Zasady męskiej elegancji
w oczach przeciętnego odbiorcy

Dla czytelników mojego bloga zapewne jest oczywiste, że większość mężczyzn w Polsce nie przykłada wagi do ubioru. A także – poza kilkoma sytuacjami w życiu, jak np. studniówka czy własny ślub – nie widzi potrzeby zdobywania czy poszerzania wiedzy na temat tego czy i jakie zasady rządzą światem męskiej elegancji. Nie piszę tego z przyganą! Uważam, że każdy ma prawo ubierać się tak jak chce i jest to wyłącznie jego sprawą – nikomu nic do tego. Ale też uważam, że człowiek posiadający przynajmniej elementarną kulturę powinien wiedzieć, że strój jest bardzo ważnym sygnałem wysyłanym do otoczenia. I że są takie sytuacje, w których po prostu nie wypada wyglądać byle jak, a już w żadnym wypadku – niechlujnie. Wydaje się jednak, że sporo mężczyzn o tym nie wie albo nie chce wiedzieć.

Impulsem, który skłonił mnie do dzisiejszych rozważań, były facebookowe komentarze do wpisu Jak dobrać zegarek do ubioru, opublikowanego dwa tygodnie temu, a także komentarze do postu na Instagramie, w którym umieściłem grafikę pokazującą w uproszczeniu, jak należy dobierać zegarek. Okazało się, że posty miały spore zasięgi, zatem trafiły też do osób spoza kręgu zainteresowanych klasycznym, dobrym i stylowym ubiorem. Ponieważ niektóre z tych osób postanowiły podzielić się swoimi wrażeniami, zatem pojawiła się doskonała okazja do poznania opinii tytułowego przeciętnego odbiorcy. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że nie można wyciągać ogólnych wniosków na podstawie kilkunastu komentarzy, ale jeśli wiedzę uzyskaną na podstawie tych komentarzy zsumuje się z doświadczeniem dnia codziennego oraz intuicją, to można sformułować kilka ciekawych wniosków.

Osoby nastawione sceptycznie do kwestii dbania przez mężczyzn o swój ubiór i ogólnie – wygląd, można podzielić na trzy grupy, którym nadałem nazwy: pobłażliwych, zdziwionych i wściekłych. Pobłażliwi to ci, którzy zainteresowanie męską modą i stylem, oraz dbanie o odpowiedni dobór składników garderoby i dodatków, uważają za nieszkodliwe dziwactwo. Sami nie mają takich potrzeb i uważają, że prawdziwy mężczyzna mieć ich nie powinien. A jeśli ma, to coś musi z nim być nie w porządku. Uważają, że ich punkt widzenia jest jedynym słusznym, ale jeśli ktoś ma inny, to jest to raczej powód do żartów niż do niechęci czy wrogości. Typowym przedstawicielem tego nurtu jest Mariusz, który dowcipnie napisał w komentarzu: Gdzie mój smoking? Aaaa już wiem: obok fraka 🙂 Użyty sarkazm pozwala przypuszczać, że Mariusz uważa smoking (a tym bardziej frak) za składniki garderoby całkowicie zbędne. Prawdopodobnie zbliżone zdanie ma o garniturze, krawacie, porządnych butach i zapewne kilku innych dodatkach: gdzie moje monki? Aaaa już wiem: obok oksfordów 🙂

Ponieważ tematem wpisu sprzed dwóch tygodni był dobór zegarków, więc nie brakło oczywiście komentarzy odnoszących się bezpośrednio do zegarków. Np. Adam poinformował, że swojego biegowego zegarka Garmina, praktycznie nie zdejmuje z ręki. Czyli uważa, że pasuje on do każdej stylizacji (prawdopodobnie to jego jedyny zegarek) i z pobłażaniem patrzy na dziwaków, którzy inny zegarek zakładają do garnituru, inny do stylizacji każualowej, a jeszcze inny do stroju sportowego.

Grupa zdziwionych jest najliczniejsza, ale rzadko daje o sobie znać. Bo prawdopodobnie nawet nie wie, że istnieją ludzie, dla których kwestie komponowania strojów i dobierania do nich dodatków, są ważne i są im w stanie poświęcić sporo uwagi, czasu, a także pieniędzy. Gdy odkryją ten fakt – reagują zdziwieniem. Tak jak np. Czesław, któremu zapewne nigdy wcześniej nie przyszło do głowy, że zegarek pasujący do stroju sportowego, niekoniecznie będzie dobrze wyglądał w połączeniu z garniturem. Więc podzielił się opinią, że przy doborze czasomierza kieruje się wyłącznie własnym gustem. Można przypuszczać, że nie widzi powodu, dla którego jego ulubiony zegarek miałby nie pasować do jakiegoś stroju. Ciekawe byłoby się dowiedzieć jak wygląda zegarek wybrany według własnego gustu Czesława, ale tego nie ujawnia.

Uważam za bardzo ciekawy fakt, że kilku spośród komentujących wpis o doborze zegarków (w tym jeden aż pięciokrotnie), nawiązało do Sławomira Nowaka – byłego ministra w rządzie Donalda Tuska. Dla przypomnienia: pan minister Nowak był znany z perfekcji w komponowaniu swoich klasycznych, garniturowych stylizacji, a stanowisko stracił gdy wyszło na jaw, że swojego drogiego zegarka nie wpisał do oświadczenia majątkowego. Prawdopodobnie dla komentujących, którzy przywoływali postać byłego ministra (np.: Po naukę do byłego ministra Nowaka, Po zegarek do Nowaka itp.) był to jedyny znany im przypadek, gdy zegarek miał znaczenie jako element stylizacji oraz wyróżnik statusu. Gdy natknęli się na mój wpis o zegarkach – bardzo się zdziwili i przy okazji przypomnieli sobie o ministrze.

Grupa wściekłych, uważa zainteresowanie dobrym ubiorem za zjawisko godne potępienia, czemu daje wyraz nie przebierając w słowach. Najdobitniej wyraził to Andrzej, który napisał: Jebie się wam we łbach. Miliony głodujących ludzi na świecie! Nie wstyd wam panowie? Logika wywodu, że skoro gdzieś na świecie są ludzie, którym brakuje środków na żywność, to my w Polsce powinniśmy się ubierać byle jak – jest mocno dyskusyjna. Co nie zmienia faktu, że Andrzej jest autentycznie wściekły. Chociaż w jego przypadku właściwsze byłoby określenie: wkurwiony. Wściekli na ogół nie wdają się w szczegóły i używają zwrotów tyleż ogólnych co lakonicznych: Co to za bzdury? (Halina) albo: Co za brednie! (m.ciech). Ciekawe byłoby się dowiedzieć, czy bzdurą/brednią jest sama idea dobierania zegarka do ubioru, czy tylko sposób w jaki ja tę kwestię przedstawiłem. Ale tego już się nie dowiemy.

Czy pobłażliwi, zdziwieni i wściekli wyczerpują wszystkie możliwości wśród ubiorosceptyków? Na pewno nie, ale akurat takie kategorie przyszły mi do głowy, gdy czytałem komentarze do wpisu o doborze zegarków. Jeśli ktoś z czytelników ma jakieś pomysły modyfikacji mojej klasyfikacji, to proszę o ich przedstawienie. A może ten wpis przeczyta jakiś przedstawiciel wymienionych w nim grup i wtrąci swoje trzy grosze? Zapraszam do komentowania: dosadne słowa i zwroty są dopuszczalne 😉

Planując ten wpis zastanawiałem się czym go zilustrować. Byłoby idealnie gdybym mógł pokazać jak się ubierają przedstawiciele każdej z przedstawionych przeze mnie grup. Niestety nie jest to możliwe. Więc postanowiłem poprzestać na pomyśle niezbyt odkrywczym – żeby nie powiedzieć sztampowym – i zaprezentować jedną z moich stylizacji. Oczywiście taką, którą uważam za zgodną z kanonami klasycznej elegancji i z dodatkami, które tę elegancję podkreślają. Dlatego zdecydowałem się na umieszczenie kwiatka w butonierce. Podstawą mojej stylizacji jest oczywiście garnitur, ale nie taki pierwszy z brzegu, tylko garnitur, który wchodzi w skład kolekcji zaprojektowanej przeze mnie dla marki Bonus MG. Kolekcja będzie dostępna od kwietnia w sklepie stacjonarnym marki oraz w sklepie internetowym eGARNITUR.pl. W przyszłości napiszę o niej więcej i pokażę wszystkie garnitury wchodzące w jej skład (7 jednorzędowych i 2 dwurzędowe), a dzisiejszą prezentację należy potraktować jako zwiastun.

Garnitur jest uszyty z mieszanki wełny i moheru, pochodzącej z kultowej włoskiej tkalni Vitale Barberis Canonico. Tkanina, która jest tkana z udziałem nitki w kolorze czarnym, w różny sposób załamuje światło padające pod różnym kątem. Tego nie mogą oddać zdjęcia, ale garnitur się mieni, gdy noszący go jest w ruchu. Oczywiście to mienienie się jest bardzo subtelne, jednak dostrzegalne. Garnitur nabiera przez to jakiejś odświętności, co naprawdę może się podobać. Jego forma jest bardzo klasyczna – bez żadnych fajerwerków – ale ma też kilka elementów, które go wyróżniają. Każdy na pewno zwróci uwagę na szerokie klapy w marynarce, drukowaną podszewkę (wiskozową), efektowne wykończenie brustaszy w kształcie łódeczki (barchetta), czy rogowe guziki. Ja chciałbym jeszcze podkreślić proporcje: marynarka ma dość dużą długość, a jej guzik jest położony dość nisko (u większości osób wypadnie na wysokości talii lub nieco niżej). Oczywiście nie ma w tym niczego nadzwyczajnego; tak nakazują zasady klasyki, ale w dobie gdy prawie wszyscy masowi producenci szyją marynarki przykrótkie, z guzikiem położonym w okolicach mostka, jest to posunięcie warte podkreślenia. Wierzę, że się spodoba.

Prezentowany garnitur nie jest szyty na moją miarę; jest to zwyczajny garnitur rozmiaru 50, na wzrost 170 cm. Muszę tutaj dodać, że rozmiarówka mojej kolekcji jest bardzo szeroka. Garnitury są w rozmiarach: 44 – 66 (12 wariantów) a każdy rozmiar jest podzielony na cztery grupy wzrostowe: 170, 176, 182, 188. Więc prawdopodobieństwo, że każdy chętny znajdzie właściwy dla siebie rozmiar, jest duże chociaż nie jest stuprocentowe. Tak się składa, że mój wzrost i moja sylwetka wpisują się w tę rozmiarówkę idealnie, a jedyną poprawką jakiej dokonam będzie skrócenie lewego rękawa o 0,5 cm. Zdjęcia do wpisu były robione przed tą poprawką. Partnerami garnituru są: koszula Emanuel Berg, krawat Allex Rotberg, poszetka Profuomo, pasek Straps, zegarek Orient, buty Yanko – malowane ręcznie przez The Shine, skarpetki bezimienne.

Udostępnij wpis

Podobne wpisy

92 komentarze

  1. Panie Janku, wpisując się w styl jednej z grup powiem: rozjebałeś Pan system 🙂 Z wielkim szacunkiem, Skaf.

  2. Treść wpisu niezwykle trafna. Garnitur – jak na Bonus MG – ciekawy. Wzór krawatu – dla mnie chyba zbyt dominujący.

    Natomiast Szanowni Państwo – buty są FE-NO-ME-NALNE!!! Klasa.

  3. Panie Janie,
    Nie zwykłem pisać na wszelakich forach (z niewielkimi hobbystycznymi wyjątkami, w których jestem nieco bardziej zaangażowany, ale to temat osobny), ale tym razem Pański komentarz nieco mnie poruszył. Wśród naszych rodaków jest, niestety, spora część ludzi o nieszczególnym poziomie kultury, wyznających dość proste postrzeganie świata. Nie dla nich wszelkie muzea, teatry, opery, elegancje i inne wymysły zgniłej „elyty”. Próżno szukać w nich zrozumienia dla potrzeb innych. Przecież „moja prawda jest mojsza”. Proszę zatem ignorować takie zapisy. Frustratów przecież u nas nie brakuje. Szalenie cenię Pana blog. Nie ze wszystkim zawsze się zgadzam, ale po wielekroć – owszem. Niemniej obserwuję z wielkim zainteresowaniem.
    Serdecznie pozdrawiam, dziękuję za „już” i proszę o „jeszcze”.
    Adam

    1. Dziękuję 🙂
      Ależ ja się nie przejmuję negatywnymi komentarzami 🙂 Wręcz przeciwnie: wydają mi się bardzo zabawne i dlatego poświęciłem im ten wpis. Choć brak kultury (w tym kultury ubioru) pewnej części naszej populacji to raczej powód do smutku niż do wesołości.

  4. Panie Janie!!!

    No nie! Tego się nie spodziewałem, tym bardziej po Panu!
    Uwagi dotyczące niewiedzy lub nietaktu osób ujętych w zaproponowanych przez Pana grupach są, owszem, interesujące i nader trafne, jak zwykle zresztą. Ale żeby u Pana pojawiało się takie słownictwo? Przecież wulgaryzmy w cytatach można i należy ocenzurować, „wykropkować”! Pański własny natomiast, a ściślej określenia „wkur…..”, w ogóle nie powinien był się pojawić!!! Ten drugi zaś („je…..”) podlegać powinien bezwzględnej cenzurze („wykropkowaniu”)!!!
    Jeśli chodzi o problem głodu na świecie, owszem, nie musi on oznaczać niechlujstwa w ubiorze tych, którym się powodzi, ale akurat tych dwóch zjawisk bym ze soba nie mieszał. To nie jest tak, że tego problemu w ogóle nie ma i należy go spłycać, rozważając obok tematu o, jak twierdzę, mimo wszystko mniejszym znaczeniu.
    Ja również lubię się ładnie ubrać, potrafię starannie dobierać elementy stroju, ale też, jeśli mogę sobie na to pozwolić w stylu casual, bawić się kolorami. To jest nawet fajne.
    Jeżeli jednak miałbym wydać x zł na porządny garnitur (mam już kilka) albo na głodujące dzieci w Afryce, to przecież w ogóle bym się nie zastanawiał! Chyba wiadomo, co na świecie jest ważniejsze!
    Pozdrawiam i proszę o powściągliwość językową w kolejnych artykułach! Przekleństwo u Pana w głowie się nie mieści. Aż sam się wku…rzyłem!

    1. Piotrek wyjmij kija z d..ołu 😉

      PS.
      ” Jeżeli jednak miałbym wydać x zł na porządny garnitur (mam już kilka) albo na głodujące dzieci w Afryce, to przecież w ogóle bym się nie zastanawiał! Chyba wiadomo, co na świecie jest ważniejsze!”

      To jaki w końcu byłby to garnitur? 🙂

        1. Panie Piotrze, wybór jest zawsze i nie jest teoretyczny – w każdej chwili może Pan wybrać dzieci głodujące i wesprzeć np. stosowną organizację charytatywną. Jeśli jednak kupuje Pan ubrania, to znaczy że jednak ten wybór wcale nie jest taki oczywisty.

  5. Cyt. „Dla czytelników mojego bloga zapewne jest oczywiste, że większość mężczyzn w Polsce nie przykłada wagi do ubioru. A także – poza kilkoma sytuacjami w życiu, jak np. studniówka czy własny ślub – nie widzi potrzeby zdobywania czy poszerzania wiedzy na temat tego czy i jakie zasady rządzą światem męskiej elegancji.”
    Celowo cytuję tę wypowiedź, bo ona wg mnie jest typowym przejawem jednostronnego podejścia do sprawy. A bardzo niewłaściwego. To skostniały pogląd, w wielu wypadkach kompletnie chybiony i wyświechtany stereotyp. Dbanie o wygląd wcale, ale to wcale nie przejawia się tylko w tym, że ktoś ciągle zastanawia się nad tym jaką dobrać poszetkę do marynarki, a w upał męczy się w garniturze i „oksfordach”, albo innych „monkach”. Nie każdy chce i lubi taki typ ubrania, co nie znaczy, że nie dba o swój wygląd. Nie chcę tu przywoływać skrajności, ale dla np. wielbiciela hip hopu klasycznym ubiorem będzie bluza z kapturem, wiszące spodnie i łańcuch na szyi, oczywiście markowe i drogie. I w jego odczuciu to też dbanie o wygląd. Nie dbaniem będzie już chodzenie w tych samych butach, spodniach i bluzie non stop, dzień w dzień. Tak więc nie tylko tzw. klasyczny ubiór świadczy o dbaniu o wygląd. Ja np. od lat 90. przez prawie dwadzieścia lat chodziłem do pracy w garniturach, marynarkach. Co miesiąc kupowałem nową marynarkę, spodnie lub garnitur, buty rzadziej. Koszul i krawatów miałem tyle, że nie mogłem ich zużyć, a kombinacje nie powtarzały się przez wiele miesięcy. Zaczęło się od tego, że takiego stroju wymagała firma, a potem mnie to wciągnęło, bo otoczenie zwracało pozytywną uwagę i rzeczywiście zauważano u mnie ten rodzaj dbałości. Dla mnie świętem było wtedy chodzenie w jeansach. 10 lat temu zmieniłem pracę i po pierwszych dniach zauważyłem, że nikt się tam tak jak ja nie ubiera. Mogłem zatem porzucić garnitury, co nie znaczy, że przestałem dbać o ubiór. Szybko potem schudłem, więc marynarki, koszule i spodnie zaczęły zasilać pojemniki dla „biednych”. Teraz mam jeden, porządny, dopasowany „dyżurny” garnitur, który w zupełności mi wystarcza i dwie marynarki, a reszta garderoby to masa koszul, koszulek polo, jeansów, spodni różnego rodzaju i kroju, butów, trampek, kurtek itp. Wszystko staram się kupować w jak najlepszym gatunku, bo lubię rzeczy porządne. Nie wyobrażam sobie chodzenia codziennie w tych samych spodniach, kurtce, butach (o koszuli nie wspomnę). I to, że nie chodzę w marynarce i z poszetką w brustaszy nie oznacza wg mnie, że nie przywiązuję wagi do ubioru. Nie dopuszczam, aby nie uprasować codziennie spodni, nawet krótkich, czy koszuli i chodzenia w przybrudzonych butach, choćby to były trampki. I to też jest ten mój „sygnał do otoczenia”. Wstęp długi, ale chciałbym przez niego zaakcentować, że promowana przez Ciebie tzw. „klasyczna elegancja” nie jest jedyną formą dbania o wygląd. Zresztą samo znaczenie słowa klasyczny zmienia się i nie zawsze dla każdego oznacza to samo. Dla jednego klasyczną muzyką będzie muzyka tzw. poważna (złe określenie, ale tak często jest określana), a dla drugiego rock z lat 70. Czasy się zmieniają, ludzie zamiast konwenansów bardziej cenią sobie swobodę. Wg mnie niezależnie od ubioru zawsze tzw. klasa człowieka będzie widoczna, gorzej gdy ktoś w smokingu okaże się bez klasy – co niestety jest coraz częstsze. Przyznam, że mnie też drażnią oceny ubiorów pod kątem jakiejś wcześniej ustalonej lub wymyślonej reguły i klasyfikowanie kogoś jako abnegata, gdy nie poddaje się tym regułom. Dla mnie gorsze jest snobistyczne i bezkrytyczne hołdowanie tym regułom wbrew estetyce (pojęcie dość względne oczywiście) i zdrowemu rozsądkowi. Dlatego np. nigdy, przenigdy nie włożę mokasynów BEZ skarpetek do długich spodni, bo jest to po prostu wbrew mojemu poczuciu dobrego smaku, mimo że wszystkie encyklopedie mody zalecają co innego.
    Tak więc poruszony tu temat dbania o wygląd ma różny wymiar.

    1. Wpis Jana wcale nie jest skostniały ani tym bardziej nie powiela on wyświechtanych stereotypów. Zdaje sie bowiem, ze klasyczna elegancja uwzględnia wszystko o czym napisałeś. Sportowa elegancja to przecież styl preppy, zaś nieoczywiste polaczenia to sprezzatura.

  6. Cyt. „Dla czytelników mojego bloga zapewne jest oczywiste, że większość mężczyzn w Polsce nie przykłada wagi do ubioru. A także – poza kilkoma sytuacjami w życiu, jak np. studniówka czy własny ślub – nie widzi potrzeby zdobywania czy poszerzania wiedzy na temat tego czy i jakie zasady rządzą światem męskiej elegancji.”
    Celowo cytuję tę wypowiedź, bo ona wg mnie jest typowym przejawem jednostronnego podejścia do sprawy. A bardzo niewłaściwego. To skostniały pogląd, w wielu wypadkach kompletnie chybiony i wyświechtany stereotyp. Dbanie o wygląd wcale, ale to wcale nie przejawia się tylko w tym, że ktoś ciągle zastanawia się nad tym jaką dobrać poszetkę do marynarki, a w upał męczy się w garniturze i „oksfordach”, albo innych „monkach”. Nie każdy chce i lubi taki typ ubrania, co nie znaczy, że nie dba o swój wygląd. Nie chcę tu przywoływać skrajności, ale dla np. wielbiciela hip hopu klasycznym ubiorem będzie bluza z kapturem, wiszące spodnie i łańcuch na szyi, oczywiście markowe i drogie. I w jego odczuciu to też dbanie o wygląd. Nie dbaniem będzie już chodzenie w tych samych butach, spodniach i bluzie non stop, dzień w dzień. Tak wiec nie tylko tzw. klasyczny ubiór świadczy o dbaniu o wygląd. Ja np. od lat 90. przez prawie dwadzieścia lat chodziłem do pracy w garniturach, marynarkach. Co miesiąc kupowałem nową marynarkę, spodnie lub garnitur, buty rzadziej. Koszul i krawatów miałem tyle, że nie mogłem ich zużyć, a kombinacje nie powtarzały się przez wiele miesięcy. Zaczęło się od tego, że takiego stroju wymagała firma, a potem mnie to wciągnęło, bo otoczenie zwracało pozytywną uwagę i rzeczywiście zauważano u mnie ten rodzaj dbałości. Dla mnie świętem było wtedy chodzenie w jeansach. 10 lat temu zmieniłem pracę i po pierwszych dniach zauważyłem, że nikt się tam tak jak ja nie ubiera. Mogłem zatem porzucić garnitury, co nie znaczy, że przestałem dbać o ubiór. Szybko potem schudłem, więc marynarki, koszule i spodnie zaczęły zasilać pojemniki dla „biednych”. Teraz mam jeden, porządny, dopasowany „dyżurny” garnitur, który w zupełności mi wystarcza i dwie marynarki, a reszta garderoby to masa koszul, koszulek polo, jeansów, spodni różnego rodzaju i kroju, butów, trampek, kurtek itp. Wszystko staram się kupować w jak najlepszym gatunku, bo lubię rzeczy porządne. Nie wyobrażam sobie chodzenia codziennie w tych samych spodniach, kurtce, butach (o koszuli nie wspomnę). I to, że nie chodzę w marynarce z poszetką w brustaszy nie oznacza wg mnie, że nie przywiązuję wagi do ubioru. Nie dopuszczam, aby nie uprasować codziennie spodni, nawet krótkich, czy koszuli i chodzenia w przybrudzonych butach, choćby to były trampki. I to też jest ten mój „sygnał do otoczenia”. Wstęp długi, ale chciałbym przez niego zaakcentować, że promowana przez Ciebie tzw. „klasyczna elegancja” nie jest jedyną formą dbania o wygląd. Zresztą samo znaczenie słowa klasyczny zmienia się i nie zawsze dla każdego oznacza to samo. Dla jednego klasyczną muzyką będzie muzyka tzw. poważna (złe określenie, ale tak często jest określana), a dla drugiego rock z lat 70. Czasy się zmieniają, ludzie zamiast konwenansów bardziej cenią sobie swobodę. Wg mnie niezależnie od ubioru zawsze tzw. klasa człowieka będzie widoczna, gorzej gdy ktoś smokingu okaże się bez klasy – co niestety jest coraz częstsze. Przyznam, że mnie też drażnią oceny ubiorów pod kątem jakiejś wcześniej ustalonej lub wymyślonej reguły i klasyfikowanie kogoś jako abnegata, gdy nie poddaje się tym regułom. Dla mnie gorsze jest snobistyczne i bezkrytyczne hołdowanie tym regułom wbrew estetyce (pojęcie dość względne oczywiście) i zdrowemu rozsądkowi. Dlatego np. nigdy, przenigdy nie włożę mokasynów BEZ skarpetek do długich spodni, bo jest to po prostu wbrew mojemu poczuciu dobrego smaku.
    Zatem poruszony tu temat dbałości o wygląd i ubiór ma różny wymiar.

  7. Chciałem skomentować podejście opisanych przez Ciebie grup do mody męskiej, ale właściwie szkoda słów. Smutną konstatacją jest fakt, że mężczyźni w Polsce wyglądają w większości fatalnie. Z pewną zazdrością patrzyłem nawet na nastolatków w UK, którzy ubierając się na tradycyjny bal majowy wyglądają świetnie. Tylko że oni są przyzwyczajeni do noszenia marynarek i krawatów od małego, a w Polsce pierwszą okazją do założenia takiego stroju jest komunia a następną studniówka i matura.

    Przy okazji chciałbym zapytać jak mam podchodzić do wyboru rozmiaru dla siebie, bo zawsze jestem pomiędzy rozmiarami – mam 180 cm wzrostu. Czyli rozmiar 176 za mały a 182 za duży. Czy jedyną opcją jest kupienie rozmiaru 182 i skracanie nogawek i rękawów?

    1. Najlepiej przymierzyć obie wersje i samemu stwierdzić, która lepiej leży. Niektóre firmy podają widełki i Ty dokładnie wpisujesz się w widełki 176-182. Z mojej kolekcji prawdopodobnie lepszy będzie wariant 182, bowiem w 176 rękawy i nogawki mogą być za krótkie. Co wcale nie znaczy, że w 182 trzeba będzie je skracać; mogą się mieścić w granicach tolerancji.

  8. Panie Janie

    Super podejście do tematu.

    Mam pytanie – czy zasugerowałby Pan jakieś źródło dotyczące obuwia domowego tzw „kapci”? A może już Pan planuje wpis na ten temat?

    1. Nie planuję wpisu na temat obuwia domowego i nie czuję się mocny w tym temacie. Ja chodzę po domu w klapkach z Deichmanna 😉

    2. Kupuję, owszem, nie chodzę po kilkanaście lat w tych samych. Przeznaczam też niezależnie co jakiś czas pewne sumy na cele dobroczynne. I nie, nie robię tego trzy razy dziennie. Jeżeli natomiast mam wybór między tymi dwoma celami, w ogóle się nie zastanawiam. I nie wyjmę żadnego kija z… znikąd, kiedy będzie chodziło o tak ważne kwestie. W poprzednich komentarzach podpisałem się samym imieniem, niniejszym dodaję nazwisko. Widzę, że są komentarze moich Imienników. Mój jest tylko ten o bieżącej kwestii. Pozdrawiam wszystkich. A kija z…. nie wyjmę!

  9. Dzień dobry Panie Janie
    Bardzo dobry wpis ! Nic do dodania. Gratuluję zmysłu obserwacji.
    Osoby, szczególnie z trzeciej grupy, podejmują próbę nachalnego nawracania na swój styl – ma być luzacko i już ! Spodnie maja być za długie, zegarek ma być niedopasowany, sweter musowo za obszerny. Jeśli coś eleganckiego lub choćby dopasowanego to źle i sztywno.
    Mam pytanie – jaka jest przyczyna tego typu postaw (może lenistwo)?

    Serdeczne pozdrowienia
    krzysztofc
    P.s. Proszę o więcej takich wpisów !

    1. Dziękuję 🙂
      Nie podejmuję się wyjaśnić przyczyn ubraniowej abnegacji, bowiem są one wielorakie. Jeden z czytelników zwrócił np. uwagę, że są różne style ubierania się, charakterystyczne dla różnych subkultur. Takie skrajnie subkulturowe podejście może być rażące dla osób z zewnątrz, ale ono wcale nie świadczy o braku dbałości o ubiór. Tyle tylko, że stosowane są inne kryteria.
      Często gdy czyta się jakieś opracowania na temat nawyków ubraniowych Polaków, można się spotkać z twierdzeniem, że okres PRL-u zabił wszelkie tradycje i wszelki indywidualizm. Jest w tym dużo racji a jeśli tak, to musi minąć trochę czasu na odbudowanie tych nawyków. Myślę, że jesteśmy w końcowej fazie ich odbudowywania 🙂 Optymizmem napawają mnie reakcje na moje wpisy o tym jak się ubrać na studniówkę. Mają one corocznie ponad 100 tysięcy odsłon, a w rekordowym roku 2017 – 172 tysiące (w tym roku nie było studniówek, więc nie było wpisu). To pokolenie może być pokoleniem, które zmieni obraz sytuacji.

  10. Wszedłem na stronę Bonus mg – egarnitur.pl i z niestety się zawiodłem na ofercie. Większość garniturów kosztuje od 600 do 1000zl, a ma w składzie poliester na poziomie 40-65% zarówno w materiale wierzchnim, jak i podszewce, a trafiłem modele, gdzie poliester to 95% składu. Po takim zakupie nie dziwię się, że ludzie nie noszą garniturów, bo w takim sztucznym worku nie sposób wytrzymać latem lub na kilkugodzinnej imprezie typu wesele.
    Przynajmniejj wizualnie modele od Bonus MG wyglądają całkiem dobrze, co z pewnością jest również Pana zasługa.

    Dużym problemem jest to, że w sklepach nie ma podziału na marynarki letnie/tropikalne i pozostałe +zimowe, a doradcy w punktach stacjonarnych mają najczęściej zerową wiedzę i tylko mówią że w każdym modelu jest ładnie.

    Nie lubię polityki wysokich cen początkowych i dużych przecen w Vistuli, ale ostatnio za 900 zł kupiłem u nich garnitur i marynarkę o znacznie lepszym składzie.

    1. Poruszył Pan dwie ciekawe kwestie, ale obydwie w jakimś sensie mają związek z uczciwością sprzedawców wobec klientów, więc nie mogę ich zostawić bez komentarza.
      Pierwsza dotyczy tego, czy poliestrowe garnitury mają rację bytu i czy sprzedawca, który takie garnitury sprzedaje zasługuje na bezwzględne potępienie. Moim zdaniem nie ma nic złego w oferowaniu garniturów z tkaniny poliestrowej jeśli jego cena jest uczciwa, a klient ma wybór i może się zdecydować na tani garnitur poliestrowy lub na garnitur wełniany, za który zapłaci odpowiednio więcej. Uważam, że jest to wręcz sytuacja idealna gdy klient ma pełen wybór a do pomocy doświadczonego sprzedawcę, który potrafi mu wyjaśnić różnice pomiędzy garniturami z różnych tkanin i – co za tym idzie – w różnych cenach. Wtedy sam podejmuje decyzję na podstawie wiedzy, którą pozyskał od sprzedawcy i tego jak się czuje w różnych typach garniturów. Chciałbym jednak podkreślić, że nie należy lekceważyć klientów, dla których najważniejsza jest niska cena i którzy decydują się na garnitur z poliestru lub poliwiskozy. Trzeba mieć w zanadrzu produkt, który ich zadowoli. Doświadczenie uczy, że klient odpowiednio obsłużony i poinformowany, który zdecyduje się na garnitur poliestrowy, następnym razem przyjedzie już z nastawieniem kupienia garnituru wełnianego.
      Drugą kwestią jest sprawa uczciwych cen. W Bonus MG obowiązuje zasada, że ceny są skalkulowane przy niskich marżach, ale nie ma żadnych promocji – ceny są stałe. Na polskim rynku jest to ewenement, gdyż u nas obowiązuje na ogół zasada trójetapowości: etap pierwszy – łowienie jeleni (bardzo wysoka marża), etap drugi – okazje (średnia marża), etap trzeci – wyprzedaż (niska lub zerowa marża). A cała strategia masowych sieci polega na ustalaniu ram czasowych poszczególnych etapów. Jeśli klient potrafi sprytnie lawirować pomiędzy nimi, to jest w stanie kupić dobry produkt za niską cenę. Ale tylko dlatego, że inny klient kupił średni produkt za wysoką cenę. Ja uważam taką strategię za nieuczciwą, ale niektóre marki na niej zbudowały swoją potęgę.
      Od siebie dodam jeszcze trzecią kwestię, której Pan nie poruszył: miejsca szycia garniturów. Bonus MG wszystkie swoje garnitury szyje w Polsce. Gdyby szył je w Chinach (jak robi to większość marek), ceny mogłyby być o ok. 100 – 150 zł niższe na każdym garniturze.

      1. Czy np. Bytom szyje w Chinach ? Czy kłamią, pisząc :”WSZYSTKIE GARNITURY SZYJEMY W POLSCE” ? Skoro można u nich kupić za ~ 600 zł garnitur np z wełny 110 od Vitale Barberis Canonico to dlaczego miałbym kupić garnitur za 700 zł z tkaniny prawie w połowie „plastikowej” od bonus mg ?

      2. Trochę odgrzewam temat, ale właśnie trafiłem na ciekawą wiadomość, która być może trochę rozjaśnia, dlaczego część ludzi nienawidzi garniturów, marynarek itp. – kupują w „markowym” sklepie garnitur 80% wełny z wiskozową podszewką, który jest skrajnie niekomfortowy, a tym samym zniechęcają się do tego typu ubioru, wierząc że ten typ tak ma i trzeba w tym się męczyć, pocić i elektryzować.
        A tu nagle okazuje się, że produkty niektórych polskich firm zamiast 80% wełny mają 100 poliestru…
        https://businessinsider.com.pl/wiadomosci/recman-i-dwie-inne-marki-odziezowe-falszowaly-sklad-ubran-wedlug-uokik-postepowanie/hv5zmhz

        1. Fałszowanie składów tkanin było powszechną praktyką stosowaną przez lata, przez producentów odzieży. Prawdopodobnie robili tak niemal wszyscy, z największymi firmami włącznie. Firmy czuły się całkowicie bezkarne, bo wprawdzie UOKiK robił kontrole ale po pierwsze bardzo wyrywkowe, a po drugie nie było żadnych sankcji wobec firm – oszustów. Po ostatniej serii kontroli w roku 2020, też by zapewne tak było, gdyby tematu nie rozdmuchał Michał Kędziora, czyli Mr.Vintage. Temat podchwyciły różne portale, co zmusiło UOKiK do podjęcia jakichś kroków. Jeśli firmy wymienione w podlinkowanym artykule zostaną ukarane w sposób dla nich dotkliwy (a nie mandatem 500 zł, jak bywało w przeszłości), to może odstraszy to innych i skończy się oszukiwanie klientów.

  11. Bardzo fajny blog i cenny wpis!
    Zaczne od siebie, mam ponad 40 lat i przez cale zycie ubieralem sie w zaduze ciuchy. Chyba tak mi zostalo z czasow bycia dzieckiem, rodzice kupowali ubrania wieksze o rozmiar, dwa czy trzy, bo przeciez urosnie 🙂 Od jakiegos czasu sledze Pana bloga i zmieniam swoja garderobe, dostrzegam bledy, ktore sam popelnialem i widze je tez u innych.
    Co do zegarkow: w moim przypadku pelna zgoda z Panem! Ja osobiscie do garniturow uzywam zegarkow klasycznych dobrze znanej w Polsce firmy Atlantic, z serii Worldmaster 🙂 Tu zasada jest prosta: czarny garnitur, biala koszula, czarny pasek do spodni, czarne buty, czarny pasek zegarka, biala lub czarna tarcza. W przypadku brazowego garnituru analogicznie, zegarek z brazowym paskiem, z tarcza w kolorze zlotym/szampanskim.
    Pozdrawiam!

    1. Dziękuję za pochlebną opinię 🙂
      Cieszę się, że informacje czerpane z moich tekstów okazały się przydatne w Pana życiu.

  12. Dodałbym grupy: „garniturowcy” i „antygeje”. Grupa ta charakteryzuje się tym, że uważa, że na jakąś okazję jedynym wymogiem co do stroju jest aby był garnitur i krawat. I w zasadzie jest to ich zdaniem jedyne kryterium. Nie interesuje ich to czy garnitur jest dopasowany rozmiarowo, czy kolor pasuje do pory dnia, do okazji, o dodatki ale garnitur to jest ich zdaniem to. Na poszetkę reagują: a na co to komu? O dziwo brak krawata też oceniają negatywnie. Pasek od spodni i zegarka w jednym kolorze, buty w drugim? W ogóle brak paska u spodni? No i co, ważne, że garnitur. Grupa niezwykle szkodliwa, bo utrwala stereotyp, że garnitur co coś w czym jest niewygodnie, w czym wygląda się źle (bo jak jest źle dobrany to wiadomo jak to wygląda), i że w zasadzie zakłada się tylko bo wypada. Antygeje natomiast dzielą się na dwie podgrupy: pierwsza uważa, że że dbanie o wygląd jest, jak to mówią pedalskie, więc o ubiór dbają o tyle, żeby był z paskami albo łyżą, a każdego kto wygląda inaczej niż oni nazywają gejem. Łagodniejsza podgrupa w zasadzie nie ma nic przeciwko temu, ale nie chce być uznana za gejów, więc profilaktycznie też o ubiór nie dba.

    1. Antygeje to naprawdę liczna grupa. Pracując w salonie z modą męską nie zliczę ile razy usłyszałam słowa: „pedalskie”, „tęczowe”, „jak dla wie pani kogo”. Czasami również usiłując być zabawnymi (oczywiście bezskutecznie) klienci wykonywali stereotypowy ruch nadgarstkiem sygnalizujący, że „wygląda jak gej”. Nigdy człowiek nie wiedział, jak w tych żenujących sytuacjach się zachować.

  13. Zasady się zmieniają, to co kiedyś było obowiązkowe dziś jest mile widziane, albo tylko – dopuszczalne. Np. udział w weselu jako gość, ciemny garnitur i czarne buty, biała koszula, komplet dodatków są idealne, ale np. brązowe buty czy sportowe buty nie będą wielkim błędem, a nawet brak krawata nie będzie mocno raził. Są oczywiście sytuacje gdzie dress code jest obowiązkowy, bo np. protokół dyplomatyczny. Poza tym jest duża większa swoboda, która też ma swoje granice i które to granice trzeba znać. Pracuję w branży bardzo kojarzącej się z elegancją, ale tak było kiedyś. Teraz krawat zakłada się może do mediów. Dużo większym problemem u Polaków jest to, że noszą ubrania brzydkie, w złym rozmiarze, o kroju niepasujacym do sylwetki, niezadbane, w niekorzystnie wypadających kolorach. Wszystko czarno-granatowe, spodnie za długie, spadające z brzucha, jak nie za ciasne to za duże. Buty sportowe wszędzie i do wszystkiego. Albo buty pseudoeleganckie, niby eleganckie, ale na sportowej podeszwie. Brak w tym smaku i pomysłu. Nie mam nic do kogoś, kto ubiera się tanio, jeżeli ma wszystko czyste, ładnie dopasowane. Nie każdego stać i nie każdy akceptuje duże wydatki na wygląd. Woli wydac na wakacje, kino, elektronike… Najważniejsze to gust i dbałość. W tym kierunku bym przede wszystkim wojowal i edukowal. Pozdrawiam!

    1. korekta: miałem na myśli sportowy zegarek na weselu, a nie sportowe buty. W ogóle zegarek to temat delikatny. Często lepiej go nie mieć, niż mieć nieodpowiedni do sytuacji.

    2. Czasy się zmieniają, to fakt. Zmieniają się zasady, to fakt. Ale porównując z przytoczoną przez Ciebie elektroniką to dbanie o ubiór u faceta uważane jest za „hobby gorszego sortu”. Zakup telefonu za kilka tysięcy jest powszechnie przyjęty i nie wzbudza kontrowersji, ale już ubrania za tyle pieniędzy? Zegarek? Wielu to szokuje i uważają za stratę pieniędzy. A co gorsza, próbują przekonywać, że to oni mają rację. Zaś co do gustu. Jest to rzecz subiektywna, można założyć ubranie które będzie zgodne z naszym gustem, ale skrajnie nie z powszechnie przyjętymi normami, jak w Harrym Potterze, gdy czarodzieje ubrani według swojego gustu wzbudzali szok u mugoli 😀 Jeszcze co do gustu, to w końcu połączenie czerń i granat, skoro jest wybierane, to albo, bo jest w guście ludzi, albo ponieważ do tego stopnia mamy rygorystyczne normy, że innych nie wypada założyć 😉

      1. Z tymi normami dobre stwierdzenie. Rzeczywiście tak jest. Z gustem… może niekoniecznie to jest gust, może jakiś styl, smak. Chodzi o to, że biała albo jasna koszula rozświetla twarz, a czarna powoduje, ze skórą wygląda blado, szaro. Chyba ze ktoś ma idealną, oliwkową, promienna skórę, wtedy i w czarnym będzie wyglądał ok. Trzeba to czuć, albo zdać się na innych, którzy czują. Może to nie jest gust, bo są obiektywne przesłanki decydujące o tym, że ktoś w fiolecie wygląda dobrze, a ktoś w zieleni.

        1. Często widzę też mężczyzn wystrojonych przez kobiety i wystrojonych fatalnie. I to dość częste zjawisko. Miałem nadzieję, że kobiety mają trochę więcej w sobie wrażliwości i zmysłu estetycznego, ale często – niestety nie. Nie zapomnę nigdy jak na moim własnym ślubie świadkowa powiedziała, że mam krzywy krawat i zaczęła mi likwidować łezkę, którą starannie ukształtowałem. To one często odpowiadają za te małe kołnierzyki, śledziowate krawaty, wąskie klapy. On zakłada wszystko, co ona wymyśli, bo jest mu wszystko jedno, a ona czerpie wzory z celebrytów.

          1. To jest w dużej mierze wydaje mi się spowodowane tym, że ubiór kobiety mocno różni się od ubioru mężczyzny. I o ile kobieta często potrafi ubrać siebie, to już faceta niekoniecznie, bo tam na inne rzeczy należy zwracać uwagę oraz inne triki i połączenia gwarantują dobry wygląd. A „że kobiety mają trochę więcej w sobie wrażliwości i zmysłu estetycznego” to częsty stereotyp, to kobiety stawiają sobie za punkt honoru decydować o ubiorze mężczyzny, bo są pewne, że wiedzą lepiej. Z drugiej strony, siebie potrafię ubrać, ale jakie ubranie w przypadku kobiety w danej sytuacji najbardziej się sprawdzi to mam bardzo mglistą świadomość. Ale dlatego nie próbuję za nią decydować. A kobiety próbują.

  14. Świetny wpis, czy ine garnitury z zapowiedzianej serii też mają takie bajeczne podszewki? Może powinien Pan pomyśleć o wpisie na temat podszewek. Mamy coraz lepszy wybór poszetek to i podszewki nie muszą być nudne i mogą urozmaicić marynarkę.

    1. Dziękuję 🙂
      Wszystkie marynarki z mojej kolekcji mają podszewki wiskozowe z kolorowymi printami. Każda inną 😉 ale współgrającą z kolorem garnituru.
      Pomysł z wpisem o podszewkach – bardzo interesujący. Pomyślę nad nim.

      1. Taki wpis byłby ciekawy. Niestety podszewka to lekceważona kwestia. Efekty są widoczne np. pełna poliestrowa podszewka w lnianej marynarce co niemal niweluje właściwości takiego ubioru.

  15. Garnitur bardzo ładny, marzę o podobnym, na razie posiadam tylko marynarkę w podobnym odcieniu brązu. Gratuluję wpisu i popieram! Pozdrawiam serdecznie!

  16. Myślę że problemem nie jest to że naszym hobby jest schludna dopasowana nie zawsze klasyczna garderobą i obuwie
    Jakoś nikt nie oburza się na hobbystów whisky klasycznych samochodów i innych potencjalnie droższych zainteresowań
    Problemem dla takich krytykantów jest aspekt wizerunkowy , myślę że na naszym tle po prostu mają kompleksy swiadomje bądź nieświadomie.

  17. Zgadzam się z powyższym, a w swoim środowisku obserwuję wiele reakcji krytycznych wobec osób, które pozytywnie wyróżniają się dbałością o strój. Ja noszę prawie zawsze marynarki i garnitury, choć większość osób w pracy robi to tylko na specjalne okazje. Jest to typowe zjawisko wypierania dobrych obyczajów przez gorsze pod nazwą luzu, dystansu do systemu itp. Przykre jest to, że ci „luzacy” dają do zrozumienia, że to ich abnegacja jest wzorcem.

    1. Jak dla mnie to wyrazem dystansu do systemu jest nie facet w t-shircie i dżinsach a np. Maleńczuk. Ewidentnie widać, że jego stylizację są przemyślane i z miejsca widać w nich, że to rodzaj ubraniowego buntu, a nie takiego niechcemisizmu. I jakkolwiek sam się tak nie ubieram, to potrafię docenić, że konsekwentnie ubiera się w konkretny sposób. Natomiast osoby które nie dbają o strój, cóż ich sprawa. Dopóki przełożony nie uzna, że zbyt duże rozwarstwienie powoduje negatywne wrażenie na klientach i nie ustali jakiegoś dress codu, to co się przejmować.

  18. Panie Janie, ja mam tak ciągle…w pracy nikt nie chodzi ubrany elegancko… Śmieją się ze mnie, że chodzę ubrany ja dyrektor… a to mi nie pomaga…, bo nawet w oczach dyrektora może to wyglądać nie za dobrze, że pracownik niższego szczebla tak chodzi ubrany. To może nie pomagać w awansie czy podwyżce wynagrodzenia…Choć są ubrani ode mnie drożej bo w sportowe ciuchy – markowe – które sporo kosztują a ja się ubieram z przecen ale czy ja mam ceny naszyte, no nie…Nie pomaga mi to w pracy…W mojej pracy nie ma dress codu… Pozdrawiam

    1. Może marna to pociecha, ale napiszę Ci, że mam podobnie… Nieraz spotykam się z tekstami, że ubieram się jakbym był conajmniej dyrektorem, ew czy się gdzieś wybieram po pracy… Co śmieszniejsze żeby „zasłużyć” na takie uwagi nie trzeba byc ubranym w garnitur, wystarczą chinosy, koszula i marynarka albo nawet kardigan… Takie czasy, że jak ktoś nie jest w wygniecionych dżinsach i rozciągnietej bluzie to w oczach innych jest „wystrojony”…

  19. Ostatni raz, gdy ktokolwiek wymuszal na mnie kwestię stroju , bylo to podczas pełnienia zasadniczej służby wojskowej w czasach słusznie minionych. Uważam się za wolnego człowieka. Uważałem się też za takiego w PRLu. Ubieram się jak chce i w co chcę . Za swoje i tylko swoje ciężko zarobione pieniądze.Opinie osób bliższych czy dalszych w tej kwestii nie mają dla mnie żadnego znaczenia. Polecam im zawsze wtedy jakieś happy pills od specjalisty. Blog Jana czytam z przyjemnością. Chociaż ostatnio porazily mnie wulgaryzmy, które wyszły spod jego klawiatury . Pozdrawiam wszystkich.

  20. Drogi Panie Janie – bardzo przypadł mi do gustu ten wpis i jest w nim niemało prawdy. Przyczyn takiego, a nie innego stanu rzeczy sam upatruję w dwóch kwestiach: po pierwsze, edukacji na temat elegancji/stroju w domu rodzinnym; po drugie, w wyuczonej niechęci do garnituru jako roboczego „mundurka” (a krawatu jako smyczy). Odnośnie punktu pierwszego: w moim domu rodzinnym krawat umiała wiązać tylko mama (oczywiście węzeł Windsorski), tata nie miał w ogóle głowy do jakiejkolwiek estetyki ubioru. Tak więc za wiele się na temat mody męskiej nie dowiedziałem. Żeby było śmieszniej, na studniówkę poszedłem w różowej koszuli, bordowym krawacie i czarnym garniturze, bo pani ze sklepu gdzie kupowałem ów strój (znajoma mamy) stwierdziła z politowaniem, że „biała koszula i granatowy garnitur to jak do komunii”. Efektem tej traumy było to, że nigdy więcej z mamą nie poszedłem kupować ubrań, a pierwszych istotnych rzeczy na temat stroju męskiego nauczyłem się dopiero na studiach – świetny profesor od Public Relations w kilku zdaniach naświetlił męskiej części audytorium jak ma wyglądać i leżeć biznesowy garnitur. Nie każdy ma taką możliwość (no dobrze, teraz jest internet i sartorialna blogosfera), więc niewiedza, czy wręcz ignorancja, w ogóle mnie nie dziwią.
    Punktu drugiego myślę, że tłumaczyć nie trzeba – wciąż pokutuje konotacja garnituru z roboczym uniformem, noszonym za karę, który zakłada się rano, a zrzuca z ulgą po pracy. I to widać po ludziach, którzy w ten sposób garnitur (niczym robocze ogrodniczki) użytkują. Tu negatywne nastawienie wręcz wisi w powietrzu.
    Podsumowując, wydaje mi się, że zaczyna się zwracać należytą uwagę na klasyczny, elegancki strój dopiero wówczas, kiedy po pierwsze ma się okazję zapoznać z tematem w sposób rzetelny, a po drugie, kiedy człowiek autentycznie CHCE, a nie musi. Wówczas noszenie garnituru staje się wyróżnieniem, a stosunek doń zmienia się diametralnie.
    Pozdrawiam!

    1. Tak, ma Pan rację. Ludzie noszący garnitury dzielą się na tych, którzy muszą i tych, którzy lubią i chcą to robić. Pytanie, czy w dobie postępującej każualizacji, ta druga grupa będzie się kurczyła, czy może jednak utrzyma swoją liczebność lub będzie rosła. Nie znam odpowiedzi na to pytanie, ale wielkim optymizmem napawa mnie fakt, młodzi ludzie szykujący się do studniówki, poszukują informacji o klasycznej męskiej elegancji. Moje wpisy na ten temat miewają corocznie po 100 tysięcy odsłon (ale oczywiście nie w tym roku). Ta wiedza z nimi zostanie, niezależnie od tego co będą robić w dorosłym życiu. A to dobrze wróży na przyszłość.

    2. Zgadzam się i uważam, że obie te przyczyny się przenikają. Wyglądamy w wybranych przez matki i sprzedawczynie (ewentualnie przez partnerki), garniturach brzydko i widzimy ludzi, którzy też w garniturach wyglądają brzydko. Więc traktujemy je, jako coś, co zakłada się tylko dlatego, że w pewnych sytuacjach „wypada”. A dlaczego brzydko? Bowiem w źle dobranym, za dużym, z kiepsko dobranymi kolorystycznie elementami garniturze wygląda się źle. Nie mamy pozytywnych wzorców z tym ubiorem i kończy się to tak, że uważamy, że garnitur to koszmar, którym lepiej się nie interesować. Czemu piszę w pierwszej osobie? Bo sam jeszcze niedawno miałem takie podejście! Na uczelni też nie było jakoś super, starsi profesorowie też nie mieli dobrze dobranych garniturów. Dlatego, aż do zetknięcia się z takimi blogami do tego, że ktoś przejmuje się ubiorem miałem stosunek obojętny, na zasadzie: „jak ktoś lubi, to proszę bardzo, ale ja nie mam zamiaru na to marnować czasu i pieniędzy”. Teraz się to już zmieniło i jedyne czego żałuję, to tego, że nie doszło do tego wcześniej.

  21. Witam serdecznie.
    Niestety jest spora grupa ludzi, która woli „ubrać” swój język w przekleństwa, obraźliwe słowa i pogardę dla tych co lubią płaszcz i marynarkę. Bardziej cenią w sobie sprawienie komuś przykrości swoim wulgarnym zachowaniem, niż założenie chociażby wyczyszczonych butów.
    Janku nie znam Ciebie, ale śledząc Twoje wpisy i zdjęcia wzbudzasz we mnie zaufanie i z przyjemnością zapytałbym się Ciebie na ulicy o godzinę, nawet jeśli na ręku miałbym swój zegarek.
    Ciekawi mnie natomiast Twoja opinia na temat… lasek, jako dodatku do stroju. Może pokusisz się o wpis w blogu?

    1. Dziękuję za ciepłe słowa 🙂
      Tematu lasek (w znaczeniu dosłownym a nie przenośnym) zupełnie nie czuję, więc nie podejmę się pisania na ten temat. Przypuszczam, że są w sieci różne enklawy, gdzie swoje opinie wymieniają miłośnicy lasek. Nigdy na taką nie trafiłem.

      1. Pomysł na laskę zrodził się w mojej głowie czytając właśnie blog o zegarkach. I wyobraziłem sobie, że na przykład laska bambusowa może być ciekawym dodatkiem do letniej stylizacji – nie tylko do odganiania much… 😏

  22. Że zacytuję z kultowego serialu ” od tego dobrobytu to już się ludziom w tylkach przewraca” . Malo kto mysli o zabezpieczeniu się na ewentualną starość. Garnitury i Smokingi zjedzą mole. Buty po 1,5 kzł wyladuja w końcu w kontenerze na śmieci. Zdumiewa mnie ta rozbuchana konsumpcja w społeczeństwie gdzie średnia wieku samochodu to ponad 12 lat. A za metr mieszkania w dużym mieście płaci się po ok 10 tysiecy. Tego nie ma na tak zwanym Zachodzie. A bynajmniej nie w takim natężeniu. To jakies leczenie kompleksów tymi garniturami i poszetkami czy co?

    1. Garnitury zjedzą mole, wspomnienia z podróży zblakną albo odbierze alzheimer, samochód w kilka lat straci połowę wartości, a połowa mieszkania czy domu będzie stała pusta, jak się dzieci wyprowadzą. A, dzieci też kosztują. Wszystko kosztuje. Naprawdę mamy żyć, jak Scrooge z opowieści wigilijnej? Oszczędzać na wszystkim? Nic nie kupować? I co, wybudować sobie po śmierci mauzoleum? Jeśli metr mieszkania kosztuje 10k to za kilka% ceny mieszkania, albo kupując nieco mniejsze można kupić dużo ubrań czy czegokolwiek. Auta… Skoro mają 12 lat to znaczy, że takie ludziom wystarczają. A zakup nowego, drogiego auta nie jest ani trochę bardziej racjonalny niż zakup czegokolwiek innego, związanego z jakimkolwiek innym hobby. Co nie znaczy, że to coś złego, jak kogoś stać, ale co miał na celu ten przykład? Czy garnitury i poszetki to leczenie kompleksów? Nie, tylko chęć ubierania się tak jak się lubi.

    2. Pozwolę sobie odpowiedzieć ale zaznaczam że tylko w swoim imieniu.
      To napewno nie kompleksy prędzej forma docenienia siebje ale taka nie na pokaz dla innych ale właśnie dla siebje samego . Bo tak lubię bo tak czuję się dobrze bo to mój styl bo tak wyrażam szacunek dla siebje i dla otoczenia ( właściwe ubranie się na okazje formalne tym właśnie jest okazaniem szacunku innym osobom )
      Specyficzna forma egoizmu ? trochę tak ale ten zdrowy egoizm jest potrzebny w życiu człowieka żeby nie było nudy .
      Czy jest to praktyczne w świecie w którym mieszkania i samochody kosztują krocie ? na pewno nie
      Ale równocześnie nie ma nic bardziej nudnego niż praktyczność na dłuższą metę od której nie ma odskoczni .

    3. A dlaczego kupno garnituru/butów/akcesoriów to rozbuchana konsumpcja? Garnitur zwykle trzeba jakiś mieć, a i marynarka się przydaje od czas do czasu – nie widzę więc nadmiernej konsumpcji w odżałowaniu kilku stówek więcej i kupnie czegoś na poziomie. Poszetka i krawat są tu pomijalne, bo nie kosztują porażających pieniędzy i są w zasadzie wieczne. Poza tym czym jest kupowanie np. konsol do gier (o telewizorze nie wspomnę), telefonów za więcej niż 800 zł, tudzież motocykla albo nowego auta, jeśli nie konsumpcyjną fanaberią? Czym jest w końcu jedzenie „na mieście”, picie alkoholu, czy palenie papierosów jeśli nie drogą konsumpcyjną zachcianką? Sam nieraz kupuję sneakersy na sezon w dyskoncie, ale lubię mieć także czarne wiedenki i porządny garnitur w szafie. A leczeniem kompleksów nazwałbym raczej bardzo popularną u nas postawę „nieważne jak wygląda, ważne by miało metkę”

  23. Panowie, przepraszam nie chce nikogo urazić , ale osmiele się zauważyć że statystycznie większość tu piszących jest przynajmniej w 3 pokoleniu potomkami chłopów. Często ludzi pracujących u kogoś, biednych. To jest w ogóle robota dla socjologa, więc dalej nie będę w to brnął. Kilka lat mieszkałem i pracowałem ( fizycznie) w Luxemburgu i nie zauważyłem tam sartuaryjnego pędu. W późnych latach 80 z kolei w Kanadzie( też ciężko fizycznie), gdzie moją uwagę zwróciło wręcz skąpstwo tamtejszych mieszkancow. Pan pisze o nudzie. Czy w takim razie sugeruje Pan , że dobrym lekarstwem na nudę jest wyzbywanie się pieniędzy? Czy czym innym nie można wypełnić swojego życia jak zastanawianiem się czy kupić brogsy, lub lotniki? A co dalej? Kolejne polbrogsy? Za półtora czy dwa tysiące? Niech każdy żyje jak chce , oczywiście w granicach ustanowionego prawa, I da zyc
    bez przytyczek ludziom np takim jak, chodzacym na co dzień w gumofilcach. Cy mój zegarek za 17 zł pokazuje czas gorzej niż słynny czasomierz z drogich salonow.? Obawiam się że moj jest dokładniejszy . A sens życia???? Niech każdy nada go sobie sam.

    1. Mam wrażenie, że na siłę skupia się Pan na skrajnościach, zapominając, że tak naprawdę dominują szarości. Wydawanie całej pensji w dzień, bo się poszło na zakupy to jedna skrajność. Kupowanie tylko najtańszych rzeczy w markecie, tylko tyle, żeby jakoś przeżyć to druga. Proszę szczerze odpowiedzieć, czy nie kupił Pan czegoś tylko dlatego, że chciał? Nigdy nie kupił Pan jakiegoś gadżetu? Elektroniki? Czegoś do hobby? Samochodu większego, z mocniejszym silnikiem, lepiej wyposażonego, niż było konieczne? Nie poszedł Pan do kina? Nigdy nie wypił Pan alkoholu, nie kupił kwiatów partnerce? Nigdy? Czy jednak się zdarzało? Tak naprawdę mało kto ma w domu dziesiątki płaszczy, garniturów, marynarek, prędzej po kilka. Do tego kilka par butów, trochę koszul. Ot, kupujemy, bo chcemy, możemy, nie nadwyręża to naszego budżetu. Nikogo nie krzywdzi. Zresztą, sam Pan napisał: „chodzącym na co dzień w gumofilcach”. Znaczy, że też Pan, chociażby podświadomie uważa, że są sytuacje (od święta), gdy jednak nikt nie założyłby gumofilców. Odniosę się jeszcze do: „Niech każdy żyje jak chce , oczywiście w granicach ustanowionego prawa, I da zyc bez przytyczek ludziom np takim jak”. Ależ o to chodzi w tym wpisie. Że nie wiedzieć czemu, ale zajmowanie się ubiorem to forma hobby która u facetów jest strasznie atakowana. Można zmieniać co chwila telefon, wędkować, interesować się motoryzacją, podróżować, grać, uprawiać survival, niejednokrotnie wydając na to dużo pieniędzy. Można nawet wydawać pieniądze na papierosy, czy alkohol. I nikt się nie czepia. Ale już przy temacie mody męskiej, to od razu komuś się to nie podoba, ktoś krytykuje, że szkoda pieniędzy, że po co to komu. Z drugiej strony, zdarzają się i osoby, które uważają, że noszenie garnituru to coś nobilitującego i patrzą na innych z góry, ale tacy ludzie to mam nadzieję mniejszość. I czytając teksty na tym blogu mam wrażenie, że nie ma tutaj tej wyższości, że autor akceptuje, że ludzie się różnie ubierają i nie ma z tym problemu. Ja osobiście uważam, że jedynie w pewnych sytuacjach kulturowo „wymagany” jest pewien ubiór. Ale w każdej innej? Jak kto chce, tak niech się ubiera. Ale niech to idzie w obie strony i jak kto chce w marynarce, to niech ją założy.

    2. Oj, niby każdy żyje jak chce i na co chce wydaje pieniądze, ale chłopskich korzeni nie omieszkał Pan nam wypomnieć. Cóż, chłopskie korzenie ma bodaj 90% społeczeństwa – co miałoby z tego wynikać? Że nie dla psa kiełbasa? Skoro jestem chłopem z pochodzenia mam chodzić w dresie i „adidasach”? Wyrzuca Pan z siebie swoją własną projekcję tego jak wygląda sartorialne hobby i zarzuca innym próżność i rozrzutność. Skąd Pan wie jak to wygląda?
      To teraz ja zapytam Pana – ma Pan garnitur, skórzane buty i krawat? Jak duży ma Pan telewizor? Pije Pan alkohol? Jak starym i jakiej klasy autem Pan jeździ?
      Czy jest Pan na 100% pewien, że każda z tych rzeczy to faktycznie potrzeba, a nie łechtanie własnego ego, tudzież próba zaimponowania sąsiadowi?

    3. chyba odniósł Pan wrażenie, że czytelnicy tego bloga co sezon wymieniają pół szafy za conajmniej kilka- bądź kilkanaście tysięcy złotych w pogoni za modnymi wzorami, materiałami i poczuciem luksusu. Moim zdaniem umknęło Panu to, że zainteresowanie modą męską pozwala świadomie wybrać ubiór wygodny, ładny, trwały i odpowiedni do okoliczności (warunki atmosferyczne, rodzaj aktywności/spotkania) i adekwatny do zasobności portfela. W moim przypadku nie ma to nic wspólnego z rozrzutnością, choć faktycznie pozwala się ubrać „na bogato” względem przeciętnego otoczenia.
      Zapewniam, że biorąc pod uwagę wytrzymałość wysokiej jakości naturalnych materiałów, (przy rozsądnym rozmiarze garderoby) długoterminowo oszczędzamy względem ubrań tanich, marketowych, a komfort noszenia jest nieporównywalnie wyższy, co przekłada się choćby na mniejsze zmęczenie pod koniec dnia.

      Dostałem jakiś czas temu koszulę z Lidla bawełnianą – nie żebym robił antyreklamę, ale w porównaniu do reszty mojej szafy to sztywny, szorstki worek którego nie chce się nosić tym bardziej, że obciera szyję przed końcem dnia. Co z tego że była tania.

      Jestem zdania, że regularne noszenie wysokiej jakości dobrze dobranej pary butów, koszuli czy marynarki przez 10 czy 20 lat zdecydowanie nie wpisuje się w nurt konsumpcjonizmu, ale do tego niezbędna jest elementarna dbałość o swoje rzeczy. Dodatkowo przypominam, że nie wszystko musimy mieć ze sklepu- ponieważ jestem niewymiarowy ponad 70% całej mojej garderoby (poza butami i bielizną) to używane ubrania i dodatki z lumpeksu po kilknanaście zł, wśród nich kilka takich marek jak Cerruti, Brioni, Boss, Hiltl, Paco Rabanne po drobnych poprawkach krawieckich jak zwężenie, odwinięcie rękawów czy nogawek.
      Nawet zegarki mechaniczne nie muszą kosztować majątku, ładne, dobrze zachowane powojenne modele mniej renomowanych marek można dostać już od 100zł, a przecież są mogą służyć jeszcze kolejnym pokoleniom, jak pióra wieczne.

      Oczywiście wymaga to więcej zaangażowania i czasu niż zakup w sklepie, nie wszystko też można dostać w ten sposób ( trudno o kamizelki, muchy, marynarki bez podszewki i w kratę) ale chciałem pokazać, że to nie jest snobizm bądź leczenie kompleksów, i przy odrobinie cierpliwości, zacięcia i wsparcia merytorycznego nawet bezdomny byłby w stanie się ubrać prawie jak autor niniejszego bloga. Uważam, że każdego stać na wykreowanie swojego imażu, pozastaje go tylko go wybrać 🙂

    1. Zastanawiam się zatem co Pan robi na tej stronie i dlaczego obraża Pan zainteresowanych klasycznym ubiorem? Póki co mam wrażenie, ze odpowiadam internetowemu trollowi, który nie potrafi się rzeczowo odnieść do żadnego argumentu, przytacza za to swoje „zagraniczne” doświadczenia sprzed lat jako dowód (anegdotyczny) swojej racji. Plus mocno podkreśla ciężką pracę fizyczną (no przecież inni odbiorcy komentowanego tekstu nigdy ani fizycznie/ani za granicą/ani ciężko nie pracowali) oraz przynależność klasową i związane z nią kompleksy (najwyraźniej pańskie własne). Nie próbuje Pan nawet dyskutować, za to ma z góry założoną tezę i zrzuca na nas ciężar jej obalenia – piękny wybieg erystyczny. Jeżeli chciał Pan zamanifestować swoja wyższość, podbudować ego, i poobrażac ludzi – brawo. Sam jako dość oszczędny gość poczułem się zadziwiająco dotknięty tymi tanimi obelgami – kolejny punkt dla Pana. A teraz zachęcam do zajęcia się własnymi problemami, bo dyskutować raczej nie ma o czym.

    2. To co Pan robi na tym blogu? Jeśli dobrze się Pan czuje w gumofilcach? Gdzie w ogóle można chodzić w takich butach?
      Ja czytam blog Jana bo interesuję się ubiorem męskim bo mój mąż nie jest tym zainteresowany i nie przekazał synom zasad eleganckiego męskiego ubioru. Ktoś musi, inaczej syn pracując w sądzie lub kancelarii ubrany byłby nieodpowiednio. Starsi chodzą wiecznie w dżinsach i butach sportowych bo też taką pracę mają, że marynarka byłaby nie wygodna.

  24. Przepraszam jakie konkretnie obelgi ma Pan na myśli? Za wszystkie swoje sformulowania z góry przepraszalem. Pisałem ” że nie chce obrazić nikogo uczuć modowych”. Przepraszam Pana raz jeszcze . Jestem tu bo to świetny blog, a Gospodarz odwala znakomitą robotę. Podkreśliłem pracę fizyczną bo nie wszyscy pracują w warszawskich korporacjach. Jest też inny świat szary i ponury i biedny. A Jan wprowadza mnóstwo kolorytu i pozytywnych emocji.Te troszkę kabaretowa polemikę podjąłem gdyż odczułem subiektywnie ( przepraszam bo mogę znów niechcący kogoś urazic) że są ludzie którzy klasyczna elegancję sprowadzają niemal do rangi ” religii”. A to chyba nie o to chodzi……….Pozdrawiam serdecznie wszystkich

    1. Mówi Pan o zjawisku niestety dość powszechnym i dotykającym chyba większości dziedzin życia, od otymalnego rodzaju tłuszczu do smażenia, po jedyną słuszną formę turystyki. Cechą wspólną takich osób jest nachalność i wywyższanie ponad innych z byle powodu, wykorzystywane do podbudowy własnego poczucia wartości. Może to być np. krewny, co ma regularną potrzebę ogłaszać wszystkim na rodzinnych spotkaniach, że ich pojazdy to nie samochody, tylko godne pożałowania taczkowozy niewarte żadnej wydanej na nie złotówki – bo motoryzacja zaczyna się od 200 koni mechanicznych!

  25. Łysy łeb, dresy, adidasy przez cały rok, jakies tatuaże, stara bema,grożny czworonóg,laska po gimnazjum,kozak w grupie, zepsute tryby i zna się na wszystkim. Polak miłosnik kartofli i cebuli.

  26. Na Ebay po wpisaniu frazy Square toe shoes wychodzi mnóstwo używanych butów firm , które na tym blogu przedstawiane są jako luksusowe szyjace na ramie. A chyba Autor pisał kiedyś że są obciachowe takie z obcietym czubkiem. Jeżeli takie buty robi firma np na literę L. I są przeznaczone na rynek brytyjski to jest prawdopodobieństwo pewne że jakiś prawdziwy Lord , lub co najmniej gentleman paraduje w takim obuwiu. Co ty na to drogi Janie?

  27. Janku źle się wypowiedziałem. Ok teraz właściwie i całkowicie poważnie. Otóż jeżeli uznane marki obuwnicze( także te wymieniane na tym Blogu) produkują buty ” Square toe” to czemu pisałeś o nich że są obciachowe? ( czy podobnie sformulowales). Jeżeli robią takie buty i kosztują kilkaset , a nawet tysiąc funtów no to chyba kupują je eleganci, gentelmeni i może nawet lordowie.Czemu one mają być nieeleganckie, a te z zaokrąglonymi noskiemi eleganckie? Czy jest jakaś księga objawiona, gdzie zawarte są wszelkie prawdy i zasady elegancji? Czy tylko Jan może to arbitralnie rozstrzygać? Pozdrawiam serdecznie

    1. Ja niczego nie rozstrzygam; wyrażam swoje opinie i udzielam rad, z którymi można się zgadzać lub nie.
      Tym niemniej jestem pewien, że ci, którzy z moich rad korzystają – nie wychodzą na tym źle 😉

  28. Domyślam się, że używając bezpośredniego języka komentatorów, chciał Pan podkreślić ich niewygórowany poziom intelektualny, jednak nawet w tym przypadku wypada zachować poziom – ot posługiwanie się wulgaryzmami przez autora artykułu powoduje, że staje się on dla mnie mało wiarygodny w tematyce w której się porusza, a garnitur ze zdjęcia stał się dla mnie wtenczas przebraniem, a nie ubraniem. Stylizacja bardzo ładna (z pewnością założona poza terenem silnie zurbanizowanym, przed godziną 18:00), jednak wizerunkowo wadzi mi trochę ta ręka włożona do kieszeni – zwłaszcza jeśli jest się w domu, a nie w kolejce do kasy, gorączkowo szukając drobnych 😉

  29. Szanowny Janie,
    opisywana przez Ciebie sytuacja niestety faktycznie ma miejsce. Co więcej, wraz z upływem czasu i pojawianiem się nowego pokolenia, nabiera coraz większej intensywności, zwłaszcza w Polsce. Taką „rewolucję” zafundował nam system, który zaprzestał uczyć nas nie tylko zasad związanych z zewnętrznym wizerunkiem, ale także wewnętrznym – według mnie obie te sfery wbrew pozorom, są ze sobą ściśle powiązane. Ludzie bowiem utracili pojęcie, że właściwy ubiór wiąże się z naszą kulturą osobistą (wewnętrznymi wartościami), ale też stosunkiem do danego miejsca oraz osób, w towarzystwie których przebywamy (przez ubiór wysyłamy do społeczeństwa niewerbalny przekaz i nastrój). Nie sposób zaprzeczyć też temu, że prawidłowy „strój” (jak sama nazwa wskazuje – „stroić się”) wpływa odpowiednio na nastrój – nasz oraz przebywających wokół ludzi. Ja z własnego doświadczenia muszę powiedzieć, że w Polsce zaistniał kryzys związany z doborem właściwego stroju, co niestety moim zdaniem przełożyło się też na upadek wewnętrznych wartości człowieka (zjawiska zewnętrzne mają wpływ na wnętrze człowieka i na odwrót). Jeszcze w czasach PRL funkcjonował nieporównywalnie większy formalizm związany z ubiorem niż współcześnie (nie było tych amerykańskich bluz, zaś dominowały eleganckie garnitury). W tym miejscu chce dodać coś bardzo ważnego, otóż niestety, wbrew pozorom, współczesny kryzys nie dotyka tylko zasad ubioru panujący wśród nieformalnych okoliczności (jak wyjście na spacer, do kina, zakupy i inne) oraz przeciętnych „zjadaczy chleba”, ale, co może wielu z Was zaskoczyć – problem sięga także takich osób i miejsc, gdzie przeciętny człowiek spodziewałby się choć przynajmniej formalnego stroju właściwego dla powagi i charakteru wykonywanych funkcji. Jestem prawnikiem i przez bezpośrednie doświadczenie wiem , że współcześnie pojmowanie prawników jako mężczyzn chodzących pod krawatem w eleganckim garniturze stało się niestety tylko stereotypem (podejrzewam, że to samo dotyczy lekarzy). Tytułem przykładu, w samej prokuraturze, prokuratorzy (asesorzy) ubierają się mniej formalnie niż to czynił w czasach PRL woźny, czy elektryk. Z mojej obserwacji wynika, że nie mniej niż 95% prokuratorów chodzi do pracy………. w t-shircie, jeansach, a czasami jakichś polo, czy koszulach nieformalnych oczywiście. Jak dla powagi tego zawodu, wygląda to wręcz komicznie i lekceważąco wobec sprawowanego urzędu. Nie wspomnę już o krawacie, którego nie sposób zauważyć (przy ewentualnych koszulach szyja pozostaje goła) . Problem podobny dotyczy sądownictwa – sędziów – totalny brak formalizmu, zaś przeciętny sędzia ubiera się na poziomie formalności odpowiadającej formalizmowi protokolanta sądowego, co wygląda zabawnie, a gdyby nie toga sędziowska (zakładana w trakcie rozpraw) przykrywająca znaczną część odzieży, to takie wystąpienia mogłyby niejedną osobę doprowadzić do śmiechu. W przypadku adwokatów i radców prawnych, problem też ma miejsce, jednak w mniejszym natężeniu(może dlatego, że są przedsiębiorcami i muszą wywierać zaufanie wobec klienta?). Według mnie jest to dowód totalnego upadku podstaw kultury człowieka, gdzie już nie tylko przeciętni ludzie odrzucili od siebie klasyczne zasady mody męskiej, ale także osoby pełniące elitarne funkcje w tym państwie, od których społecznie więcej powinno wymagać się formalizmu i elegancji.
    Jestem ciekaw, co Janie o tym myślisz? Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za wpisy, których lektura wywołała we mnie ogromne zainteresowanie na przestrzeni ostatnich kilku dni.
    S.

    1. Od wielu lat można zaobserwować postępującą każualizację strojów – także wśród przedstawicieli tzw. prestiżowych zawodów. Zdaje się, że pandemia COVID-19 jeszcze ten proces przyspieszyła. Ja to po prostu przyjmuję do wiadomości, ale jednocześnie staram się namawiać do tego, żeby całkowicie nie zrywać z klasyczną elegancją i hołdować jej tak często jak się tylko da – chociaż już niekoniecznie na co dzień. Od lat obserwuję też bardzo ciekawe zjawisko – które zresztą napawa mnie otuchą – dużego zainteresowania klasycznym strojem wieczorowym, wśród młodych ludzi szykujących się do studniówki. Może zatem nie wszystko jeszcze stracone?

      1. Wierzę, że będą jeszcze młodzi ludzie, którzy obok męskiej, klasycznej elegancji nie przejdą obojętnie. Skoro już mam przyjemność doświadczyć Twojej aktywności bezpośrednio pod moim adresem, to bardzo bym Cię prosił o pomoc w następujących kwestiach:
        1. Czytałem w Twoich wpisach, że nie należy spodni garniturowych nosić na poziomie bioder, lecz w pasie. Zgadzam się z tym jak najbardziej i zaobserwowałem u siebie, że błąd ten powielałem dotychczas. Spróbowałem podciągnąć spodnie wyżej, blisko pępka, jednak zauważyłem, że spodnie z czasem zsuwają się do pierwotnego stanu (poziomu bioder). Zastanawiam się więc, czy to wina rodzaju spodni, czy po prostu pasek powinienem zapiąć na dalszą dziurkę?
        2. Zainspirowałeś mnie Janie noszeniem kapeluszy, stąd pojawił się u mnie pomysł zakupu takowego. Chcę nabyć kapelusz elegancki, który będzie pasował do płaszcza. Stąd moje pytanie: czy do płaszcza jasny brąz/ecru/beż, kupować kapelusz jasny (np. brąz ), czy będzie pasował może czarny do takiego stroju, bądź też siwy? Czy kapelusz musi być kategorycznie w podobnej tonacji co odzież wierzchnia, czy może odbiegać od niej jak właśnie np. jasny brąz(płaszcz) i ciemny szary (kapelusz)?
        Cały czas „pochłaniam” Twoje wpisy, zarówno te starsze jak i aktualniejsze. Po kilkudniowej ich lekturze, muszę powiedzieć, że mają ogromne oddziaływanie na moje życie.
        Życzę wszystkiego dobrego, z pozdrowieniami, Sławomir.

        1. Muszę powiedzieć, że nie ma dla mnie większej satysfakakcji niż świadomość, że są czytelnicy, dla których moje wpisy są ważne. I to ważne nie tylko ze względów edukacyjnych; dotyczących różnych aspektów męskiej elegancji, ale także ze względów podejścia do życia.
          Problem spodni leży głównie w ich kroju, a nie w tym jak wysoko je podciągniemy. Czyli od tego jak wysoki jest ich stan – a z tym bywa bardzo różnie. Jeśli mamy do czynienia z biodrówkami (a tak jest w większości spodni oferowanych przez marki nastawione na masowego klienta) to podciąganie ich do wysokości pasa jest bezcelowe, bo po pierwsze będą się wpijać w krok, co będzie bardzo niewygodne, a po drugie i tak się obsuną. Ale są też marki szyjące spodnie garniturowe ze średnim stanem i w tych przypadkach ich podciągnięcie do wysokości pasa będzie możliwe i da efekt w postaci ładnego ich układania się. Utrzymanie ich w takim położeniu wymaga rzeczywiście nieco większego zaciśnięcia pasa albo użycia szelek – co jest rozwiązaniem najlepszym. Wspomnę jeszcze o spodniach z podwyższonym stanem (duża rzadkość – bo masowi klienci ich nie akceptują), które koniecznie wymagają szelek.
          Kapelusze nie muszą być w takim kolorze jak płaszcz. Oczywiście może tak być, ale wtedy trzeba dobrze zgrać ich odcienie, co bywa dość trudne. Ja preferuję kapelusze w kolorach kontrastowych w stosunku do płaszcza. Np. granatowy kapelusz do brązowego płaszcza lub odwrotnie. Jeśli chodzi o kapelusz czarny to ma on bardzo wąskie spektrum zastosowania: jedynie do czarnego płaszcza. Pamiętaj o tym, że kapelusz ma jeszcze otok, który można zmieniać, dostosowując go do kolorów innych elementów stylizacji. Poniżej przykłady kapelusza w kolorze płaszcza i w kolorze kontrastowym.

          1. Szanowny Janie, dziękuję bardzo za odpowiedzi, widzę oczywistą rację w Twoich wiadomościach, a nadto czuje jak emanuje od Ciebie ogromna wiedza i doświadczenie, co jeszcze dodaje mi motywacji do tego, by zmienić styl w swoim życiu. Faktycznie coś jest nie tak z tymi spodniami, których oferty są adresowane do masowych odbiorców. Odnalazłem w Internecie nieco informacji na temat spodni „wysoko stanowych”, które właśnie charakteryzują się tymi cechami, na które Ty wskazujesz. Widzę, że ciężko znaleźć tego rodzaju spodnie w sprzedaży, np. w Vistuli nie znalazłem, ani w Bytomiu (wszystkie biodrówki). Jednak zauważyłem, że w ofercie sprzedażowej takie spodnie są dostępne w sklepie „PEWIEN PAN”, jednak zastanawiam się nad ich formalnym charakterem, a zwłaszcza, czy do takich spodni będą pasować marynarki? Jeśli tak to czy klasyczne, czy tylko te mniej formalne jak np. tweedowe?
            https://pewienpan.pl/product-pol-3662-Bezowe-spodnie-chino-wysoki-stan.html

      2. planuje kupic sobie spodnie z wysokim stanem, ale zastanawia mnie jedna rzecz, widzę, że we wszystkich tego typu spodniach jest dziwna część ta, w której powinien być założony pasek, tak jakby te szlufki były przeznaczone na szeroki pas wojskowy (szlówki sa bardzo szerokie), czy to normalne? Czy do takich spodni mozna nosić tradycyjny pasek, cienki garniturowy? będzie to pasowało?

        1. Rasowe spodnie z wysokim stanem w ogóle nie powinny mieć szlufek tylko ściągacze ze sprzączkami po bokach, plus guziki do szelek. Często natomiast się zdarza, że mają szeroki gurt co nie znaczy, że taki ma być też pasek. Jeśli już mają szlufki i będą noszone z paskiem, to może to być wyłącznie elegancki pasek o standardowej szerokości 3 cm. Szeroki pas o szerokości 4 cm lub więcej – jest wykluczony.

          1. Czyli spodnie bez paska takie pasują i moga być w taki sposób noszone. Dziekuję. Co sądzisz Janie o tych konkretnych spodniach , chciałbym je łączyć z marynarkami różnego rodzaju . Chociaż troche niepokoi mnie szerokość nogawek na samym dole, bo to 38 cm. Co sądzisz o tym? Może warto by było kupić i je troche zwężyć u krawca, np. o te 1-2 cm?
            Proszę o pomoc, będę wdzięczny .
            https://www.poszetka.com/product-pol-6808-Spodnie-Alfred-flanelowe-szaro-granatowe.html#close

          2. moim zdaniem zwężając zrobisz sobie ze spodni legginsy. 38cm obwodu to jest 19cm przy mierzeniu na płasko i wygląda naprawdę zgrabnie. Jestem szczupły/chudy, mam spodnie z Bytomia z obwodem nogawek u dołu 37cm i nie chciałbym żeby nogawki były węższe niż obecnie, bo zamiast swobodnie opadać zostawały by mi na łydce po każdym wstaniu z krzesła, schyleniu, kucnięciu itp., co mi się zdarza w spodniach z Zary. Jeśli każdorazowo nie pociagnę nogawek do dołu, wyglądam jak w rybaczkach 🙂

          3. To są właśnie rasowe spodnie dandysowskie; nie mają szlufek, a ta jedna – widoczna na zdjęciu – służy do stabilizacji zapięcia. Szlufek na pasek nie ma. Szerokość nogawki 19 cm u dołu wydaje mi się optymalna (wszystkie spodnie szyte na miarę, które mam, mają taką właśnie szerokość). Tak jak pisze w swoim komentarzu Szymon, węższe nogawki mogą powodować, że spodnie będą się blokować się na łydkach, co jest niedopuszczalne w przypadku eleganckich spodni wełnianych.

  30. Im bardziej ciemny naród, tym jaśniej świecą ludzie tacy jak Pan, Panie Janie. Więcej miejsca dla nas, robimy większe wrażenie i zaklinamy rzeczywistość. Osobiście zacząłem do garnituru zakładać zegarek do niego stworzony, nie jestem jeszcze zegarowym świrem, traktuję zegarek jako kolejny dodatek, który urozmaica stylizację. Niemniej jednak powszechna każualizacja, czy jest takie słowo?, Zdecydowanie nie wychodzi nam na dobre. Dobrze, że są w naszym kraju ludzie tacy jak Pan, którzy pokazują, że można inaczej. Pozdrawiam i do zobaczenia mam nadzieję.

    1. Dziękuję za miłe i ciepłe słowa 🙂
      Mężczyźni zainteresowani eleganckim, klasycznym ubiorem zawsze stanowili i będą stanowić mniejszość, co wydaje się dość naturalne. Zdecydowana większość nie przywiązuje wagi do kwestii ubioru, a jest jeszcze mała mniejszość nastawionych wrogo do tych, którzy o ubiór dbają oraz do samej idei dobrego ubierania się. Jak mawia klasyczka: „taki mamy klimat”. Byłoby bardzo ciekawe gdyby ktoś zrobił badania związku pomiędzy zainteresowaniem klasycznym ubiorem a preferencjami politycznymi. Wprawdzie intuicyjnie każdy zapewne czuje jaki byłby wynik, ale co badania – to badania. To się jednak nie wydarzy: nikt takich badań nie zrobi 😉
      Jeśli chodzi o zapożyczenia językowe: „każulalowy” i jego pochodne: „każualizacja” to one dopiero wchodzą do naszego języka. Mogą się przyjąć, mogą zostać odrzucone; na razie u niektórych osób wywołują odruch sprzeciwu. Co ciekawe zdecydowanie mniejszy sprzeciw budzi to samo słowo tylko zapisane w formie: „casualowy”. Sytuacja jest analogiczna jak z dżinsami, tylko przesunięta w czasie o ponad pół wieku. Początkowo „spodnie typu jeans” konkurowały z „farmerkami”, później przyjęły się „jeansy”, a obecnie powszechne są „dżinsy”. Modowy słownik pełen jest zapożyczeń, ale niektóre tak się zadomowiły w naszym języku, że już nikt nawet nie pamięta, że są zapożyczeniami – np. krawat. Na drugim biegunie są zapożyczenia, które rażą swoim nienaturalnym brzmieniem a mimo to są używane – np. loafersy.

  31. Zauwazylem mnostwo komentarzy pod wpisem. Nie przeczytalem ich z powodu braku czasu, a moze i glebszego zainteresowania tematem.
    Jedna rzecz nadzwyczaj przykro zaskoczyla mnie w Pana wpisie: wulgaryzmy!

    Pana blog jest (!) wzorem kultury i to nie tylko w sprawach ubioru, ale np. elegancji jezyka, jakim Pan sie posluguje. Prosze sobie wyobrazic moj szok.

    Nadzwyczaj ubolewam nad tym, ze wulgaryzmy wydaja sie byc czescia wspolczesnego jezyka polskiego. Taka jest moda. Natomiast jezyk ponadczasowo elegancki wulgaryzmow nie powinien dopuszczac w zadnym wypadku!

  32. Świetny wpis! Czytając przed oczami malował mi się obraz redaktora naczelnego pewnej znanej gazety, odbierającego odznaczenie z rąk prezydenta RP w crocsach na nogach.
    Zastanawiam się czy w Europie Zachodniej mężczyźni też tak podchodzą do kwestii ubioru. U nas dalej panuje przekonanie, że mężczyzna dbający o swój wygląd i ubiór jest albo dziwakiem albo jest „ciepły”. A tak swoją drogą to może jakiś wpis na temat perfum? Może parę słów o zapachach jakich używasz? W końcu perfumy to nie tylko dodatek, ale integralny element wizerunku.

    1. Dziękuję 🙂
      Jeśli chodzi o zapachy to opublikowałem swego czasu wpis: Historia męskich zapachów, który był oparty na bardzo ciekawym referacie wygłoszonym przez Małgorzatę Biniecką-Popoli – profesorkę Uniwersytetu Rzymskiego La Sapienza. Wprawdzie dużo tam o przeszłości ale są też odniesienia do zapachów współczesnych. Trudno do tego coś dodać. Tym bardziej, że zupełnie nie mam umiejętności werbalizacji wrażeń zapachowych 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *