Język polski, podobnie jak wszystkie inne języki, nieustannie się zmienia. Jest to proces spontaniczny i oddolny, ze sporym opóźnieniem odnotowywany przez różne – mniej lub bardziej oficjalne – słowniki. To jednak nie przeszkadza nam w sprawnym porozumiewaniu się, choć niektóre nowe słowa – dobrze już zadomowione w różnych subkulturach – bywają nieraz niezrozumiałe dla ogółu. Bardzo szybki (i ciągle przyspieszający) rozwój cywilizacyjny zapoczątkowany mniej więcej wraz z zakończeniem II Wojny Światowej, wymusza pojawianie się nowych słów dla określenia rzeczy, czynności, procesów, czy nawet emocji lub uczuć. Wymyślanie nowych słów jest zjawiskiem bardzo ciekawym, bo chyba jeszcze nigdy się nie zdarzyło, żeby znany był autor jakiegoś słowa. A przecież ktoś musiał go użyć po raz pierwszy, gdy nie było jeszcze nikomu znane. Jednak autor pozostaje zawsze anonimowy. Jeszcze ciekawszy jest proces prowadzący do tego, że jedne słowa się przyjmują i wchodzą na stałe do języka, a inne są odrzucane. To jednak temat do poważnych naukowych dysertacji i nie zamierzam go zgłębiać w tym artykule.
Chciałbym natomiast podzielić się kilkoma refleksjami, które wydają mi się ciekawe. A pretekstem do moich rozważań jest dyskusja jaka wywiązała się pod facebookowym postem, w którym udostępniłem artykuł z bloga, na temat butów żeglarskich. Jak to zwykle bywa, mało kto z dyskutantów przeczytał artykuł, natomiast wielu odniosło się do jednego zdania postu, które brzmiało: Buty żeglarskie mają charakter każualowy i są idealne na lato. A właściwie nie tyle do całego zdania, ile od jednego słowa: każualowy. Słowo się nie spodobało i uznane zostało za zaśmiecające język polski, co najdobitniej wyraził (wyraziła) Aggie pisząc: Trzymajmy się więc dzielnie bo sun zaleje nas łejw każualowych ale i sofistikejted pongliszów. Żart się nie udał ale intencje były szlachetne 😉 Dowcipem chciał też błysnąć Marek, który napisał: charakter kżualowy – i wszystko jasne. Konia z rzędem temu kto zrozumie co miał na myśli Marek, pomijając jedną literę w słowie każualowy 🙂
Wydaje mi się, że problemem dla krytyków było nie tyle samo słowo, ile forma jego zapisu. Zapożyczenie: casual/casualowy jest już dość dobrze zadomowione w naszym języku, gdyż jego odpowiedniki – luźny, niezobowiązujący, zwykły, codzienny, swobodny, nieformalny itp. – nie w pełni oddają to, o co w nim chodzi. Poza tym mają charakter ogólny, natomiast określenie: casual odnosi się wyłącznie do ubioru – jest zatem bardziej precyzyjne. Problemem był prawdopodobnie spolszczony zapis: każualowy zamiast casualowy. Ale tu krytycy wpadli w pułapkę. Przypuszczam bowiem, że nie przyszłoby im do głowy oburzać się na zapożyczenie: dżinsy i uznaliby je za jak najbardziej poprawne i polskie, ale z kolei mieliby zapewne zastrzeżenia do używania w języku polskim słów jeans lub jeansy (czyli odwrotnie niż w krytykowanym przypadku). A już z całą pewnością popukaliby się w głowę, gdyby ktoś zapożyczenie: mecz, zapisał w formie: match (polska reprezentacja rozegrała match z drużyną Anglii). Bo tak już jest z zapożyczeniami, że w różnych fazach swojej ekspansji, wywołują różne reakcje. A w początkowej fazie – nawet emocje.
Trzeba jednak oddać sprawiedliwość facebookowym krytykom, że czasami zapożyczenia z języków obcych (głównie z angielskiego) są wprowadzane bez umiaru i zdecydowanie na siłę. Każdy kto pracuje lub pracował w korporacji, zapewne niejednokrotnie dziwił się językowi jakim posługują się analitycy finansowi lub informatycy. W każdym razie ja się dziwiłem, gdy jeszcze byłem aktywny zawodowo. Zapożyczenia mają sens wtedy, gdy nazywają jakąś rzecz, czynność lub proces, które nie mają polskiej nazwy. Z czasem takie zapożyczenia wtapiają się w język i np. dziś mało kto zdaje sobie sprawę, że zapożyczeniami są słowa: batalia, fryzjer (fr.), serial, wagon (ang.), ratusz, warsztat (niem.), alkohol, bazar (arab.), hałas, zamek (czes.), szpinak, bankiet (włos.), bryndza (rum.), juhas (węg.), torba (tur.), i wiele innych. Ale zdarza się też tak, że zapożyczenia wypierają istniejące, polskie słowa. Sztandarowym tego przykładem z obszaru mody męskiej są nazwy rodzajowe butów: zapożyczenie oksfordy wypiera tradycyjną polską nazwę wiedenki, zapożyczenie derby wypiera nazwę angielki, zaś zapożyczenie brogsy już wyparło nazwę golfy. Bardzo nad tym boleję, ale wydaje się, że jest to proces, którego nie da się zatrzymać. Póki co ja sam używam nazw: wiedenki i angielki, ale też pogodziłem się z brogsami i w zasadzie nie używam nazwy golfy. O co zresztą mam do siebie pretensje gdyż uważam, że zaletą nazwy: golfy jest nie tylko fakt, że jest tradycyjna i polska, ale jest po prostu ładniejsza od nieprzyjemnie brzmiących brogsów.
Męskie obuwie jest bardzo wdzięcznym polem do językowych rozważań, bowiem panuje tu istny galimatias; zapożyczenia nie tylko mieszają się z nazwami polskimi, ale powszechne jest też mylenie ze sobą różnych nazw. Na tym tle pozytywnie wyróżniają się lotniki, czyli buty wykonane z jednego kawałka skóry, z jedynym szwem na zapiętku (występują też lotniki bezszwowe, ale to zupełnie odrębny temat). Otóż anglojęzyczna nazwa tego typu butów to: wholecut shoes. Gdy pojawiły się w Polsce, otrzymały ładną i bardzo adekwatną nazwę: jednokrójki. Jak to się stało, że nazwa ta z czasem wyszła z użycia, zastąpiona przez lotniki – pozostaje tajemnicą. Nie natknąłem się dotąd na żadne źródło, które by wyjaśniało etymologię lotników. Co nie zmienia faktu, że nazwa jest bardzo udana i mam nadzieję, że nikomu nie przyjdzie do głowy zastępowanie jej wholecutami 😉
Myślę, że czas najwyższy przejść do tytułowych loafersów (każualowych – a jakże), bo to bardzo ciekawy przypadek. Ciekawy głównie dlatego, że anglojęzyczna nazwa rodzajowa: loafer shoes lub loafers, nie ma odpowiednika w żadnym innym języku. Zatem albo używa się nazwy anglojęzycznej, albo próbuje wtłoczyć loafersy do grupy mokasynów, co jest zupełnym nieporozumieniem – wyjaśniałem to obszernie we wpisie Loafersy i mokasyny – dlaczego są nagminnie mylone ze sobą? Tak więc prawdopodobnie jesteśmy skazani na okropnie brzmiące loafersy (może z czasem zamienią się na lołfersy?) chyba, że…
Muszę tu wyjaśnić, że loafersy to typ obuwia stosunkowo młody. Narodził się na początku XX wieku, wymyślony prawdopodobnie niezależnie od siebie przez dwóch szewców: Anglika Raymonda Lewisa Wildsmitha oraz Norwega Nilsa Gregoriussona Tverangera. Jednak szerszą popularność zaczął zdobywać dopiero w połowie XX wieku i to nie w Europie lecz w Stanach Zjednoczonych, gdzie stał się z czasem najpopularniejszym typem męskich butów z grupy zwanej dress shoes (buty garniturowe); najpierw wśród studentów uniwersytetów Ivy League a później ogółu Amerykanów. A skąd taka nazwa? Loafer tłumaczy się na polski jako: próżniak, wałkoń, obibok, nierób itp. Zaś anglojęzyczna nazwa butów nawiązuje do faktu, że są to buty niesznurowane, zatem ich włożenie nie wymaga pracochłonnego procesu wiązania sznurowadeł. Czyli są to buty dla leni, leserów, nygusów i wałkoni. Jednym słowem: wałkońki! Nie mam oczywiście złudzeń, że nazwa wałkońki ma szansę na upowszechnienie. Traktuję ją raczej jako rodzaj żartu. Z drugiej strony brzmi bardzo ciepło i swojsko, zatem kto wie? W każdym razie gdyby się przyjęła, byłby to pierwszy przypadek gdy autor nazwy nie byłby anonimowy 😉
W tytule wpisu i na zdjęciu głównym, figuruje poszetka włożona do brustaszy. Na zdjęciu widać też krawat oraz butonierkę w klapie blezera. Mały fragment eleganckiej męskiej stylizacji i aż pięć słów będących zapożyczeniami z trzech języków: angielskiego, francuskiego i niemieckiego. Słowo poszetka pochodzi od francuskiego pochette [wym. poszet] i jest zadomowione w języku polskim od dawna. Ciekawe jednak, że słowa tego nie odnotowuje większość słowników języka polskiego sprzed epoki internetowej. Ciekawe jest także to, że przyjęło się ono w formie zdrobniałej, chociaż niejako narzucającym się spolszczeniem wydaje się być: poszeta. Trzeba jednak przyznać, że poszetka brzmi znacznie sympatyczniej niż poszeta. Podobnie rzecz się ma ze spolszczeniem francuskiego boutonnière [dziurka od guzika, pętelka], które brzmi: butonierka. Jednak w tym przypadku przez wiele lat używano określenia butoniera, a także butonjera. W publikacjach z początku XX wieku często można się natknąć na taką właśnie formę. Później jednak zaczęto używać formy zdrobniałej i tak już zostało. Od schematu zastosowanego w przypadku poszetki i butonierki, odbiega schemat spolszczania niemieckiego słowa die Brusttasche [kieszonka na piersi]. Przecież aż się prosi, żeby – analogicznie do poszetki i butonierki – mówić: brustaszka. A jednak, przyjęło się twarde: brustasza. Przy tej okazji warto jeszcze dodać, że w Słowniku języka polskiego Jana Karłowicza, Adama Kryńskiego i Władysława Niedźwiedzkiego z 1900 roku, brustasza jest… rodzaju męskiego! Ten brustasz! Autorzy podają też jeszcze inną formę tego słowa (którą nazywają gminną): Ten brustaś! Czyż to nie jest fascynujące?
Nazwa krawat jest zapożyczeniem z języka francuskiego, ale tak bardzo zadomowionym w języku polskim, że mało kto zdaje sobie sprawę z faktu, że jest zapożyczeniem. Dość powszechnie przyjmuje się, ze krawat wymyślili Chorwaci, co jednak nie w pełni odpowiada prawdzie. Jednak trudno zaprzeczyć, że francuska nazwa cravate wywodzi się od słowa Croate, czyli Chorwat, zaś szeroka popularyzacja krawatów zaczęła się w roku 1660 kiedy to król Francji Ludwik XIV, zachwycony chustami wiązanymi na szyjach żołnierzy najemnego regimentu jeźdźców chorwackich, postanowił je wprowadzić na salony. Trzeba jednak pamiętać, że ozdobne chusty wiązane na szyjach żołnierzy możemy zobaczyć w słynnej terakotowej armii chińskiego cesarza Qin Shi Huanga (III w. p.n.e.) oraz u rzymskich legionistów uwiecznionych w marmurze na kolumnie Trajana (II w. n.e.). Innowacją wprowadzoną przez Chorwatów, był sposób potraktowania chusty: główną ozdobą nie była ona sama, lecz misterny węzeł jakim była zawiązana. Współczesna forma krawatów ukształtowała się dopiero na przełomie XIX i XX wieku, m.in. za sprawą słynnych dandysów takich jak: Oscar Wilde, Salvador Dali czy Fred Astaire.
Słowo blezer (ang. blazer) jest obecnie przypisywane głównie do mody damskiej (np. według Słownika Języka Polskiego PWN to: długi, luźny żakiet, bez kołnierza i usztywnień) ale trzeba wiedzieć, że w początkowym okresie – czyli w pierwszej połowie XIX wieku – był to strój wyłącznie męski. Oznaczał marynarkę o swobodnym kroju, uszytą z tkaniny o dość dużej gramaturze. Dzisiaj nazwa blezer – w odniesieniu do mody męskiej – jest używana rzadko; na ogół bywa zastępowana określeniami: marynarka klubowa lub marynarka sportowa. Więcej na ten temat można przeczytać we wpisie Blezer, w którym m.in. wyjaśniam skąd się wzięła anglojęzyczna nazwa blazer. Warto tam zajrzeć choćby po to, żeby się przekonać, iż etymologia nazwy podawana w większości źródeł – nie odpowiada prawdzie.
Czy można sobie wyobrazić język mody męskiej – bez zapożyczeń? Podpis pod zdjęciem powyżej składa się z dwóch zdań i 35 słów. Z czego 10 to zapożyczenia 🙂
Słowo „robot” wymyślił Josef Čapek a spolaryzował jego brat Karel.
🙂
Spopularyzował.Nie dziękuj.
Fascynujacy wpis!!!
Przeczytalem od deski do deski, a nie tylko naglowek 🙂 z olbrzymim zainteresowaniem.
Bardzo dziekuje, bo po amatorsku zajmuje sie sprawami jezykoznawczymi i jezykotworczymi, tudziez tlumaczeniami i technicznymi i prawniczymi.
Z troche innego punktu widzenia: fascynujaca (przynajmniej dla mnie) jest sprawa wszelkich tlumaczen nie tylko wyrazow, ale zwrotow i — oczywiscie — calych zdan. Porownujac np. oryginalne teksty angielskie z przetlumaczonymi na polskie, czesto mozna zauwazyc jak tlumacz „skopal” tlumaczenie (ale komu by sie chcialo robic takie porownania.)
Jeszcze raz bardzo dziekuje za fascynujacy tekst.
G.B.Shaw mawiał,że tłumaczenie jest jak kobieta-piekne nie jest wierne,a wierne nie jest piękne🙃🙂
Dobre! Nie znalem tego.
Dzieki!
P.S. Nie wiem, czy G.B. Shaw wladal jakims innym jezykiem. Jesli nie, to nie wiedzial o tym jaka frajda go ominela.
O ile sie nie myle, to „kazualowe” pisze sie przez „er-zet”, a nie przez „zet z kropka”.
(Zartuje oczywiscie)
Dziekuje
Dwa słowa, na którymi, się zastanawiasz, to znaczy – poszetka i lotniki- są dziełami jednego człowieka! Wojtka Szarskiego, znanego jako Macaroni Tomato.
Mówimy o prawdziwej prehistorii męskiej elegancji w Polsce… czyli jakoś roku 2009 r., kiedy Wojtek założył swojego bloga. I konkretnie o tym wpisie:
http://macaronitomato.blogspot.com/2009/04/chusteczka-w-kieszonce-carego-granta.html
Makaron nie stworzył tego słowa, bo, jak słusznie zauważasz, ma proweniencje francuskie i było używane wcześniej, natomiast skutecznie je rozpropagował. Smaczku nadaje fakt, że zasugerował mu je anonimowy komentator we wpisie na blogu (!!!). Można łatwo sprawdzić w google trends, „poszetka” zaczyna się pojawiać właśnie od 2009 r.
Co do lotników, nie sprawdzimy tego tak łatwo w google trends (bo oznacza to też jakąś odmianę gołębia, czy coś), jednak również Macaroni jest ojcem tego słowa. Początkiem kariery lotników jest ten oto wpis:
http://macaronitomato.blogspot.com/2009/05/angielki-wiedenki.html
a ich stałym ugruntowaniem w nomenklaturze – ten:
http://macaronitomato.blogspot.com/2012/05/lot-sikory-czyli-w-poszukiwaniu.html
Język ewoluuje. Niektóre słowa przyjmują się od razu, innym zajmuje to więcej czasu, a inne nigdy się nie zadomowią w obcej mówię. Tak jak pizza od 1000 lat jest pizzą, a pierogi pierogami, tak niektórym słowom trzeba dać święty spokój. Natura nie lubi próżni i, jeśli uzna to za stosowne, sama zagospodaruje wolną przestrzeń. Bez sztucznych wspomagaczy.
Nazwa „wałkońki” niestety nie ma szans na przyjęcie. Jest trudna w wymowie i w wypadku zgubienia w zapisie „ł” ukośnej kreseczki, może mocno namieszać 🙂 Dużo lepsza wydaje się nazwa „leserki”!
Panie Janie,
słowo „casual” jest akurat tak samo ogólne jak jego polskie odpowiedniki i może być używane tak samo swobodnie (także pod względem zakresu i punktu odniesienia). Jego „przywiązanie” do ubioru w świadomości polskiej prawdopodobnie wynika z faktu, iż spopularyzowały je korporacyjne „casual fridays”, gdy rzesze korponindżów mogły wreszcie odpocząć od wstrętnych garniturów 😉
Wartym odnotowania, acz smutnym, jest fakt, że w dzisiejszej angielszczyźnie jednym z bardziej popularnych odniesień dla słowa casual są międzyludzkie relacje, w tym te intymne… Cóż, takie czasy.
Pozdrawiam,
Leszczyna