspaniałego koziego mleka w trujący produkt i jego sprzedaży dychę na litrze. Może by tu konsument zaczął w końcu protestować? Może krzyknąć o większa liczbę mlekomatów, zamiast jojczeć, że kwoty mleczne zniesione i krowy więcej mleka dały niż Donek z przymułkami unijnymi im zezwolili.

    1. LadyM: dziękuję za poważne wypracowanie. Nie dodałaś jeszcze tylko, że rynek zabijają regulacje. Pamiętasz, jak kobiety z okolicznych wsi przywoziły nam świeże mleko do domów i nalewały z pięciolitrowych, blaszanych baniek, do podstawionych garnków? Dziś musiałyby mieć kilka różnych pozwoleń (Sanepid itp.) i kasę fiskalną. Więc zawożą do punktów skupu, gdzie dostają grosze.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *